[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Będzie opłakiwać mnie, kiedy mójszalony tatuś mnie zabije.Tak, jasne.Wstał, wziął telefon z lady i postawił przede mną.- Powiedziałem, że oboje musimy cos poświęcić.- Do tej pory ja jedna coś poświęcam.Jaka jest twoja ofiara?Machnął telefonem i wybrał numer.- To telefon do lokaja Twierdzy.On zajmuje się sprawami noclegu.Zadzwoniłem doniego rano i powiedziałem, żeby się mnie spodziewał.Zadzwoń do niego.Spytaj czy kazałemprzygotować dla ciebie pokój.Telefon zadzwonił.Oboje spojrzeliśmy na niego.Zadzwonił jeszcze raz, wtedy odebrałam.- Tak.- Kate - głos Saimana był łagodny, pełen niepokoju.- Widzę, że przetrwałaś noc.- Ledwie.Curran podniósł swój pusty talerz.- Jesteś ranna? - Nie.- Po prostu obolała w pewnych miejscach.- Dobrze to słyszeć.Dzwięk torturowanego metalu wstrząsnął kuchnią.Curran powoli, systematycznierolował metalowy talerz w rurę.- Co to za hałas?- Konstrukcja.- Planujesz na dziś wizytę w Zwiątyni?- Jeśli magia się podporządkuję.- Chciałbym wiedzieć, co odkryjesz.- Twoje zainteresowanie zostało odnotowane.Rozłączyłam się.Curran upuścił kawał niemal ubitego metalu, który był na ladzietalerzem.Spojrzałam w jego szare oczy.- Curran, jeśli go zaatakujesz będę go bronić.On nie jest żadną konkurencją.Gdybymchciała z nim być, mogłam być.Gówno.To nie było dobre.Wziął głęboki wdech.- Chodziło mi o to, że on oferował a ja odrzuciłam.- Chodz ze mną.- Nie mogę.Cień przemknął przez jego twarz.- Więc dobrze.- Czyli wszystko albo nic?- To jedyna droga.Odwrócił się plecami i odszedł. Rozdział 19Magia uderzyła dziesięć minut po wyjściu Currana.Zacisnęłam żeby, ubrałam się,osiodłałam Marigold i ruszyłam w stronę Zwiątyni.Wszystko albo nic.Halo, Wasza Puszystość.Nazywam się Kate Daniels, córka Rolanda,Twórcy Wież, żyjącej legendy i przypadkowo mężczyzny, który stara się wyciąć ciebie i twoichludzi.Jeśli wezmiesz mnie do siebie, poruszy niebo i ziemię by zabić ciebie i mnie, kiedy dowiesię kim jestem.Nawet teraz jestem poszukiwana.I jeśli będziesz ze mną sypiał, to już nigdy niebędziesz taki jak przedtem.To właśnie było prawdziwe znaczenie wszystko albo nic.I tak bardzo chciałam tozignorować i pójść z nim do Twierdzy.Kiedy tak bardzo się związałam z tym aroganckimskurwielem? To nie było zeszłej nocy.Czy to stało się wtedy gdy ratował mnie ode mnie?Przynajmniej wiem kiedy to się zaczęło - kiedy chciał wymienić pokrywkę, którą pragnęła hordawodnych demonów, za życie Julie.Zabiłabym by z nim zostać.Teraz to była przerażająca myśl.Temperatura kontynuowała swój samobójczy opad.Pomijając wszystkie warstwy materiału,ledwo mogłam czuć ramiona, a moje zostały zamrożone.Grendel i Marigold wcale nie wyglądalilepiej, ale przynajmniej oni będą biec przez całą drogę.Otoczona z trzech stron przez niski, ceglany budynek i ceglany mur z czwartej, Zwiątyniawyglądała prawie pokrzepiająco w porównaniu do surowego krajobrazu zrujnowanychbudynków: jaskrawo-czerwone mury, śnieżno biała kolumnada i równie białe schody usadzonenad ośnieżonym trawnikiem.Tylko kilka metrów w lewo znajdował się Zaułek Jednorożca.Strefagłębokiej gwałtownej magii, Zaułek Jednorożca przecinał śródmieście jak blizna.Rzeczy któreunikały światła i żerowały na potworach ukrywały się tam, i kiedy zdesperowani uciekinierzyukrywali się tam, ani PWZKP, ani Zakon nie starali się iść za nimi.Nie było takiej potrzeby.Zaułek Jednorożca biegł prosto jak strzała, z wyjątkiem ziem Zwiątyni, gdzie ostrożnieomijał synagogę.Mezuzot, wersy z Tory, napisane przez kwalifikowanego skrybę i ochranianeprzez cynowe skrzynki, wisiały wzdłuż obrzeża Zwiątynnego muru.Mur sam w sobie byłwspomagany przez tyle imion anielskich, magicznych kwadratów i świętych nazw, że wyglądałtak jakby została na nim wyruta encyklopedia talizmatyczna.Cztery golemy patrolowały ziemie: wysokie na sześć stóp i czerwone jak glina z Georgii.Bezkształtne monstra wczesnych dni, zaraz po tym jak nastąpiła Zmiana, zniknęły; ci goście bylizrobieni przez mistrza rzezbiarza i ożywieni przez adepta magii.Każdy miał muskularny tors humanoidalnego mężczyzny, ukoronowany wielką, brodatą głową.W pasie tors gładko łączył sięw krępe ciało zwierza, przypominające baranie i wyposażone w cztery potężne nogi zakończonekopytami.Golemy poruszały się w tył i w przód, trzymając swoje długie stalowe włócznie iobserwowały świat swoimi świecącymi oczami w kolorze słabego, wodnego różu.Niezainteresowały się mną.Jednak gdyby nawet, nie byłyby zbyt trudne do zabicia.Każdy byłożywiony pojedynczym słowem - emet, prawda - wyciętym na ich czołach.Zniszczenie pierwszejlitery i emet stawało się met.Zmierć.I to byłby koniec golema.Oceniając ich wolny krok,mogłabym zatańczyć z nimi walca, usunąć literę i przejść dalej zanim by podniosły swojeprzeolbrzymie włócznie.Każdy miał swój sposób na manipulację magią.Wiedzmy parzyły ziołowe mikstury, Ródpilotował wampiry a rabini pisali.Najpewniejszą metodą rozbrojenia %7łydowskiego magika byłozabranie jego długopisu.Gdy podeszła, ze Zwiątyni wyszła kobieta i zeszła w dół po schodach.Przywiązałam lejceMarigold do żelaznej podpórki i wbiegłam po schodach.Kobieta była niska i przyjemnie okrągła.- Jestem Rabin Melissa Snowdoll.- Kate Daniels.A to mój pudel.- Rozumiem, że masz spotkanie z Rabinem Kranz em.Zaprowadzę cię do niego, aleobawiam się, że pudel będzie musiał zostać na zewnątrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl