[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez cienkie podeszwy butów czuł twar-dość betonu.Wrzucił pudełko do pierwszego kosza na śmieci, jakizobaczył po drodze.I tyle.Nie obejrzał się nawet zasiebie.Dopiero pózniej zwolnił kroku.Był mocno spocony.Odór własnego potu przypra-wiał go o mdłości.Znów poczuł przypływ żółci.Język Judith Blaney.O Jezu!337Na chwilę - ale tylko na chwilę - zrobiło mu się jejżal.Potem pomyślał o tej kobiecie detektywie, która goprzepytywała w mieszkaniu.Nie mógł sobie przypo-mnieć jej nazwiska.Pamiętał tylko czarne włosy i oczy,no i wielkie cycki.Choć z wyglądu tak kobieca, miała wsobie jakąś twardość.Powiedziała mu, żeby do niejzadzwonił, jeśli coś sobie przypomni albo dowie sięczegoś nowego.Co by się stało, gdyby zadzwonił doniej w tej sprawie? A potem wręczył jej pudełko ioświadczył, że znalazł je w swojej skrzynce pocztowej? Może to by coś pani powiedziało - zasugerowałby bezuśmiechu, z nieruchomą twarzą.Twarzą więznia.Za-chowałby taki wyraz twarzy przez cały czas, obserwującjej minę, podczas gdy ona powoli zdawałaby sobiesprawę z tego, co trzyma w rękach.Pearl.No tak, takma na imię.Pearl jakoś tam.Pracując w takiej branży,widziała już pewnie niemało, więc może ten język niezrobiłby na niej większego wrażenia, za to naprowa-dziłby ją na jakiś trop.Cholera: z babami nigdy nic niewiadomo.Ale nie miał ochoty wrócić i dotknąć choćby tegopudełka jeszcze raz.Chciał je wyrzucić ze swojego ży-cia.Na zawsze.A jednak myśl o wręczeniu go owej cycatej poli-cjantce bawiła go.Nawet się uśmiechnął.Rzeznik siedział na ławce w Central Parku i wertował Timesa i Post , jak zawsze po upolowaniu kolejnej338ofiary.Oglądał też uważnie lokalne wiadomości w te-lewizji.I znów nie wspomniano o wyciętym języku.Tak sa-mo było po śmierci Candice.Nie skąpiono jednak innych szczegółów, zwłaszczaw Post.Przejrzał też darmową gazetkę City Beat.Mimo badziewnego papieru można tam było znalezćpierwszorzędne ploty z Nowego Jorku.Musieli miećszpiegów i płatnych informatorów w całym mieście.Alenazywali to dumnie dziennikarstwem.Wiedział oczywiście, skąd ten brak wzmianek o wy-ciętych językach.Policja blokowała informację, żebymieć pewność, że namierzy właściwego podejrzanego.Tylko gliny i zabójca wiedzieli o brakujących językach.Taka nasza mała tajemnica.To mógł być atut podczasprzesłuchania.Test na weryfikację podejrzanego.Może byłaby z tego niezła zabawa, gdyby się skon-taktował z policją albo jakąś gazetą czy kablówką i samwspomniał o tych językach.Oczywiście zachowującanonimowość.Mógłby sobie zrobić jaja z policji - i zQuinna, którego uważano za jakiegoś superłowcę seryj-nych morderców.Ale nie, zdecydował.Niech się łudzą, że prowadzą wtej rozgrywce.Albo jeszcze lepiej: wpuszczę ich w ka-nał.To by było nawet podniecające.Udowodnię, żeQuinn nie jest nawet w połowie tak sprytny, za jakiegosię uważa.339W gruncie rzeczy fakt, że Quinn kieruje śledztwem,był szczęśliwym zrządzeniem losu.Rzeznik doceniałQuinna.Ten słynny łowca seryjnych morderców byłtrudniejszym i ciekawszym przeciwnikiem od trutni znowojorskiego wydziału policji.Przeciwnikiem z naj-wyższej półki.Rzeznik wyciągnął nogi, odchylił się na oparcie ław-ki i przymknął oczy.Poranne słońce cudownie ogrzewa-ło mu twarz.Stwierdził, że jest dobrze.Wciśnięcie ję-zyka Jockowi Sandersonowi poszło gładko.Ten małyskurwysynek zamknie dziób na amen.Nie będzie paplałniewłaściwym ludziom o niewłaściwych rzeczach.Oczywiście już wcześniej miał powody, by nie mó-wić za dużo.Ale zawsze lepiej, gdy ludzie w typie San-dersona mocno czują, czego im nie wolno.Krętacz iwazeliniarz bez cienia etyki czy wstydu.Oportunista.Bez poczucia honoru, bez jaj.Chodzi mu tylko o bez-pieczeństwo własnej dupy.Ten odcięty język musiał nanim zrobić zamierzone wrażenie.Było w tym też coś zabawnego: może właśnie tymjęzykiem Judith Blaney zaszkodziła Sandersonowi naj-bardziej.Więc niech chłop ma [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Przez cienkie podeszwy butów czuł twar-dość betonu.Wrzucił pudełko do pierwszego kosza na śmieci, jakizobaczył po drodze.I tyle.Nie obejrzał się nawet zasiebie.Dopiero pózniej zwolnił kroku.Był mocno spocony.Odór własnego potu przypra-wiał go o mdłości.Znów poczuł przypływ żółci.Język Judith Blaney.O Jezu!337Na chwilę - ale tylko na chwilę - zrobiło mu się jejżal.Potem pomyślał o tej kobiecie detektywie, która goprzepytywała w mieszkaniu.Nie mógł sobie przypo-mnieć jej nazwiska.Pamiętał tylko czarne włosy i oczy,no i wielkie cycki.Choć z wyglądu tak kobieca, miała wsobie jakąś twardość.Powiedziała mu, żeby do niejzadzwonił, jeśli coś sobie przypomni albo dowie sięczegoś nowego.Co by się stało, gdyby zadzwonił doniej w tej sprawie? A potem wręczył jej pudełko ioświadczył, że znalazł je w swojej skrzynce pocztowej? Może to by coś pani powiedziało - zasugerowałby bezuśmiechu, z nieruchomą twarzą.Twarzą więznia.Za-chowałby taki wyraz twarzy przez cały czas, obserwującjej minę, podczas gdy ona powoli zdawałaby sobiesprawę z tego, co trzyma w rękach.Pearl.No tak, takma na imię.Pearl jakoś tam.Pracując w takiej branży,widziała już pewnie niemało, więc może ten język niezrobiłby na niej większego wrażenia, za to naprowa-dziłby ją na jakiś trop.Cholera: z babami nigdy nic niewiadomo.Ale nie miał ochoty wrócić i dotknąć choćby tegopudełka jeszcze raz.Chciał je wyrzucić ze swojego ży-cia.Na zawsze.A jednak myśl o wręczeniu go owej cycatej poli-cjantce bawiła go.Nawet się uśmiechnął.Rzeznik siedział na ławce w Central Parku i wertował Timesa i Post , jak zawsze po upolowaniu kolejnej338ofiary.Oglądał też uważnie lokalne wiadomości w te-lewizji.I znów nie wspomniano o wyciętym języku.Tak sa-mo było po śmierci Candice.Nie skąpiono jednak innych szczegółów, zwłaszczaw Post.Przejrzał też darmową gazetkę City Beat.Mimo badziewnego papieru można tam było znalezćpierwszorzędne ploty z Nowego Jorku.Musieli miećszpiegów i płatnych informatorów w całym mieście.Alenazywali to dumnie dziennikarstwem.Wiedział oczywiście, skąd ten brak wzmianek o wy-ciętych językach.Policja blokowała informację, żebymieć pewność, że namierzy właściwego podejrzanego.Tylko gliny i zabójca wiedzieli o brakujących językach.Taka nasza mała tajemnica.To mógł być atut podczasprzesłuchania.Test na weryfikację podejrzanego.Może byłaby z tego niezła zabawa, gdyby się skon-taktował z policją albo jakąś gazetą czy kablówką i samwspomniał o tych językach.Oczywiście zachowującanonimowość.Mógłby sobie zrobić jaja z policji - i zQuinna, którego uważano za jakiegoś superłowcę seryj-nych morderców.Ale nie, zdecydował.Niech się łudzą, że prowadzą wtej rozgrywce.Albo jeszcze lepiej: wpuszczę ich w ka-nał.To by było nawet podniecające.Udowodnię, żeQuinn nie jest nawet w połowie tak sprytny, za jakiegosię uważa.339W gruncie rzeczy fakt, że Quinn kieruje śledztwem,był szczęśliwym zrządzeniem losu.Rzeznik doceniałQuinna.Ten słynny łowca seryjnych morderców byłtrudniejszym i ciekawszym przeciwnikiem od trutni znowojorskiego wydziału policji.Przeciwnikiem z naj-wyższej półki.Rzeznik wyciągnął nogi, odchylił się na oparcie ław-ki i przymknął oczy.Poranne słońce cudownie ogrzewa-ło mu twarz.Stwierdził, że jest dobrze.Wciśnięcie ję-zyka Jockowi Sandersonowi poszło gładko.Ten małyskurwysynek zamknie dziób na amen.Nie będzie paplałniewłaściwym ludziom o niewłaściwych rzeczach.Oczywiście już wcześniej miał powody, by nie mó-wić za dużo.Ale zawsze lepiej, gdy ludzie w typie San-dersona mocno czują, czego im nie wolno.Krętacz iwazeliniarz bez cienia etyki czy wstydu.Oportunista.Bez poczucia honoru, bez jaj.Chodzi mu tylko o bez-pieczeństwo własnej dupy.Ten odcięty język musiał nanim zrobić zamierzone wrażenie.Było w tym też coś zabawnego: może właśnie tymjęzykiem Judith Blaney zaszkodziła Sandersonowi naj-bardziej.Więc niech chłop ma [ Pobierz całość w formacie PDF ]