[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Album ten miał zawierać takie rubryki, jak: okazy wszystkichrodzajów stylu (styl agrotechniczny, medyczny, teologiczny, klasyczny, romantyczny), zestawienia zbrodni ludui zbrodni królów, dobrodziejstw religii i zbrodni religii.Co więcej, jak świadczy o tym ostatni chronologicznie, aczwarty z kolei, plan drugiego tomu powieści, Bouvard i Pecuchet włączają do swego manuskryptu Słownikkomunałów, a zatem nie tylko przepisują i klasyfikują głupstwa książkowe, ale przeprowadzają obserwacje namateriale żywym, na mieszczuchach z Chayignolles.Stają się tedy dwoma, świadomymi tego, archeologamigłupoty.Tenże czwarty i ostatni sporządzony przez Flauberta plan drugiego tomu zawiera na końcu szkic rozdziałuzatytułowanego  Konkluzja". Pewnego dnia znajdują (w starych papierach z manufaktury) brudnopis listuVaucorbeila do pana prefekta.Prefekt.pytał go, czy Bouvard i Pecuchet nie są niebezpiecznymi szaleńcami.Listdoktora jest poufnym doniesieniem, wyjaśniającym, że są oni nieszkodliwymi głupcami.[.] Co z tym zrobimy?%7ładnych refleksji! Przepisujemy! Trzeba, żeby stronica się zapełniała, żeby pomnik stawał się kompletny równość wszystkiego, zła i dobra, Piękna i Brzydoty, rzeczy nieznaczą-cych i charakterystycznych.Nie ma nicprawdziwego poza zjawiskami.Zakończyć obrazem obu poczciwców pochylonych nad swym pulpitem i przepisujących."Wymowa planów drugiego tomu jest niedwuznaczna.Zwiadczy ona o zdumiewającej ostrości realistycznegowidzenia świata przez tego burżuazyjnego pisarza.Flaubert-realista wyrasta wysoko ponad Flauberta-filozofa.W tym samym czasie, kiedy w korespondencji manifestuje swój entuzjazm dla Spencera, jego dzieło, łączące wpełnym wyrazu obrazie literackim elementy rzetelnej obserwacji życia toczącego się wokoło, genialnie przeczyowym zachwytom nad jednym z najpopularniejszych wówczas i najefektowniejszych burżuazyjnych systemówfilozoficznych.Flaubert usiłując w swej praktyce artystycznej odtworzyć z taką uczciwością, na jaką go tylko było stać, prawdęo swojej epoce, o swojej klasie, przezwycięża swój spenceryzm, idzie dalej, ukazując, do czego on prowadzi.Przeprowadza druzgocącą krytykę tego systemu, który przyjmował przecież jako jedyną mądrość wśród stekugłupstw, głoszonych przez dekadencką naukę burżuazyjną.Do czego służyć może względnie inteligentnym,  poczciwym" mieszczuchom ta jedynie  naukowa",wykluczająca omyłki metoda poznawcza? Wyłącznie do rejestrowania i kontemplowania głupoty ich własnej igłupoty klasy, do której należą.Jedynym rezultatem, jaki osiągnąć może nauka burżuazyjną na tym etapie historycznym  Bouvard ł Pecuchetreprezentują tu przecież groteskowo jej  najskuteczniejszą" metodę poznawczą  jest absurdalne  zapełnianiestrony" faktami, nawet tymi faktami, które oskarżają ją o głupotę.Epizod przepisywania listu Vaucorbeila przezdwóch poczciwców miał stanowić najbardziej wymowne artystyczne uogólnienie w tym utworze demaskującymkompletny chaos pojęć i wartości, do którego dochodzi myśl burżuazyjną na progu imperializmu.Równolegle do krytyczno-groteskowego przeglądu nauk, sztuk ł pseudonauk Flaubert stacza w swej ostatniejksiążce decydującą bitwę z wrogiem, którego wyśmiewał i nienawidził od wczesnej młodości.Dwaj poczciwirycerze o smętnych obliczachścierają się pod jego komendą z armią  strasznych mieszczan" z Chavignolles.Zmagania ich są długie i ciężkie,,obfitują w dramatyczne potyczki i długie okresy zawieszenia broni.Głupota kołtuna jest jednak przemożna.Napiera od frontu i jednocześnie prowadzi perfidną dywersję na tyłach przeciwnika.Nikt nie może jej pokonać.Cały mieszczański świat składa się z większych lub mniejszych głupców i inaczej być nie może.Dwaj poczciwcy nie są bowiem postaciami wyciosanymi z jednej bryły, stanowiącymi prostą, jednoznacznąantynomię kołtuństwa.Są  odmienni od innych", dostrzegają panoszącą się wokół nich podłość i głupotę, ale onisami i w dobrej wierze wygłaszają i powtarzają kołtuńskie poglądy, sami przypominają co chwila otaczającychich filistrów.Eurżuazyjni krytycy  przychylni Flaubertowi  usiłują w tym miejscu  ratować" pisarza, który popełniłjakoby niekonsekwencję.Wedle nich Flaubert w czasie przygotowywania i pisania książki tak się zżył zestworzonymi przez siebie bohaterami, że począł wyposażać ich we własne myśli, uczucia i refleksjeprzetransponowane na język groteski.Od czasu do czasu przypominał sobie jednak o swych pierwotnychzamiarach, wedle których Bouvard i Pecuchet reprezentować mieli kołtunów, i wtedy kazał im popełniaćnajbardziej beznadziejne głupstwa, wygłaszać najrozpaczliwsze idiotyzmy, by po chwili znów o tym zapomnieći dać się ponieść swojej sympatii dla poczciwców. Znana jest skłonność Flauberta do autoironii i nie ulega wątpliwości fakt, że pisarz identyfikował się ze swymipoczciwcami.Bouvard i Pecuchet na każdej niemal karcie powieści wypowiadają groteskowo zniekształconeopinie Flauberta.Wystarczy przypomnieć ich refleksje filozoficzne kończące każdy kolejny eksperyment.Flaubert był przeciwnikiem głosowania powszechnego i wrogiem Napoleona III, Bouvard i Pecuchet zajmują tosamo stanowisko, przytaczając argumenty samego Flauberta, nieco tylko zwulgaryzowane.Nienawidzą głupotykołtuna, tworzą Słownik komunałów, tak jak Flaubert, a przy tym wszystkim pozostają ciągle mieszczuchami.I tutaj właśnie, w tej sprzeczności w charakterze i losach Bouvarda i Pecucheta, odkrywa się głębiarealistycznego widzenia współczesnej rzeczywistości przez Flauberta, głębia realizmu, na jaki stać było tegoburżuazyjnego wroga burżuazjł.Bouvard ł Pecuchet pochodzą ze środowiska mieszczańskiegoi obaj pozostaną do końca życia mieszczuchami.Mimo całej nienawiści do filisterstwa swego środowiska nieznajdą w sobie, bo nie mogą znalezć, siły zdolnej przezwyciężyć jego magnetyczną moc przyciągania.Zalewaich tak potężna fala głupoty, że mimo największych wysiłków nie mogą utrzymać się na powierzchni i co chwilaidą na dno, łykając wielkie porcje cuchnącego kołtuństwa.Przewyższają wprawdzie swych współczesnych, boczują ohydny odór głupoty, który Marescotowie, Fayer-gesowie, Vaucorbeilowie i Jeufroyowie wciągają wnozdrza, jak najwonniejsze kadzidło.Ale ich mieszczańska krótkowzroczność nie pozwala im dojrzeć jedynegomożliwego wyjścia z tej sytuacji.Męczą się w końcu bezskutecznym szamotaniem, pozwalają się zalaćnapierającej fali i jako antidotum na zatrucie zgniłą wodą filisterskiej głupoty, poczynają stosować tę samązgniłą wodę, tylko w świadomie już odmierzanych, z wyrafinowaniem i  metodą" stopniowanych dawkach.Takie jest chyba rozwiązanie dramatu Bouvarda i Pecucheta, dramatu samego Flauberta.W tym wskazaniu naniemożliwość wydostania się z bajora mieszczańskiego kołtuństwa bez jakiegoś kataklizmu, który by unicestwiłjego dopływy  w tym leży realistyczna uczciwość i prawdomówność Flauberta.O  kataklizmie", o rewolucjispołecznej Flaubert bał się myśleć, tak jak o końcu świata.Jego spojrzenie artysty było jednak na tyle ostre, żeprzenikało na wskroś fatamorgany idealnego postępu społecznego  bez wstrząsów", fabrykowane przez bur-żuazyjnych ideologów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl