[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W stronę portu sterczała niczym jęzor straszna belka, po której piraci każą skazańcomiść na śmierć w falach.Nagle tłum ryknął: Chcemy zobaczyć Haka! Haka! Haka! Chcemy zobaczyć Haka! Haka! Haka!Jednego Piotrowi nie dało się zarzucić na pewno nie był tchórzem.Ale rozumiałjednocześnie, że czasami męstwo wymaga też ostrożności.Właśnie zaczął się zastana-wiać, czy to nie jest jeden z takich przypadków.Być może wróżka miała rację.Byćmoże nie był jeszcze gotów zmierzyć się z Hakiem.Niestety, było już za pózno na takie rozmyślania.Piraci tłoczyli się po pomoście nastatek i Piotr został porwany przez napierający tłum.Kapitan HakNa nabrzeżu po sterburtę i od bukszprytu po grotmaszt na pokładzie brygantyny Wesoły Roger tłoczyli się piraci krzycząc: Hak! Hak! Hak!.Wznosili w górę ręcepotrząsając bronią i gołymi pięściami.Od ich wrzasków kołysał się cały okręt.Zmierdziuch stojący na pokładzie zrobił krok naprzód i dał znak, aby się uciszyli. Obry Nibylandioooo! wrzasnął, wydymając policzki i trzęsąc brzuchem.Zwinąć grotżagiel, zuchy, bo oto on przebiegły sztokfisz, wściekła barrakuda, naj-większy nikczemnik siedmiu mórz a nadto elegant niezrównany, człowiek tak głęboki,151że niemal nieprzenikniony i tak szybki, że nawet zasypia raz dwa! Oto nasz rekin nie-zwyciężony o żelaznej ręce kapitan Jakub Hak!Pirat przezywany Aaskotką nacisnął z całych sił harmonię, armaty wystrzeliły obło-kami ognia, a okrzyki pirackiej załogi stały się jeszcze donośniejsze.Wtedy otworzyły się szeroko drzwi kapitańskiej kajuty i ukazał się w nich JakubHak, pirat o ponurej sławie.Na pierwszy rzut oka przypominał swój okręt a może raczej było na odwrót.Wy-muskany i szczupły, wyglądał złowieszczo od koniuszka ostrego nosa po czubki butów.Jego kapitański płaszcz uszyty był z czarnego i czerwonego materiału, szamerowanyzłotem.Przez ramię przewieszoną miał złotą szarfę z frędzlami, na której dyndał kor-delas.Pod szyją koronkowa kryza, a nad nią twarz jak dziób okrętu prujący morskąpianę.Czarne włosy spadały mu pierścieniami na ramiona niczym liny z masztu.Jegokapitański, trójgraniasty kapelusz wyglądał dokładnie tak jak reling rufy Wesołego Ro-gera tyle, że bez syczących węży.Ten drobny brak z naddatkiem nadrabiała jednaktwarz kapitana Haka okrutna, surowa, pogardliwa, z wąsami zakręconymi jak żmijei oczami, które mogły zmrozić ptaka w locie.152Zamiast lewej dłoni miał swój słynny, straszliwy hak, którego świeżo naostrzonyczubek połyskiwał w słońcu.Spojrzał z pogardą na tłum i uniósł w górę prawą dłoń z koronkowym mankietem,łaskawie przyjmując ich hołdy. Spójrz, panie, jak cię wielbią ci ludzie! próbował przypochlebić mu się roz-promieniony Zmierdziuch.Hak skrzywił się i wycedził półgębkiem: Dziadowskie nasienie.Jakże ja nimi pogardzam.Dwustu osiłków, a żaden z nich nie umiał czytać, ledwie jeden czy dwóch odróżniałołyżkę od widelca i tylko kilku umiało liczyć do dziesięciu.To było obrzydliwe.Hakwestchnął.Mimo wszystko dowodził nimi. Dżentelmeni! zawołał. Wy, tępe, żałosne, leniwe wory trzewi!Jego załoga zawyła dziko w zachwycie.Ręka z hakiem przecięła powietrze. Zemsta!Natychmiast zapadła cisza.Hak uśmiechnął się promiennie.153 Należy do mnie.Zarzuciłem haczyk, jeśli mogę tak powiedzieć, z narybkiem naprzynętę.Dzieci Piotrusia Pana sprowadzą go tu do mnie.Wreszcie pozbędę się tegopaskudnego chłopca, który odciął moją rękę i.(tu zniżył boleśnie głos) i rzucił jąkrokodylowi na pożarcie.Głos uwiązł mu w gardle.Zmierdziuch szybko wykorzystał ten moment. Kto zabił tego cwanego krokodyla? zwrócił się do tłumu. Hak! Hak! Hak! ryknęli chórem piraci. Kto go wypchał i uciszył na zawsze jego budzik? Hak! Hak! Hak! Kto popłynął na drugi koniec świata, żeby porwać dzieciaki Piotrusia Pana, prze-mierzając szlak do Anglii po nieznanych wodach i stawiając czoła nieznanym niebez-pieczeństwom? Hak! Hak! Hak!Kapitan doszedł do siebie na tyle, aby zdać sobie sprawę, że Zmierdziuch przywłasz-czył sobie jego przemówienie.Chwycił go za kołnierz i odsunął go na bok. To mój występ, Zmierdziuchu zasyczał. Spływaj.154Znów zwrócił się do swojej załogi, ale tym razem jego twarz była ponura. A teraz który z was zwątpił we mnie?Hałaśliwy tłum przycichł. Wiem, co mówię! warknął Hak. Jest wśród was taki.Który to? Kto nie jestswój? Ktoś tu nie jest swój.Przebiegł oczami po wylęknionych twarzach. Obcy wśród swoich! Trzeba go wyrwać z korzeniami jak chwast!Zapadła grobowa cisza.Wszyscy piraci stali bez ruchu jak skamieniali, bojąc sięnawet drgnąć powieką.Nikt nie chciał zwracać na siebie uwagi.Dałoby się usłyszećodgłos padającej szpilki.I nagle stało się.Jeden z piratów nierozważnie spróbował otrzeć pot z czoła i strąciłna ziemię szpilę zdobiącą jego kapelusz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.W stronę portu sterczała niczym jęzor straszna belka, po której piraci każą skazańcomiść na śmierć w falach.Nagle tłum ryknął: Chcemy zobaczyć Haka! Haka! Haka! Chcemy zobaczyć Haka! Haka! Haka!Jednego Piotrowi nie dało się zarzucić na pewno nie był tchórzem.Ale rozumiałjednocześnie, że czasami męstwo wymaga też ostrożności.Właśnie zaczął się zastana-wiać, czy to nie jest jeden z takich przypadków.Być może wróżka miała rację.Byćmoże nie był jeszcze gotów zmierzyć się z Hakiem.Niestety, było już za pózno na takie rozmyślania.Piraci tłoczyli się po pomoście nastatek i Piotr został porwany przez napierający tłum.Kapitan HakNa nabrzeżu po sterburtę i od bukszprytu po grotmaszt na pokładzie brygantyny Wesoły Roger tłoczyli się piraci krzycząc: Hak! Hak! Hak!.Wznosili w górę ręcepotrząsając bronią i gołymi pięściami.Od ich wrzasków kołysał się cały okręt.Zmierdziuch stojący na pokładzie zrobił krok naprzód i dał znak, aby się uciszyli. Obry Nibylandioooo! wrzasnął, wydymając policzki i trzęsąc brzuchem.Zwinąć grotżagiel, zuchy, bo oto on przebiegły sztokfisz, wściekła barrakuda, naj-większy nikczemnik siedmiu mórz a nadto elegant niezrównany, człowiek tak głęboki,151że niemal nieprzenikniony i tak szybki, że nawet zasypia raz dwa! Oto nasz rekin nie-zwyciężony o żelaznej ręce kapitan Jakub Hak!Pirat przezywany Aaskotką nacisnął z całych sił harmonię, armaty wystrzeliły obło-kami ognia, a okrzyki pirackiej załogi stały się jeszcze donośniejsze.Wtedy otworzyły się szeroko drzwi kapitańskiej kajuty i ukazał się w nich JakubHak, pirat o ponurej sławie.Na pierwszy rzut oka przypominał swój okręt a może raczej było na odwrót.Wy-muskany i szczupły, wyglądał złowieszczo od koniuszka ostrego nosa po czubki butów.Jego kapitański płaszcz uszyty był z czarnego i czerwonego materiału, szamerowanyzłotem.Przez ramię przewieszoną miał złotą szarfę z frędzlami, na której dyndał kor-delas.Pod szyją koronkowa kryza, a nad nią twarz jak dziób okrętu prujący morskąpianę.Czarne włosy spadały mu pierścieniami na ramiona niczym liny z masztu.Jegokapitański, trójgraniasty kapelusz wyglądał dokładnie tak jak reling rufy Wesołego Ro-gera tyle, że bez syczących węży.Ten drobny brak z naddatkiem nadrabiała jednaktwarz kapitana Haka okrutna, surowa, pogardliwa, z wąsami zakręconymi jak żmijei oczami, które mogły zmrozić ptaka w locie.152Zamiast lewej dłoni miał swój słynny, straszliwy hak, którego świeżo naostrzonyczubek połyskiwał w słońcu.Spojrzał z pogardą na tłum i uniósł w górę prawą dłoń z koronkowym mankietem,łaskawie przyjmując ich hołdy. Spójrz, panie, jak cię wielbią ci ludzie! próbował przypochlebić mu się roz-promieniony Zmierdziuch.Hak skrzywił się i wycedził półgębkiem: Dziadowskie nasienie.Jakże ja nimi pogardzam.Dwustu osiłków, a żaden z nich nie umiał czytać, ledwie jeden czy dwóch odróżniałołyżkę od widelca i tylko kilku umiało liczyć do dziesięciu.To było obrzydliwe.Hakwestchnął.Mimo wszystko dowodził nimi. Dżentelmeni! zawołał. Wy, tępe, żałosne, leniwe wory trzewi!Jego załoga zawyła dziko w zachwycie.Ręka z hakiem przecięła powietrze. Zemsta!Natychmiast zapadła cisza.Hak uśmiechnął się promiennie.153 Należy do mnie.Zarzuciłem haczyk, jeśli mogę tak powiedzieć, z narybkiem naprzynętę.Dzieci Piotrusia Pana sprowadzą go tu do mnie.Wreszcie pozbędę się tegopaskudnego chłopca, który odciął moją rękę i.(tu zniżył boleśnie głos) i rzucił jąkrokodylowi na pożarcie.Głos uwiązł mu w gardle.Zmierdziuch szybko wykorzystał ten moment. Kto zabił tego cwanego krokodyla? zwrócił się do tłumu. Hak! Hak! Hak! ryknęli chórem piraci. Kto go wypchał i uciszył na zawsze jego budzik? Hak! Hak! Hak! Kto popłynął na drugi koniec świata, żeby porwać dzieciaki Piotrusia Pana, prze-mierzając szlak do Anglii po nieznanych wodach i stawiając czoła nieznanym niebez-pieczeństwom? Hak! Hak! Hak!Kapitan doszedł do siebie na tyle, aby zdać sobie sprawę, że Zmierdziuch przywłasz-czył sobie jego przemówienie.Chwycił go za kołnierz i odsunął go na bok. To mój występ, Zmierdziuchu zasyczał. Spływaj.154Znów zwrócił się do swojej załogi, ale tym razem jego twarz była ponura. A teraz który z was zwątpił we mnie?Hałaśliwy tłum przycichł. Wiem, co mówię! warknął Hak. Jest wśród was taki.Który to? Kto nie jestswój? Ktoś tu nie jest swój.Przebiegł oczami po wylęknionych twarzach. Obcy wśród swoich! Trzeba go wyrwać z korzeniami jak chwast!Zapadła grobowa cisza.Wszyscy piraci stali bez ruchu jak skamieniali, bojąc sięnawet drgnąć powieką.Nikt nie chciał zwracać na siebie uwagi.Dałoby się usłyszećodgłos padającej szpilki.I nagle stało się.Jeden z piratów nierozważnie spróbował otrzeć pot z czoła i strąciłna ziemię szpilę zdobiącą jego kapelusz [ Pobierz całość w formacie PDF ]