[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał przy sobie tę figurkę Mańdzuśriego i dał mi ją wtedy na przechowanie.Ukryłam ją w ruinach, a potem zabrałam razem z jego ciałem.Umilkła.Oczy znów zaszły jej łzami.- Czuję się odpowiedzialna za jego śmierć.To ja go tam zaprowadziłam.Paręmiesięcy temu poprosiłam, żeby poszedł ze mną do Zhoki, bo Surya miał nas nauczyć, jak jąprzywrócić do życia, a ja chciałam, żeby Lodi też miał w tym udział.Z początku nie chciałiść, ale kiedy zaczęliśmy znajdować różne rzeczy, przełamał się i już nie protestował.- Czy to on ułożył te czaszki na stole? - zapytał Shan.- Czy to on napisał ten tekst podnimi, o tym, że o tych ludzi upomniało się piękno?- Razem zbieraliśmy te czaszki.Trafiliśmy do starych sal, Sdzie leżały rozrzucone napodłodze.Przez wszystkie te lata ndzie byli zbyt zastraszeni, żeby tam wrócić i oddać imcześć.Nie wiedzieliśmy, co z nimi zrobić.Te słowa napisał Lodi.To powinna być modlitwa,ale znaliśmy ich tak niewiele.- dodała szeptem.- Ming był jego wspólnikiem.Nie wydaje ci się, że Lodi mógł powiedzieć Mingowi oZhoce? Już wcześniej badali różne ruiny, pracując dla muzeum.- Nie wiem.Lodi miał coraz mniej zaufania do Minga.Mówił, że za bardzo interesujągo cesarze i chwała, aby można mu było ufać.- Znowu spojrzała na Shana.- Ming rozmawiał z Lodim o cesarzach?- Powtarzam tylko, co powiedział Lodi.- Co oni robili, Liya? Ming i Lodi zajmowali się czymś więcej niż tylko handlemdziełami sztuki.Kobieta zacisnęła zęby.Starała się zachowywać, jakby nie usłyszała pytania.- Kiedy był tu ostatni raz, nie powiedział nic więcej na temat Minga - odezwała się wkońcu - uprzedził tylko, że powinniśmy być przygotowani do stawienia oporu, jeśli z północynadejdą Chińczycy.Mówił, że to nie będą żołnierze, ale ktoś w ich rodzaju.SprowadziłGurkhów, którzy pomagali mu przejść przez granicę.- To ci z karabinami.- Niektórzy z nas kłócili się z Lodim, twierdzili, że nie wolno nam używać broni, aleon odparł, że nie mamy pojęcia, jak zrobiło się niebezpiecznie.Powiedział, że dawno temuzdarzyło się coś, co w końcu nas zniszczy.Prosił mnie nawet, żebym zaczęła przerzucaćwszystkich za granicę.- Ale nie zrobiłaś tego.- Nie przyłożę do tego ręki.Porzucić Bumpari po tylu stuleciach? Zostanę tu dokońca, nawet gdybym miała zostać sama.Ton, jakim to powiedziała, przeraził Shana nie mniej niz jej słowa.- Jakie dawne zdarzenie miał na myśli? - zapytał.- Chińską inwazję?.- Nie wydaje mi się.Kiedy był tu po raz ostatni, szuka starych ksiąg, starych pechmówiących o dziejach Zhoki.Nie chciał mi wyjaśnić dlaczego.Ale którejś nocy upił się ipowiedział, że tylko głupcy sądzą, iż cesarze stawiają bogów na pierwszym miejscu.Z zewnątrz dobiegł niski, głuchy dzwięk dzwonu, trzy uderzenia jedno za drugim.Liya z niepokojem uniosła wzrok.- Coś się stało - wykrztusiła i wypadła na dwór.Krąg Tybetańczyków się rozsypał.Mieszkańcy osady opuszczali budynek, jedni idąc,inni biegnąc.W sali pozostał jedynie Corbett, siedzący na podłodze ze stosem pędzli,kwiatów i owoców na kolanach.- Wygląda na to - odezwał się Shan - że ci ludzie chcą, żeby pan tu został i nauczyłich, jak malować bóstwa.Jedyną odpowiedzią Corbetta był melancholijny uśmiech.Po długiej chwiliAmerykanin uniósł wzrok i spojrzał na Shana.- Moja matka była malarką, jej siostra też.Gdy byłem mały, zabierały mnie ze sobą,kiedy szły malować widoki morza, i dawały mi do zabawy sztalugi i farby.Ale w końcuwysłały mnie do college u, tłumacząc, że nie mógłbym utrzymać rodziny ze sztuki.