[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Diabła tam, po co? Wcale niezły był chłop z tego Francuza.Całego piątaka mi dał.- Taka to może sobie robić, co jej się żywnie podoba.Jej ojciec to, gadają, trzyma wgarści całą tę dziurę, on i ten stary pułkownik Wedgewood.- Tak, a teraz to nic tylko daje temu młodziakowi od pułkownika.Wygląda, że się za niegomachnie.- Rany, sam bym się z nią ożenił.Dziewczyna ma tyle floty.Na Johnny ego biły zimne poty.Pragnął wymknąć się z hallu tak, żeby go nie zauważyli.Rozległ się dzwonek i jeden z boyów wybiegł.Słyszał, jak drugi sadowi się wygodniej naławeczce.Może zabiera się do czytania pisma czy czegoś.Johnny złożył po cichu gazetę i wy-w nim udział.Socjalistyczny pierwszy maja, znany w USA jako May Day, nie jest tu oficjalnym świętem. mknął się na werandę.Przez chwilę chciał rzucić wszystko w diabły, pójść na stację i odjechaćpierwszym pociągiem, ale przypomniał sobie broszurkę, nadzieje, że jeśli parcele zaczną zwyżkować,to może coś zdobyć na początek, stosunki z finansjerą i ze Strangami; okazja tylko raz puka do drzwimłodego człowieka.Wrócił do swojego domku i zamknął się na klucz w sypialni.Stał przezchwilę, przeglądając się w lustrze komódki.Jasne włosy z równym przedziałkiem, regularny zarysnosa i brody; obraz się zamazał.Stwierdził, że ma łzy w oczach.Rzucił się twarzą na łóżko irozpłakał.Jadąc następnym razem do Filadelfii, żeby zrobić korektę broszurki:OCEAN CITY (Maryland)LETNISKO DOSKONAAEwziął ze sobą do wydrukowania projekt zaproszeń ślubnych:Dr Alonso B.Strangzawiadamia, że ślub jego córkiAnnabelle Mariezpanem J.Ward Moorehouse emodbędzie się dnia piętnastego listopada roku tysiąc dziewięćset dziewiątegoo godzinie dwunastej w południe w Kościele Episkopalnym pod wezwaniemZwiętego Stefana w Germantown, PensylwaniaDalej szło zaproszenie na przyjęcie weselne, które miało być rozsyłane według specjalnejlisty.Zdecydowano, że wesele będzie huczne, gdyż doktor Strang miał mnóstwo zobowiązańtowarzyskich.Annabelle orzekła, że J.Ward Moorehouse brzmi bardziej dystyngowanie niż John W.Moorehouse, i zaczęła go nazywać Wardem.Kiedy go zapytano, co z jego rodziną, odparł, że obojerodzice są przykuci do łóżka, a bracia i siostry za mali, żeby ich to mogło bawić.Do matki napisał,że musi zrozumieć, ale w obecnym stanie rzeczy, ze względu na usposobienie tatusia.No, musi tozrozumieć.W jakiś czas potem Annabelle powiedziała mu pewnego wieczoru, że będzie miaładziecko.- Tak i myślałem.Wbiła w niego oczy, raptem przerażająco zimne i czarne.Nienawidził jej w tej chwili, alezaraz się uśmiechnął, błękitnooki i chłopięcy.- No, bo taka jesteś ostatnio nerwowa i w ogóle.- Roześmiał się i ujął ją za rękę.- Alenic, zrobię z ciebie z powrotem uczciwą kobitę.Teraz on był górą.Pocałował ją.Wybuchnęła płaczem.- Och, Ward, proszę cię, nie mów k o b i t a.- Tylko się z tobą przekomarzałem, kochanie.Ale czy nie ma żadnego sposobu? - Próbowałam wszystkiego.Papo by wiedział, ale nie mam odwagi się przyznać.Wie, żejestem dosyć swobodna, ale.- Będziemy się musieli gdzieś usunąć na rok po ślubie.Paskudnie się składa, bo mamobiecaną pracę w  Public Ledger.- Wyjedziemy do Europy.Papo zaopatrzy nas na podróż poślubną.Będzie zadowolony, żesię mnie pozbywa, zresztą mam własne pieniądze po matce.- A może to w ogóle fałszywy alarm?- Jak to fałszywy?- No, jak dawno.to zauważyłaś?Jej oczy znowu pociemniały, wpatrzone w niego badawczo.Mierzyli się wzrokiem,nienawidząc jedno drugiego.- Wystarczająco dawno - powiedziała i pociągnąwszy go za ucho jak dziecko, poszłaszeleszcząc przebrać się na górę, gdyż pułkownik, podekscytowany wieścią o zaręczynach,zaprosił ich na kolację.Zlub wypadł okazale.J.Ward Moorehouse we wciętym anglezie i jedwabnym cylindrzeskupiał na sobie wszystkie oczy.Ludzie uważali, że jest bardzo przystojny.Matce w Wilmingtoniestygło pózniej żelazko za żelazkiem, gdy się zagłębiła w sprawozdaniach rubryk towarzyskich; wkońcu zdjęła okulary, zwinęła starannie gazety i położyła je na desce do prasowania.Była bardzoszczęśliwa.Następnego dnia młoda para odpłynęła z Nowego Jorku na pokładzie Teutonika.Morze byłoburzliwe, dopiero w dwóch ostatnich dniach podróży można było wyjść na pokład.Ward chorował,doglądany przez życzliwego stewarda, który mówił cockneyem179.Do Annabelle zwracał się perszanowna pani i brał ją za jego matkę.Annabelle była doświadczoną żeglarką, ale i ona czuła siępodle z powodu dziecka i wyglądała tak mizernie, ilekroć przejrzała się w ręcznym lusterku, że wolałanie wstawać z koi.Stewardesa poradziła jej dżin z kropelkami i dobrze jej to robiło przez ostatnie dnipodróży.Na wieczorze kapitańskim pojawiła się wreszcie w wieczorowej sukni z czarnychwalansjenek i wszyscy uznali ją za najładniejszą kobietę na statku.Ward denerwował się trochę,żeby nie piła za dużo szampana, gdyż w trakcie ubierania wychyliła cztery kieliszki dżinu i koktajlMartini.Zaprzyjaznił się ze starszym bankierem, panem Jarvisem Oppenheimerem, i jego żoną ibał się, że Annabelle może im się wydać zbyt swobodna.Jednakże wieczór kapitański przeszedłgładko.Annabelle i Ward przekonali się, że stanowią zgraną parę.Po kolacji podszedł kapitan, któryznal doktora Stranga, i siedział z nimi i z państwem Oppenheimerami w palarni, a nawet wypił w179Cockney - to charakterystyczny dialekt niewykształconych londyńczyków, szczególnie mieszkańców robotniczejwschodniej części miasta; określa się tym mianem również ludzi, którzy mówią tym dialektem. ich towarzystwie kieliszek szampana, i słyszeli, jak ludzie wypytują jedni drugich, kto to możebyć ta czarująca, promienna, błyskotliwa para, niewątpliwie ktoś interesujący.Poszli spać poobejrzeniu latarni na Morzu Irlandzkim, z przeświadczeniem, że warto było pocierpieć przez tewszystkie dni na chorobę morską.Annabelle nie podobało się w Londynie, ciemne uliczki zasnute ustawicznie drobnymkapuśniaczkiem wywierały przygnębiające wrażenie, więc posiedzieli tydzień w hotelu Cecil, poczym pojechali do Paryża.Ward chorował znowu w czasie przeprawy z Folkestone do Boulognei stracił z oczu Annabelle, by ją odnalezć dopiero, gdy statek wpłynął na spokojne wody międzydługimi falochronami portu Boulogne, pijącą w barze koniak z wodą sodową w towarzystwieangielskiego oficera piechoty.Wbrew obawom okazało się, że to wcale nie takie straszne znalezć sięw kraju, którego języka człowiek nie rozumie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl