[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Horace, wciąż pod wrażeniem wypadków tego ranka, z sercem nadal bijącym od lęku jakipoczuł na widok szarżującej bestii, miał ochotę podzielić się swymi emocjami z Willem.Wświetle tego, co właśnie ujrzeli, ich dziecinne spory nie miały znaczenia, a przy tym wstyd mubyło z powodu tego, jak się zachował podczas ich poprzedniego spotkania.Nie potrafił jednakznalezć słów, by wyrazić, co myśli, a w zaciętych rysach Willa nie dostrzegł zachęty, wzruszyłwięc lekko ramionami i odwrócił się, by również pogratulować młodemu myśliwemu.W tejsamej chwili Wyrwij zesztywniał, nastawił uszu i cicho zarżał.Will spojrzał w stronę zarośli izdrętwiał z przerażenia.Tuż u ich skraju stał drugi dzik - jeszcze większy od tego, który leżałteraz martwy w śniegu.- Uwaga! - wrzasnął chłopak, gdy bestia uderzyła wściekle kłami w ziemię.Sytuacja wyglądała fatalnie.Tyraliera myśliwych rozsypała się, większość z nich opuściła jużswoje miejsca, by podziwiać zabite zwierzę i zamienić kilka słów z jego zabójcą.Teraz nadrodze drugiego odyńca pozostali tylko Will i Horace - Will zdał sobie sprawę, iż stało się takgłównie dlatego, że Horace stał przed nim przez tych kilka chwil, nim postanowił odejść.Na krzyk Willa Horace odwrócił się gwałtownie.Spojrzał na niego, a potem w stronę zagajnika.Dzik opuścił głowę, znów uderzył kłami w ziemię i ruszył do ataku.Wszystko działo się woszałamiającym tempie.Przed sekundą stał jeszcze i rył kłami ziemię, a teraz już ku nimpędził.Horace skoczył między Willa a bestię bez wahania, nadstawiając ku niemu swójoszczep, jak nauczyli go sir Rodney i baron.Jednak w ostatniej chwili poślizgnął się na śniegu i runął bezwładnie w bok, wypuszczając długioszczep z rąk.Nie było chwili do stracenia.Bezbronny Horace wystawiony był na cios morderczych kłówbestii.Will błyskawicznie uwolnił stopy ze strzemion i zeskoczył na ziemię, jednocześnienapinając łuk i celując.Wiedział, że jego broń nie zdoła powstrzymać wściekłej szarży Mógłtylko liczyć na to, że zdoła odwrócić uwagę rozwścieczonego zwierzęcia od leżącego w śniegunieszczęśnika.Strzelił i natychmiast odbiegł na bok, byle dalej od Horace'a.Wrzasnął co sił w płucach i znówstrzelił.Strzały utkwiły w kudłatym boku zwierza niczym igły w poduszeczce.Nie uczyniły muwiększej krzywdy, lecz bestia poczuła piekący ból.Jej czerwone, wściekłe oczka dostrzegłydrobną postać chłopaka i dzik ruszył w jego kierunku.Nie było już czasu na następny strzał.Póki co, Horace był bezpieczny, teraz wniebezpieczeństwie znalazł się Will.Dał susa za drzewo - w samą porę!Rozwścieczony odyniec z całych sił rąbnął w pień.Jego potężne cielsko wstrząsnęło drzewem,zrzucając z gałęzi kaskadę śniegu.O dziwo, potężne uderzenie nie zamroczyło bestii.Dzik natychmiast cofnął się kilka kroków iponownie zaszarżował na Willa.Chłopak znów schronił się za drzewem, przemykając zaledwieo centymetry przed morderczymi kłami.Rycząc z wściekłości, odyniec zawrócił, ślizgając się na śniegu i znów zaatakował.Tym razemjednak już wolniej i Will nie mial możliwości umknąć na bok w ostatnim momencie.Dziknadbiegał truchtem, w jego czerwonych oczkach