- Ming nie mówił nam wszystkiego - powiedział Shan, zerkając w dół, na zbiegowiskoTybetańczyków przy kamiennej bramie wioski.- Znalazłem zdjęcie Williama Lodiego -dodał, podając Amerykaninowi fotografię z bankietu w namiocie.- Ming znał Lodiego.Gdy Corbett spojrzał na zdjęcie, jego pogodny nastrój się ulotnił.Wstał gwałtownie,zrzucając pędzle na podłogę, i wypadł jak burza z budynku.Shan dogonił go w ogrodzie.Amerykanin patrzył w stronę odległych szczytów.Miałpociemniałą twarz i wściekłość w oczach.Pomachał zdjęciem przed Shanem.- To on! Oni go znali! Obaj, Ming i Lodi, znali słynnego Pana Dolana.Ten sukinsynMing musiał to wszystko zaplanować.- Jego usta wykrzywił gniewny grymas.Kopnąłkamień, Który przeleciał w powietrzu, strącając kwiat z łodygi.- Ming drwi sobie z nas -warknął po chwili.- Oni wiedzieli o kolekcjii Dolana, wiedzieli, jak jest bogaty.Przypuszczam, że dla Minga to była nieodparta pokusa.Spisek przeciwko bogatemuamerykańskiemu kapitaliście zawiązany z zaprzyjaznionym międzynarodowym złodziejemdzieł sztuki.Kto wiedziałby lepiej, co zrobić z taką kolekcją, niż Ming i Lodi? Ming musiałsię z nas śmiać przez ten cały czas, wiedząc, że ze swoją polityczną pozycją jest nietykalny.- Tyle tylko, że Lodi został zabity - zaznaczył Shan.A Ming tego nie zrobił.Byłwtedy w Lhadrung.- Więc może to jednak pański mnich go zabił?- To nie wyjaśnia tego, co zaszło w Pekinie.Corbett wolno pokiwał głową, zaklął pod nosem i usiadł na pobliskiej ławce,obserwując gromadzących się przy bramie mieszkańców wioski.Kamienna brama zostałaodsunięta, a jeden z Gurkhów mówił coś do nich, wymachując karabinem.Z bramy wyszłokilka osób z pakunkami na plecach.- Sam nie wiem - mruknął przygnębiony Amerykanin.- Teraz rozumiem jeszcze mniejniż wtedy, gdy przyjechałem do Tybetu.- Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w swoje dłonie,wreszcie wyciągnął z kieszeni papier oraz ołówek i zaczął coś pisać.- Potrafi pan obsługiwaćkomputer? - zapytał Shana.Gdy pół godziny pózniej wstali z ławki, tłum wieśniaków wciąż stał przy bramie, alenastrój zrobił się ponury.Yao siedział na uboczu, niczym wyrzutek, wpatrując się w staw.Tybetańczycy odwracali oczy, żeby nie napotkać wzroku Shana, kiedy szedł w ich stronę.Liya zatrzymała go w pół drogi, zaciągnęła go do starej chatki, po czym zaczekała naganku, aż dołączy do nich Yao.- Przykro mi - zaczęła.W jej oczach znać było ból.- Próbowałam przemówić im dorozsądku.Ale.- Odwróciła się i zacisnęła dłonie na starym młynku modlitewnym, jakbymusiała się go przytrzymać, żeby nie upaść.- W górach są Chińczycy.Wysadzają starejaskinie.Nasi ludzie czasami się w nich ukrywają i możliwe, że ktoś został uwięziony wśrodku.Oni wiedzą, że wy pracujecie dla Minga.Mówią, że Ming przewodzi bogobójcom.Ateraz bogobójcy zaatakowali starą kobietę, naszą krewną.Ukradli jej wszystkie stare posążki iksięgi, zniszczyli piec garncarski.- Fionie? - zapytał zaniepokojony Shan.- Nic jej się nie stało?Liya spojrzała na niego z zaciekawieniem.- Masz na myśli naszą Dolmę? Jest zdrowa i cała.Ale Gurkhowie utrzymują, że wydwaj maczaliście w tym palce, że szpiegujecie dla innych Chińczyków, że naprawdę chodziwam o to, by zniszczyć Zhokę i Bumpari, zetrzeć je z powierzchni ziemi.Mówią, żeprzyszliście dokończyć to, co rozpoczęto w dniu, kiedy zbombardowano Zhokę.Innitwierdzą, że jesteście demonami ziemi, które wyzwoliły się z pęt.Wieśniacy patrzyli teraz w stronę chatki.Niektórzy zaczęli do niej ostrożniepodchodzić.- Wejdzcie do środka - powiedziała Liya.- Porozmawiam z nimi.Spróbuję ichprzekonać.- Nagle jednak przystanęła i chwyciła Yao za ramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Miał przy sobie tę figurkę Mańdzuśriego i dał mi ją wtedy na przechowanie.Ukryłam ją w ruinach, a potem zabrałam razem z jego ciałem.Umilkła.Oczy znów zaszły jej łzami.- Czuję się odpowiedzialna za jego śmierć.To ja go tam zaprowadziłam.Paręmiesięcy temu poprosiłam, żeby poszedł ze mną do Zhoki, bo Surya miał nas nauczyć, jak jąprzywrócić do życia, a ja chciałam, żeby Lodi też miał w tym udział.Z początku nie chciałiść, ale kiedy zaczęliśmy znajdować różne rzeczy, przełamał się i już nie protestował.- Czy to on ułożył te czaszki na stole? - zapytał Shan.- Czy to on napisał ten tekst podnimi, o tym, że o tych ludzi upomniało się piękno?- Razem zbieraliśmy te czaszki.Trafiliśmy do starych sal, Sdzie leżały rozrzucone napodłodze.Przez wszystkie te lata ndzie byli zbyt zastraszeni, żeby tam wrócić i oddać imcześć.Nie wiedzieliśmy, co z nimi zrobić.Te słowa napisał Lodi.To powinna być modlitwa,ale znaliśmy ich tak niewiele.- dodała szeptem.- Ming był jego wspólnikiem.Nie wydaje ci się, że Lodi mógł powiedzieć Mingowi oZhoce? Już wcześniej badali różne ruiny, pracując dla muzeum.- Nie wiem.Lodi miał coraz mniej zaufania do Minga.Mówił, że za bardzo interesujągo cesarze i chwała, aby można mu było ufać.- Znowu spojrzała na Shana.- Ming rozmawiał z Lodim o cesarzach?- Powtarzam tylko, co powiedział Lodi.- Co oni robili, Liya? Ming i Lodi zajmowali się czymś więcej niż tylko handlemdziełami sztuki.Kobieta zacisnęła zęby.Starała się zachowywać, jakby nie usłyszała pytania.- Kiedy był tu ostatni raz, nie powiedział nic więcej na temat Minga - odezwała się wkońcu - uprzedził tylko, że powinniśmy być przygotowani do stawienia oporu, jeśli z północynadejdą Chińczycy.Mówił, że to nie będą żołnierze, ale ktoś w ich rodzaju.SprowadziłGurkhów, którzy pomagali mu przejść przez granicę.- To ci z karabinami.- Niektórzy z nas kłócili się z Lodim, twierdzili, że nie wolno nam używać broni, aleon odparł, że nie mamy pojęcia, jak zrobiło się niebezpiecznie.Powiedział, że dawno temuzdarzyło się coś, co w końcu nas zniszczy.Prosił mnie nawet, żebym zaczęła przerzucaćwszystkich za granicę.- Ale nie zrobiłaś tego.- Nie przyłożę do tego ręki.Porzucić Bumpari po tylu stuleciach? Zostanę tu dokońca, nawet gdybym miała zostać sama.Ton, jakim to powiedziała, przeraził Shana nie mniej niz jej słowa.- Jakie dawne zdarzenie miał na myśli? - zapytał.- Chińską inwazję?.- Nie wydaje mi się.Kiedy był tu po raz ostatni, szuka starych ksiąg, starych pechmówiących o dziejach Zhoki.Nie chciał mi wyjaśnić dlaczego.Ale którejś nocy upił się ipowiedział, że tylko głupcy sądzą, iż cesarze stawiają bogów na pierwszym miejscu.Z zewnątrz dobiegł niski, głuchy dzwięk dzwonu, trzy uderzenia jedno za drugim.Liya z niepokojem uniosła wzrok.- Coś się stało - wykrztusiła i wypadła na dwór.Krąg Tybetańczyków się rozsypał.Mieszkańcy osady opuszczali budynek, jedni idąc,inni biegnąc.W sali pozostał jedynie Corbett, siedzący na podłodze ze stosem pędzli,kwiatów i owoców na kolanach.- Wygląda na to - odezwał się Shan - że ci ludzie chcą, żeby pan tu został i nauczyłich, jak malować bóstwa.Jedyną odpowiedzią Corbetta był melancholijny uśmiech.Po długiej chwiliAmerykanin uniósł wzrok i spojrzał na Shana.- Moja matka była malarką, jej siostra też.Gdy byłem mały, zabierały mnie ze sobą,kiedy szły malować widoki morza, i dawały mi do zabawy sztalugi i farby.Ale w końcuwysłały mnie do college u, tłumacząc, że nie mógłbym utrzymać rodziny ze sztuki.- Ming nie mówił nam wszystkiego - powiedział Shan, zerkając w dół, na zbiegowiskoTybetańczyków przy kamiennej bramie wioski.- Znalazłem zdjęcie Williama Lodiego -dodał, podając Amerykaninowi fotografię z bankietu w namiocie.- Ming znał Lodiego.Gdy Corbett spojrzał na zdjęcie, jego pogodny nastrój się ulotnił.Wstał gwałtownie,zrzucając pędzle na podłogę, i wypadł jak burza z budynku.Shan dogonił go w ogrodzie.Amerykanin patrzył w stronę odległych szczytów.Miałpociemniałą twarz i wściekłość w oczach.Pomachał zdjęciem przed Shanem.- To on! Oni go znali! Obaj, Ming i Lodi, znali słynnego Pana Dolana.Ten sukinsynMing musiał to wszystko zaplanować.- Jego usta wykrzywił gniewny grymas.Kopnąłkamień, Który przeleciał w powietrzu, strącając kwiat z łodygi.- Ming drwi sobie z nas -warknął po chwili.- Oni wiedzieli o kolekcjii Dolana, wiedzieli, jak jest bogaty.Przypuszczam, że dla Minga to była nieodparta pokusa.Spisek przeciwko bogatemuamerykańskiemu kapitaliście zawiązany z zaprzyjaznionym międzynarodowym złodziejemdzieł sztuki.Kto wiedziałby lepiej, co zrobić z taką kolekcją, niż Ming i Lodi? Ming musiałsię z nas śmiać przez ten cały czas, wiedząc, że ze swoją polityczną pozycją jest nietykalny.- Tyle tylko, że Lodi został zabity - zaznaczył Shan.A Ming tego nie zrobił.Byłwtedy w Lhadrung.- Więc może to jednak pański mnich go zabił?- To nie wyjaśnia tego, co zaszło w Pekinie.Corbett wolno pokiwał głową, zaklął pod nosem i usiadł na pobliskiej ławce,obserwując gromadzących się przy bramie mieszkańców wioski.Kamienna brama zostałaodsunięta, a jeden z Gurkhów mówił coś do nich, wymachując karabinem.Z bramy wyszłokilka osób z pakunkami na plecach.- Sam nie wiem - mruknął przygnębiony Amerykanin.- Teraz rozumiem jeszcze mniejniż wtedy, gdy przyjechałem do Tybetu.- Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w swoje dłonie,wreszcie wyciągnął z kieszeni papier oraz ołówek i zaczął coś pisać.- Potrafi pan obsługiwaćkomputer? - zapytał Shana.Gdy pół godziny pózniej wstali z ławki, tłum wieśniaków wciąż stał przy bramie, alenastrój zrobił się ponury.Yao siedział na uboczu, niczym wyrzutek, wpatrując się w staw.Tybetańczycy odwracali oczy, żeby nie napotkać wzroku Shana, kiedy szedł w ich stronę.Liya zatrzymała go w pół drogi, zaciągnęła go do starej chatki, po czym zaczekała naganku, aż dołączy do nich Yao.- Przykro mi - zaczęła.W jej oczach znać było ból.- Próbowałam przemówić im dorozsądku.Ale.- Odwróciła się i zacisnęła dłonie na starym młynku modlitewnym, jakbymusiała się go przytrzymać, żeby nie upaść.- W górach są Chińczycy.Wysadzają starejaskinie.Nasi ludzie czasami się w nich ukrywają i możliwe, że ktoś został uwięziony wśrodku.Oni wiedzą, że wy pracujecie dla Minga.Mówią, że Ming przewodzi bogobójcom.Ateraz bogobójcy zaatakowali starą kobietę, naszą krewną.Ukradli jej wszystkie stare posążki iksięgi, zniszczyli piec garncarski.- Fionie? - zapytał zaniepokojony Shan.- Nic jej się nie stało?Liya spojrzała na niego z zaciekawieniem.- Masz na myśli naszą Dolmę? Jest zdrowa i cała.Ale Gurkhowie utrzymują, że wydwaj maczaliście w tym palce, że szpiegujecie dla innych Chińczyków, że naprawdę chodziwam o to, by zniszczyć Zhokę i Bumpari, zetrzeć je z powierzchni ziemi.Mówią, żeprzyszliście dokończyć to, co rozpoczęto w dniu, kiedy zbombardowano Zhokę.Innitwierdzą, że jesteście demonami ziemi, które wyzwoliły się z pęt.Wieśniacy patrzyli teraz w stronę chatki.Niektórzy zaczęli do niej ostrożniepodchodzić.- Wejdzcie do środka - powiedziała Liya.- Porozmawiam z nimi.Spróbuję ichprzekonać.- Nagle jednak przystanęła i chwyciła Yao za ramię [ Pobierz całość w formacie PDF ]