[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.najwyższym autorytetem od strony normańskiej".Opowieśćprzedstawiona na tkaninie jako dzieje złamanej przysięgi nie jest bezstronna: ma silnezabarwienie normańskie.Ale największa wartość arcydzieła z Bayeux z punktuwidzenia historyków leży w tym, że jest to prawdziwa kopalnia informacji o XIwieku: o ubiorach, zbrojach, broni, ekwipunku, budowie statków i zamków.WedługH.R.Loyna (The Norman Conquest, 1962) na tkaninie wyhaftowano 626 postaciNormanów trzy z nazwiskami, ze świty biskupa Odo 190 koni i mułów, 541innych zwierząt, 37 statków, 33 budynki i 37 grup drzew.Są tu sceny,przedstawiające ścinanie drzew, budowanie i ładowanie statków oraz oczywiściewalki i śmierć.Podkreślono też przewagę Normanów z powodu posiadania jazdy iłuczników, w przeciwieństwie do pieszych żołnierzy Harolda.Napoleon kazał przewiezć tkaninę z Bayeux do Pa-ryża, z zamiarem zabrania jej ze sobą może jako talizmanu? w czasie wyprawyna Anglię.Dzisiaj jest z powrotem w mieście, gdzie powstała, wystawiona na widokpubliczny w ratuszu i dziesiątki tysięcy ludzi corocznie ją podziwiają.Wilhelm surowo potraktował przyrodniego brata.Można przypuszczać, żekonfiskata bez uwięzienia byłaby dostateczną karą.Nie było zbrodnią, że wysokidostojnik kościelny aspirował do tiary papieskiej, chociaż może nie świadczyło to oświątobliwości Odona, ani jego chrześcijańskiej pokorze.Pod rządami Wilhelma nieza takie cnoty prałaci otrzymywali nominacje, ale za talenty polityczne, a nawetwojskowe.A ponieważ biskupi i prałaci uczestniczyli w rządach i wyższe szczebledrabiny mieli wciąż przed oczyma, nic dziwnego, że niektórym zachciało się wspinaćwyżej.Odo ucierpiał, ponieważ Wilhelm nie wyładował całego swego gniewu nawyrodnym synie i nazbyt po macierzyńsku czułej królowej.Ta nowa dezercja, za-planowana w sekrecie, kazała Wilhelmowi przypuszczać, że zdrada pleni się nawet wkręgu najbliższych mu ludzi.Zabrakło Rogera de Beaumont, nie żył już, by wstawićsię za winowajcą, a nawet arcybiskup Lanfranc, człowiek o wielkim i współczującymsercu, przebywał w Anglii.Wilhelm zadał cios gwałtowny i srogi, by strach otrzezwiłinnych, może noszących w sercu podobne sekrety.W miarę upływu lat Wilhelm coraz bardziej odczuwał potrzebę bliskości Matyldy.Niewiele pozostało z dawnego, namiętnego pożądania, ale towarzystwo jej było dlaniego zródłem siły, spokoju, odrodzenia.W roku 1083 to na pozór niewyczerpalnezródło miało przestać bić na zawsze.Matylda na łożu śmierci jesz- 292 cze się martwiła, czy jej mąż w głębi serca nie żywi do niej nadal urazy zasfinansowanie mimowolne, ale jednak wynikające z braku rozwagi rebelii Ro-berta.Tak już słaba, że z trudem mogła mówić, wyszeptała:Wilhelmie, jedyny, ukochany.czy mi przebaczyłeś?Przebaczyć? To, żeś najwspanialszą i najbardziej kochaną kobietą pod słońcem? wykrzyknął.Wiesz, co mam na myśli.Wiem, że byłaś zawsze cnotliwą kobietą, dobrą żoną i. zająknął się przy tychsłowach .matką o najlepszych intencjach.Ta wymijająca odpowiedz wywołała blady uśmiech na jej twarzy,Więc powiedz, że mi przebaczyłeś, jakąkolwiek krzywdę ci wyrządziłam,świadomie lub nieświadomie.Przebaczenie należy do Boga.Co do mnie, świadom jestem i będę do końcamoich dni tylko twoich zalet.Ale dwukrotnie wobec ciebie brutalnie się za-chowałem: raz jeszcze przed naszym ślubem, a drugi raz, kiedy.To ty mniepowiedz, czy mi moją gwałtowność przebaczasz?Nadal uśmiechając się, wsunęła rękę w jego dłoń. Zimno mi.Ogrzej mnie, jak to zawsze robiłeś,sercem i ciałem.Pytasz, jakbyś kobiet nie rozumiał.Kiedy mnie pierwszy raz zbiłeś, przekonałeś mnie może nawet więcej, niż w naszą noc poślubną, choć taby wystarczyło o swojej męskości. Przymknęłaoczy, przywołując pamięć dawnych wydarzeń. Adrugi raz.to ciebie nie zmieniło w moich oczachw żadnej mierze. Na Boga! powiedział. By ci wrócić życie, chętnie oddałbym moje. 293 A cóżby mi przyszło z życia.bez ciebie? Podługiej chwili przerwy szepnęła. %7łycie dawałeś miwciąż, w ciągu tych wszystkich lat.ale teraz, żadnaludzka siła, nawet twoja. Wargi jeszcze się poruszały, ale najcichszy szept zamarł na nich.Wilhelm czuwał całą noc przy ciele swej księżnej i królowej, wpatrując się wtwarz, która w śmierci zdawała mu się powracać do urody dziewczęcych lat.%7łal jegobył głęboki i szczery.Odejście Matyldy poruszyło go bardziej niż świadomość która miała niebawem nadejść jego własnej, nieuniknionej już i prędkiej śmierci.Czuł się osierocony, jakby go pozbawiono największej, najwartościowszej częścijego sił.Wielokrotnie patrzył w oczy śmierci, wielokrotnie patrzył na martwych.Alezgon Matyldy upokorzył go, uświadamiając, że nawet on, Zdobywca, jest bezsilny wobliczu nieskończonej tajemnicy.Próbował się modlić, lecz jego serce, zwyklegorąco i szczerze odpowiadające słowom modlitwy, było jak kamienne.Noc mijała,nadciągał świt, Wilhelm rozmyślał..możemy zdobywać zamki, wygrywać bitwy,podbijać królestwa.Możemy zabijać lub dawać pardon, naginać ludzi do naszej woli.możemy skrzesaćiskrę życia, ale o trwaniu płomienia.cudzego czy naszego.decyzja już nie do nasnależy.Gorące niegdyś ognie migocą i gasną.popioły stygną, a ci, którzy odchodząi ci, którzy zostają.drżą w ciemnej samotności.Rozdział 19NA DYMICYCH ZGLISZCZACH Trzeba mniej jadać, miłościwy panie, inaczej twoja tusza zaprowadzi cię dogrobu.Tak lekarze przestrzegali Wilhelma wkrótce po śmierci Matyldy.Rzeczywiściebardzo się roztył ostatnio.Zamiast ścigłych, pełnokrwistych rumaków, które gochyżo niegdyś na łowy niosły, teraz musiał dobierać powolniejsze wierzchowce,rozrośnięte i silne, zdolne do dzwigania jego potężnego ciężaru.I z wyglądu siępostarzał.Osiwiał prawie zupełnie, jego dawny zamaszysty krok zamienił się wciężkie szuranie nogami.Dobry humor rzadziej mu się trafiał, a wybuchy gniewubyły coraz częstsze.I najbliższe otoczenie i poddani teraz dopiero doceniali w pełniłagodzący wpływ, jaki dawniej wywierała królowa.Wilhelm był zawszezatrważającym władcą, a jego podwładni prócz dawnych druhów, jak Wiliam FitzOsbern, Roger de Montgomery i arcybiskup Lanfranc darzyli go raczejszacunkiem niż przywiązaniem.Teraz budził nie tyle nawet szacunek, co po prostustrach.Król coraz częściej szukał.kompanii Rufusa, który jezdził przy boku ojca napolowania i na objazdy powolniejsze teraz i krócej trwające niż dawniej i byłmu główną pociechą po odstępstwie najstarszego syna i po stracie żony [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.najwyższym autorytetem od strony normańskiej".Opowieśćprzedstawiona na tkaninie jako dzieje złamanej przysięgi nie jest bezstronna: ma silnezabarwienie normańskie.Ale największa wartość arcydzieła z Bayeux z punktuwidzenia historyków leży w tym, że jest to prawdziwa kopalnia informacji o XIwieku: o ubiorach, zbrojach, broni, ekwipunku, budowie statków i zamków.WedługH.R.Loyna (The Norman Conquest, 1962) na tkaninie wyhaftowano 626 postaciNormanów trzy z nazwiskami, ze świty biskupa Odo 190 koni i mułów, 541innych zwierząt, 37 statków, 33 budynki i 37 grup drzew.Są tu sceny,przedstawiające ścinanie drzew, budowanie i ładowanie statków oraz oczywiściewalki i śmierć.Podkreślono też przewagę Normanów z powodu posiadania jazdy iłuczników, w przeciwieństwie do pieszych żołnierzy Harolda.Napoleon kazał przewiezć tkaninę z Bayeux do Pa-ryża, z zamiarem zabrania jej ze sobą może jako talizmanu? w czasie wyprawyna Anglię.Dzisiaj jest z powrotem w mieście, gdzie powstała, wystawiona na widokpubliczny w ratuszu i dziesiątki tysięcy ludzi corocznie ją podziwiają.Wilhelm surowo potraktował przyrodniego brata.Można przypuszczać, żekonfiskata bez uwięzienia byłaby dostateczną karą.Nie było zbrodnią, że wysokidostojnik kościelny aspirował do tiary papieskiej, chociaż może nie świadczyło to oświątobliwości Odona, ani jego chrześcijańskiej pokorze.Pod rządami Wilhelma nieza takie cnoty prałaci otrzymywali nominacje, ale za talenty polityczne, a nawetwojskowe.A ponieważ biskupi i prałaci uczestniczyli w rządach i wyższe szczebledrabiny mieli wciąż przed oczyma, nic dziwnego, że niektórym zachciało się wspinaćwyżej.Odo ucierpiał, ponieważ Wilhelm nie wyładował całego swego gniewu nawyrodnym synie i nazbyt po macierzyńsku czułej królowej.Ta nowa dezercja, za-planowana w sekrecie, kazała Wilhelmowi przypuszczać, że zdrada pleni się nawet wkręgu najbliższych mu ludzi.Zabrakło Rogera de Beaumont, nie żył już, by wstawićsię za winowajcą, a nawet arcybiskup Lanfranc, człowiek o wielkim i współczującymsercu, przebywał w Anglii.Wilhelm zadał cios gwałtowny i srogi, by strach otrzezwiłinnych, może noszących w sercu podobne sekrety.W miarę upływu lat Wilhelm coraz bardziej odczuwał potrzebę bliskości Matyldy.Niewiele pozostało z dawnego, namiętnego pożądania, ale towarzystwo jej było dlaniego zródłem siły, spokoju, odrodzenia.W roku 1083 to na pozór niewyczerpalnezródło miało przestać bić na zawsze.Matylda na łożu śmierci jesz- 292 cze się martwiła, czy jej mąż w głębi serca nie żywi do niej nadal urazy zasfinansowanie mimowolne, ale jednak wynikające z braku rozwagi rebelii Ro-berta.Tak już słaba, że z trudem mogła mówić, wyszeptała:Wilhelmie, jedyny, ukochany.czy mi przebaczyłeś?Przebaczyć? To, żeś najwspanialszą i najbardziej kochaną kobietą pod słońcem? wykrzyknął.Wiesz, co mam na myśli.Wiem, że byłaś zawsze cnotliwą kobietą, dobrą żoną i. zająknął się przy tychsłowach .matką o najlepszych intencjach.Ta wymijająca odpowiedz wywołała blady uśmiech na jej twarzy,Więc powiedz, że mi przebaczyłeś, jakąkolwiek krzywdę ci wyrządziłam,świadomie lub nieświadomie.Przebaczenie należy do Boga.Co do mnie, świadom jestem i będę do końcamoich dni tylko twoich zalet.Ale dwukrotnie wobec ciebie brutalnie się za-chowałem: raz jeszcze przed naszym ślubem, a drugi raz, kiedy.To ty mniepowiedz, czy mi moją gwałtowność przebaczasz?Nadal uśmiechając się, wsunęła rękę w jego dłoń. Zimno mi.Ogrzej mnie, jak to zawsze robiłeś,sercem i ciałem.Pytasz, jakbyś kobiet nie rozumiał.Kiedy mnie pierwszy raz zbiłeś, przekonałeś mnie może nawet więcej, niż w naszą noc poślubną, choć taby wystarczyło o swojej męskości. Przymknęłaoczy, przywołując pamięć dawnych wydarzeń. Adrugi raz.to ciebie nie zmieniło w moich oczachw żadnej mierze. Na Boga! powiedział. By ci wrócić życie, chętnie oddałbym moje. 293 A cóżby mi przyszło z życia.bez ciebie? Podługiej chwili przerwy szepnęła. %7łycie dawałeś miwciąż, w ciągu tych wszystkich lat.ale teraz, żadnaludzka siła, nawet twoja. Wargi jeszcze się poruszały, ale najcichszy szept zamarł na nich.Wilhelm czuwał całą noc przy ciele swej księżnej i królowej, wpatrując się wtwarz, która w śmierci zdawała mu się powracać do urody dziewczęcych lat.%7łal jegobył głęboki i szczery.Odejście Matyldy poruszyło go bardziej niż świadomość która miała niebawem nadejść jego własnej, nieuniknionej już i prędkiej śmierci.Czuł się osierocony, jakby go pozbawiono największej, najwartościowszej częścijego sił.Wielokrotnie patrzył w oczy śmierci, wielokrotnie patrzył na martwych.Alezgon Matyldy upokorzył go, uświadamiając, że nawet on, Zdobywca, jest bezsilny wobliczu nieskończonej tajemnicy.Próbował się modlić, lecz jego serce, zwyklegorąco i szczerze odpowiadające słowom modlitwy, było jak kamienne.Noc mijała,nadciągał świt, Wilhelm rozmyślał..możemy zdobywać zamki, wygrywać bitwy,podbijać królestwa.Możemy zabijać lub dawać pardon, naginać ludzi do naszej woli.możemy skrzesaćiskrę życia, ale o trwaniu płomienia.cudzego czy naszego.decyzja już nie do nasnależy.Gorące niegdyś ognie migocą i gasną.popioły stygną, a ci, którzy odchodząi ci, którzy zostają.drżą w ciemnej samotności.Rozdział 19NA DYMICYCH ZGLISZCZACH Trzeba mniej jadać, miłościwy panie, inaczej twoja tusza zaprowadzi cię dogrobu.Tak lekarze przestrzegali Wilhelma wkrótce po śmierci Matyldy.Rzeczywiściebardzo się roztył ostatnio.Zamiast ścigłych, pełnokrwistych rumaków, które gochyżo niegdyś na łowy niosły, teraz musiał dobierać powolniejsze wierzchowce,rozrośnięte i silne, zdolne do dzwigania jego potężnego ciężaru.I z wyglądu siępostarzał.Osiwiał prawie zupełnie, jego dawny zamaszysty krok zamienił się wciężkie szuranie nogami.Dobry humor rzadziej mu się trafiał, a wybuchy gniewubyły coraz częstsze.I najbliższe otoczenie i poddani teraz dopiero doceniali w pełniłagodzący wpływ, jaki dawniej wywierała królowa.Wilhelm był zawszezatrważającym władcą, a jego podwładni prócz dawnych druhów, jak Wiliam FitzOsbern, Roger de Montgomery i arcybiskup Lanfranc darzyli go raczejszacunkiem niż przywiązaniem.Teraz budził nie tyle nawet szacunek, co po prostustrach.Król coraz częściej szukał.kompanii Rufusa, który jezdził przy boku ojca napolowania i na objazdy powolniejsze teraz i krócej trwające niż dawniej i byłmu główną pociechą po odstępstwie najstarszego syna i po stracie żony [ Pobierz całość w formacie PDF ]