[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Po co mu to było?- Nie było to takie głupie, jak się panu zdaje - odrzekł Poirot poważnie.- On musiał, i to pilnie, znaleźć jakieś odosobnione miejsce, z dala od świata, gdzie mógłby się z kimś spotkać i gdzie mogliby załatwić pewną sprawę.- Z kim?- Z doktorem Lutzem.- Z doktorem Lutzem? On też jest przestępcą?- Doktor Lutz to naprawdę doktor Lutz.ale nie jest on neurochirurgiem ani psychoanalitykiem.Jest chirurgiem, przyjacielu, chirurgiem specjalizującym się w operacjach plastycznych! Właśnie dlatego miał się tu spotkać z Marrascaudem.Żyje teraz w biedzie, wypędzony z kraju.Zaproponowano mu olbrzymie honorarium za spotkanie się tutaj z pewnym człowiekiem i zmianę jego powierzchowności za pomocą operacji plastycznej.Mógł się domyślać, że człowiek ten to przestępca, ale jeśli tak, to przymknął na to oko.Musi pan zdać sobie sprawę, że nie mogli ryzykować operacji w jakimś zagranicznym szpitalu.Nie, dopiero tutaj, gdzie z wyjątkiem przelotnych turystów nikt nie zagląda o tej porze roku i gdzie kierownikiem hotelu jest człowiek potrzebujący pieniędzy i dający się łatwo przekupić, znaleźli idealne miejsce.Tyle, że jak już mówiłem, sprawy przybrały zły obrót.Marrascaud został zdradzony.Ci trzej - jego obstawa - jeszcze nie dotarli na miejsce, a już Marrascaud wziął się do działania.Uprowadza policjanta, który udaje kelnera, a sam zajmuje jego miejsce.Jego banda organizuje awarię kolejki liniowej.Idzie o czas.Wieczorem następnego dnia mordują Droueta i przypinają kartkę do jego zwłok.Mają nadzieję, że zanim łączność ze światem zostanie przywrócona, Drouet zostanie pochowany jako Marrascaud.Doktor Lutz bez zwłoki przeprowadza operację.Ale jednego człowieka należy uciszyć - Herkulesa Poirot.Dlatego też banda Marrascauda napada na mnie.I tylko dzięki panu, przyjacielu.Herkules Poirot skłonił się z wdziękiem Amerykaninowi, który zapytał:- Więc pan naprawdę jest Herkulesem Poirot?- Nie inaczej.- I te zwłoki ani na chwilę pana nie zmyliły? Wiedział pan od razu, że to nie Marrascaud?- Naturalnie.- Dlaczego pan tego nie powiedział?Herkules Poirot przybrał nagle surowy wyraz twarzy.- Ponieważ chciałem mieć pewność, że oddam prawdziwego Marrascauda w ręce policji.- A w duchu dodał: - I pojmać żywcem dzika z Erymantu.STAJNIE AUGIASZAI- Sytuacja jest nadzwyczaj delikatna, panie Poirot.- Na ustach Herkulesa Poirot zaigrał nikły uśmieszek."Jak zawsze" - miał ochotę odpowiedzieć detektyw, lecz opanował się i przybrał wyraz twarzy świadczący o jego bezgranicznej dyskrecji.Sir George Conway z powagą mówił dalej.Z jego ust potoczyście płynął frazes za frazesem - wyjątkowa delikatność sytuacji, w jakiej się znalazł rząd - interes publiczny - partyjna solidarność - konieczność zaprezentowania zwartego frontu - potęga prasy - dobro kraju.Wszystko to bardzo ładnie brzmiało, tyle że nic nie znaczyło.Herkules Poirot poczuł znajomy skurcz szczęk, chwytający w chwili, gdy ma się ochotę ziewnąć, lecz przez grzeczność nie wypada.Odczuwał to niekiedy czytając sprawozdania z obrad parlamentu - wówczas jednak nic nie wzbraniało mu ziewać.Przyrzekł sobie, że wytrwa cierpliwie do końca, a jednocześnie poczuł, że współczuje sir George'owi Conwayowi.Widział jasno, że człowiek ten usiłuje mu coś powiedzieć, lecz równie jasno widział, że utracił on zdolność prostego wysławiania się.Słowa stały się dla niego narzędziem do ukrywania faktów, a nie ich ujawniania.Przejawiał niemałą biegłość w sztuce władania użytecznymi frazesami - to znaczy w posługiwaniu się zwrotami, które wprawdzie milo wpadają ucho, ale dokładnie nic nie znaczą.Słowa płynęły i płynęły, aż biedny sir George poczerwieniał na twarzy.Z rozpaczą zerknął na człowieka siedzącego u szczytu stołu, który odpowiedział na to nieme wezwanie.