[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– To dobrze.– A zdaje pan sobie sprawę, że FBI może zneutralizować ten detonator za pomocą falradiowych? Oni znają się na rzeczy.– Tak, tak.Mieli dużo czasu, by przygotować powitanie i zebrać ten cały wyszukany sprzęt.Kiedy Ken kołował już na płytę przed terminalem pasażerskim, Bostich odezwał się znowu:– Pan ich nie docenia.Od dawna pracuję z FBI.Oni są cwani.Są też uczciwi i jeśli zawrze panz nimi umowę, dotrzymają słowa.Wiem, bo jako oskarżyciel zawsze na tym tracę, gdy pozawierająjakieś układy, by złapać grubą rybę.Ken spojrzał przeciągle na Bosticha.– Innymi słowy, powinienem tak się bać, żeby z tego strachu aż się poddać w zamian za ichobietnicę, że któregoś dnia aresztują Lumina?– Chciałem tylko powiedzieć.– Wiem, co chciałeś, Bostich.Chcesz znaleźć sposób uratowania swojej nędznej skóry i masznadzieję, że FBI ci w tym pomoże.– Potrząsnął głową.– Oni nawet nie podejrzewają, że mogęużywać tej częstotliwości.Ten nadajnik został zrobiony na zamówienie.A szukanie metodą próbi błędów jest ryzykowne, bo fale radiowe mogą uruchomić mechanizm bomby.Na twarzy Bosticha pojawiło się przerażenie.– Myślę, że o tym wiedzą – powiedział.– Czyżby? – odparł Ken.– A niby skąd mieliby wiedzieć, skoro nikt, łącznie z tobą, nie był natyle blisko tego nadajnika, żeby opisać choćby jego obudowę?Przed terminalem po północnej stronie pasa startowego czekała cysterna z paliwem.Pracownikobsługi siedział w szoferce, jak Ken sobie życzył.Boeing kołował najpierw w kierunku wschodnim,potem skręcił i skierował się na zachód.Cysterna z paliwem znalazła się teraz po jego prawejstronie, gdzie był wlew.Bostich milcząc wyglądał przez okno.Samochód szeryfa, który widzieli już wcześniej,podjeżdżał teraz z lewej strony.Zbliżył się ostrożnie i zatrzymał około stu stóp od lewego skrzydła.Kierowca pozostał wewnątrz.POKŁAD N-5-L-L; GODZ.15.12Kat połączyła się z agentem Clarkiem Robertsem w Waszyngtonie tylko po to, by usłyszeć, żema czekać.Rozłączyła się i wybrała numer biura szeryfa w Telluride, by w skrócie wyjaśnić mu,jak wygląda sytuacja.– Już rozmawialiśmy z centralą FBI w Waszyngtonie – odparła kobieta, która odebrała telefon.– Powiedzieli mniej więcej to samo.– A czy powiedzieli, że policjanci mają pozostać ukryci?– Nie, ale jeden z zastępców szeryfa tak rozkazał.– W porządku, proszę im przypomnieć jeszcze raz.– Jak.mam poznać, że pani działa legalnie? – zapytała kobieta.– A skąd pani wiedziała, że ten Waszyngton działał legalnie? – odparowała Kat, natychmiastżałując swego tonu.– Proszę mnie posłuchać, nie mam czasu na udowadnianie swojej tożsamości,ale naprawdę jestem agentką FBI.Chcę, żeby w tej chwili połączyła się pani ze wszystkimi, którzymogli się już skierować na lotnisko, i kazała im powyłączać wszystkie światła i syreny i nie zbliżaćsię do lotniska.Mają czekać na instrukcje.Po drugiej stronie zapadła cisza.– Dobrze – odpowiedziała w końcu dyspozytorka.– Ktoś już tam jest, tak? – zapytała Kat.Usłyszała, jak telefonistka przyzywa kogoś i ten ktoś odpowiada w tle:– Tutaj Goodwin.Co ma znaczyć pozostać w ukryciu? Ja już tu jestem.Kat poczuła, że serce jej zamiera.– Centrala, tu agentka Bronsky – powiedziała szybko.– Może mnie pani połączyć z tymobiektem?Na ramieniu poczuła delikatne dotknięcie i podniósłszy wzrok, zobaczyła Billa Northa.– Kat, oni się przygotowują do lądowania.Chcesz się z nimi połączyć?Skinęła głową i wstała, wręczając mu słuchawkę.– Dzięki, Bill.Jeff czekał na nią z telefonem w wyciągniętej ręce.Usłyszała dyspozytorkę z San Miguel: –Łączę.– Tu zastępca szeryfa Goodwin – rozległ się męski głos po drugiej stronie.– Szeryfie, słyszy mnie pan?– Tak jest.Pani jest z FBI? Przedstawiła się, po czym zapytała go, czy widzi zbliżający sięsamolot Gulfstream.– Tak, jesteście po drugiej stronie doliny.Pokrótce opowiedziała mu, co stało się w Grand Junction.– Musi pan trzymać się z dala i w ukryciu, chyba że będę was potrzebowała – zakończyła.– No.– odparł.– Jestem na płycie, około stu stóp od samolotu, ale jeszcze nie wysiadłem.Czego się mam spodziewać?– On chce wypuścić pasażerów i zdobyć paliwo, a kiedy wylądujemy, będzie ze mnąrozmawiał.Proszę zostać na tej częstotliwości i czekać na instrukcje.I nie wpuszczać więcejpolicjantów na płytę lotniska.Pod żadnym pozorem proszę też nie wysiadać ani nie pozwolićnikomu wysiąść z samochodu.Nie róbcie też nic, co mogłoby wyglądać na próbę zablokowania muodwrotu.– Załatwione.Ale gdyby się pokazał, nie mógłby go snajper.– W żadnym razie! – krzyknęła Kat i powiedziała mu o bombie i detonatorze.– Rozumiem: nie zbliżać się do samolotu, nie próbować go blokować, nie interweniować, niestraszyć wyglądem.– Skoro już pan tam jest, szeryfie, proszę mi powiedzieć, co się dzieje.– Na razie nic.Widzę kogoś na miejscu pilota i głowy w oknach kabiny pasażerskiej, ale żadnedrzwi się nie otwarły.Ktoś z obsługi naziemnej stoi przy prawym skrzydle na drabinie i otwierawlew paliwa.Teraz i Kat już widziała siedem-trzy-siedem na płycie, gdyż Dane i Jeff ustawili gulfstreamaw pozycji do lądowania.– Bronsky, jest pani tam? – odezwał się Goodwin.Podniosła słuchawkę do ucha.– Tak, przepraszam.– Podkołuje pani bliżej, żebyśmy mogli porozmawiać?– Dobrze.Teraz lądujemy, więc się rozłączę.Gdy spuścimy schody, proszę od razu wejść napokład.Rozdział dziewiętnastyLOTNISKO TELLURIDE; GODZ.15.15Ken spojrzał na luksusowego gulfstreama, sunącego po pasie startowym.To, że tak szybkoodgadli jego plany, nie było dla niego szczególnym zaskoczeniem.Kat Bronsky była godnymprzeciwnikiem, upartym i niebezpiecznym.Ken wiedział, że za chwilę do niego zadzwoni.Podniósł mikrofon.– Proszę państwa, tu kapitan Wolf e.Powiedziałem przed chwilą, dlaczego to robię.Powiedziałem również, że naprawdę mam ładunek materiałów wybuchowych w luku bagażowymi że trzymam w ręku detonator, który zdetonuje bombę, jeśli go puszczę.Wszystko to nadal jestprawdą.Niech nikt nawet nie myśli o dotknięciu drzwi.Mam tutaj kontrolki, które zaświecą się,gdy tylko zostaną otwarte którekolwiek z nich, łącznie z wyjściem awaryjnym.Przykro mi tomówić, ale nie mam wyboru – jeśli którakolwiek z tych lampek zabłyśnie, puszczę ten guziki koniec nastąpi dla nas wszystkich tragiczny i natychmiastowy.Proszę wszystkich o pozostanie namiejscach i nieodpinanie pasów.Muszę jeszcze załatwić parę spraw, zanim zdecyduję, kiedy i jakwypuścić was z tego samolotu.Gdy odłożył mikrofon, w słuchawkach usłyszał znajomy głos:– Ken Wolfe, tu Kat Bronsky.Czy mnie słyszysz?Pokiwał głową, wciskając guzik radiostacji.– Co cię zatrzymało, Kat?Odpowiedź była natychmiastowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.– To dobrze.– A zdaje pan sobie sprawę, że FBI może zneutralizować ten detonator za pomocą falradiowych? Oni znają się na rzeczy.– Tak, tak.Mieli dużo czasu, by przygotować powitanie i zebrać ten cały wyszukany sprzęt.Kiedy Ken kołował już na płytę przed terminalem pasażerskim, Bostich odezwał się znowu:– Pan ich nie docenia.Od dawna pracuję z FBI.Oni są cwani.Są też uczciwi i jeśli zawrze panz nimi umowę, dotrzymają słowa.Wiem, bo jako oskarżyciel zawsze na tym tracę, gdy pozawierająjakieś układy, by złapać grubą rybę.Ken spojrzał przeciągle na Bosticha.– Innymi słowy, powinienem tak się bać, żeby z tego strachu aż się poddać w zamian za ichobietnicę, że któregoś dnia aresztują Lumina?– Chciałem tylko powiedzieć.– Wiem, co chciałeś, Bostich.Chcesz znaleźć sposób uratowania swojej nędznej skóry i masznadzieję, że FBI ci w tym pomoże.– Potrząsnął głową.– Oni nawet nie podejrzewają, że mogęużywać tej częstotliwości.Ten nadajnik został zrobiony na zamówienie.A szukanie metodą próbi błędów jest ryzykowne, bo fale radiowe mogą uruchomić mechanizm bomby.Na twarzy Bosticha pojawiło się przerażenie.– Myślę, że o tym wiedzą – powiedział.– Czyżby? – odparł Ken.– A niby skąd mieliby wiedzieć, skoro nikt, łącznie z tobą, nie był natyle blisko tego nadajnika, żeby opisać choćby jego obudowę?Przed terminalem po północnej stronie pasa startowego czekała cysterna z paliwem.Pracownikobsługi siedział w szoferce, jak Ken sobie życzył.Boeing kołował najpierw w kierunku wschodnim,potem skręcił i skierował się na zachód.Cysterna z paliwem znalazła się teraz po jego prawejstronie, gdzie był wlew.Bostich milcząc wyglądał przez okno.Samochód szeryfa, który widzieli już wcześniej,podjeżdżał teraz z lewej strony.Zbliżył się ostrożnie i zatrzymał około stu stóp od lewego skrzydła.Kierowca pozostał wewnątrz.POKŁAD N-5-L-L; GODZ.15.12Kat połączyła się z agentem Clarkiem Robertsem w Waszyngtonie tylko po to, by usłyszeć, żema czekać.Rozłączyła się i wybrała numer biura szeryfa w Telluride, by w skrócie wyjaśnić mu,jak wygląda sytuacja.– Już rozmawialiśmy z centralą FBI w Waszyngtonie – odparła kobieta, która odebrała telefon.– Powiedzieli mniej więcej to samo.– A czy powiedzieli, że policjanci mają pozostać ukryci?– Nie, ale jeden z zastępców szeryfa tak rozkazał.– W porządku, proszę im przypomnieć jeszcze raz.– Jak.mam poznać, że pani działa legalnie? – zapytała kobieta.– A skąd pani wiedziała, że ten Waszyngton działał legalnie? – odparowała Kat, natychmiastżałując swego tonu.– Proszę mnie posłuchać, nie mam czasu na udowadnianie swojej tożsamości,ale naprawdę jestem agentką FBI.Chcę, żeby w tej chwili połączyła się pani ze wszystkimi, którzymogli się już skierować na lotnisko, i kazała im powyłączać wszystkie światła i syreny i nie zbliżaćsię do lotniska.Mają czekać na instrukcje.Po drugiej stronie zapadła cisza.– Dobrze – odpowiedziała w końcu dyspozytorka.– Ktoś już tam jest, tak? – zapytała Kat.Usłyszała, jak telefonistka przyzywa kogoś i ten ktoś odpowiada w tle:– Tutaj Goodwin.Co ma znaczyć pozostać w ukryciu? Ja już tu jestem.Kat poczuła, że serce jej zamiera.– Centrala, tu agentka Bronsky – powiedziała szybko.– Może mnie pani połączyć z tymobiektem?Na ramieniu poczuła delikatne dotknięcie i podniósłszy wzrok, zobaczyła Billa Northa.– Kat, oni się przygotowują do lądowania.Chcesz się z nimi połączyć?Skinęła głową i wstała, wręczając mu słuchawkę.– Dzięki, Bill.Jeff czekał na nią z telefonem w wyciągniętej ręce.Usłyszała dyspozytorkę z San Miguel: –Łączę.– Tu zastępca szeryfa Goodwin – rozległ się męski głos po drugiej stronie.– Szeryfie, słyszy mnie pan?– Tak jest.Pani jest z FBI? Przedstawiła się, po czym zapytała go, czy widzi zbliżający sięsamolot Gulfstream.– Tak, jesteście po drugiej stronie doliny.Pokrótce opowiedziała mu, co stało się w Grand Junction.– Musi pan trzymać się z dala i w ukryciu, chyba że będę was potrzebowała – zakończyła.– No.– odparł.– Jestem na płycie, około stu stóp od samolotu, ale jeszcze nie wysiadłem.Czego się mam spodziewać?– On chce wypuścić pasażerów i zdobyć paliwo, a kiedy wylądujemy, będzie ze mnąrozmawiał.Proszę zostać na tej częstotliwości i czekać na instrukcje.I nie wpuszczać więcejpolicjantów na płytę lotniska.Pod żadnym pozorem proszę też nie wysiadać ani nie pozwolićnikomu wysiąść z samochodu.Nie róbcie też nic, co mogłoby wyglądać na próbę zablokowania muodwrotu.– Załatwione.Ale gdyby się pokazał, nie mógłby go snajper.– W żadnym razie! – krzyknęła Kat i powiedziała mu o bombie i detonatorze.– Rozumiem: nie zbliżać się do samolotu, nie próbować go blokować, nie interweniować, niestraszyć wyglądem.– Skoro już pan tam jest, szeryfie, proszę mi powiedzieć, co się dzieje.– Na razie nic.Widzę kogoś na miejscu pilota i głowy w oknach kabiny pasażerskiej, ale żadnedrzwi się nie otwarły.Ktoś z obsługi naziemnej stoi przy prawym skrzydle na drabinie i otwierawlew paliwa.Teraz i Kat już widziała siedem-trzy-siedem na płycie, gdyż Dane i Jeff ustawili gulfstreamaw pozycji do lądowania.– Bronsky, jest pani tam? – odezwał się Goodwin.Podniosła słuchawkę do ucha.– Tak, przepraszam.– Podkołuje pani bliżej, żebyśmy mogli porozmawiać?– Dobrze.Teraz lądujemy, więc się rozłączę.Gdy spuścimy schody, proszę od razu wejść napokład.Rozdział dziewiętnastyLOTNISKO TELLURIDE; GODZ.15.15Ken spojrzał na luksusowego gulfstreama, sunącego po pasie startowym.To, że tak szybkoodgadli jego plany, nie było dla niego szczególnym zaskoczeniem.Kat Bronsky była godnymprzeciwnikiem, upartym i niebezpiecznym.Ken wiedział, że za chwilę do niego zadzwoni.Podniósł mikrofon.– Proszę państwa, tu kapitan Wolf e.Powiedziałem przed chwilą, dlaczego to robię.Powiedziałem również, że naprawdę mam ładunek materiałów wybuchowych w luku bagażowymi że trzymam w ręku detonator, który zdetonuje bombę, jeśli go puszczę.Wszystko to nadal jestprawdą.Niech nikt nawet nie myśli o dotknięciu drzwi.Mam tutaj kontrolki, które zaświecą się,gdy tylko zostaną otwarte którekolwiek z nich, łącznie z wyjściem awaryjnym.Przykro mi tomówić, ale nie mam wyboru – jeśli którakolwiek z tych lampek zabłyśnie, puszczę ten guziki koniec nastąpi dla nas wszystkich tragiczny i natychmiastowy.Proszę wszystkich o pozostanie namiejscach i nieodpinanie pasów.Muszę jeszcze załatwić parę spraw, zanim zdecyduję, kiedy i jakwypuścić was z tego samolotu.Gdy odłożył mikrofon, w słuchawkach usłyszał znajomy głos:– Ken Wolfe, tu Kat Bronsky.Czy mnie słyszysz?Pokiwał głową, wciskając guzik radiostacji.– Co cię zatrzymało, Kat?Odpowiedź była natychmiastowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]