[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, może odegra przede mną twar-dego górala i każe mi opuścić teren.A więc muszę być na miejscu pierwsza, to mi doda odwagi.RLTPostanawiam ubrać się jak najprościej: w jedną z nowych bluzek od Mamy i dżinsy.Spódnicamogłaby oznaczać, że próbuję zrobić na nim wrażenie - rzadko w nich chodzę.Dla mnie to spotkaniew interesach, które chcę potraktować poważnie, a w spodniach czuję się pewniej.Po drodze do Cracker's Neck odtwarzam w myślach wszystkie meandry mojej przyjazni - czyjakkolwiek to nazwać - z Jackiem MacChesneyem.W szkole był nieśmiały, wydawał się zagadkowąpostacią.Nie wstępował do wielu klubów.Przypominam sobie, że chyba grał w baseball, ale nic po-nadto.W rzeczywistości moje wspomnienia o nim zaczynają się od dnia, kiedy zobaczyłam go w bie-liznie i zostałam na śniadaniu.Wtedy po raz pierwszy zwróciłam na niego uwagę - wyglądał tak świe-żo, prosto spod prysznica.A tak naprawdę zakochałam się w nim, kiedy puścił do mnie oko na próbiew teatrze.Jednak nie należę do kobiet, które kradną mężczyzn innym kobietom.Przede wszystkim dlate-go, że nie chciałabym, żeby coś podobnego przydarzyło się mnie.A po drugie, sytuacje, w którychstaramy się udowodnić komuś swoją wyższość, nigdy, przenigdy nie przynoszą nam nic dobrego.Związki, których nie zbudowano na trwałych podstawach, rozpadają się przy byle okazji.Być możedzięki temu pozwalają doświadczyć dreszczyku emocji.Ale mnie nigdy żaden mężczyzna nie wyda-wał się wart złamanego serca.Mimo wszystko nie jestem naiwna.Wiem, że na świecie aż roi się od kobiet w rodzaju SaryDunleavy, które stawiają sobie za cel wyszukanie najlepszego faceta w okolicy i usidlają go, udającciche, opanowane, niewymagające.Ale żadna z nas nie potrafi grać komedii całe życie.Mężczyzni niezdają sobie z tego sprawy.Sądzą, że znają osobę, z którą się żenią, ponieważ im samym nigdy nieprzyszłoby do głowy, żeby udawać kogoś innego. Zaakceptuj mnie takim, jakim jestem - zdają sięmówić, stając pewnie w rozkroku - albo idz swoją drogą, dziewczyno".A kobiety? My się dostosowu-jemy.To przynosi rezultaty.Sprawdziło się w przypadku Mamy, ale ja nie chcę tak żyć.Być możewłaśnie dlatego nigdy nie wyszłam za mąż.Nie potrafiłam się dostosować.Po co jadę do Cracker's Neck? Czego tam szukam? Czyżby nieme wspomnienie pocałunku, ko-łyszące mnie do snu co wieczór, odcisnęło się w moim sercu, każąc spojrzeć prawdzie w oczy? Niewiem.Ale coś się we mnie otworzyło.Stary jeep stara się jak może, żeby dowiezć mnie bezpiecznie dodomu MacChesneyów.Kiedy siadam na werandzie, opuszcza mnie wszelki lęk.Zachwycam się widokiem - chciała-bym, żeby słońce dłużej świeciło na niebie, pozwalając mi nacieszyć oczy krajobrazem.Wreszcie, podługim oczekiwaniu, dostrzegam w dolinie światła furgonetki, która wyjeżdżając zza zakrętu, oświetladom snopem światła.Samochód podskakuje na wyboistej gruntowej drodze, wznosząc tumany kurzu.Zwiatło reflek-torów pada na mnie, kiedy Jack podjeżdża pod dom.Przesłaniam oczy, ale wstaję, żeby go powitać.Na przedniej szybie furgonetki białą pastą do butów wypisana cena: $ 3100, U%7łYWANA.DomyślamRLTsię, że Rick Harmon wypożyczył ją Jackowi z komisu.Nie wiem, czy w ogóle coś widzi przez wielkibiały napis.Przez chwilę panikuję: a jeśli przyjechała z nim Sara Dunleavy? %7łałuję, że nie przywio-złam ze sobą tortownicy, przynajmniej mogłabym wytłumaczyć, co tutaj robię, a potem szybko sięzmyć, zachowując twarz.Za pózno.Już nie zdążę wskoczyć do jeepa i odjechać.A więc czekam.Jackparkuje furgonetkę.Zwiatło zachodzącego słońca pada na siedzenie pasażera.Widzę, że jest sam.Bio-rę głęboki oddech.Mija chwila, zanim wysiada, zabierając ze sobą pojemnik na kanapki i wysokie buty.Wyłaniasię zza ciężarówki i rusza ścieżką do domu.Dziwnie mi się przygląda.- Coś nie tak z mamą?- Nie, nie.Pojechała z wizytą do ciotki Cecylii.- Czemu nic mi nie powiedziała? - Jack Mac wchodzi na schodki werandy, mija mnie i wyjmujeklucze.- Pewnie podjęła nagłą decyzję.- Możliwe - mówi, otwierając drzwi.Zagląda do środka i włącza światło.Na stole w holu pani Mac zostawiła wiadomość, która potwierdza moje wyjaśnienia.Jack czytai odkłada kartkę.Jakby w ogóle mnie tam nie było.Nie cieszy się na mój widok, ale też nie wydaje się zirytowa-ny.Okazuje mi jedynie szczerą obojętność.To okropne.Czy w ten sposób chce mnie ukarać? Zraniłamgo, zatem teraz on rani mnie? O Boże, każe mi za to odpokutować.Będę musiała paść na kolana i bła-gać o przebaczenie.Chwytam za poręcz werandy i trzymam się jej mocno.- Wejdziesz do środka? - Jego głos brzmi tak monotonnie, że nie sposób z niego wyczytać, czyrzeczywiście mnie zaprasza, czy tylko sili się na uprzejmość.- Tak, chętnie.Staję w drzwiach, oczekując dalszych instrukcji.Ale on nie odzywa się więcej ani słowem.Chodzi z pokoju do pokoju, zapala światła, odkłada na miejsce pojemnik na kanapki, chowa buty,przekłada pocztę znad kominka na stolik w holu.Czuję się, jakbym była niewidzialna.%7łałuję, że niejestem.- Sądzisz, że Mama zostawiła coś do jedzenia? - pyta w końcu.Po raz pierwszy zwrócił się domnie z sympatią, ale mu nie ufam.- Nie wiem.- Sprawdzmy.Jack Mac idzie do kuchni.Stoję w miejscu jak głupia.Jack wystawia głowę przez drzwi.- No, chodz - ponagla.RLTRuszam za nim.Pani Mac na pewno przygotowała kolację.Stół nakryty dla dwojga, na koroncepośrodku granatowa ogrodowa świeca.Czuję się niezręcznie, jak na szkolnym balu, na którym rodziceprzymilają się do swoich pryszczatych pociech.- Odgrzej kolację, a ja rozpalę w kominku, dobrze?Jack patrzy na mnie jak na kretynkę: ostatecznie, skoro już tu przyjechałam i właśnie zbliża siępora kolacji, moglibyśmy coś zjeść.Otwieram lodówkę i wyjmuję naczynie żaroodporne, oklejonetaśmą z napisem: Makaron z serem".Włączam piekarnik.Co ja tutaj robię? To był najgorszy pomysł w moim życiu.Muszę jakoś się stąd wydostać, i toszybko.Prędzej umrę, niż opowiem mu o tym, jak zasypiam ze wspomnieniem pocałunku.Jak uwiel-biam jego zapach.I że zamiast go utracić na rzecz Sary Dunleavy, wolałabym raczej wyłupić jej oczy.Po co wjechałam dzisiaj na tę górę? Powinnam była po prostu kupić nową furgonetkę, kazać dostar-czyć mu ją do domu, wyjechać i całkiem o nim zapomnieć.Jestem za stara na sytuacje, w których tracękontrolę.Czemu on zachowuje się tak obojętnie? Robi to rozmyślnie.Na pewno świetnie się bawi.Pan Nigdy-Samotny", coraz to z nową narzeczoną.Proszę bardzo, niech sobie żartuje z Przerażonej StarejPanny.- Pójdę wziąć prysznic.Przygotuj sałatę.Odchodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Nie wiem, może odegra przede mną twar-dego górala i każe mi opuścić teren.A więc muszę być na miejscu pierwsza, to mi doda odwagi.RLTPostanawiam ubrać się jak najprościej: w jedną z nowych bluzek od Mamy i dżinsy.Spódnicamogłaby oznaczać, że próbuję zrobić na nim wrażenie - rzadko w nich chodzę.Dla mnie to spotkaniew interesach, które chcę potraktować poważnie, a w spodniach czuję się pewniej.Po drodze do Cracker's Neck odtwarzam w myślach wszystkie meandry mojej przyjazni - czyjakkolwiek to nazwać - z Jackiem MacChesneyem.W szkole był nieśmiały, wydawał się zagadkowąpostacią.Nie wstępował do wielu klubów.Przypominam sobie, że chyba grał w baseball, ale nic po-nadto.W rzeczywistości moje wspomnienia o nim zaczynają się od dnia, kiedy zobaczyłam go w bie-liznie i zostałam na śniadaniu.Wtedy po raz pierwszy zwróciłam na niego uwagę - wyglądał tak świe-żo, prosto spod prysznica.A tak naprawdę zakochałam się w nim, kiedy puścił do mnie oko na próbiew teatrze.Jednak nie należę do kobiet, które kradną mężczyzn innym kobietom.Przede wszystkim dlate-go, że nie chciałabym, żeby coś podobnego przydarzyło się mnie.A po drugie, sytuacje, w którychstaramy się udowodnić komuś swoją wyższość, nigdy, przenigdy nie przynoszą nam nic dobrego.Związki, których nie zbudowano na trwałych podstawach, rozpadają się przy byle okazji.Być możedzięki temu pozwalają doświadczyć dreszczyku emocji.Ale mnie nigdy żaden mężczyzna nie wyda-wał się wart złamanego serca.Mimo wszystko nie jestem naiwna.Wiem, że na świecie aż roi się od kobiet w rodzaju SaryDunleavy, które stawiają sobie za cel wyszukanie najlepszego faceta w okolicy i usidlają go, udającciche, opanowane, niewymagające.Ale żadna z nas nie potrafi grać komedii całe życie.Mężczyzni niezdają sobie z tego sprawy.Sądzą, że znają osobę, z którą się żenią, ponieważ im samym nigdy nieprzyszłoby do głowy, żeby udawać kogoś innego. Zaakceptuj mnie takim, jakim jestem - zdają sięmówić, stając pewnie w rozkroku - albo idz swoją drogą, dziewczyno".A kobiety? My się dostosowu-jemy.To przynosi rezultaty.Sprawdziło się w przypadku Mamy, ale ja nie chcę tak żyć.Być możewłaśnie dlatego nigdy nie wyszłam za mąż.Nie potrafiłam się dostosować.Po co jadę do Cracker's Neck? Czego tam szukam? Czyżby nieme wspomnienie pocałunku, ko-łyszące mnie do snu co wieczór, odcisnęło się w moim sercu, każąc spojrzeć prawdzie w oczy? Niewiem.Ale coś się we mnie otworzyło.Stary jeep stara się jak może, żeby dowiezć mnie bezpiecznie dodomu MacChesneyów.Kiedy siadam na werandzie, opuszcza mnie wszelki lęk.Zachwycam się widokiem - chciała-bym, żeby słońce dłużej świeciło na niebie, pozwalając mi nacieszyć oczy krajobrazem.Wreszcie, podługim oczekiwaniu, dostrzegam w dolinie światła furgonetki, która wyjeżdżając zza zakrętu, oświetladom snopem światła.Samochód podskakuje na wyboistej gruntowej drodze, wznosząc tumany kurzu.Zwiatło reflek-torów pada na mnie, kiedy Jack podjeżdża pod dom.Przesłaniam oczy, ale wstaję, żeby go powitać.Na przedniej szybie furgonetki białą pastą do butów wypisana cena: $ 3100, U%7łYWANA.DomyślamRLTsię, że Rick Harmon wypożyczył ją Jackowi z komisu.Nie wiem, czy w ogóle coś widzi przez wielkibiały napis.Przez chwilę panikuję: a jeśli przyjechała z nim Sara Dunleavy? %7łałuję, że nie przywio-złam ze sobą tortownicy, przynajmniej mogłabym wytłumaczyć, co tutaj robię, a potem szybko sięzmyć, zachowując twarz.Za pózno.Już nie zdążę wskoczyć do jeepa i odjechać.A więc czekam.Jackparkuje furgonetkę.Zwiatło zachodzącego słońca pada na siedzenie pasażera.Widzę, że jest sam.Bio-rę głęboki oddech.Mija chwila, zanim wysiada, zabierając ze sobą pojemnik na kanapki i wysokie buty.Wyłaniasię zza ciężarówki i rusza ścieżką do domu.Dziwnie mi się przygląda.- Coś nie tak z mamą?- Nie, nie.Pojechała z wizytą do ciotki Cecylii.- Czemu nic mi nie powiedziała? - Jack Mac wchodzi na schodki werandy, mija mnie i wyjmujeklucze.- Pewnie podjęła nagłą decyzję.- Możliwe - mówi, otwierając drzwi.Zagląda do środka i włącza światło.Na stole w holu pani Mac zostawiła wiadomość, która potwierdza moje wyjaśnienia.Jack czytai odkłada kartkę.Jakby w ogóle mnie tam nie było.Nie cieszy się na mój widok, ale też nie wydaje się zirytowa-ny.Okazuje mi jedynie szczerą obojętność.To okropne.Czy w ten sposób chce mnie ukarać? Zraniłamgo, zatem teraz on rani mnie? O Boże, każe mi za to odpokutować.Będę musiała paść na kolana i bła-gać o przebaczenie.Chwytam za poręcz werandy i trzymam się jej mocno.- Wejdziesz do środka? - Jego głos brzmi tak monotonnie, że nie sposób z niego wyczytać, czyrzeczywiście mnie zaprasza, czy tylko sili się na uprzejmość.- Tak, chętnie.Staję w drzwiach, oczekując dalszych instrukcji.Ale on nie odzywa się więcej ani słowem.Chodzi z pokoju do pokoju, zapala światła, odkłada na miejsce pojemnik na kanapki, chowa buty,przekłada pocztę znad kominka na stolik w holu.Czuję się, jakbym była niewidzialna.%7łałuję, że niejestem.- Sądzisz, że Mama zostawiła coś do jedzenia? - pyta w końcu.Po raz pierwszy zwrócił się domnie z sympatią, ale mu nie ufam.- Nie wiem.- Sprawdzmy.Jack Mac idzie do kuchni.Stoję w miejscu jak głupia.Jack wystawia głowę przez drzwi.- No, chodz - ponagla.RLTRuszam za nim.Pani Mac na pewno przygotowała kolację.Stół nakryty dla dwojga, na koroncepośrodku granatowa ogrodowa świeca.Czuję się niezręcznie, jak na szkolnym balu, na którym rodziceprzymilają się do swoich pryszczatych pociech.- Odgrzej kolację, a ja rozpalę w kominku, dobrze?Jack patrzy na mnie jak na kretynkę: ostatecznie, skoro już tu przyjechałam i właśnie zbliża siępora kolacji, moglibyśmy coś zjeść.Otwieram lodówkę i wyjmuję naczynie żaroodporne, oklejonetaśmą z napisem: Makaron z serem".Włączam piekarnik.Co ja tutaj robię? To był najgorszy pomysł w moim życiu.Muszę jakoś się stąd wydostać, i toszybko.Prędzej umrę, niż opowiem mu o tym, jak zasypiam ze wspomnieniem pocałunku.Jak uwiel-biam jego zapach.I że zamiast go utracić na rzecz Sary Dunleavy, wolałabym raczej wyłupić jej oczy.Po co wjechałam dzisiaj na tę górę? Powinnam była po prostu kupić nową furgonetkę, kazać dostar-czyć mu ją do domu, wyjechać i całkiem o nim zapomnieć.Jestem za stara na sytuacje, w których tracękontrolę.Czemu on zachowuje się tak obojętnie? Robi to rozmyślnie.Na pewno świetnie się bawi.Pan Nigdy-Samotny", coraz to z nową narzeczoną.Proszę bardzo, niech sobie żartuje z Przerażonej StarejPanny.- Pójdę wziąć prysznic.Przygotuj sałatę.Odchodzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]