połyskiwała furia, zbrojny w kły łeb kołysał sięna boki, gorący oddech zwierzęcia unosił się kłębami pary w mroznym powietrzu.Will słyszał za sobą okrzyki myśliwych, ale wiedział, że nie zdążą nadbiec na czas, by go ocalić.Założył następną strzałę, choć nie miał szansy trafić w witalny punkt pod łopatką, jako żezwierz nadciągał skierowany przodem do niego.I wtedy usłyszał tętent kopyt na śniegu; zobaczył kudłatą sylwetkę kucyka, biegnącego wstronę rozwścieczonego potwora.- Nie! - wykrzyknął Will, lękając się teraz o życie swojego wierzchowca.Konik jednak niezwrócił na to uwagi, podbiegł do ogromnego dzika, w ostatniej chwili zawrócił i trzasnął go zcałej siły w bok tylnymi kopytami.Uderzenie było tak silne i niespodziewane, że odyniec wjednej chwili przewrócił się w śnieg.Wstał jednak natychmiast, rozwścieczony jeszcze bardziej niż przedtem.Kucyk zdołałpozbawić go równowagi, ale jego kopnięcie nie poczyniło większych szkód.Teraz dzik usiłowałtrafić Wyrwija kłami, a konik, rżąc ze strachu, odskakiwał na boki, lawirując, by uniknąć za-bójczego ciosu.- Uciekaj! - wrzasnął znów Will.Serce podeszło mu do gardła.Jeśli te kły uszkodzą delikatneścięgna konika, Wyrwij będzie okaleczony do końca życia.Nie mógł patrzeć, jak jegowierzchowiec naraża się, broniąc swojego pana.Strzelił raz jeszcze i dobył długiego noża,biegnąc na spotkanie potężnej, rozwścieczonej bestii.Trzecia strzała również utkwiła w boku dzika.I tym razem nie trafił w serce, tylko znów raniłpotwora.W biegu chłopak wrzeszczał na Wyrwija:- Uciekaj! Uciekaj!Dzik dostrzegł go i rozpoznał tę samą drobną postać, która przedtem sprawiła mu taki ból.Nienawistne oczka rozbłysły, odyniec spuścił głowę do ostatecznej, morderczej szarży.Will widział grube węzły mięśni tylnych nóg sprężonych do ataku.Znalazł się zbyt daleko oddrzew, musiał stawić czoła szarży na otwartej przestrzeni.Przyklęknął na jedno kolano i choćnie miał już żadnej nadziei, wyciągnął przed siebie długi nóż na spotkanie pędzącego dzika.Gdzieś w oddali usłyszał okrzyk Horace'a, który pędził ku niemu z oszczepem w dłoniach.A potem pośród tupotu racic dzika rozległ się przenikliwy świst, który urwał się nagle, gdy wpół kroku odyniec niespodziewanie kwiknął przerazliwie, skręcił się w agonii i padł martwy naśnieg.Długa, ciężka strzała Haka utkwiła w jego boku niemal po brzechwę.Pocisk wystrzelony zdługiego łuku zwiadowcy trafił dokładnie za lewą łopatką, grot przebił serce bestii.Strzał doskonały.Hak ściągnął wodze Abelarda, wzbijając tuman śniegu i rzucił się na ziemię, otaczającramionami drżącego chłopca.Will skrył twarz w szorstkiej materii płaszcza zwiadowcy.Niechciał, by ktokolwiek ujrzał łzy, spływające po jego twarzy.Hak łagodnie wyjął nóż z dłoni Willa.- Cóż ty, u diabła, chciałeś tym zrobić? - spytał.Will tylko potrząsnął głową.Nie był w stanie mówić.Poczuł wilgotne dotknięcie miękkichnozdrzy Wyrwija na ramieniu i popatrzył w wielkie, mądre oczy konika.A potem nastał zgiełk i zamęt, gdy wokół zgromadzili się wszyscy myśliwi, którzy nie mogli sięnadziwić rozmiarom drugiego dzika i poklepywali Willa po plecach, wyrażając uznanie dla jegoodwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Horace, wciąż pod wrażeniem wypadków tego ranka, z sercem nadal bijącym od lęku jakipoczuł na widok szarżującej bestii, miał ochotę podzielić się swymi emocjami z Willem.Wświetle tego, co właśnie ujrzeli, ich dziecinne spory nie miały znaczenia, a przy tym wstyd mubyło z powodu tego, jak się zachował podczas ich poprzedniego spotkania.Nie potrafił jednakznalezć słów, by wyrazić, co myśli, a w zaciętych rysach Willa nie dostrzegł zachęty, wzruszyłwięc lekko ramionami i odwrócił się, by również pogratulować młodemu myśliwemu.W tejsamej chwili Wyrwij zesztywniał, nastawił uszu i cicho zarżał.Will spojrzał w stronę zarośli izdrętwiał z przerażenia.Tuż u ich skraju stał drugi dzik - jeszcze większy od tego, który leżałteraz martwy w śniegu.- Uwaga! - wrzasnął chłopak, gdy bestia uderzyła wściekle kłami w ziemię.Sytuacja wyglądała fatalnie.Tyraliera myśliwych rozsypała się, większość z nich opuściła jużswoje miejsca, by podziwiać zabite zwierzę i zamienić kilka słów z jego zabójcą.Teraz nadrodze drugiego odyńca pozostali tylko Will i Horace - Will zdał sobie sprawę, iż stało się takgłównie dlatego, że Horace stał przed nim przez tych kilka chwil, nim postanowił odejść.Na krzyk Willa Horace odwrócił się gwałtownie.Spojrzał na niego, a potem w stronę zagajnika.Dzik opuścił głowę, znów uderzył kłami w ziemię i ruszył do ataku.Wszystko działo się woszałamiającym tempie.Przed sekundą stał jeszcze i rył kłami ziemię, a teraz już ku nimpędził.Horace skoczył między Willa a bestię bez wahania, nadstawiając ku niemu swójoszczep, jak nauczyli go sir Rodney i baron.Jednak w ostatniej chwili poślizgnął się na śniegu i runął bezwładnie w bok, wypuszczając długioszczep z rąk.Nie było chwili do stracenia.Bezbronny Horace wystawiony był na cios morderczych kłówbestii.Will błyskawicznie uwolnił stopy ze strzemion i zeskoczył na ziemię, jednocześnienapinając łuk i celując.Wiedział, że jego broń nie zdoła powstrzymać wściekłej szarży Mógłtylko liczyć na to, że zdoła odwrócić uwagę rozwścieczonego zwierzęcia od leżącego w śniegunieszczęśnika.Strzelił i natychmiast odbiegł na bok, byle dalej od Horace'a.Wrzasnął co sił w płucach i znówstrzelił.Strzały utkwiły w kudłatym boku zwierza niczym igły w poduszeczce.Nie uczyniły muwiększej krzywdy, lecz bestia poczuła piekący ból.Jej czerwone, wściekłe oczka dostrzegłydrobną postać chłopaka i dzik ruszył w jego kierunku.Nie było już czasu na następny strzał.Póki co, Horace był bezpieczny, teraz wniebezpieczeństwie znalazł się Will.Dał susa za drzewo - w samą porę!Rozwścieczony odyniec z całych sił rąbnął w pień.Jego potężne cielsko wstrząsnęło drzewem,zrzucając z gałęzi kaskadę śniegu.O dziwo, potężne uderzenie nie zamroczyło bestii.Dzik natychmiast cofnął się kilka kroków iponownie zaszarżował na Willa.Chłopak znów schronił się za drzewem, przemykając zaledwieo centymetry przed morderczymi kłami.Rycząc z wściekłości, odyniec zawrócił, ślizgając się na śniegu i znów zaatakował.Tym razemjednak już wolniej i Will nie mial możliwości umknąć na bok w ostatnim momencie.Dziknadbiegał truchtem, w jego czerwonych oczkach połyskiwała furia, zbrojny w kły łeb kołysał sięna boki, gorący oddech zwierzęcia unosił się kłębami pary w mroznym powietrzu.Will słyszał za sobą okrzyki myśliwych, ale wiedział, że nie zdążą nadbiec na czas, by go ocalić.Założył następną strzałę, choć nie miał szansy trafić w witalny punkt pod łopatką, jako żezwierz nadciągał skierowany przodem do niego.I wtedy usłyszał tętent kopyt na śniegu; zobaczył kudłatą sylwetkę kucyka, biegnącego wstronę rozwścieczonego potwora.