[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszał się, widziałem jego zbliżające się stopy.Szedł szybko i zwinnie niczym tancerz, zachowywał pełną równowagę.Moje palce coś znalazły.Coś zimnego i twardego.Coś z metalu.Zacisnąłem dłoń na tym przedmiocie.Przypominał pręt.Przeturlałem się, po czym ukląkłem.Prędko do mnie podszedł.Machnąłem ręką, w której trzymałem pręt, z całej siły, zawirowałem wokół własnej osi, jakbym miał tylko ten jeden cios, tę jedną możliwość.Zobaczył, co go czeka, więc próbował się wymknąć, uchylić, lecz moja ręka była już całkowicie wyciągnięta i nie dał rady.Prawie, ale nie do końca.Trafiłem go w bok lewego kolana.Usłyszałem tępy, ohydny dźwięk, po czym Mike padł na ziemię.Nawet się nie odezwał, widziałem za to jego oczy, wybałuszone i zszokowane.Powoli się podniosłem, stałem teraz pochylony z prętem w dłoni.Spojrzałem na niego.To był łom.Trzymałem go za ostry koniec.Gdy ponownie zwróciłem na niego wzrok, Mike wstawał.Pomagał sobie dłońmi, opierał się o komodę.Kiedy całkiem się wyprostował, puścił mebel.Noga drżała pod nim, ale stał.I uśmiechał się do mnie.Jego oczy przypominały czarne dziury.– Nie wygrasz ze mną – warknął.– Zabiję cię.Zabiłem już wielu takich jak ty.Ja.Usłyszałem szum w uszach, już nie docierał do mnie jego głos.Widziałem tylko obłąkane spojrzenie, szaleńczy uśmiech, zdawało mi się też, że czuję jego zapach.Zgniły, słodkawy, chory zapach.Zrobiłem krok w przód i machnąłem łomem.Nie mógł uniknąć ciosu z powodu kolana.Uniósł ramię, by się zasłonić, a wtedy złamałem mu nadgarstek.Widziałem, że dłoń zwisa pod dziwnym kątem.Może krzyczał.W każdym razie otwierał usta, ale ja nic nie słyszałem.Znów uderzyłem i złamałem obojczyk.Coś mnie opętało.Nie dochodził do mnie żaden dźwięk.Nie widziałem wyraźnie.Ujrzałem zawieszone w powietrzu krople krwi, jak czerwony strumień spod prysznica, a także intensywnie czerwoną plamę na ścianie, ale poza tym coś stało się z moim wzrokiem.Czułem, że moja ręka unosi się i opada, raz za razem.Widziałem łom w dłoni, błysk spod zdartej niebieskiej farby, jego mokry, czerwony koniec, zwisające z niego połyskliwe, obrzydliwe kawałki jakiejś substancji.Poza tym nie widziałem nic innego.W końcu, kiedy odzyskałem wzrok, z twarzy Mike’ a niewiele zostało.Po podłodze rozlewała się powoli kałuża krwi, która zaczęła płynąć strużkami w stronę moich butów.Cofnąłem się o kilka kroków i upuściłem łom.Wiedziałem, że Mike nie żyje.Moja głowa chyba działała normalnie.Brakło mi tchu, ale poza tym czułem się zwyczajnie.Odwróciłem się i wyszedłem, ostrożnie zamknąłem drzwi za sobą, zszedłem po schodach.Potem udałem się do domu.Zajęło mi to pół godziny, ale po drodze nie spotkałem nikogo.Rozdział 24Zaczęło się przejaśniać, a kiedy pociąg wyjechał z tunelu, śnieg zalśnił w promieniach słońca.Ostre światło niemal przyprawiało o ból oczu.Mój przedział był prawie pusty.Nie zasnąłem w nocy, ale nie czułem zmęczenia.Odłożyłem gazetę i spoglądałem jedynie na krajobraz za oknem.Góry pięły się białe i potężne.Szczyty zdawały się odległe, nieosiągalne.Chciałem się znaleźć na jednym z nich, otoczony przez mroźne, jasne powietrze.Ani przez chwilę nie pomyślałem o zeszłej nocy.Nawet zdejmując zakrwawione ubrania i buty, pakując je do reklamówki i układając na dnie plecaka, nie wróciłem myślami do minionych wydarzeń.Nie zastanowiłem się nad nimi również podczas prysznica, gdy płucząc włosy, ujrzałem spływającą do odpływu rozwodnioną czerwień.Budynki przy najwyżej położonej stacji były przykryte połyskującymi śnieżnymi pierzynami, przeistaczającymi drewniane konstrukcje w surrealistyczne, bajkowe zamki.Ludzie na peronie mieli na sobie rękawice, czapki i szale, którymi ciasno opatulali twarze.Wyglądało na to, że jest zimno.W tle lśnił lodowiec.W wagonie restauracyjnym kupiłem kubek kawy i zabrałem na swoje miejsce.Pociąg się przechylił, a ja wylałem wrzący płyn na dłoń.Zabolało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl