X




[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.C.W.skończył jeśći przeciął blok na pół.Zanurzył ostrze sztyletu w jednej części sera i wyciął w niej otwór.Zdziwiony, powtórzył tosamo w drugiej połówce.Czubek noża zawadził o jakąś przeszkodę.C.W.wydłubał jąz uśmiechem.Był to niewielki pakunek, zawinięty w pergamin.C.W.rozpakował go i wyciągnął pięćbanknotów tysiącdolarowych i bilet pierwszej klasy na samolot do Paryża.Odlot miał nastąpićza trzy dni.%7ładnego wyjaśnienia nie było.C.W.obejrzał pieniądze i bilet, mrugnął i uśmiechnął się na widok inicjałów  L.van B. ,nabazgranych w lewym górnym rogu biletu. Ma facet klasę  mruknął z podziwem. Dużą klasę. Wyszedł, gwiżdżąc pod nosem Ostatni raz, kiedy byłem w Paryżu. Biurokracja opiera się na papierkach.Papierki muszą krążyć.Aby ułatwić ich dystrybucję,biurokraci uwielbiają sporządzać najróżniejsze wykazy, na które upychają tyle danych, ile siętylko da, jednocześnie, w ramach oszczędności papieru, ograniczając te wykazy do jednej kartki.Stąd właśnie wzięły się akronimy  niezastąpione ramię biurokracji.Organizacja Narodów Zjednoczonych jest ostoją biurokracji, a wszelkie skróty mnożą siętam jak króliki, choć tylko nieliczne są ważne.Jeden z nich, na drzwiach biura w małouczęszczanym skrzydle gmachu Narodów Zjednoczonych, nie przyciąga specjalnie niczyjejuwagi.Napis głosi  UNACO , a pod nim widnieją dwie tabliczki:  Malcolm G.Philpott,dyrektor oraz  Sonia Kolchinsky, zastępca dyrektora.Skrót  UNACO brzmi niewinnie, lecz nic bardziej mylnego  pochodzi on bowiem od United Nations Anti-Crime Organization (czyli  Organizacji ds.Zwalczania Przestępczościprzy ONZ ), której znaczenie trudno przecenić.Sonia Kolchinsky podeszła do biurka swojego szefa, niosąc ozdobną srebrną tacę.BiurkoPhilpotta było równie schludne jak sam właściciel, toteż postawiła ją bez kłopotu.Na tacy znajdował się malutki ekspres do kawy, filiżanki i spodki i delikatnej porcelany orazsrebrna cukiernica, dzbanek ze śmietanką i brandy w kryształowej karafce.Sonia nalała kawę i wsypała do filiżanki pół łyżeczki cukru.Zamieszała napój i  nie pytającPhilpotta  dolała, odmierzając niemal co do kropli, nieco r�my martin.Zamieszała ponowniei dodała na wierzch trochę śmietanki.Philpott podniósł filiżankę do ust, nie odrywając wzrokuod leżących przed nim akt. Wyśmienita  rzucił z roztargnieniem. Wiem  odparła Sonia.Podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się, nieco speszony. Przepraszam  mruknął. Myślami byłem daleko stąd. Tym razem wybaczam. Przechyliła kpiarsko głowę.Posągowo zbudowana, wzrostupowyżej przeciętnej, miała owalną twarz, lekko zadarty nosek i krótko przystrzyżonejasnokasztanowe włosy z grzywką, zaczesane do tyłu na kształtnej głowie.Sonia była naturalizowaną Amerykanką, lekko po czterdziestce.Ta znakomita poliglotka,a zarazem doktor fizyki molekularnej, miała IQ wyższe o kilka punktów od mężczyzny, przedktórym właśnie stała.Puściła oko do Malcolma Philpotta, rozbawiona jego zażenowaniem.Usiadła w fotelu naprzeciw jego biurka i pytająco uniosła brwi. Przejrzymy listę?  zapytała. Najwyższa pora  odparł Philpott.Nacisnął przycisk interkomu, na co z głośnika odezwałsię zachrypnięty głos: Słucham, dyrektorze?  Przynieś listę. Idę.W wielkim, przestronnym gabinecie za ścianą młody człowiek w spokojnym garniturzei grubych okularach wziął notatnik z depeszami i ruszył przez puszysty dywan, mijając świetlnąmapę świata, zajmującą całą jedną ścianę.Przed mapą, również od ściany do ściany, biegłpochyły pulpit  skrzyżowanie ławy bibliotecznej i szkolnej ławki z okresu dickensowskiego.Przy pulpicie, na wyściełanych krzesłach, siedziało trzech pracowników z identycznymi,zaopatrzonymi w miniaturowe mikrofony, słuchawkami na głowach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl