[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na ławce pomiędzy nimi siedziałDavid i czytał książkę. Widzisz? Widzisz, jak może być? Chodz, zbyt długo byliśmy rozdzieleni.Już czas,byśmy znów byli razem.Ale bądz ostrożny: ona będzie cię obserwować i czekać.Kiedy mniezobaczysz, nie oglądaj się ani w lewo, ani w prawo.Nie spuszczaj tylko wzroku z mojejtwarzy, a wszystko będzie dobrze.Odbicie zniknęło z szyby, a z ogrodu na dole postaci.Zerwał się zimny wiatr, wzbijającw pokoju obłoki kurzu i zasłaniając widok.David zaczął kaszleć i oczy zaszły mu łzami.Wycofał się na korytarz i skulił, dusząc się i plując.Nieopodal rozległ się hałas jakieś drzwi zatrzasnęły się i zamknęły od wewnątrz naklucz.David odwrócił się szybko i zobaczył, jak zamykają się drugie drzwi, potem następne.Drzwi do każdego pokoju, do którego zaglądał, zatrzaskiwały się z hukiem.W tej chwili tużprzed jego nosem zatrzasnęły się drzwi do jego pokoju.Zamykały się również wszystkiedrzwi przed nim.Drogę oświetlały mu już tylko pochodnie na ścianach i nagle one takżezaczęły gasnąć, począwszy od tych umieszczonych najbliżej schodów.Za Davidemzapanowała całkowita ciemność, która zbliżała się bardzo szybko.Za chwilę cały korytarzpogrąży się w ciemności.David biegł jak szalony, desperacko próbując wyprzedzić nadciągającą ciemność,a w uszach dzwięczał mu trzask zamykających się drzwi.Biegł jak najszybciej potrafił,uderzając mocno stopami o twardą kamienną podłogę, lecz mimo to nie był w staniewyprzedzić gasnących świateł.Zobaczył, jak gasną pochodnie tuż za nim, potem te z boku,a na koniec z sykiem zgasły te tuż przed nim.Biegł jednak nadal w nadziei, że jakoś uda musię dotrzymać im kroku, że nie zostanie sam w całkowitych ciemnościach.W tej chwili zgasłyostatnie pochodnie i zapadła ciemność. Nie! krzyknął. Mamo! Roland! Nic nie widzę.Pomóżcie mi!Nikt jednak nie odpowiedział.David zatrzymał się i zawahał.Nie wiedział, co znajdujesię przed nim, ale wiedział, że za nim są schody.Jeśli się odwróci i będzie szedł z ręką przyścianie, odnajdzie je, ale wtedy opuści matkę i Rolanda, jeśli nadal żyje.Jeśli ruszy przedsiebie, będzie szedł po omacku w nieznanym terenie, stanowiąc łatwy łup dla tej , o którejmówił głos matki; dla czarodziejki, która strzegła tego miejsca za pomocą cierni oraz pnączyi redukowała rycerzy do łusek grzechoczących w zbrojach i głów wiszących na murze.Nagle David zobaczył w oddali małe światełko, przypominające robaczkaświętojańskiego zawieszonego w ciemności i usłyszał głos matki: David, nie bój się.Jesteś już prawie u celu.Nie poddawaj się.Ruszył więc przed siebie i światło pojaśniało, aż w końcu zobaczył, że jest to lampazwisająca z metalowej ramy.Powoli z ciemności wyłaniał się zarys otaczającego ją łuku.Pochwili David stanął u wejścia do wielkiej komnaty, której sklepiony sufit podtrzymywałycztery ogromne kamienne filary.Zciany i filary były porośnięte ciernistymi pnączami o wielegrubszymi od tych, które strzegły murów i bramy fortecy.Ciernie były tak ostre i długie, żeniektóre przewyższały Davida.Pomiędzy każdą parą filarów zwisała lampa ze zdobionejżelaznej ramy, a ich blask oświetlał skrzynie pełne monet i biżuterii, kielichy i złocone ramyobrazów, miecze i tarcze, wszystko lśniące od złota i drogich kamieni.Był to skarb większy,niż większość ludzi mogła sobie wyobrazić, lecz David ledwie nań spojrzał.Skupił swojąuwagę na kamiennym ołtarzu znajdującym się na środku komnaty.Leżała na nim kobieta,nieruchomo jak martwa.Ubrana była w aksamitną czerwoną suknię, a ręce miała splecione napiersi.Kiedy David przyjrzał się jej uważniej, zobaczył, że jej pierś unosi się i opadaw oddechu.Była to śpiąca dama, ofiara zaklęcia czarodziejki.David wszedł do komnaty, a migotliwy blask lamp padł na coś jasnego i lśniącegowysoko na pokrytej cierniami ścianie po prawej stronie.Odwrócił się i poczuł w brzuchuucisk tak ogromny, że zwinął się z bólu.Trzy metry nad ziemią, na wielkim kolcu wisiało ciało Rolanda.Kolec przebił mu pierśi przeszedł przez napierśnik, niszcząc symbol blizniaczych słońc.Na zbroi widać byłoniewielki ślad krwi.Twarz Rolanda była chuda i blada, a policzki zapadnięte.Pod skórą ostrorysowała się czaszka.Obok ciała Rolanda znajdowało się ciało drugiego mężczyzny, naktórego zbroi również widać było blizniacze słońca.Był to Raphael.Nareszcie Rolandrozwikłał zagadkę zniknięcia przyjaciela.Nie byli jedyni.Sklepiony sufit komnaty usiany był szczątkami mężczyzn, którzy wisielijak wysuszone muchy w pajęczynie z cierni.Niektórzy z nich wisieli tam bardzo długo, boich zbroje pokryły się rdzą, a ciała niepozbawione głów, zamieniły się w szkielety.Gniew Davida okazał się większy niż strach, a wściekłość wzięła górę nad pragnieniemucieczki.W tej jednej chwili był bardziej mężczyzną niż chłopcem, a jego droga kudorosłości zaczęła się na dobre [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Na ławce pomiędzy nimi siedziałDavid i czytał książkę. Widzisz? Widzisz, jak może być? Chodz, zbyt długo byliśmy rozdzieleni.Już czas,byśmy znów byli razem.Ale bądz ostrożny: ona będzie cię obserwować i czekać.Kiedy mniezobaczysz, nie oglądaj się ani w lewo, ani w prawo.Nie spuszczaj tylko wzroku z mojejtwarzy, a wszystko będzie dobrze.Odbicie zniknęło z szyby, a z ogrodu na dole postaci.Zerwał się zimny wiatr, wzbijającw pokoju obłoki kurzu i zasłaniając widok.David zaczął kaszleć i oczy zaszły mu łzami.Wycofał się na korytarz i skulił, dusząc się i plując.Nieopodal rozległ się hałas jakieś drzwi zatrzasnęły się i zamknęły od wewnątrz naklucz.David odwrócił się szybko i zobaczył, jak zamykają się drugie drzwi, potem następne.Drzwi do każdego pokoju, do którego zaglądał, zatrzaskiwały się z hukiem.W tej chwili tużprzed jego nosem zatrzasnęły się drzwi do jego pokoju.Zamykały się również wszystkiedrzwi przed nim.Drogę oświetlały mu już tylko pochodnie na ścianach i nagle one takżezaczęły gasnąć, począwszy od tych umieszczonych najbliżej schodów.Za Davidemzapanowała całkowita ciemność, która zbliżała się bardzo szybko.Za chwilę cały korytarzpogrąży się w ciemności.David biegł jak szalony, desperacko próbując wyprzedzić nadciągającą ciemność,a w uszach dzwięczał mu trzask zamykających się drzwi.Biegł jak najszybciej potrafił,uderzając mocno stopami o twardą kamienną podłogę, lecz mimo to nie był w staniewyprzedzić gasnących świateł.Zobaczył, jak gasną pochodnie tuż za nim, potem te z boku,a na koniec z sykiem zgasły te tuż przed nim.Biegł jednak nadal w nadziei, że jakoś uda musię dotrzymać im kroku, że nie zostanie sam w całkowitych ciemnościach.W tej chwili zgasłyostatnie pochodnie i zapadła ciemność. Nie! krzyknął. Mamo! Roland! Nic nie widzę.Pomóżcie mi!Nikt jednak nie odpowiedział.David zatrzymał się i zawahał.Nie wiedział, co znajdujesię przed nim, ale wiedział, że za nim są schody.Jeśli się odwróci i będzie szedł z ręką przyścianie, odnajdzie je, ale wtedy opuści matkę i Rolanda, jeśli nadal żyje.Jeśli ruszy przedsiebie, będzie szedł po omacku w nieznanym terenie, stanowiąc łatwy łup dla tej , o którejmówił głos matki; dla czarodziejki, która strzegła tego miejsca za pomocą cierni oraz pnączyi redukowała rycerzy do łusek grzechoczących w zbrojach i głów wiszących na murze.Nagle David zobaczył w oddali małe światełko, przypominające robaczkaświętojańskiego zawieszonego w ciemności i usłyszał głos matki: David, nie bój się.Jesteś już prawie u celu.Nie poddawaj się.Ruszył więc przed siebie i światło pojaśniało, aż w końcu zobaczył, że jest to lampazwisająca z metalowej ramy.Powoli z ciemności wyłaniał się zarys otaczającego ją łuku.Pochwili David stanął u wejścia do wielkiej komnaty, której sklepiony sufit podtrzymywałycztery ogromne kamienne filary.Zciany i filary były porośnięte ciernistymi pnączami o wielegrubszymi od tych, które strzegły murów i bramy fortecy.Ciernie były tak ostre i długie, żeniektóre przewyższały Davida.Pomiędzy każdą parą filarów zwisała lampa ze zdobionejżelaznej ramy, a ich blask oświetlał skrzynie pełne monet i biżuterii, kielichy i złocone ramyobrazów, miecze i tarcze, wszystko lśniące od złota i drogich kamieni.Był to skarb większy,niż większość ludzi mogła sobie wyobrazić, lecz David ledwie nań spojrzał.Skupił swojąuwagę na kamiennym ołtarzu znajdującym się na środku komnaty.Leżała na nim kobieta,nieruchomo jak martwa.Ubrana była w aksamitną czerwoną suknię, a ręce miała splecione napiersi.Kiedy David przyjrzał się jej uważniej, zobaczył, że jej pierś unosi się i opadaw oddechu.Była to śpiąca dama, ofiara zaklęcia czarodziejki.David wszedł do komnaty, a migotliwy blask lamp padł na coś jasnego i lśniącegowysoko na pokrytej cierniami ścianie po prawej stronie.Odwrócił się i poczuł w brzuchuucisk tak ogromny, że zwinął się z bólu.Trzy metry nad ziemią, na wielkim kolcu wisiało ciało Rolanda.Kolec przebił mu pierśi przeszedł przez napierśnik, niszcząc symbol blizniaczych słońc.Na zbroi widać byłoniewielki ślad krwi.Twarz Rolanda była chuda i blada, a policzki zapadnięte.Pod skórą ostrorysowała się czaszka.Obok ciała Rolanda znajdowało się ciało drugiego mężczyzny, naktórego zbroi również widać było blizniacze słońca.Był to Raphael.Nareszcie Rolandrozwikłał zagadkę zniknięcia przyjaciela.Nie byli jedyni.Sklepiony sufit komnaty usiany był szczątkami mężczyzn, którzy wisielijak wysuszone muchy w pajęczynie z cierni.Niektórzy z nich wisieli tam bardzo długo, boich zbroje pokryły się rdzą, a ciała niepozbawione głów, zamieniły się w szkielety.Gniew Davida okazał się większy niż strach, a wściekłość wzięła górę nad pragnieniemucieczki.W tej jednej chwili był bardziej mężczyzną niż chłopcem, a jego droga kudorosłości zaczęła się na dobre [ Pobierz całość w formacie PDF ]