- Dobrze, George - odezwał się Edward Ferrier.- Ja mu to powiem.Herkules Poirot przeniósł wzrok z ministra spraw wewnętrznych na premiera.Bardzo był ciekaw Edwarda Ferriera, a to z powodu przypadkowego zdania zasłyszanego niegdyś od osiemdziesięciodwuletniego staruszka.Uporawszy się z pewnym chemicznej natury problemem, co umożliwiło skazanie mordercy, profesor Fergus MacLeod przez chwilę zajął się polityką.Gdy sławny i uwielbiany John Hammett (obecnie lord Cornworthy) wycofał się z życia publicznego, zadanie utworzenia nowego gabinetu otrzymał jego zięć, Edward Ferrier.Jak na polityka, był to jeszcze młodzieniec - nie miał nawet pięćdziesięciu lat.Profesor MacLeod wyraził się o nim: "Ferrier był kiedyś moim studentem.To przyzwoity człowiek".Niby niewiele, ale dla Herkulesa Poirot miało to ogromne znaczenie.Nazywając kogoś przyzwoitym człowiekiem, MacLeod wystawił mu świadectwo, przy którym bladły nawet najbardziej entuzjastyczne opinie prasy czy społeczeństwa.Co prawda w tym wypadku zdanie starego profesora pokrywało się z opinią społeczną.Edwarda Ferriera uważano za człowieka przyzwoitego - właśnie tak.Nie dostrzegano w nim błyskotliwości, wielkości, szczególnych uzdolnień oratorskich czy też głębokiej wiedzy.Był to po prostu przyzwoity człowiek - wychowany w dobrej tradycji angielskiej, mąż córki Johna Hammetta; człowiek, który był prawą ręką swego teścia i któremu z pełnym zaufaniem można było powierzyć rządy w kraju, wiedząc, że będzie je sprawował zgodnie z duchem i zasadami poprzednika.John Hammett był bowiem szczególnie bliski społeczeństwu i prasie Anglii.Reprezentował sobą wszystko to, co drogie jest każdemu Anglikowi.Mówiono o nim: "Hammett jest uczciwy, to się po prostu czuje".O jego prostym życiu domowym i zamiłowaniu do ogrodnictwa krążyły anegdoty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Po co mu to było?- Nie było to takie głupie, jak się panu zdaje - odrzekł Poirot poważnie.- On musiał, i to pilnie, znaleźć jakieś odosobnione miejsce, z dala od świata, gdzie mógłby się z kimś spotkać i gdzie mogliby załatwić pewną sprawę.- Z kim?- Z doktorem Lutzem.- Z doktorem Lutzem? On też jest przestępcą?- Doktor Lutz to naprawdę doktor Lutz.ale nie jest on neurochirurgiem ani psychoanalitykiem.Jest chirurgiem, przyjacielu, chirurgiem specjalizującym się w operacjach plastycznych! Właśnie dlatego miał się tu spotkać z Marrascaudem.Żyje teraz w biedzie, wypędzony z kraju.Zaproponowano mu olbrzymie honorarium za spotkanie się tutaj z pewnym człowiekiem i zmianę jego powierzchowności za pomocą operacji plastycznej.Mógł się domyślać, że człowiek ten to przestępca, ale jeśli tak, to przymknął na to oko.Musi pan zdać sobie sprawę, że nie mogli ryzykować operacji w jakimś zagranicznym szpitalu.Nie, dopiero tutaj, gdzie z wyjątkiem przelotnych turystów nikt nie zagląda o tej porze roku i gdzie kierownikiem hotelu jest człowiek potrzebujący pieniędzy i dający się łatwo przekupić, znaleźli idealne miejsce.Tyle, że jak już mówiłem, sprawy przybrały zły obrót.Marrascaud został zdradzony.Ci trzej - jego obstawa - jeszcze nie dotarli na miejsce, a już Marrascaud wziął się do działania.Uprowadza policjanta, który udaje kelnera, a sam zajmuje jego miejsce.Jego banda organizuje awarię kolejki liniowej.Idzie o czas.Wieczorem następnego dnia mordują Droueta i przypinają kartkę do jego zwłok.Mają nadzieję, że zanim łączność ze światem zostanie przywrócona, Drouet zostanie pochowany jako Marrascaud.Doktor Lutz bez zwłoki przeprowadza operację.Ale jednego człowieka należy uciszyć - Herkulesa Poirot.Dlatego też banda Marrascauda napada na mnie.I tylko dzięki panu, przyjacielu.Herkules Poirot skłonił się z wdziękiem Amerykaninowi, który zapytał:- Więc pan naprawdę jest Herkulesem Poirot?