[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnego razu zobaczyła samą siebie błąkającą się podbezgwiezdnym niebem północnego wieczoru.Nagle ujrzała parębladoniebieskich oczu spozierających na nią z pokrytego śniegiem pola,tak przerażających, że aż wyrwały ją z ekstazy.Posłyszała wyciesamotnego wilka.To był on, bóg, ukazany jeno w ulotnej wizji.Więcejjednak jej nie było trzeba.Trafiła na jego trop.Nie widziała jej, i ledwie mogła ją wyczuć.Tę bladą kobietę zoszpeconym obliczem, przyglądającą się jej podczas medytacji.Wiedziała atoli, że obok niej samej kroczyła widmowa postać,nienawidząca jej, ukryta tuż za kurtyną wzroku.To ona nią kierowała.Królowa wiedziała jeno tyle, że coś towarzyszyło jej podczas tychmedytacji, zdając się wiedzieć, co ją skrzywdzi.Wyczuwałapodekscytowanie tego czegoś, gdy jej oczy ujrzały Odyna.Nie uznałatej obecności za szczególnie niepokojącą.Wszak całe życie przebywaław otoczeniu dziwnych bytów, twarzy migoczących w blasku ognia,cieni na skałach, które, jak się zdawało, taksowały ją drapieżnymwzrokiem.We śnie czy na jawie, zawsze w pobliżu duszących duchówmroku.To, co za nią teraz podążało, było przynajmniej pożyteczne.Imwiększą okazywało jej uwagę, tym bardziej zbliżała się donajwiększego krzywdziciela ze wszystkich Odyna.Rok po tym, jak zobaczyła oczy patrzące na nią ze śniegu, jejniewidoczny i nienawidzący towarzysz przywiódł ją do Disy.I zarazemdo niego, Odyna.Królowa czarownic omal nie zlekceważyła nawoływań Disy, takbardzo zaprzątały ją poszukiwania wrażego boga.Posłyszała je dopieroczwartego dnia wisielczej próby, gdy jej ciało przebijały grube szpilepołączone naprężonym powrozem z kawałkiem nawisu nad usypiskiem,w stromej jaskini, blisko powierzchni.Słowa Disy doleciały do niej w smudze dymu niesionej wzimnym powietrzu od szczytu Zciany.Błagania wiejskich guślarek iwieszczek nie zdarzały się często te kobiety znały ryzyko ściągania nasiebie uwagi czarownic lecz gdy już nadchodziły, były cokolwiekniepokojące.Gullweig miała już zbyć to wołanie, gdy nagle poczułazainteresowanie nim widma u jej boku.Tam, zdawało się, działa siękrzywda.A gdzie ona, tam może być i sam Odyn.Czarownica pozwoliła, by jej umysł uniósł się nad szarą skałą,by zmieszał się z dymem i tą niby-drogą, zaniósł ją do swego zródła.Disa nabrała powietrza, wdychając przesycony ziołami ogień, awraz z nim jazń czarownicy.Zatrzęsła się i zadrgała, spadając zeskrzyni.Potem wszystko utonęło w gęstej mgle; poczuła się okropniesenna i miała wrażenie, że przestała panować nad ciałem.W jej głowiegrasowało coś dziwnego.Patrząc oczami guślarki, Gullweig zobaczyła przed sobą izbęwypełnioną twarzami wieśniaków gapiących się na nią wielkimioczami.U swych stóp ujrzała młodzieńca.Poznała go od razu bratwilka, składnik, uświęcona ofiara.Atoli był tam ktoś jeszcze.Z boku zoczyła kobietę, którąpamiętała jak przez mgłę, piękną, acz ze straszliwie poparzoną twarzą.A przed nią kogoś innego, niematerialnego i widmowego w blaskuognia, boga.Uderzającego kościaną pałeczką w płytki bęben,świdrującego spojrzeniem, z czwórgraniastym niebieskim kapeluszemna głowie.Na bębnie wymalowano runy, a gdy bóg weń uderzał,symbole zdawały się odpadać, obsypywać się na podłogę, zbierać ujego stóp i znikać, niby płatki śniegu na ciepłej jesiennej ziemi. Lord Odyn odezwała się czarownica.Wiedziała dokładnie, gdzie jest w tej przestrzeni pozaprzestrzenią, efemerycznej spójni urzeczywistnianej jeno przez rytuał,kędy czarownicy i duchy z odludnych i odległych miejsc mogąpozwolić swym jazniom się zebrać.Cielesne postaci kobiety zpoparzoną twarzą i czarownika z bębnem mogły znajdować się o wielemil dalej, lecz ich magiczne formy były właśnie tutaj.Oszpecona kobieta wyciągnęła ku niej rękę i Gullweig chwyciłają, jakby szukając pokrzepienia.A bóg do niej przemówił, językiem dziwnym, podobnie jakmiano, którym ją nazwał, atoli rozumiała go doskonale. Jabbmeaaakka, wilk jest nasz.Poznaliśmy twe zamiary.Spełzną one na niczym.Zawtórował mu pomruk aprobaty, aliści nie dobył się on z ustzebranych w izbie ludzi.Inni z nim współpracują, uznała.Obecnośćboga ją przerażała, jednak pomyślała, że nie stoi na straconej pozycji.Jeśli nie pomiarkował on jeszcze swej prawdziwej tożsamości, to byćmoże nie osiągnął jeszcze pełni swej potęgi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Pewnego razu zobaczyła samą siebie błąkającą się podbezgwiezdnym niebem północnego wieczoru.Nagle ujrzała parębladoniebieskich oczu spozierających na nią z pokrytego śniegiem pola,tak przerażających, że aż wyrwały ją z ekstazy.Posłyszała wyciesamotnego wilka.To był on, bóg, ukazany jeno w ulotnej wizji.Więcejjednak jej nie było trzeba.Trafiła na jego trop.Nie widziała jej, i ledwie mogła ją wyczuć.Tę bladą kobietę zoszpeconym obliczem, przyglądającą się jej podczas medytacji.Wiedziała atoli, że obok niej samej kroczyła widmowa postać,nienawidząca jej, ukryta tuż za kurtyną wzroku.To ona nią kierowała.Królowa wiedziała jeno tyle, że coś towarzyszyło jej podczas tychmedytacji, zdając się wiedzieć, co ją skrzywdzi.Wyczuwałapodekscytowanie tego czegoś, gdy jej oczy ujrzały Odyna.Nie uznałatej obecności za szczególnie niepokojącą.Wszak całe życie przebywaław otoczeniu dziwnych bytów, twarzy migoczących w blasku ognia,cieni na skałach, które, jak się zdawało, taksowały ją drapieżnymwzrokiem.We śnie czy na jawie, zawsze w pobliżu duszących duchówmroku.To, co za nią teraz podążało, było przynajmniej pożyteczne.Imwiększą okazywało jej uwagę, tym bardziej zbliżała się donajwiększego krzywdziciela ze wszystkich Odyna.Rok po tym, jak zobaczyła oczy patrzące na nią ze śniegu, jejniewidoczny i nienawidzący towarzysz przywiódł ją do Disy.I zarazemdo niego, Odyna.Królowa czarownic omal nie zlekceważyła nawoływań Disy, takbardzo zaprzątały ją poszukiwania wrażego boga.Posłyszała je dopieroczwartego dnia wisielczej próby, gdy jej ciało przebijały grube szpilepołączone naprężonym powrozem z kawałkiem nawisu nad usypiskiem,w stromej jaskini, blisko powierzchni.Słowa Disy doleciały do niej w smudze dymu niesionej wzimnym powietrzu od szczytu Zciany.Błagania wiejskich guślarek iwieszczek nie zdarzały się często te kobiety znały ryzyko ściągania nasiebie uwagi czarownic lecz gdy już nadchodziły, były cokolwiekniepokojące.Gullweig miała już zbyć to wołanie, gdy nagle poczułazainteresowanie nim widma u jej boku.Tam, zdawało się, działa siękrzywda.A gdzie ona, tam może być i sam Odyn.Czarownica pozwoliła, by jej umysł uniósł się nad szarą skałą,by zmieszał się z dymem i tą niby-drogą, zaniósł ją do swego zródła.Disa nabrała powietrza, wdychając przesycony ziołami ogień, awraz z nim jazń czarownicy.Zatrzęsła się i zadrgała, spadając zeskrzyni.Potem wszystko utonęło w gęstej mgle; poczuła się okropniesenna i miała wrażenie, że przestała panować nad ciałem.W jej głowiegrasowało coś dziwnego.Patrząc oczami guślarki, Gullweig zobaczyła przed sobą izbęwypełnioną twarzami wieśniaków gapiących się na nią wielkimioczami.U swych stóp ujrzała młodzieńca.Poznała go od razu bratwilka, składnik, uświęcona ofiara.Atoli był tam ktoś jeszcze.Z boku zoczyła kobietę, którąpamiętała jak przez mgłę, piękną, acz ze straszliwie poparzoną twarzą.A przed nią kogoś innego, niematerialnego i widmowego w blaskuognia, boga.Uderzającego kościaną pałeczką w płytki bęben,świdrującego spojrzeniem, z czwórgraniastym niebieskim kapeluszemna głowie.Na bębnie wymalowano runy, a gdy bóg weń uderzał,symbole zdawały się odpadać, obsypywać się na podłogę, zbierać ujego stóp i znikać, niby płatki śniegu na ciepłej jesiennej ziemi. Lord Odyn odezwała się czarownica.Wiedziała dokładnie, gdzie jest w tej przestrzeni pozaprzestrzenią, efemerycznej spójni urzeczywistnianej jeno przez rytuał,kędy czarownicy i duchy z odludnych i odległych miejsc mogąpozwolić swym jazniom się zebrać.Cielesne postaci kobiety zpoparzoną twarzą i czarownika z bębnem mogły znajdować się o wielemil dalej, lecz ich magiczne formy były właśnie tutaj.Oszpecona kobieta wyciągnęła ku niej rękę i Gullweig chwyciłają, jakby szukając pokrzepienia.A bóg do niej przemówił, językiem dziwnym, podobnie jakmiano, którym ją nazwał, atoli rozumiała go doskonale. Jabbmeaaakka, wilk jest nasz.Poznaliśmy twe zamiary.Spełzną one na niczym.Zawtórował mu pomruk aprobaty, aliści nie dobył się on z ustzebranych w izbie ludzi.Inni z nim współpracują, uznała.Obecnośćboga ją przerażała, jednak pomyślała, że nie stoi na straconej pozycji.Jeśli nie pomiarkował on jeszcze swej prawdziwej tożsamości, to byćmoże nie osiągnął jeszcze pełni swej potęgi [ Pobierz całość w formacie PDF ]