[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wymknęłam się niezauważona.Od jakiegoś czasuwszyscy zajmowali się już głównie sobą i tym, by niedoświadczyć pustego dna kufla.Bachanalia pełną gębą.A ja byłam w nastroju minorowym, na stypę raczej niżna wesele.Niespiesznie oddalałam się od Lunaparu, klu�cząc między drzewami, ze stopami zanurzającymi sięw miękki mech.Wilczyca była płytko pod skórą, uży�czając mi nieco swoich zmysłów, choć pełnia sprawiała,że powietrze zdawało się lśnić, a kontury pni rysowałysię wyraznie.Po kilku minutach nie słyszałam już mu-zyki, tylko pojedyncze krzyki rozbawienia docierały domoich uszu.Koniec awantury.Wampiry pogodzone, wilki ogar�nięte.Nie zostało już nic do zrobienia.Wszystko, comogło mnie rozpraszać, odciągać moje myśli od Miro�na, było za mną.Jutro, może pojutrze wrócimy z Joshuądo domu, do Thornu.Na Boginię, czy zdołam wejść donaszego mieszkania? Może powinnam zostać w lukoitrochę dłużej? Wiedziałam, że się ucieszą.Ale to by�łoby odwlekanie nieuniknionego.Przecież nie chcę siętu przenosić na stałe.Tam mam pracę, przyjaciół.TamLeon czeka, aż zamówię zielony drink i pozwolę się za�mknąć w potężnym czarcim uścisku.Witkacy beze mnienie ma motywacji, by przygotowywać się do ostateczne�go egzaminu i inicjacji.Joshua musiał wracać do pracy,Nisim nie będzie czekał w nieskończoność, aż jego pra�cownik pojawi się w robocie.A na mnie już pewnie czekastos zawiadomień o magicznych nadużyciach, wilczychburdach, nastolatkach, które uciekły z domu, i mężachzdradzających żony.Codzienność.Gdybym miała cień nadziei, że czeka tam na mnie teżpewien przeklęty diabeł, ruszyłabym jeszcze dziś, choć�by pieszo.Westchnęłam głucho.Do tego się to wszyst�ko sprowadza.Ułożyć sobie życie bez niego.Czy nadalbędzie bywał w Szatańskim Pierwiosnku? A może przezkilka lat będzie się trzymał piekła, by mnie unikać? A coz naszymi wspólnymi przyjaciółmi? Nie chodziło tyl�ko o Joshuę, ale i o Luca, uwielbiałam go, nie chciałam,by zniknął z mojego życia.Leon też będzie jak złapa�ny między młotem a kowadłem, lubi Mirona i zna go odurodzenia, ale to mnie adoptował.W pewnych kręgach przywitają nasze rozstaniez ulgą, koniec z mieszaniem systemów.Gdybym jeszczew swej łaskawości odpuściła sobie anioła.Może łatwiejbyłoby mi przetrwać to między ludzmi? Nie, sama w tonie wierzyłam.Przez niespełna rok wydarzyło się zbyt wiele, bymmogła wrócić do tego, co było, nim uwziął się na mniemag.On zapoczątkował to wszystko, zmienił moje ży�cie bardziej, niż mogłabym się spodziewać.Gdybym nieznalazła się wtedy w piwnicy, nie adoptowałabym wam-pirzych synów, nie związałabym się z wilkami, może dodziś nie wiedziałabym, że sama jestem w jakiś pokręconysposób jedną z nich.Czy Jezabel pojawiłaby się i tak?Możliwe.Gdyby nie ona, być może wciąż krążylibyśmywokół siebie z Mironem, uparcie trwając przy definicjiprzyjazni, udając, że nie kryje się za tym nic więcej.Cholera jasna, sama w to chyba nie wierzyłam, to sięmusiało zdarzyć.Musiałam przyznać, że go kocham, żego pragnę, w końcu ile można się okłamywać i odkładaćszczęście na emeryturę, której można nie dożyć?Westchnęłam.Nie podobał mi się ten ton ostatecz�nych podsumowań.Czy naprawdę pozwolę mu na to?Czy pozwolę mu zadecydować za nas oboje? Wycofać sięna z góry upatrzoną pozycję za grubym murem, za któ�rym nic nie zdoła go zranić? Nawet ja? I choć nie byłow moim stylu ganianie za mężczyzną, poddanie się bezwalki też nie było, do ciężkiej cholery! Byłam zła na samąsiebie za ten ton rezygnacji, z jakim rozważałam mojąprzyszłość.Nawet jeśli on jest dość głupi, by uciekać, czyja jestem dość głupia, by mu na to pozwolić? Zagryzłamwargi.Nie.Nawet nie zerwał ze mną jak należy, nie po-wiedział: Idz swoją drogą i szukaj szczęścia z kimś in�nym", nie, puścił mi standardową śpiewkę o potrzebieczasu i przestrzeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wymknęłam się niezauważona.Od jakiegoś czasuwszyscy zajmowali się już głównie sobą i tym, by niedoświadczyć pustego dna kufla.Bachanalia pełną gębą.A ja byłam w nastroju minorowym, na stypę raczej niżna wesele.Niespiesznie oddalałam się od Lunaparu, klu�cząc między drzewami, ze stopami zanurzającymi sięw miękki mech.Wilczyca była płytko pod skórą, uży�czając mi nieco swoich zmysłów, choć pełnia sprawiała,że powietrze zdawało się lśnić, a kontury pni rysowałysię wyraznie.Po kilku minutach nie słyszałam już mu-zyki, tylko pojedyncze krzyki rozbawienia docierały domoich uszu.Koniec awantury.Wampiry pogodzone, wilki ogar�nięte.Nie zostało już nic do zrobienia.Wszystko, comogło mnie rozpraszać, odciągać moje myśli od Miro�na, było za mną.Jutro, może pojutrze wrócimy z Joshuądo domu, do Thornu.Na Boginię, czy zdołam wejść donaszego mieszkania? Może powinnam zostać w lukoitrochę dłużej? Wiedziałam, że się ucieszą.Ale to by�łoby odwlekanie nieuniknionego.Przecież nie chcę siętu przenosić na stałe.Tam mam pracę, przyjaciół.TamLeon czeka, aż zamówię zielony drink i pozwolę się za�mknąć w potężnym czarcim uścisku.Witkacy beze mnienie ma motywacji, by przygotowywać się do ostateczne�go egzaminu i inicjacji.Joshua musiał wracać do pracy,Nisim nie będzie czekał w nieskończoność, aż jego pra�cownik pojawi się w robocie.A na mnie już pewnie czekastos zawiadomień o magicznych nadużyciach, wilczychburdach, nastolatkach, które uciekły z domu, i mężachzdradzających żony.Codzienność.Gdybym miała cień nadziei, że czeka tam na mnie teżpewien przeklęty diabeł, ruszyłabym jeszcze dziś, choć�by pieszo.Westchnęłam głucho.Do tego się to wszyst�ko sprowadza.Ułożyć sobie życie bez niego.Czy nadalbędzie bywał w Szatańskim Pierwiosnku? A może przezkilka lat będzie się trzymał piekła, by mnie unikać? A coz naszymi wspólnymi przyjaciółmi? Nie chodziło tyl�ko o Joshuę, ale i o Luca, uwielbiałam go, nie chciałam,by zniknął z mojego życia.Leon też będzie jak złapa�ny między młotem a kowadłem, lubi Mirona i zna go odurodzenia, ale to mnie adoptował.W pewnych kręgach przywitają nasze rozstaniez ulgą, koniec z mieszaniem systemów.Gdybym jeszczew swej łaskawości odpuściła sobie anioła.Może łatwiejbyłoby mi przetrwać to między ludzmi? Nie, sama w tonie wierzyłam.Przez niespełna rok wydarzyło się zbyt wiele, bymmogła wrócić do tego, co było, nim uwziął się na mniemag.On zapoczątkował to wszystko, zmienił moje ży�cie bardziej, niż mogłabym się spodziewać.Gdybym nieznalazła się wtedy w piwnicy, nie adoptowałabym wam-pirzych synów, nie związałabym się z wilkami, może dodziś nie wiedziałabym, że sama jestem w jakiś pokręconysposób jedną z nich.Czy Jezabel pojawiłaby się i tak?Możliwe.Gdyby nie ona, być może wciąż krążylibyśmywokół siebie z Mironem, uparcie trwając przy definicjiprzyjazni, udając, że nie kryje się za tym nic więcej.Cholera jasna, sama w to chyba nie wierzyłam, to sięmusiało zdarzyć.Musiałam przyznać, że go kocham, żego pragnę, w końcu ile można się okłamywać i odkładaćszczęście na emeryturę, której można nie dożyć?Westchnęłam.Nie podobał mi się ten ton ostatecz�nych podsumowań.Czy naprawdę pozwolę mu na to?Czy pozwolę mu zadecydować za nas oboje? Wycofać sięna z góry upatrzoną pozycję za grubym murem, za któ�rym nic nie zdoła go zranić? Nawet ja? I choć nie byłow moim stylu ganianie za mężczyzną, poddanie się bezwalki też nie było, do ciężkiej cholery! Byłam zła na samąsiebie za ten ton rezygnacji, z jakim rozważałam mojąprzyszłość.Nawet jeśli on jest dość głupi, by uciekać, czyja jestem dość głupia, by mu na to pozwolić? Zagryzłamwargi.Nie.Nawet nie zerwał ze mną jak należy, nie po-wiedział: Idz swoją drogą i szukaj szczęścia z kimś in�nym", nie, puścił mi standardową śpiewkę o potrzebieczasu i przestrzeni [ Pobierz całość w formacie PDF ]