[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hodowca wyskoczył z kabiny i pogroził pięścią pilotowi czerwonego samolotu zemblematem orła na ogonie.Potem rzucił się do ucieczki w obłoku fruwających piór, kiedymaszyna jeszcze raz przeleciała nad cię\arówką.Samolot wzbił się do góry i wykonał triumfalną beczkę.Pilot tak się trząsł ze śmiechu, \eomal nie stracił panowania nad sterami.Otarł rękawem łzy, po czym zszedł ni\ej nadwinnice, które rozciągały się we wszystkich kierunkach na obszarze setek hektarów.Przesunął włącznik i wypuścił chmurę rozpylonych pestycydów z dwóch pojemników podskrzydłami, potem przechylił maszynę w skręcie.Winnice zostały z tyłu, pojawił się gęsty lasotoczony ciemnymi jeziorami, nadającymi krajobrazowi w dole melancholijny wygląd.Samolot leciał nad wierzchołkami drzew w kierunku czterech odległych wie\ nazalesionym wzgórzu, które wznosiły się w naro\nikach grubego muru obronnego z blankamina szczycie.Otaczała go szeroka fosa wypełniona zieloną wodą, a wokół niej rozciągały sięwielkie ogrody francuskie.Samolot przeleciał nad dachem okazałego zamku stojącego w obrębie murów obronnych,potem nad lasem, wylądował na trawiastym lotnisku i podkołował do jaguara zaparkowanegona skraju pasa startowego.Kiedy pilot wydostał się z kokpitu, jakby spod ziemi wyłoniła sięobsługa naziemna i wepchnęła maszynę do małego kamiennego hangaru.Emil Fauchard zignorował swoich mechaników i ruszył sprę\ystym krokiem w stronęsamochodu.Pod czarnym skórzanym kombinezonem lotniczym prę\yły się jego mocnemięśnie.Zdjął gogle i rękawice i oddał je czekającemu kierowcy.Wcią\ chichotał nawspomnienie miny rolnika prowadzącego cię\arówkę.Usadowił się wygodnie na tylnymsiedzeniu i nalał sobie kieliszek koniaku z barku w limuzynie.Fauchard miał klasyczne rysy gwiazdora filmu niemego.Rodzina Barrymore byłabydumna z jego profilu.Ale mimo fizycznej doskonałości wywierał odpychające wra\enie.Zimne, aroganckie spojrzenie ciemnych oczu przypominało wzrok kobry.Wyglądał jakmarmurowy posąg, w który tchnięto \ycie, ale nie człowieczeństwo.Miejscowi rolnicy szeptali, \e Fauchard zawarł pakt z diabłem.Inni mówili, \e sam mo\ebyć diabłem.Bardziej zabobonni nie ryzykowali, odwracali wzrok na jego widok i \egnalisię.Jaguar przejechał przez długi tunel, który tworzyły nad drogą korony drzew, potem przezmost nad fosą i wjechał bramą w murze na rozległy brukowany dziedziniec.Rezydencja Fauchardów była budowlą w feudalnym stylu i brakowało jejarchitektonicznej finezji renesansowych zamków.W naro\nikach wznosiły sięśredniowieczne wie\e podobne do tych w murze obronnym.Niektóre otwory strzelniczezastąpiono du\ymi oknami, tu i tam dodano ozdobne płaskorzezby.Ale ta kosmetyka niemogła zmienić militarnego charakteru wielkiej, przysadzistej budowli.Przy podwójnych rzezbionych drzwiach frontowych pełnił wartę tęgi mę\czyzna z ogólnągłową i twarzą buldoga.Jakimś cudem udało mu się wcisnąć ciało przypominające kształtemlodówkę w czarny garnitur kamerdynera.- Pańska matka jest w zbrojowni - powiedział ochrypłym głosem.- Czeka na pana.- Jestem tego pewien, Marcel - odrzekł Emil i wyminął lokaja. 83Marcel dowodził małą armią, która otaczała matkę Faucharda jak gwardia pretoriańska.Nawet Emil nie mógł się do niej zbli\yć bez wiedzy jej słu\ących, z których ka\dyprzypominał wyglądem bandziora.Wielu członków jej stra\y przybocznej, pełniącychfunkcje wykonywane normalnie przez słu\bę domową, było niegdyś egzekutoramifrancuskich gangów, choć wolała byłych \ołnierzy Legii Cudzoziemskiej, takich jak Marcel.Większość z nich trzymała się w ukryciu, ale Emil zawsze czuł ich obecność; nie widział ich,ale wiedział, \e go obserwują.Nie cierpiał ochroniarzy matki.Czuł się przez nich jak ktośobcy we własnym domu.Co gorsza, nie miał nad nimi \adnej władzy.Wszedł do przestronnego westybulu ozdobionego wspaniałymi gobelinami ipomaszerował wzdłu\ galerii porterów wiszących na ścianie.Zdawała się ciągnąć bez końca.Emil prawie nie patrzył na podobizny swoich przodków.Te setki twarzy znaczyły dla niegonie więcej ni\ twarze na znaczkach pocztowych.Nie obchodziło go równie\ to, \e wielu znich zginęło gwałtowną śmiercią w tych właśnie murach.Fauchardowie mieszkali w zamkuod wieków, odkąd zamordowali jego poprzedniego właściciela.Niemal w ka\dej spi\arni,sypialni i jadalni został kiedyś uduszony, zasztyletowany albo otruty ktoś z członków rodzinylub jej wrogów.Gdyby zamek nawiedzały duchy ofiar zabójstw, w korytarzach rozległejbudowli panowałby niezły tłok.Emil wkroczył do zbrojowni, wielkiej sali z wysokim sklepieniem.Na ścianach wisiałabroń z ró\nych okresów, od cię\kich mieczy z brązu do karabinów automatycznych,pogrupowana według epok.Na środku szar\ujący rycerze konni w pełnych zbrojachatakowali niewidzialnego przeciwnika.Ogromne witra\owe okna przedstawiały wojownikówzamiast świętych, ale stwarzały coś w rodzaju religijnej atmosfery, jakby zbrojownia byłaświątynią poświęconą przemocy.Emil wszedł do sąsiedniej sali, biblioteki historii wojskowości.Zwiatło wpadające przezośmiokątne okno oświetlało wielkie mahoniowe biurko stojące pośrodku.Jakby dla kontrastuz militarnym otoczeniem mebel zdobiły rzezbione kwiaty i leśne nimfy.Za biurkiem siedziałakobieta w ciemnym kostiumie i przeglądała stos papierów.Racine Fauchard, choć ju\ niemłoda, była wcią\ uderzająco piękna.Miała drobnezmarszczki, ale cerę bez skazy i figurę modelki; w przeciwieństwie do wielu kobiet, któregarbią się z wiekiem, trzymała się prosto jak struna.Niektórzy porównywali jej profil dosłynnego popiersia Nefretete.Inni mówili, \e wygląda jak ornament na masce zabytkowegosamochodu.Ci, którzy widzieli japo raz pierwszy, domyślali się po jej srebrzystych włosach,\e jest w średnim wieku.Madame Fauchard podniosła wzrok i spojrzała na syna oczami koloru polerowanej stali.- Czekałam na ciebie, Emilu - powiedziała.Mówiła cicho, ale autorytatywnym tonem.Fauchard opadł na czternastowieczne krzesło obite skórą, warte więcej ni\ wielu ludzizarabia w ciągu dziesięciu lat.- Przepraszam, mamo - odrzekł z beztroską miną.- Opylałem fokkerem winnice.- Słyszałam grzechot dachówek.- Racine uniosła kształtne brwi.- Ile krów i owiecwystraszyłeś tym razem?- śadnej - odparł z uśmiechem zadowolenia.- Ale zaatakowałem konwój i uwolniłemalianckich jeńców.- Na widok jej zaskoczonej miny wybuchnął śmiechem.- śartuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Hodowca wyskoczył z kabiny i pogroził pięścią pilotowi czerwonego samolotu zemblematem orła na ogonie.Potem rzucił się do ucieczki w obłoku fruwających piór, kiedymaszyna jeszcze raz przeleciała nad cię\arówką.Samolot wzbił się do góry i wykonał triumfalną beczkę.Pilot tak się trząsł ze śmiechu, \eomal nie stracił panowania nad sterami.Otarł rękawem łzy, po czym zszedł ni\ej nadwinnice, które rozciągały się we wszystkich kierunkach na obszarze setek hektarów.Przesunął włącznik i wypuścił chmurę rozpylonych pestycydów z dwóch pojemników podskrzydłami, potem przechylił maszynę w skręcie.Winnice zostały z tyłu, pojawił się gęsty lasotoczony ciemnymi jeziorami, nadającymi krajobrazowi w dole melancholijny wygląd.Samolot leciał nad wierzchołkami drzew w kierunku czterech odległych wie\ nazalesionym wzgórzu, które wznosiły się w naro\nikach grubego muru obronnego z blankamina szczycie.Otaczała go szeroka fosa wypełniona zieloną wodą, a wokół niej rozciągały sięwielkie ogrody francuskie.Samolot przeleciał nad dachem okazałego zamku stojącego w obrębie murów obronnych,potem nad lasem, wylądował na trawiastym lotnisku i podkołował do jaguara zaparkowanegona skraju pasa startowego.Kiedy pilot wydostał się z kokpitu, jakby spod ziemi wyłoniła sięobsługa naziemna i wepchnęła maszynę do małego kamiennego hangaru.Emil Fauchard zignorował swoich mechaników i ruszył sprę\ystym krokiem w stronęsamochodu.Pod czarnym skórzanym kombinezonem lotniczym prę\yły się jego mocnemięśnie.Zdjął gogle i rękawice i oddał je czekającemu kierowcy.Wcią\ chichotał nawspomnienie miny rolnika prowadzącego cię\arówkę.Usadowił się wygodnie na tylnymsiedzeniu i nalał sobie kieliszek koniaku z barku w limuzynie.Fauchard miał klasyczne rysy gwiazdora filmu niemego.Rodzina Barrymore byłabydumna z jego profilu.Ale mimo fizycznej doskonałości wywierał odpychające wra\enie.Zimne, aroganckie spojrzenie ciemnych oczu przypominało wzrok kobry.Wyglądał jakmarmurowy posąg, w który tchnięto \ycie, ale nie człowieczeństwo.Miejscowi rolnicy szeptali, \e Fauchard zawarł pakt z diabłem.Inni mówili, \e sam mo\ebyć diabłem.Bardziej zabobonni nie ryzykowali, odwracali wzrok na jego widok i \egnalisię.Jaguar przejechał przez długi tunel, który tworzyły nad drogą korony drzew, potem przezmost nad fosą i wjechał bramą w murze na rozległy brukowany dziedziniec.Rezydencja Fauchardów była budowlą w feudalnym stylu i brakowało jejarchitektonicznej finezji renesansowych zamków.W naro\nikach wznosiły sięśredniowieczne wie\e podobne do tych w murze obronnym.Niektóre otwory strzelniczezastąpiono du\ymi oknami, tu i tam dodano ozdobne płaskorzezby.Ale ta kosmetyka niemogła zmienić militarnego charakteru wielkiej, przysadzistej budowli.Przy podwójnych rzezbionych drzwiach frontowych pełnił wartę tęgi mę\czyzna z ogólnągłową i twarzą buldoga.Jakimś cudem udało mu się wcisnąć ciało przypominające kształtemlodówkę w czarny garnitur kamerdynera.- Pańska matka jest w zbrojowni - powiedział ochrypłym głosem.- Czeka na pana.- Jestem tego pewien, Marcel - odrzekł Emil i wyminął lokaja. 83Marcel dowodził małą armią, która otaczała matkę Faucharda jak gwardia pretoriańska.Nawet Emil nie mógł się do niej zbli\yć bez wiedzy jej słu\ących, z których ka\dyprzypominał wyglądem bandziora.Wielu członków jej stra\y przybocznej, pełniącychfunkcje wykonywane normalnie przez słu\bę domową, było niegdyś egzekutoramifrancuskich gangów, choć wolała byłych \ołnierzy Legii Cudzoziemskiej, takich jak Marcel.Większość z nich trzymała się w ukryciu, ale Emil zawsze czuł ich obecność; nie widział ich,ale wiedział, \e go obserwują.Nie cierpiał ochroniarzy matki.Czuł się przez nich jak ktośobcy we własnym domu.Co gorsza, nie miał nad nimi \adnej władzy.Wszedł do przestronnego westybulu ozdobionego wspaniałymi gobelinami ipomaszerował wzdłu\ galerii porterów wiszących na ścianie.Zdawała się ciągnąć bez końca.Emil prawie nie patrzył na podobizny swoich przodków.Te setki twarzy znaczyły dla niegonie więcej ni\ twarze na znaczkach pocztowych.Nie obchodziło go równie\ to, \e wielu znich zginęło gwałtowną śmiercią w tych właśnie murach.Fauchardowie mieszkali w zamkuod wieków, odkąd zamordowali jego poprzedniego właściciela.Niemal w ka\dej spi\arni,sypialni i jadalni został kiedyś uduszony, zasztyletowany albo otruty ktoś z członków rodzinylub jej wrogów.Gdyby zamek nawiedzały duchy ofiar zabójstw, w korytarzach rozległejbudowli panowałby niezły tłok.Emil wkroczył do zbrojowni, wielkiej sali z wysokim sklepieniem.Na ścianach wisiałabroń z ró\nych okresów, od cię\kich mieczy z brązu do karabinów automatycznych,pogrupowana według epok.Na środku szar\ujący rycerze konni w pełnych zbrojachatakowali niewidzialnego przeciwnika.Ogromne witra\owe okna przedstawiały wojownikówzamiast świętych, ale stwarzały coś w rodzaju religijnej atmosfery, jakby zbrojownia byłaświątynią poświęconą przemocy.Emil wszedł do sąsiedniej sali, biblioteki historii wojskowości.Zwiatło wpadające przezośmiokątne okno oświetlało wielkie mahoniowe biurko stojące pośrodku.Jakby dla kontrastuz militarnym otoczeniem mebel zdobiły rzezbione kwiaty i leśne nimfy.Za biurkiem siedziałakobieta w ciemnym kostiumie i przeglądała stos papierów.Racine Fauchard, choć ju\ niemłoda, była wcią\ uderzająco piękna.Miała drobnezmarszczki, ale cerę bez skazy i figurę modelki; w przeciwieństwie do wielu kobiet, któregarbią się z wiekiem, trzymała się prosto jak struna.Niektórzy porównywali jej profil dosłynnego popiersia Nefretete.Inni mówili, \e wygląda jak ornament na masce zabytkowegosamochodu.Ci, którzy widzieli japo raz pierwszy, domyślali się po jej srebrzystych włosach,\e jest w średnim wieku.Madame Fauchard podniosła wzrok i spojrzała na syna oczami koloru polerowanej stali.- Czekałam na ciebie, Emilu - powiedziała.Mówiła cicho, ale autorytatywnym tonem.Fauchard opadł na czternastowieczne krzesło obite skórą, warte więcej ni\ wielu ludzizarabia w ciągu dziesięciu lat.- Przepraszam, mamo - odrzekł z beztroską miną.- Opylałem fokkerem winnice.- Słyszałam grzechot dachówek.- Racine uniosła kształtne brwi.- Ile krów i owiecwystraszyłeś tym razem?- śadnej - odparł z uśmiechem zadowolenia.- Ale zaatakowałem konwój i uwolniłemalianckich jeńców.- Na widok jej zaskoczonej miny wybuchnął śmiechem.- śartuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]