[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopiec spojrzałna Diamenta i zapytał, skąd jest. A skąd wiesz, że nie stąd, synu?  burknął Diament, spoglądającgniewnie na małego mieszczucha.Chłopiec ogarnął wzrokiem brudne ubranie, umorusaną twarzi rozwichrzone włosy Diamenta i wskoczył do samochodu,zatrzaskując za sobą drzwiczki.Trójka wędrowców ruszyła przed siebie.Minęli stację benzynowąEsso z dwoma dystrybutorami, przy których prężył się niczymżołnierz na warcie uśmiechnięty ajent.Dalej był sklepogólnospożywczy Rexall.Zajrzeli przez szybę.W sklepie trwaławyprzedaż  wszystkiego co w witrynie.Za jedyne trzy dolarymożna było wejść w posiadanie co najmniej tuzina produktówrolnych. Co? Toż to wszystko można sobie wyhodować samemu.Kto by tokupował?  prychnął Diament, wyczuwając, że Lou ma ochotę wejśćdo środka i wykupić całą ekspozycję. Przyjechaliśmy tu wydać pieniądze  przypomniała mu Lou.Rozerwać się. Ja jestem rozerwany  burknął ponuro Diament. Niech mi niktnie mówi, że nie jestem.Kiedy przechodzili obok kafejki, nad którą wisiała reklamazapraszająca na colę i lody, Lou się zatrzymała. Wejdzmy  powiedziała i pchnęła drzwi.Zabrzęczał umocowany nad nimi dzwoneczek.Oz wszedł za siostrą.Diament został na zewnątrz na tyle długo, by stało się jasne,że nie pochwala tej decyzji, po czym też wmaszerował do środka.Pachniało tu kawą, dymem i pieczonymi plackami owocowymi.Z sufitu zwisały parasolki na sprzedaż.Pod ścianą stała ława, a przywysokim kontuarze trzy barowe obrotowe stołki z zielonymi,ceratowymi siedziskami na chromowanych nogach,przyśrubowanych do podłogi.Na gablotach wystawowych stałyszklane pojemniki z cukierkami.Był tam też skromny dozownik colii lodów, a zza wahadłowych drzwi dolatywał szczęk talerzyi smakowite zapachy przyrządzanych potraw.Od żelaznego piecykaw kącie odbiegała gruba, niknąca w ścianie rura, podpartaw połowie długości metalowym prętem.Zza wahadłowych drzwi wyszedł jakiś mężczyzna.Był w fartuchu,białej koszuli z podwiniętymi rękawami i pod krawatem.Miałgładkie policzki i ciemne włosy z przedziałkiem pośrodku, takobficie natłuszczone brylantyną, że przypominały gumowy czepek.Stanął za kontuarem i patrzył na nich jak na brygadę żołnierzyUnii przysłanych przez samego generała Granta, by jeszczebardziej utarli nosa prawym mieszkańcom Wirginii.Cofnął się nieco,kiedy podeszli do kontuaru.Lou wspięła się na barowy stołeki zaczęła studiować menu starannie wykaligrafowane kursywą naczarnej tablicy.Mężczyzna cofnął się jeszcze bardziej.Uniósł rękę i,nie odrywając od nich wzroku, postukał kłykciem w szklanedrzwiczki szafki stojącej pod ścianą.Widniał tam wypisany białymiwołami napis:  Na kredyt nie sprzedajemy.W odpowiedzi na ten mało subtelny gest Lou wyciągnęłaz kieszeni pięć jednodolarowych banknotów i rozłożyła je nakontuarze.Mężczyzna popatrzył na wymięte banknoty i uśmiechnął się,błyskając złotym zębem.W jednej chwili stał się ich dobrymprzyjacielem.Oz wdrapał się na sąsiedni stołek, przechylił nad kontuarem i pociągnął nosem, wdychając aromaty napływające zzawahadłowych drzwi.Diament trzymał się blisko wyjścia, chyba nawypadek gdyby trzeba było stąd szybko zmykać. Ile kosztuje jeden kawałek placka?  spytała Lou. Piątaka  mruknął mężczyzna, pożerając wzrokiem pięć leżącychna ladzie waszyngtonów. A cały placek? Pięćdziesiąt centów. Czyli za to, co mam, mogłabym kupić dziesięć? Dziesięć placków!  krzyknął od drzwi Diament. Matko Boska! Tak jest  przytaknął gorliwie mężczyzna. I możemy je wamupiec na poczekaniu. Spojrzał na Diamenta i zmierzył gowzrokiem, od bosych stóp do rozczochranej głowy. On jestz wami? Nie, to oni są ze mną  powiedział Diament, ruszającrozkołysanym krokiem w stronę kontuaru, z kciukami zatkniętymiza szelki ogrodniczków.Oz przyglądał się wiszącej na ścianie tabliczce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl