[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.• Spore ryzyko użyczyć komuś swojego nazwiska…Oczywiście.Bez dokładnego sprawdzenia nigdy bym takiego ryzyka nie podjął,a i później denerwowałbym się pewnie, że nie daj Boże, zła fama pójdzie w świat…• Czyli na razie filii na Mazurach nie będzie?Póki co nie planuję.• Tym bardziej, że za tym musiałyby iść kolejne inwestycje, kredyty i znowuzaczęłyby się nieprzespane noce…Oj tak, ten temat zdecydowanie mam już za sobą.Jestem w tym komfortowymmomencie, że mogę spokojnie myśleć o przyszłości kliniki.Dopóki zdrowie dopisuje, nic namnie powinno grozić, i ten spokój chciałbym jak najdłużej utrzymać.• Popełnił pan jako szef/menedżer jakieś poważniejsze błędy?Raczej nie, no może poza „brawurowym” inwestowaniem, o którym mówiliśmywcześniej.Dziś, wiedząc to, co wiem, pewnie działałbym wolniej, byłbym ostrożniejszy.Ale czy to można nazwać błędem? Chyba nie.Może tylko za bardzo zaufałem niektórym ludziom,liczyłem, że skoro dają słowo, że dotrzymają terminu, to tak będzie.Tymczasem niestety niezawsze tak to działa.Czasami oczywiście przeleci mi przez głowę myśl z cyklu: „co by było, gdyby”, że może to nie był najszczęśliwszy moment na kupno ziemi pod budowę, że za nerwoweruchy wykonywałem, za wcześnie.Ale z drugiej strony trafiła się wyjątkowo atrakcyjna okazja, gdybym czekał, mogłaby się nie powtórzyć.Do dziś stałbym pewnie w miejscu, startując później z jeszcze trudniejszej pozycji.Nie mówiąc o tym, że pogłębiłaby się tzw.frustracja lokalowa, bo na Grzybowskiej coraz trudniej było wykonywać normalną, codzienną pracę.Krótko mówiąc,wszystko było trochę dziełem przypadku, któremu zaufałem.• Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu ludzi.Czego nie toleruje pan u swoichwspółpracowników?Niechlujstwa, niedbalstwa, lekceważenia zasad, wywyższania się.Tego ostatniegoszczególnie nie lubię.Wychodzę z założenia, że bycie lekarzem jest służbą.Niestetyw kontekście medycznym to określenie nie ma najlepszych konotacji, bo kojarzy się zarazz państwową służbą zdrowia.Ale założenie nazwy było słuszne, my jesteśmy po to, żeby służyć naszym pacjentom, tak traktuję swoją pracę, z takim nastawieniem podchodzę do pacjentówi tego samego oczekuję od moich pracowników.• Czyli szuka pan w lekarzu powołania?Zdecydowanie tak.Nie oczekuję, że wszyscy będą przytulać czy głaskać pacjentów takjak ja, nie o to chodzi, ale muszą zobaczyć człowieka, a nie tylko medyczny przypadek.Jeśli ktoś ma problem ze znalezieniem właściwych proporcji, polecam najprostsze kryterium – potraktować go tak, jak sam chciałbym być potraktowany przez innego lekarza.Chciałbym, żeby mipoświęcono odpowiednio dużo czasu, dokładnie wytłumaczono, co się ze mną dzieje albo co siębędzie działo.Prawda? Jeszcze w czasie studiów zrozumiałem, jak to działa, kiedy po razpierwszy zobaczyłem spokój w oczach pacjenta, który mi zaufał.Pamiętam, że jako młody lekarz zostałem kiedyś wezwany do pewnej starszej pani chorej na arytmię.Chociaż wiedziałem, że ona z tego powodu zaraz nie umrze, to jednak byłem całą sytuacją bardzo przejęty.Z jednej strony bardzo chciałem jej pomóc, z drugiej bałem się, że nie starczy mi lekarskiego autorytetu.I wtedy przyjąłem inny sposób podejścia do pacjenta, nie strategię mędrkowania, tylko zrozumienia.Nie chcę być lekarzem, który wiecznie pokrzykuje, karci i poucza pacjenta, albo w najlepszym razie go ignoruje.Zamiast krytykować człowieka, że ma źle założony opatrunek, pokaż mu lepiej, jak to zrobić.Traktujemy ludzi, którzy przyszli do nas po pomoc, poważnie, nie instrumentalnie, oni i tak są w trudniejszym położeniu.• Mówi pan to wszystko z ogromnymi emocjami…Bo to budzi we mnie emocje.Kiedyś usłyszałem taki dialog: „Panie doktorze, boli”.„A co to tam za ból, niech spróbuje urodzić, to pogadamy”.Takie sytuacje autentycznie mniebulwersują, a niestety wiem, że to bywa normą w rozmaitych miejscach, w publicznychszpitalach.Szczęśliwie tak się składa, że rzadko korzystam z usług państwowej służby zdrowia, ale kiedyś przyjechałem do szpitala z teściową, starszą już panią.Poprosiłem kolegę, żebypołożył ją na jeden dzień do szpitala i zrobił badania w związku z dolegliwościami, na które się skarżyła.Wchodzimy, pytam o doktora, wszyscy dookoła jacyś opryskliwi, nieżyczliwi.Podchodzimy do pani w recepcji, przedstawiam się, tłumaczę, że jestem umówiony z doktoremtakim i takim, proszę, żeby do niego zadzwoniła.A ona tylko coś pod nosem burczy i kompletnie nas ignoruje.Powtarzam, prośbą, żeby zadzwoniła, i słyszę: „Zrobię, co trzeba, jak uznam za stosowne”.Poczułem się naprawdę okropnie, no bo czym ja sobie zasłużyłem na takietraktowanie? I teraz nie mówię o sobie jako o lekarzu.Dlaczego ta pani wyładowuje na mnieswoje frustracje, dlaczego się wyżywa? Przecież ona jest od tego, żeby nam S Ł U Ż Y Ć.Jeżeli nie ma do tego powołania, niech nie pracuje w tym zawodzie.Być może siedzi w recepcji tylko dlatego, że niczego innego robić nie potrafi, ale jeśli tak, to tym bardziej nie jest to miejsce dlaniej.Trochę zrozumienia, trochę empatii, przecież ci pacjenci dla przyjemności do szpitala nie przychodzą… U mnie w klinice jest już trochę inna sytuacja, bo znakomita większość osób niezgłasza się tam ze zdrowotnej konieczności, tylko żeby poprawić sobie jakość życia.Alew państwowym szpitalu mnóstwo jest bezradności, samotności i cierpienia.Po co tym ludziomjeszcze dokładać?• Co musiałoby się stać, żeby to się w Polsce zmieniło?Wbrew obiegowej opinii uważam, że to są jednak przede wszystkim sprawy mentalne,niemające prostego przełożenia na zarobki lekarzy.Pamiętam tych przerażonych, bezbronnych pacjentów jeszcze z czasów, gdy jeździłemz pogotowiem jako sanitariusz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl