[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć jednak rosły szeregi,słabła stanowczość w dą\eniu do celu.Tych ludzi przyciągnął sukcesprzedsięwzięcia.Pragnęli mieć w nim swój udział.Na szczęście triumfbył tak wielki, \e powinno wystarczyć dla wszystkich.Arno, kapelan i sekretarz Gunthera, kończył właśnie składać spra-wozdanie.- Tak więc - podsumował - Lanzenorden nie mo\e narzekać nabrak ochotników.Grupy zło\one z kapłanów i rycerzy dotarły dowszystkich krajów Północy.Liczni jeńcy zostali uratowani bądzwykupieni, a następnie odesłani do domu.Wśród nich znalazło sięwielu naszych braci w Chrystusie, którzy przez całe lata cierpieliniewolę u pogan.A podczas gdy my docieramy bez przeszkód dokrajów pogan, ich ataki na nas i na naszych frankijskich braci usta-ły, lub znacznie osłabły.Poniewa\ bojąsię \eglować przez Kanał, pomyślał Gunther ponu-Strona 160 Harrison Harry - Mlot I Krzyz02.Droga królaro.Obawiają się angielskich heretyków, nie nas.Jednak nie pokazałpo sobie, \e dręczągo wątpliwości, i przyłączył się do ogólnego aplau-zu.Kiedy oklaski ucichły, ktoś inny zmącił nastrój zadowolenia, wy-wołany słowami kapelana: ascetyczny Rimbert, arcybiskup Hambur-ga-Bremy, główny sprawca sukcesów nowego Zakonu.- Jednakowo\ - rzekł - pomimo napływu ochotników i pienię-dzy, pomimo uwolnienia jeńców, prawdziwy cel Zakonu wydajesię nadal tak samo odległy.Nie znalezliśmy Włóczni, świętej reli-kwii Karola Wielkiego.A bez niej wszystkie nasze osiągnięcia tojeno puste przechwałki.Tak czcze jak wstą\ki na sukni ladacznicy.Gunther zamknął na chwilę oczy, usłyszawszy ten zgrzytliwygłos, a kiedy znów je otworzył, ujrzał niepokój, malujący się na wielutwarzach.Bo jeśli nawet świątobliwy Rimbert nie wierzył we wła-sne dzieło, to kto miał uwierzyć?- Istotnie - odparł Arno, szeleszcząc papierami.- To prawda.Lecz mam tu raporty od naszych ludzi, wysłanych z misją do kra-jów pogańskich, a tak\e raport sporządzony przez angielskiego dia-kona Erkenberta, oby Pan dodał mu sił, na polecenie jego zwierzch-nika Bruna, syna Reginbalda.Gunther zauwa\ył, \e na samo wspomnienie imienia Bruna w słu-chaczy wstąpiła otucha.Nawet Rimbert pokiwał z uznaniem głową,powstrzymując się od wysuwania dalszych zarzutów.- Uczony diakon Erkenbert donosi, \e wraz z Brunem zapuścilisię na czele swoich ludzi daleko w głąb kraju pogan, nie bacząc nagro\ące niebezpieczeństwa.We wszystkich królestwach szukali prze-jawów cudownej mocy Włóczni, ale bez rezultatu.Mimo to, powia-da uczony Erkenbert, nie wolno nam zapominać, \e wiemy corazwięcej, nawet gdy nie dowiadujemy się niczego.Arno podniósł wzrok znad papierów i zorientował się, \e ta ostat-nia myśl z trudem trafia do jego słuchaczy.Spróbował więc znowu.Przemawiał do audytorium, teoretycznie przynajmniej, wykształco-nego, postanowił zatem posłu\yć się znanym im przykładem.- Chodzi mu o to, \e mamy przed sobą listę imion, jak na przykładspis osób, które poświadczają przywilej, składając kolejno podpisy.-Jak dotąd, większość biskupów i opatów przytakiwała ze zrozumie-niem.- Jeśli teraz zaczniemy wykreślać poszczególne imiona, naszwykaz będzie coraz krótszy.Jeśli wykreślimy wszystkie, oprócz jed-nego, zostanie nam ta osoba, której szukamy.Tak więc, jak widzicie,nawet negatywny rezultat przybli\a nas do celu.Odpowiedzią na ten wywód była cisza.Słuchacze w \aden spo-sób nie wydawali się przekonani.Wreszcie odezwał się arcybiskupRimbert.- Wysiłki naszych braci w krajach pogańskich są godne najwy\-szej pochwały - rzekł.- Nie przestaniemy wspierać ich ludzmi i pie-niędzmi.- Potoczył wokół wyzywającym spojrzeniem.- Powie-działem, ludzmi i pieniędzmi! Lecz mimo to nie sądzę, by Włócz-nia Longinusa, Włócznia Karola Wielkiego, Włócznia przyszłegocesarza, mogła ujrzeć światło dzienne za sprawą samego tylko czło-wieka.Podczas gdy Brand i Guthmund zajęli się kwestią odpowiednie-go zaopatrzenia statków przed wyprawą na południe, Shef spędzałwiększość czasu, włócząc się po terenie wielkiego zgromadzenia,w połowie drogi pomiędzy kręgiem sądowym a placem letnich jar-marków, i obserwując, jak ludzie Północy załatwiają swoje sprawy.Ci spośród jego podopiecznych, którym zezwalał na wycieczki pozaobóz, robili to samo, lecz było ich bardzo niewielu - Cuthred przezcały czas pozostawał pod stra\ą, a zbiegli niewolnicy nigdy nieopuszczali wyznaczonego przez Shefa, ogrodzonego obszaru, cho-dzili tylko w grupach do wspólnej latryny, nadzorowani przez Brandalub Guthmunda.Shef doszedł do wniosku, \e thing to dziwny obyczaj.Co praw-Strona 161 Harrison Harry - Mlot I Krzyz02.Droga królada właściwy wiec jeszcze się nie rozpoczął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl