[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kamienie zaczęły latać, niektóre rzucały dzieciaki i chowały się za innymi dzieciakami, innerzucali ludzie, których nie było widać.Lądowały na Walter Street, gdzie policja i gwardziściutrzymywali tymczasową linię obrony.Pierwszą ranę odniósł funkcjonariusz ze Slone, którydostał kamieniem w zęby i upadł, ku wielkiej radości tłumu.Widok leżącego gliny sprawił, żekamienie poleciały jeszcze gęściej i Civitan Park w końcu eksplodował.Sierżant policji podjąłdecyzję, żeby rozproszyć tłum i przez megafon kazał się wszystkim rozejść, bo zostanąaresztowani.To sprowokowało gwałtowną reakcję, poleciało więcej kamieni i gruzu.Tłumszydził z policji i żołnierzy, pluł przekleństwami i grozbami, i nie zamierzał podporządkować siępoleceniu.Policja i żołnierze, w hełmach, z tarczami, sformowali klin, przeszli ulicę, wkroczylido parku.Kilku uczniów, w tym Trey Glover, skrzydłowy i pierwszy przywódca protestu, wyszłoz wyciągniętymi rękami, na ochotnika do aresztowania.Kiedy Treyowi zakładano kajdanki,kamień odbił się od hełmu policjanta, który go zatrzymywał.Policjant zaklął, zapomniał o Treyui zaczął gonić dzieciaka, który rzucił kamieniem.Nieliczni demonstranci rozproszyli się irozbiegli po ulicach, ale większość walczyła dalej, rzucając, co im wpadło w rękę.Trybuny najednym z boisk do bejsbolu wykonane były z bloków popiołu, doskonale nadającego się do tego,żeby rozbić go na kawałki i ciskać w mężczyzn i kobiety w mundurach.Pewien uczeń owinąłsznur petard wokół kijka i wetknął go w ziemię.Wybuch sprawił, że gliny i żołnierze złamaliszyk i rozbiegli się.Tłum zawył.Znikąd, spoza parku, z nieba, spadł koktajl Mołotowa iwylądował na dachu nieoznakow'anego pustego radiowozu zaparkowanego na skraju WalterStreet.Płomienie szybko się rozprzestrzeniły, bo benzyna rozlała się po całym wozie.Towywołało kolejną falę entuzjastycznych wiwatów i wrzasków tłumu.Kiedy akcja się rozwinęła,nadjechał wóz transmisyjny.Reporterka, poważna blondyna, która powinna trzymać się prognozpogody, wyskoczyła z mikrofonem i natknęła się na nabuzowanego policjanta.Kazał jej wracaćdo furgonetki i wynosić się do diabła.Furgonetka, pomalowana na biało, z wielkimi czerwonymii żółtymi napisami, stanowiła łatwy cel i parę sekund po tym, jak zatrzymała się z poślizgiem,została obrzucona kamieniami i gruzem.Potem wyszczerbiony kawał bloku z popiołu uderzyłreporterkę w potylicę, rozciął jej głowę i pozbawił przytomności.Więcej wiwatów, więcejwulgarnych gestów.Mnóstwo krwi.Kamerzysta zaciągnął ją w bezpieczne miejsce, a policjawezwała karetkę.%7łeby zabawy i zamieszania było więcej, na policję i żołnierzy rzucono bombydymne.W tym momencie podjęto decyzję, żeby odpowiedzieć gazem łzawiącym.Odpalonopierwszy pojemnik i panika ogarnęła tłum.Zaczął się rozpraszać, ludzie uciekali, rozbiegali siępo okolicy.Na ulicach wokół Civitan Park mężczyzni siedzieli na werandach od ulicy,przysłuchiwali się odgłosom rozróby, patrzyli, czy ktoś się nie zbliża.Kobiety i dzieci siedziałybezpiecznie w domu, a oni stali na straży ze śrutówkami i strzelbami, tylko czekali, aż pojawi sięczarna twarz.Kiedy Herman Grist z 1485 Benton Street zobaczył trzech młodych czarnychidących środkiem ulicy, strzelił dwa razy z werandy w powietrze i ryknął na dzieciaki, żebywracały do swojej części miasta.Dzieciaki zaczęły uciekać.Wystrzały przecięły noc.Poważnyznak, że samozwańcza straż obywatelska włączyła się do walki.Na szczęście Grist nie strzeliłdrugi raz.Tłum nadal się rozpraszał, nieliczni rzucali w odwrocie kamieniami.Do dziewiątej wieczórpark został opanowany, policja i żołnierze szli po szczątkach - pustych puszkach i butelkach,pojemnikach z fast foodów, niedopałkach papierosów, papierkach po fajerwerkach.Było tegotyle, że wystarczyłoby na wysypisko.Dwie trybuny zniknęły, zostały tylko metalowe ławki.Włamano się do budki z biletami, ale nie było tam niczego, co można by zabrać.Po użyciu gazuporzucono parę samochodów, w tym terenówkę Treya Glovera.Trey i kilkunastu innych siedzieli już w areszcie.Czterech na ochotnika, resztę złapano.Kilku odwieziono do szpitala po gaziełzawiącym.Kilku policjantów odniosło rany, no i reporterka.Ostry zapach gazu przenikał park.Szara chmura z bomb dymnych wisiała nisko nadboiskami do gry w piłkę.Pobojowisko bez strat w ludziach.Rozbicie zabawy oznaczało, że jakiś tysiąc nabuzowanych czarnych rozlał się teraz po Slonei nie zamierzał pójść do domu czy zrobić czegoś konstruktywnego.Gaz łzawiący ichrozwścieczył.Wychowani byli na czarno-białych wideo przedstawiających psy w Selmie, wężestrażackie w Birmingham i gaz łzawiący w Watts.Ta heroiczna walka była częścią ich spuścizny,ich DNA, wysławianym rozdziałem w ich historii, i nagle tutaj wyszli w proteście na ulice, żebywalczyć, i użyto wobec nich gazu, tak jak wobec ich przodków.Nie mieli zamiaru przerwaćwalki.Skoro gliny chcą nieczystej gry, będą ją miały.Burmistrz Harris Rooney monitorował pogarszającą się sytuację swojego miasteczka zWydziału Policji, który stał się centrum dowodzenia.Razem z szefem policji, Joem Radfordem,podjęli decyzję o rozproszeniu tłumu w Civitan Park i zakończeniu sprawy, obaj doszli downiosku, że trzeba użyć gazu łzawiącego.Teraz przez radio i telefon komórkowy, napływałyraporty, że demonstranci przemierzają ulice w grupach, wybijają szyby, wykrzykują grozby podadresem przejeżdżających kierowców, rzucają kamieniami jak klasyczni chuligani.Kwadrans po dziewiątej burmistrz zadzwonił do wielebnego Johnny ego Canty ego, pastoraAfrykańskiego Metodystycznego Kościoła Betel.Spotkali się we wtorek, kiedy wielebny Cantyprosił burmistrza o interwencję u gubernatora i poparcie wstrzymania egzekucji.Burmistrzodmówił.Nie znał gubernatora, nie miał na niego żadnego wpływu, a poza tym ten, kto błagaGilla Newtona o odroczenie, marnuje czas.Canty ostrzegł burmistrza Rooneya o możliwościwybuchu niepokojów, jeśli egzekucja Dont�go się odbędzie.Burmistrz był sceptyczny.Teraz sceptycyzm zastąpił strach.Pani Canty odebrała telefon i powiedziała, że męża nie ma.Był w domu pogrzebowym,czekał, aż wróci rodzina Drummów.Podała burmistrzowi numer komórki i wreszcie udało siędodzwonić do wielebnego Canty ego.- Dobry wieczór, panie burmistrzu - powiedział Canty cicho, głębokim głosem kaznodziei.- Jak przedstawiają się sprawy dziś wieczór?- Sprawy przedstawiają się teraz bardzo burzliwie, wielebny.Jak się pan miewa?- Bywało lepiej.Jesteśmy w domu pogrzebowym, czekamy, aż rodzina wróci z ciałem,więc teraz nie najlepiej się czuję.Czym mogę panu służyć?- Miał pan rację co do zamieszek, wielebny.Nie wierzyłem panu, przepraszam.Powinienem posłuchać, a nie posłuchałem.Ale sytuacja jest coraz gorsza.Mieliśmy osiempożarów, chyba jakieś dwanaście zatrzymań, z pół tuzina zranień i nie ma powodu, żeby sądzić,że te liczby nie wzrosną.Tłum w Civitan Park rozproszono, ale tłum w Washington Park rośnie zminuty na minutę.Nie byłbym zaskoczony, gdyby wkrótce ktoś został zabity.- Zabójstwo już było, panie burmistrzu.Czekam na zwłoki.- Przykro mi.- W jakim celu pan dzwoni, panie burmistrzu?- Jest pan powszechnie szanowanym przywódcą swojej społeczności.Jest pan pastoremDrummów.Proszę, żeby pan poszedł do Washington Park i zaapelował o spokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl