[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było ich trzy, co jest liczbą oznaczającą zmianę.Wolelibyśmy cztery, co zwiastuje dobry początek.Toteż kapłani czekali.Ale gdy przez ciało baranaprzestały przebiegać skurcze, a jego pysk rozluznił się, poczuliśmy, że Amon wierci się niespokojnie jak człowiek, który zmierza do wyjścia.Język iCzystość zbliżyli się z garściami srebrnego piasku ze Zwiętego Kręgu, na którym stała barka, i wysypali małe kółka srebra wokół każdego placka.Potem zwierzę podprowadzono pod kamień ofiarny.Nie opisałem ołtarza, pewnie dlatego, że nigdy nie lubiłem nań spoglądać.Sanktuarium było stare -teraz zostało przebudowane - i miało ponad tysiąc lat, było równie stare jak Sezostris, ale ołtarz był jeszcze starszy.Nie sądzę, by był choć razumyty przez całe tysiące lat.Stara krew zasychała na jeszcze starszej krwi.Wzdragasz się, Hatfertiti, i wykrzywiasz usta - powiedział pradziadek -ale warto o tym wspomnieć, gdyż ta prastara krew była ciemniejsza niż noci twardsza niż kamień.Bogowie mkną w naszych żyłach, ale mieszkają tam, gdzie krew zasycha na kamieniu.Bak-ne-kon-su zaczął rozmawiać z Amonem.Głos miał łagodny i przemawiał czule, jakby zwracał się do samego Boga.Mówił spokojnie, jak człowiek,który poświęcił życie służbie u władcy i nigdy nie żałował wyboru.Podczas gdy kapłani przytrzymywali głowę barana nad ołtarzem, z szyją ponadwgłębieniem, Bak-ne-kon-su zaczął się zbliżać z nożem ofiarnym i wypowiadać słowa, które Amon skierował ongi do króla Totmesa III:Sprawiłem, majestat twój jawił im są jako spadającagwiazda,która ro^r^uca płomień i %ras%a ognistą rosą ^iemą.Przeciągnął nóż wzdłuż szyi barana, a zwierzę szarpnęło rogami, jakby właśnie zajrzało słońcu w oczy.Potem stało, drgając-w takt żałosnych skargbijącego serca.Słuchaliśmy odgłosu kropel krwi skapujących na kamień.Jest to odgłos głębszy niż szum wody spadającej do wody.Bak-ne-kon-su rzekł:Sprawiłem, %e twój majestat jawi im są pod postaciąkrokodyla,Pana Strachu w woduje,Dałem ci moc pokonywania tych, którzy śyją na wyspach,nawet w oddali wiecznej pieleni fal %nają twój okrzyk.- A mówiąc te słowa - rzekł Menenhetet - Bak-ne-kon-su ukląkł przed baranem trzymanym przez czterech kapłanówize zręcznością królewskiego cieśli rozłupującego pal na czworo, w tym przyćmionym świetle przeorał nożem ciało barana tak zręcznie, że żaden wprawnyrzeznik nie mógłby tego powtórzyć.Zrobił to szybko i pewnie.Wszystkie luzne organy, żołądek, trzewia, wątroba, śledziona upadły z westchnieniem naposadzkę, zwierzę zaś przewróciło się.Na jego zalęknionym pysku odmalowała się anielska radość od oczu do nozdrzy.Nagle przestało być dygoczącymprzerażonym zwierzęciem i stało się szlachetnym stworzeniem, jak gdyby wiedząc, że cale jego życie leżało na kamieniu, a bogowie zwrócili nań uwagę.Bogowie, podobnie jak wszyscy żywi,wiedzą, jak sycić się umarłymi.Oby umarli nie mogli żywić się nami.Była to uboczna aluzja, ale w tę ciepłą noc w łagodnym świetle świetlików zaznałem strachu, który nas opanowuje w chwilach, gdy nie wiemy dokładnie,czego się obawiamy.Dzikich zwierząt? Podstępnych przyjaciół? Czy gniewnych bogów? A może wszyscy unosili się w tym samym powietrzu?- Ofiara ta - powiedział Menenhetet - przyniosła mi ulgę.Często byłem blisko przerażonych wojowników przed bitwą, toteż wstrzymywałem oddechwidząc, jak kapłani prowadzą barana.Ale ostatnie konwulsje jego nóg rozluzniły pętlę zaciskającą się na mej piersi i zaczerpnąłem powietrza w tejciemnej jaskini, pełnej woni mięsa opadającego w mroku na inne mięso.Bak-ne-kon-su ukląkł i położył dziesięć palców na wnętrznościach, delikatnie unosząc górne zwoje, by przyjrzeć się tym, które leżały na spodzie.Blisko środka kisżka przypominała węża, który połknął królika.Jeden z jej zwojów był napuchnięty, toteż w gardle mi zaschło.Spróbuję to wyjaśnić.Otóż mimo że tamte czasy były w porównaniu z naszymi barbarzyńskie, trzewia badaliśmy wówczas nader skrupulatnie.Zwierzę mogło nie żyć, ale w jegotrzewiach spoczywała moc zapładniania ziemi.Toteż można z nich było wyczytać tyle samo co ze szczerego złota.Złoto, które wydamy, już do nas nienależy, ale w swoich wędrówkach wywołuje wielkie ożywienie wielu ludzi.- Jeżeli to ma być filozofia - odezwała się matka - to niezle od niej zalatuje.- Przeciwnie - odrzekł Pta-nem-hotep - jestem zafascynowany miejscami, w których gościło twoje serce.Badasz to wszystko, co inni z siebie spłukują.Menenhetet skinął głową, dziękując za subtelną uwagęiciągnął dalej:- Stojąc wokół srebrnego kręgu ze wzrokiem utkwionym w pępku małego złotego brzucha Amona, czekaliśmy, podczas gdy kapłani wycinali płat mięsa zbaraniego udzcai wkładali go w ogień na ołtarzu.Tam, w gęstym powietrzu wypełnionym dymem i w syku krwi zraszającej gorące kamienie, poczuliśmy jak wszystko, co wtym baranie cenne, znika w brzuchach oczekujących bogów - tak oto poczułem się bliski wielkiej mocy w tym pomieszczeniu.Potem usłyszałem głos Amonawydobywający się z jego złotego brzucha równie spokojnie i pewnie, jak spokojnie i pewnie Wysoki Kapłan rozgarniał wnętrzności barana.Wysoki Kapłanzaczął mówić, ale już nie własnym głosem, lecz potężnym jak echo tej mrocznej sali.Z płuc i z krtani Bak-ne-kon-su dobyły się niezapomniane słowa:- Królu, któryś jest moim niewolnikiem, wolno ci złożyć siedem razy pokłon u mych stóp.Tyś jest podnóżkiem dla mych stóp, tyś moim koniuszym i moimpsem.- Jestem Twoim psem - wyszeptał Ramzes.Z ledwością wydobywał z siebie słowa, ale gdyby to na mnie wypadło, nie zdołałbym nic powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Było ich trzy, co jest liczbą oznaczającą zmianę.Wolelibyśmy cztery, co zwiastuje dobry początek.Toteż kapłani czekali.Ale gdy przez ciało baranaprzestały przebiegać skurcze, a jego pysk rozluznił się, poczuliśmy, że Amon wierci się niespokojnie jak człowiek, który zmierza do wyjścia.Język iCzystość zbliżyli się z garściami srebrnego piasku ze Zwiętego Kręgu, na którym stała barka, i wysypali małe kółka srebra wokół każdego placka.Potem zwierzę podprowadzono pod kamień ofiarny.Nie opisałem ołtarza, pewnie dlatego, że nigdy nie lubiłem nań spoglądać.Sanktuarium było stare -teraz zostało przebudowane - i miało ponad tysiąc lat, było równie stare jak Sezostris, ale ołtarz był jeszcze starszy.Nie sądzę, by był choć razumyty przez całe tysiące lat.Stara krew zasychała na jeszcze starszej krwi.Wzdragasz się, Hatfertiti, i wykrzywiasz usta - powiedział pradziadek -ale warto o tym wspomnieć, gdyż ta prastara krew była ciemniejsza niż noci twardsza niż kamień.Bogowie mkną w naszych żyłach, ale mieszkają tam, gdzie krew zasycha na kamieniu.Bak-ne-kon-su zaczął rozmawiać z Amonem.Głos miał łagodny i przemawiał czule, jakby zwracał się do samego Boga.Mówił spokojnie, jak człowiek,który poświęcił życie służbie u władcy i nigdy nie żałował wyboru.Podczas gdy kapłani przytrzymywali głowę barana nad ołtarzem, z szyją ponadwgłębieniem, Bak-ne-kon-su zaczął się zbliżać z nożem ofiarnym i wypowiadać słowa, które Amon skierował ongi do króla Totmesa III:Sprawiłem, majestat twój jawił im są jako spadającagwiazda,która ro^r^uca płomień i %ras%a ognistą rosą ^iemą.Przeciągnął nóż wzdłuż szyi barana, a zwierzę szarpnęło rogami, jakby właśnie zajrzało słońcu w oczy.Potem stało, drgając-w takt żałosnych skargbijącego serca.Słuchaliśmy odgłosu kropel krwi skapujących na kamień.Jest to odgłos głębszy niż szum wody spadającej do wody.Bak-ne-kon-su rzekł:Sprawiłem, %e twój majestat jawi im są pod postaciąkrokodyla,Pana Strachu w woduje,Dałem ci moc pokonywania tych, którzy śyją na wyspach,nawet w oddali wiecznej pieleni fal %nają twój okrzyk.- A mówiąc te słowa - rzekł Menenhetet - Bak-ne-kon-su ukląkł przed baranem trzymanym przez czterech kapłanówize zręcznością królewskiego cieśli rozłupującego pal na czworo, w tym przyćmionym świetle przeorał nożem ciało barana tak zręcznie, że żaden wprawnyrzeznik nie mógłby tego powtórzyć.Zrobił to szybko i pewnie.Wszystkie luzne organy, żołądek, trzewia, wątroba, śledziona upadły z westchnieniem naposadzkę, zwierzę zaś przewróciło się.Na jego zalęknionym pysku odmalowała się anielska radość od oczu do nozdrzy.Nagle przestało być dygoczącymprzerażonym zwierzęciem i stało się szlachetnym stworzeniem, jak gdyby wiedząc, że cale jego życie leżało na kamieniu, a bogowie zwrócili nań uwagę.Bogowie, podobnie jak wszyscy żywi,wiedzą, jak sycić się umarłymi.Oby umarli nie mogli żywić się nami.Była to uboczna aluzja, ale w tę ciepłą noc w łagodnym świetle świetlików zaznałem strachu, który nas opanowuje w chwilach, gdy nie wiemy dokładnie,czego się obawiamy.Dzikich zwierząt? Podstępnych przyjaciół? Czy gniewnych bogów? A może wszyscy unosili się w tym samym powietrzu?- Ofiara ta - powiedział Menenhetet - przyniosła mi ulgę.Często byłem blisko przerażonych wojowników przed bitwą, toteż wstrzymywałem oddechwidząc, jak kapłani prowadzą barana.Ale ostatnie konwulsje jego nóg rozluzniły pętlę zaciskającą się na mej piersi i zaczerpnąłem powietrza w tejciemnej jaskini, pełnej woni mięsa opadającego w mroku na inne mięso.Bak-ne-kon-su ukląkł i położył dziesięć palców na wnętrznościach, delikatnie unosząc górne zwoje, by przyjrzeć się tym, które leżały na spodzie.Blisko środka kisżka przypominała węża, który połknął królika.Jeden z jej zwojów był napuchnięty, toteż w gardle mi zaschło.Spróbuję to wyjaśnić.Otóż mimo że tamte czasy były w porównaniu z naszymi barbarzyńskie, trzewia badaliśmy wówczas nader skrupulatnie.Zwierzę mogło nie żyć, ale w jegotrzewiach spoczywała moc zapładniania ziemi.Toteż można z nich było wyczytać tyle samo co ze szczerego złota.Złoto, które wydamy, już do nas nienależy, ale w swoich wędrówkach wywołuje wielkie ożywienie wielu ludzi.- Jeżeli to ma być filozofia - odezwała się matka - to niezle od niej zalatuje.- Przeciwnie - odrzekł Pta-nem-hotep - jestem zafascynowany miejscami, w których gościło twoje serce.Badasz to wszystko, co inni z siebie spłukują.Menenhetet skinął głową, dziękując za subtelną uwagęiciągnął dalej:- Stojąc wokół srebrnego kręgu ze wzrokiem utkwionym w pępku małego złotego brzucha Amona, czekaliśmy, podczas gdy kapłani wycinali płat mięsa zbaraniego udzcai wkładali go w ogień na ołtarzu.Tam, w gęstym powietrzu wypełnionym dymem i w syku krwi zraszającej gorące kamienie, poczuliśmy jak wszystko, co wtym baranie cenne, znika w brzuchach oczekujących bogów - tak oto poczułem się bliski wielkiej mocy w tym pomieszczeniu.Potem usłyszałem głos Amonawydobywający się z jego złotego brzucha równie spokojnie i pewnie, jak spokojnie i pewnie Wysoki Kapłan rozgarniał wnętrzności barana.Wysoki Kapłanzaczął mówić, ale już nie własnym głosem, lecz potężnym jak echo tej mrocznej sali.Z płuc i z krtani Bak-ne-kon-su dobyły się niezapomniane słowa:- Królu, któryś jest moim niewolnikiem, wolno ci złożyć siedem razy pokłon u mych stóp.Tyś jest podnóżkiem dla mych stóp, tyś moim koniuszym i moimpsem.- Jestem Twoim psem - wyszeptał Ramzes.Z ledwością wydobywał z siebie słowa, ale gdyby to na mnie wypadło, nie zdołałbym nic powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]