- Nie inaczej.- I te zwłoki ani na chwilę pana nie zmyliły? Wiedział pan od razu, że to nie Marrascaud?- Naturalnie.- Dlaczego pan tego nie powiedział?Herkules Poirot przybrał nagle surowy wyraz twarzy.- Ponieważ chciałem mieć pewność, że oddam prawdziwego Marrascauda w ręce policji.- A w duchu dodał: - I pojmać żywcem dzika z Erymantu.STAJNIE AUGIASZAI- Sytuacja jest nadzwyczaj delikatna, panie Poirot.- Na ustach Herkulesa Poirot zaigrał nikły uśmieszek."Jak zawsze" - miał ochotę odpowiedzieć detektyw, lecz opanował się i przybrał wyraz twarzy świadczący o jego bezgranicznej dyskrecji.Sir George Conway z powagą mówił dalej.Z jego ust potoczyście płynął frazes za frazesem - wyjątkowa delikatność sytuacji, w jakiej się znalazł rząd - interes publiczny - partyjna solidarność - konieczność zaprezentowania zwartego frontu - potęga prasy - dobro kraju.Wszystko to bardzo ładnie brzmiało, tyle że nic nie znaczyło.Herkules Poirot poczuł znajomy skurcz szczęk, chwytający w chwili, gdy ma się ochotę ziewnąć, lecz przez grzeczność nie wypada.Odczuwał to niekiedy czytając sprawozdania z obrad parlamentu - wówczas jednak nic nie wzbraniało mu ziewać.Przyrzekł sobie, że wytrwa cierpliwie do końca, a jednocześnie poczuł, że współczuje sir George'owi Conwayowi.Widział jasno, że człowiek ten usiłuje mu coś powiedzieć, lecz równie jasno widział, że utracił on zdolność prostego wysławiania się.Słowa stały się dla niego narzędziem do ukrywania faktów, a nie ich ujawniania.Przejawiał niemałą biegłość w sztuce władania użytecznymi frazesami - to znaczy w posługiwaniu się zwrotami, które wprawdzie milo wpadają ucho, ale dokładnie nic nie znaczą.Słowa płynęły i płynęły, aż biedny sir George poczerwieniał na twarzy.Z rozpaczą zerknął na człowieka siedzącego u szczytu stołu, który odpowiedział na to nieme wezwanie.- Dobrze, George - odezwał się Edward Ferrier.- Ja mu to powiem.Herkules Poirot przeniósł wzrok z ministra spraw wewnętrznych na premiera.Bardzo był ciekaw Edwarda Ferriera, a to z powodu przypadkowego zdania zasłyszanego niegdyś od osiemdziesięciodwuletniego staruszka.Uporawszy się z pewnym chemicznej natury problemem, co umożliwiło skazanie mordercy, profesor Fergus MacLeod przez chwilę zajął się polityką.Gdy sławny i uwielbiany John Hammett (obecnie lord Cornworthy) wycofał się z życia publicznego, zadanie utworzenia nowego gabinetu otrzymał jego zięć, Edward Ferrier.Jak na polityka, był to jeszcze młodzieniec - nie miał nawet pięćdziesięciu lat.Profesor MacLeod wyraził się o nim: "Ferrier był kiedyś moim studentem.To przyzwoity człowiek".Niby niewiele, ale dla Herkulesa Poirot miało to ogromne znaczenie.Nazywając kogoś przyzwoitym człowiekiem, MacLeod wystawił mu świadectwo, przy którym bladły nawet najbardziej entuzjastyczne opinie prasy czy społeczeństwa.Co prawda w tym wypadku zdanie starego profesora pokrywało się z opinią społeczną.Edwarda Ferriera uważano za człowieka przyzwoitego - właśnie tak.Nie dostrzegano w nim błyskotliwości, wielkości, szczególnych uzdolnień oratorskich czy też głębokiej wiedzy.Był to po prostu przyzwoity człowiek - wychowany w dobrej tradycji angielskiej, mąż córki Johna Hammetta; człowiek, który był prawą ręką swego teścia i któremu z pełnym zaufaniem można było powierzyć rządy w kraju, wiedząc, że będzie je sprawował zgodnie z duchem i zasadami poprzednika.John Hammett był bowiem szczególnie bliski społeczeństwu i prasie Anglii.Reprezentował sobą wszystko to, co drogie jest każdemu Anglikowi.Mówiono o nim: "Hammett jest uczciwy, to się po prostu czuje".O jego prostym życiu domowym i zamiłowaniu do ogrodnictwa krążyły anegdoty [ Pobierz całość w formacie PDF ]