[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nowe fakty nie dostarczyły też policji jasnego i logicznego uza-sadnienia, z jakiego powodu Hayman miałby się stać wielokrotnym mordercą.Grace poszła do kapitana Hernandeza i złożyła kolejne oświadczenie.Powia-domiła policję o sugestii, z jaką Hayman wystąpił podczas ich pierwszego spo-tkania w kwietniu.RLT- Próbował namówić mnie, abym powiązała zabójstwa Robbinsów z zespołemM�nchhausena.Dla lepszego zobrazowania swoich racji wymyślił inny przypa-dek, strzelaninę w St Petersburgu.Twierdził, iż rodzice mogą mieć do tego stop-nia chorą i wypaczoną psychikę, że starają się przekonać innych o psychicznychzaburzeniach własnego dziecka - tak groznych, że byłoby ono zdolne targnąć sięna życie drugiego człowieka.- Osoby dotknięte tą chorobą preparują fałszywe dowody przeciwko własne-mu dziecku - podsumował Hern�ndez.- Właśnie - potwierdziła Grace.- Ale Hayman, a właściwie Harding, nie był ojcem Cathy - zauważył kapitan.- To prawda.- Jaki związek, pani zdaniem, ma sprawa Hardinga z Cathy, doktor Lucca?- Nie wiem.Nie potrafię sformułować jednoznacznej opinii w tej sprawie -odpowiedziała cicho.- Na tym etapie mogę jedynie snuć domysły.Może z chwi-lą kiedy Harding wcielił się w doktora Haymana, psychiatrę, zaczął obmyślaćróżne dziwaczne odmiany zespołu M�nchhausena? I kto wie, czy nie ma na su-mieniu również innych ofiar? - Umilkła.- A może w jakimś momencie, o którymjeszcze nie wiemy, zbliżył się do Cathy oraz do jej rodziny i zrobił kolejny krok?- Musiałby to być wielki krok - odparł Hern�ndez, a Grace odnotowała scep-tycyzm w jego oczach i w głosie.- Tak, zdaję sobie z tego sprawę - przyznała.- Czy nie istnieje inna ewentualność, doktor Lucca? - Kapitan zamilkł nachwilę.- Czy nie jest możliwe, że kiedy poznał panią na seminarium, dostał ob-sesji zarówno na punkcie pani, jak i pani zaangażowania w sprawę Cathy Rob-bins? Czy wyklucza pani możliwość, że Harding nie był w ogóle zamieszany wte zbrodnie?Grace zamknęła na moment oczy.Sprawa Cathy znalazła się w punkcie wyj-ścia.Chciała krzyczeć, ale pośpiesznie stłumiła to pragnienie.Otworzyła powieki iponownie spojrzała Hernandezowi prosto w twarz.- Oczywiście, kapitanie, tego nie można wykluczyć - przyznała cicho.RLTROZDZIAA 72Zroda, 5 sierpnia 1998Oczekiwali następnego ciosu.Grace i Cathy uzgodniły, że będą ze sobąszczere - przede wszystkim co do obaw związanych z procesem.Od czasu roz-mowy Grace z Hernandezem każdego dnia spodziewali się sygnału zapowiada-jącego ponowne aresztowanie dziewczynki.Nic się jednak nie działo.Niemniejzdenerwowanie obu potęgowało się coraz bardziej, a Sam bardzo się martwił onie obie.Od samego początku sytuacja nie była przyjemna, a w miarę upływu czasustawała się jeszcze gorsza.W pierwszym tygodniu sierpnia doszło do trzech wydarzeń, których doktorLucca najmniej się spodziewała.W środę rano, kiedy Grace siedziała na pomoście z pacjentem, a Cathy na gó-rze czytała książkę, wziętą z jednej z półek z beletrystyką.Było to yródło" AynRand - niezbyt lekka i niełatwa lektura.Grace jednak uważała tę książkę za cu-downą, a i Cathy sprawiała wrażenie pochłoniętej czytaniem, kiedy Grace wi-działa ją ostatni raz w pokoju.Grace odbywała sesję z Gregorym Lee, siedmiolatkiem cierpiącym na nocnekoszmary, i w momencie, kiedy zaczęli osiągać pożądane rezultaty, Gregory zjakiegoś powodu podniósł oczy, spojrzał w stronę domu i szeroko się uśmiech-nął.Grace podążyła wzrokiem w tym samym kierunku, ciekawa, co wywołałoożywienie chłopca.Na wąskim zewnętrznym gzymsie balkonu przylegającego do sypialni Gracestał Harry.Znajdował się już na krawędzi.Oniemiała z przerażenia Grace przez moment wpatrywała się w psa, a potempowoli dzwignęła się z miejsca.- Proszę, zaczekaj tutaj, Gregory.Zaraz wrócę.Starała się nie biec i zapanować nad uczuciem paniki, zdając sobie sprawę ztego, że jeśli przestraszy swoim zachowaniem chłopca, Gregory może zacząćkrzyczeć i wylękniony Harry spadnie z balkonu.Gdy tylko weszła do domu iRLTznalazła się poza zasięgiem wzroku małego pacjenta, co sił w nogach pomknęłaschodami na górę i zdyszana wpadła do swojego pokoju.Zobaczyła tam Cathy, która siedziała na skraju łóżka i przyglądała się Harry-'emu na balkonie.- Co ty wyprawiasz? - syknęła Grace.Dziewczynka obejrzała się, jak gdyby zaskoczona jej widokiem.Grace niepowiedziała nic więcej.Ominęła Cathy i skierowała się w stronę drzwi balkono-wych.- Hej - przemówiła do psa cichym i możliwie opanowanym głosem.Modliłasię w duchu, aby pozostał na miejscu i mogła go stamtąd zabrać albo żeby zesko-czył z gzymsu do pokoju i podszedł do niej.- Hej, Harry, co tam robisz?Pies zamerdał ogonem, ale nie ruszył się z gzymsu.Grace dotarła do niego w niespełna sekundę, chwyciła go i mocno przytuliłado siebie.Słyszała jego bijące głośno serce, czuła psi zapach tuż przy swojej twa-rzy.- Jak tam wlazłeś, Harry? - spytała, a potem powoli, dając sobie czas naochłonięcie, ponownie zwróciła się twarzą w stronę Cathy.Nastolatka stała teraz przy łóżku.- Czy wszystko z nim w porządku? - W jej głosie zabrzmiało napięcie.- Tak.Co się stało, Cathy?- Nie wiem.- W jaki sposób wydostał się na zewnątrz? - Grace umilkła.Co robisz w moim pokoju? Powstrzymała się od tego pytania.Nie wprowa-dziła żadnych reguł ani nie wydzieliła pomieszczeń, do których dziewczynka niemiałaby wstępu.Prosiła tylko, żeby Cathy nie korzystała z komputera, w którym,jak jej tłumaczyła, są przechowywane poufne informacje o pacjentach.- Nie wiem - powtórzyła nastolatka.- Czytałam książkę u siebie w pokoju,gdy nagle ogarnęło mnie osobliwe przeczucie.- Umilkła.- Mów dalej.- Nie wiem, dlaczego tutaj weszłam.- Może usłyszałaś Harry'ego?Cathy pokręciła głową przecząco.RLT- Nie.Zobaczyłam go dopiero po wejściu tutaj.Grace przypomniała sobie o Gregorym Lee.Nigdy nie zostawiała małychdzieci samych na pomoście dłużej niż na trzydzieści sekund.Pośpiesznie, wciąż trzymając Harry'ego w ramionach, podeszła do okna ispojrzała w dół.Chłopiec siedział dokładnie tam, gdzie przedtem.Wydawał siębardzo samotny.Ponownie zwróciła się do Cathy:- Muszę wrócić na dół.- Czy chcesz, żebym wzięła od ciebie Harry'ego?- Gregory o niego pytał - powiedziała Grace możliwie jak najlżejszym to-nem.- Harry zawsze uczestniczy w naszych sesjach.- Dzięki temu chłopiec czuje się bezpieczny - zauważyła Cathy.- Wyjdzmy stąd i zamknijmy drzwi - zaproponowała Grace.Gdy podążaływąskim korytarzem, odwróciła się nagle przodem do Cathy.-Dlaczego siedziałaśi biernie przyglądałaś się Harry'emu? - spytała.- Nie wiedziałam, co robić - wyjaśniła nastolatka.- Obawiałam się, że jeśliwyjdę na balkon, pies może się przestraszyć i spadnie.- Prawdopodobnie postąpiłaś słusznie - zgodziła się Grace, nie wypuszczającHarry'ego z objęć.- Mówiłam do niego - dodała Cathy.- Prosiłam, żeby wszedł do środka.- Muszę wrócić na pomost - powtórzyła Grace i ruszyła schodami w dół, sta-rając się nie iść ani zbyt szybkim, ani przesadnie wolnym krokiem.- Do zoba-czenia niebawem.- Do zobaczenia - odpowiedziała Cathy.Grace usłyszała jeszcze, że dziewczynka weszła do swojego pokoju, -n Po-stawiła Harry'ego na podłodze i przyglądała się, gdy zmierzał w stronę drzwi, jakzwykle demonstrując niczym niezmącony spokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nowe fakty nie dostarczyły też policji jasnego i logicznego uza-sadnienia, z jakiego powodu Hayman miałby się stać wielokrotnym mordercą.Grace poszła do kapitana Hernandeza i złożyła kolejne oświadczenie.Powia-domiła policję o sugestii, z jaką Hayman wystąpił podczas ich pierwszego spo-tkania w kwietniu.RLT- Próbował namówić mnie, abym powiązała zabójstwa Robbinsów z zespołemM�nchhausena.Dla lepszego zobrazowania swoich racji wymyślił inny przypa-dek, strzelaninę w St Petersburgu.Twierdził, iż rodzice mogą mieć do tego stop-nia chorą i wypaczoną psychikę, że starają się przekonać innych o psychicznychzaburzeniach własnego dziecka - tak groznych, że byłoby ono zdolne targnąć sięna życie drugiego człowieka.- Osoby dotknięte tą chorobą preparują fałszywe dowody przeciwko własne-mu dziecku - podsumował Hern�ndez.- Właśnie - potwierdziła Grace.- Ale Hayman, a właściwie Harding, nie był ojcem Cathy - zauważył kapitan.- To prawda.- Jaki związek, pani zdaniem, ma sprawa Hardinga z Cathy, doktor Lucca?- Nie wiem.Nie potrafię sformułować jednoznacznej opinii w tej sprawie -odpowiedziała cicho.- Na tym etapie mogę jedynie snuć domysły.Może z chwi-lą kiedy Harding wcielił się w doktora Haymana, psychiatrę, zaczął obmyślaćróżne dziwaczne odmiany zespołu M�nchhausena? I kto wie, czy nie ma na su-mieniu również innych ofiar? - Umilkła.- A może w jakimś momencie, o którymjeszcze nie wiemy, zbliżył się do Cathy oraz do jej rodziny i zrobił kolejny krok?- Musiałby to być wielki krok - odparł Hern�ndez, a Grace odnotowała scep-tycyzm w jego oczach i w głosie.- Tak, zdaję sobie z tego sprawę - przyznała.- Czy nie istnieje inna ewentualność, doktor Lucca? - Kapitan zamilkł nachwilę.- Czy nie jest możliwe, że kiedy poznał panią na seminarium, dostał ob-sesji zarówno na punkcie pani, jak i pani zaangażowania w sprawę Cathy Rob-bins? Czy wyklucza pani możliwość, że Harding nie był w ogóle zamieszany wte zbrodnie?Grace zamknęła na moment oczy.Sprawa Cathy znalazła się w punkcie wyj-ścia.Chciała krzyczeć, ale pośpiesznie stłumiła to pragnienie.Otworzyła powieki iponownie spojrzała Hernandezowi prosto w twarz.- Oczywiście, kapitanie, tego nie można wykluczyć - przyznała cicho.RLTROZDZIAA 72Zroda, 5 sierpnia 1998Oczekiwali następnego ciosu.Grace i Cathy uzgodniły, że będą ze sobąszczere - przede wszystkim co do obaw związanych z procesem.Od czasu roz-mowy Grace z Hernandezem każdego dnia spodziewali się sygnału zapowiada-jącego ponowne aresztowanie dziewczynki.Nic się jednak nie działo.Niemniejzdenerwowanie obu potęgowało się coraz bardziej, a Sam bardzo się martwił onie obie.Od samego początku sytuacja nie była przyjemna, a w miarę upływu czasustawała się jeszcze gorsza.W pierwszym tygodniu sierpnia doszło do trzech wydarzeń, których doktorLucca najmniej się spodziewała.W środę rano, kiedy Grace siedziała na pomoście z pacjentem, a Cathy na gó-rze czytała książkę, wziętą z jednej z półek z beletrystyką.Było to yródło" AynRand - niezbyt lekka i niełatwa lektura.Grace jednak uważała tę książkę za cu-downą, a i Cathy sprawiała wrażenie pochłoniętej czytaniem, kiedy Grace wi-działa ją ostatni raz w pokoju.Grace odbywała sesję z Gregorym Lee, siedmiolatkiem cierpiącym na nocnekoszmary, i w momencie, kiedy zaczęli osiągać pożądane rezultaty, Gregory zjakiegoś powodu podniósł oczy, spojrzał w stronę domu i szeroko się uśmiech-nął.Grace podążyła wzrokiem w tym samym kierunku, ciekawa, co wywołałoożywienie chłopca.Na wąskim zewnętrznym gzymsie balkonu przylegającego do sypialni Gracestał Harry.Znajdował się już na krawędzi.Oniemiała z przerażenia Grace przez moment wpatrywała się w psa, a potempowoli dzwignęła się z miejsca.- Proszę, zaczekaj tutaj, Gregory.Zaraz wrócę.Starała się nie biec i zapanować nad uczuciem paniki, zdając sobie sprawę ztego, że jeśli przestraszy swoim zachowaniem chłopca, Gregory może zacząćkrzyczeć i wylękniony Harry spadnie z balkonu.Gdy tylko weszła do domu iRLTznalazła się poza zasięgiem wzroku małego pacjenta, co sił w nogach pomknęłaschodami na górę i zdyszana wpadła do swojego pokoju.Zobaczyła tam Cathy, która siedziała na skraju łóżka i przyglądała się Harry-'emu na balkonie.- Co ty wyprawiasz? - syknęła Grace.Dziewczynka obejrzała się, jak gdyby zaskoczona jej widokiem.Grace niepowiedziała nic więcej.Ominęła Cathy i skierowała się w stronę drzwi balkono-wych.- Hej - przemówiła do psa cichym i możliwie opanowanym głosem.Modliłasię w duchu, aby pozostał na miejscu i mogła go stamtąd zabrać albo żeby zesko-czył z gzymsu do pokoju i podszedł do niej.- Hej, Harry, co tam robisz?Pies zamerdał ogonem, ale nie ruszył się z gzymsu.Grace dotarła do niego w niespełna sekundę, chwyciła go i mocno przytuliłado siebie.Słyszała jego bijące głośno serce, czuła psi zapach tuż przy swojej twa-rzy.- Jak tam wlazłeś, Harry? - spytała, a potem powoli, dając sobie czas naochłonięcie, ponownie zwróciła się twarzą w stronę Cathy.Nastolatka stała teraz przy łóżku.- Czy wszystko z nim w porządku? - W jej głosie zabrzmiało napięcie.- Tak.Co się stało, Cathy?- Nie wiem.- W jaki sposób wydostał się na zewnątrz? - Grace umilkła.Co robisz w moim pokoju? Powstrzymała się od tego pytania.Nie wprowa-dziła żadnych reguł ani nie wydzieliła pomieszczeń, do których dziewczynka niemiałaby wstępu.Prosiła tylko, żeby Cathy nie korzystała z komputera, w którym,jak jej tłumaczyła, są przechowywane poufne informacje o pacjentach.- Nie wiem - powtórzyła nastolatka.- Czytałam książkę u siebie w pokoju,gdy nagle ogarnęło mnie osobliwe przeczucie.- Umilkła.- Mów dalej.- Nie wiem, dlaczego tutaj weszłam.- Może usłyszałaś Harry'ego?Cathy pokręciła głową przecząco.RLT- Nie.Zobaczyłam go dopiero po wejściu tutaj.Grace przypomniała sobie o Gregorym Lee.Nigdy nie zostawiała małychdzieci samych na pomoście dłużej niż na trzydzieści sekund.Pośpiesznie, wciąż trzymając Harry'ego w ramionach, podeszła do okna ispojrzała w dół.Chłopiec siedział dokładnie tam, gdzie przedtem.Wydawał siębardzo samotny.Ponownie zwróciła się do Cathy:- Muszę wrócić na dół.- Czy chcesz, żebym wzięła od ciebie Harry'ego?- Gregory o niego pytał - powiedziała Grace możliwie jak najlżejszym to-nem.- Harry zawsze uczestniczy w naszych sesjach.- Dzięki temu chłopiec czuje się bezpieczny - zauważyła Cathy.- Wyjdzmy stąd i zamknijmy drzwi - zaproponowała Grace.Gdy podążaływąskim korytarzem, odwróciła się nagle przodem do Cathy.-Dlaczego siedziałaśi biernie przyglądałaś się Harry'emu? - spytała.- Nie wiedziałam, co robić - wyjaśniła nastolatka.- Obawiałam się, że jeśliwyjdę na balkon, pies może się przestraszyć i spadnie.- Prawdopodobnie postąpiłaś słusznie - zgodziła się Grace, nie wypuszczającHarry'ego z objęć.- Mówiłam do niego - dodała Cathy.- Prosiłam, żeby wszedł do środka.- Muszę wrócić na pomost - powtórzyła Grace i ruszyła schodami w dół, sta-rając się nie iść ani zbyt szybkim, ani przesadnie wolnym krokiem.- Do zoba-czenia niebawem.- Do zobaczenia - odpowiedziała Cathy.Grace usłyszała jeszcze, że dziewczynka weszła do swojego pokoju, -n Po-stawiła Harry'ego na podłodze i przyglądała się, gdy zmierzał w stronę drzwi, jakzwykle demonstrując niczym niezmącony spokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]