- Nie! - wykrzyknął Will, lękając się teraz o życie swojego wierzchowca.Konik jednak niezwrócił na to uwagi, podbiegł do ogromnego dzika, w ostatniej chwili zawrócił i trzasnął go zcałej siły w bok tylnymi kopytami.Uderzenie było tak silne i niespodziewane, że odyniec wjednej chwili przewrócił się w śnieg.Wstał jednak natychmiast, rozwścieczony jeszcze bardziej niż przedtem.Kucyk zdołałpozbawić go równowagi, ale jego kopnięcie nie poczyniło większych szkód.Teraz dzik usiłowałtrafić Wyrwija kłami, a konik, rżąc ze strachu, odskakiwał na boki, lawirując, by uniknąć za-bójczego ciosu.- Uciekaj! - wrzasnął znów Will.Serce podeszło mu do gardła.Jeśli te kły uszkodzą delikatneścięgna konika, Wyrwij będzie okaleczony do końca życia.Nie mógł patrzeć, jak jegowierzchowiec naraża się, broniąc swojego pana.Strzelił raz jeszcze i dobył długiego noża,biegnąc na spotkanie potężnej, rozwścieczonej bestii.Trzecia strzała również utkwiła w boku dzika.I tym razem nie trafił w serce, tylko znów raniłpotwora.W biegu chłopak wrzeszczał na Wyrwija:- Uciekaj! Uciekaj!Dzik dostrzegł go i rozpoznał tę samą drobną postać, która przedtem sprawiła mu taki ból.Nienawistne oczka rozbłysły, odyniec spuścił głowę do ostatecznej, morderczej szarży.Will widział grube węzły mięśni tylnych nóg sprężonych do ataku.Znalazł się zbyt daleko oddrzew, musiał stawić czoła szarży na otwartej przestrzeni.Przyklęknął na jedno kolano i choćnie miał już żadnej nadziei, wyciągnął przed siebie długi nóż na spotkanie pędzącego dzika.Gdzieś w oddali usłyszał okrzyk Horace'a, który pędził ku niemu z oszczepem w dłoniach.A potem pośród tupotu racic dzika rozległ się przenikliwy świst, który urwał się nagle, gdy wpół kroku odyniec niespodziewanie kwiknął przerazliwie, skręcił się w agonii i padł martwy naśnieg.Długa, ciężka strzała Haka utkwiła w jego boku niemal po brzechwę.Pocisk wystrzelony zdługiego łuku zwiadowcy trafił dokładnie za lewą łopatką, grot przebił serce bestii.Strzał doskonały.Hak ściągnął wodze Abelarda, wzbijając tuman śniegu i rzucił się na ziemię, otaczającramionami drżącego chłopca.Will skrył twarz w szorstkiej materii płaszcza zwiadowcy.Niechciał, by ktokolwiek ujrzał łzy, spływające po jego twarzy.Hak łagodnie wyjął nóż z dłoni Willa.- Cóż ty, u diabła, chciałeś tym zrobić? - spytał.Will tylko potrząsnął głową.Nie był w stanie mówić.Poczuł wilgotne dotknięcie miękkichnozdrzy Wyrwija na ramieniu i popatrzył w wielkie, mądre oczy konika.A potem nastał zgiełk i zamęt, gdy wokół zgromadzili się wszyscy myśliwi, którzy nie mogli sięnadziwić rozmiarom drugiego dzika i poklepywali Willa po plecach, wyrażając uznanie dla jegoodwagi [ Pobierz całość w formacie PDF ]