[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ona musiała jej odpłacić kłamstwem.Spencer nie pozostawił jej jednakinnego wyboru.- Nie odważą się jej obrazić w mojej obecności.Nie są na tyle głupi.- Pewnie nie, ale dadzą jej odprawę, zanim dojdzie do prezentacji, a ty przegrasz, bo nie zyskaszpopleczników wśród przyjaciół.- Pewnie masz rację - mruknął kwaśno.- Nie jestem pewna, na czym polega ta odprawa, ale zapewne znosiłam już gorsze rzeczy.-Najwyrazniej nawet pozycja towarzyska Spencera nie mogła jej uchronić przed upokorzeniem.-Naprawdę, nie musicie się o mnie martwić.Mam grubą skórę - dodała z udawaną nonszalancją.- Czyżby? - Spencer przyjrzał się jej uważnie.- Przypominam sobie pewną rozmowę w ogrodzie,która świadczy o czymś wręcz przeciwnym.- Widząc, jak spuszcza oczy, ściszył głos do szeptu.-Obiecałem, że ci tego oszczędzę.I dotrzymam obietnicy.Oparł dłonie na balustradce loży i omiótł wzrokiem widownię.Za chwilę miał się zacząć piąty akt.- Co proponujesz? - zwrócił się do Eveliny.- Pytasz mnie o radę? - odparła, całkowicie zaskoczona.- Dlaczego nie? Dałaś dziś dowód, że stąpasz po ziemi i znasz na wylot londyńską śmietankę.Evelina uśmiechnęła się z zadowoleniem.Spencer nigdy dotąd nie prosił jej o pomoc.- Uważam, że powinieneś dokonać oficjalnej prezentacji.Mama i tak zamierzała wydać jutro bal zokazji moich zaręczyn.Można przecież równie dobrze świętować twój ślub.- Przecież to miał być bal dla ciebie i Nathaniela.- Lady Tyndale łypnęła spod oka na Abby.- Wiem, ale Nathaniel wciąż dochodzi do siebie.w Essex, więc możemy zmienić plany.Abby wychwyciła tę krótką pauzę przed słowem Essex, lecz nie zamierzała się teraz nad tymzastanawiać.Perspektywa balu za bardzo ją przeraziła.- Nie - szepnęła.- Moje suknie nie są gotowe i.Nie, nie mogę.- Jedna będzie gotowa, zapłaciłem za to krawcowej niebotyczną sumę.- Ale ja nie.Lata całe nie byłam na balu.- Dasz sobie radę.Evelina ma rację.Powinnaś oficjalnie zaistnieć w towarzystwie.Nie będą cięnazywać moją kochanką, jeśli lady Tyndale wyda przyjęcie na naszą cześć.Sprawy zaczynały się wymykać spod kontroli.- Doprawdy, Spencerze.- zaczęła Abby.- Dziękuję ci, Evelino - odparł, nie zważając na protesty.- Mówiłem, że stąpasz po ziemi i masz głowęna karku.Sam bym tego lepiej nie wymyślił.- Dzisiaj nie powinniście zostawać do końca - powiedziała Evelina.- Kiedy znikniecie, my z mamąogłosimy nowinę o waszym ślubie i balu.Muszą się na to przygo-tować.Powiemy, że bardzo się kochacie, a zatem woleliście pójść do domu i spędzić ten czas sam nasam, nie wprawiając nikogo w zażenowanie.- Na jej twarzy pojawi! się uśmiech.- Przecież to prawda.- Oczywiście.- Kłamstwa przychodziły Spencerowi z ogromną łatwością.- Chodz, kochanie - zwróciłsię do Abby.- Przykro mi, że nie obejrzysz spektaklu do końca, ale jeszcze tu kiedyś wrócimy.Zawahała się, ale dyskusja o balu w obecności lady Tyndale i Eveliny nie miała sensu.Musiałabyprzecież uważać na każde słowo.Spencer ujął ją pod rękę, pożegnał się z lady Tyndale i Eveliną, po czym powiódł ją do powozu.Trzymała jednak język za zębami jedynie do chwili, gdy znalezli się w środku i stangret ruszył.- Spencerze, nie możesz mnie przecież przedstawić na balu.Muszę się jeszcze wcześniej wielenauczyć.Poznać angielskie zwyczaje, ludzi.- Nie różnimy się specjalnie od Amerykanów.- Spencer wyjrzał na ulicę.- Przecież ojciec nauczył ciędobrych manier, niczego innego nie musisz umieć.W razie wątpliwości patrz na Evelinę.Ona zawszewie, co robić.Zastanowiła ją ta pochwała.- Jest bardzo elegancka, prawda?- Owszem,-1 ładna? - spytała z lekkim napięciem.- Niebrzydka.- Przeniósł wzrok na nią.- Ale ty przecież też jesteś ładna.Ale nie wystarczająco.- Jednak sądzisz, że powinnam ją naśladować.ndynie.Dlatego musiała zdobyć pieniądze wedługplanu lady Brumley.Myślała jednak tylko o tym, że im więcej będzie miała funduszy, tym szybciej będzie mogła opuścićSpencera.A to by ją zabiło.- Jesteś pewna, że twój mąż wypatruje Spencera? - spytała Abby.Choć kapitan Blakely stał nieopodal wejścia, Abby również tam od czasu do czasu zerkała.Dalej aniśladu Spencera.- Naprawdę się o niego martwisz, prawda? Ale nie szkodzi.On się na pewno zjawi.Nie opuściłbyprzyjęcia, które jest dla ciebie tak ważne.- Nie chodzi o mnie.Nie chcę, by Spencer miał kłopoty, jeśli król uzna jego nieobecność za zniewagę.- Jesteś naprawdę troskliwą żoną - powiedziała gładko Clara.- Rozumiem, że w zeszłą sobotę jakoś gouspokoiłaś.Był naprawdę zły.Najpierw kochał się z nią tak słodko, a potem nie dał wiary w jej wierność, lojalność i honor.- Tak - odparła niezobowiązująco.Przetrwała.jeśli oczywiście przetrwaniem można nazwać stancichej rozpaczy.- Dobrze się czujesz, Abby? Od chwili, gdy się spotkałyśmy, powiedziałaś najwyżej dwa słowa.- Czuję się świetnie, naprawdę - odparła Abby.W tym stanie ducha mogła się zdobyć jedynie nabezczelne kłamstwo.Wiedziała, że w końcu musi powiedzieć Clarze, co się stało, ale na razie nie byłapewna, na ile sobie może pozwolić.- No, no.- powiedziała Clara, wbijając wzrok w drzwi.- Wraca syn marnotrawny.Serce Abby podskoczyło z radości.Ale to był tylko Nathaniel, który rozmawiał z kapitanemBlakelym.Spencera z nimi nie było.- Przepraszam - mruknęła i ruszyła szybko w ich stronę.Kapitan Blakely podniósł na nią wzrok i pochylił się do Nathaniela, jakby chciał coś powiedzieć.Nathaniel go jednak ubiegł.- Wizyta u Genevieve nie zajmie mu wiele czasu - powiedział.- Zaraz tu będzie.- Zamknij się, głupcze - warknął Blakely, a Abby stanęła jak wryta.Na jej widok Nathaniel zbladł jak ściana.- On.poszedł do kochanki? - wyszeptała.Wielkie nieba! Nie mógł chociaż zaczekać, aż onawyjedzie z Londynu?- Nie! - wykrzyknął Nathaniel.- To nie było tak.Chciał się upewnić.zerknął na kapitana i pociągnąłAbby na bok, poza zasięg słuchu Blakely'ego.-.czy stosowała jakieś środki zapobiegające ciąży.Bomoże.rozumiesz.nie został tak groznie ranny, jak sądził.Wbiła w niego wzrok, niepewna, co powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.A ona musiała jej odpłacić kłamstwem.Spencer nie pozostawił jej jednakinnego wyboru.- Nie odważą się jej obrazić w mojej obecności.Nie są na tyle głupi.- Pewnie nie, ale dadzą jej odprawę, zanim dojdzie do prezentacji, a ty przegrasz, bo nie zyskaszpopleczników wśród przyjaciół.- Pewnie masz rację - mruknął kwaśno.- Nie jestem pewna, na czym polega ta odprawa, ale zapewne znosiłam już gorsze rzeczy.-Najwyrazniej nawet pozycja towarzyska Spencera nie mogła jej uchronić przed upokorzeniem.-Naprawdę, nie musicie się o mnie martwić.Mam grubą skórę - dodała z udawaną nonszalancją.- Czyżby? - Spencer przyjrzał się jej uważnie.- Przypominam sobie pewną rozmowę w ogrodzie,która świadczy o czymś wręcz przeciwnym.- Widząc, jak spuszcza oczy, ściszył głos do szeptu.-Obiecałem, że ci tego oszczędzę.I dotrzymam obietnicy.Oparł dłonie na balustradce loży i omiótł wzrokiem widownię.Za chwilę miał się zacząć piąty akt.- Co proponujesz? - zwrócił się do Eveliny.- Pytasz mnie o radę? - odparła, całkowicie zaskoczona.- Dlaczego nie? Dałaś dziś dowód, że stąpasz po ziemi i znasz na wylot londyńską śmietankę.Evelina uśmiechnęła się z zadowoleniem.Spencer nigdy dotąd nie prosił jej o pomoc.- Uważam, że powinieneś dokonać oficjalnej prezentacji.Mama i tak zamierzała wydać jutro bal zokazji moich zaręczyn.Można przecież równie dobrze świętować twój ślub.- Przecież to miał być bal dla ciebie i Nathaniela.- Lady Tyndale łypnęła spod oka na Abby.- Wiem, ale Nathaniel wciąż dochodzi do siebie.w Essex, więc możemy zmienić plany.Abby wychwyciła tę krótką pauzę przed słowem Essex, lecz nie zamierzała się teraz nad tymzastanawiać.Perspektywa balu za bardzo ją przeraziła.- Nie - szepnęła.- Moje suknie nie są gotowe i.Nie, nie mogę.- Jedna będzie gotowa, zapłaciłem za to krawcowej niebotyczną sumę.- Ale ja nie.Lata całe nie byłam na balu.- Dasz sobie radę.Evelina ma rację.Powinnaś oficjalnie zaistnieć w towarzystwie.Nie będą cięnazywać moją kochanką, jeśli lady Tyndale wyda przyjęcie na naszą cześć.Sprawy zaczynały się wymykać spod kontroli.- Doprawdy, Spencerze.- zaczęła Abby.- Dziękuję ci, Evelino - odparł, nie zważając na protesty.- Mówiłem, że stąpasz po ziemi i masz głowęna karku.Sam bym tego lepiej nie wymyślił.- Dzisiaj nie powinniście zostawać do końca - powiedziała Evelina.- Kiedy znikniecie, my z mamąogłosimy nowinę o waszym ślubie i balu.Muszą się na to przygo-tować.Powiemy, że bardzo się kochacie, a zatem woleliście pójść do domu i spędzić ten czas sam nasam, nie wprawiając nikogo w zażenowanie.- Na jej twarzy pojawi! się uśmiech.- Przecież to prawda.- Oczywiście.- Kłamstwa przychodziły Spencerowi z ogromną łatwością.- Chodz, kochanie - zwróciłsię do Abby.- Przykro mi, że nie obejrzysz spektaklu do końca, ale jeszcze tu kiedyś wrócimy.Zawahała się, ale dyskusja o balu w obecności lady Tyndale i Eveliny nie miała sensu.Musiałabyprzecież uważać na każde słowo.Spencer ujął ją pod rękę, pożegnał się z lady Tyndale i Eveliną, po czym powiódł ją do powozu.Trzymała jednak język za zębami jedynie do chwili, gdy znalezli się w środku i stangret ruszył.- Spencerze, nie możesz mnie przecież przedstawić na balu.Muszę się jeszcze wcześniej wielenauczyć.Poznać angielskie zwyczaje, ludzi.- Nie różnimy się specjalnie od Amerykanów.- Spencer wyjrzał na ulicę.- Przecież ojciec nauczył ciędobrych manier, niczego innego nie musisz umieć.W razie wątpliwości patrz na Evelinę.Ona zawszewie, co robić.Zastanowiła ją ta pochwała.- Jest bardzo elegancka, prawda?- Owszem,-1 ładna? - spytała z lekkim napięciem.- Niebrzydka.- Przeniósł wzrok na nią.- Ale ty przecież też jesteś ładna.Ale nie wystarczająco.- Jednak sądzisz, że powinnam ją naśladować.ndynie.Dlatego musiała zdobyć pieniądze wedługplanu lady Brumley.Myślała jednak tylko o tym, że im więcej będzie miała funduszy, tym szybciej będzie mogła opuścićSpencera.A to by ją zabiło.- Jesteś pewna, że twój mąż wypatruje Spencera? - spytała Abby.Choć kapitan Blakely stał nieopodal wejścia, Abby również tam od czasu do czasu zerkała.Dalej aniśladu Spencera.- Naprawdę się o niego martwisz, prawda? Ale nie szkodzi.On się na pewno zjawi.Nie opuściłbyprzyjęcia, które jest dla ciebie tak ważne.- Nie chodzi o mnie.Nie chcę, by Spencer miał kłopoty, jeśli król uzna jego nieobecność za zniewagę.- Jesteś naprawdę troskliwą żoną - powiedziała gładko Clara.- Rozumiem, że w zeszłą sobotę jakoś gouspokoiłaś.Był naprawdę zły.Najpierw kochał się z nią tak słodko, a potem nie dał wiary w jej wierność, lojalność i honor.- Tak - odparła niezobowiązująco.Przetrwała.jeśli oczywiście przetrwaniem można nazwać stancichej rozpaczy.- Dobrze się czujesz, Abby? Od chwili, gdy się spotkałyśmy, powiedziałaś najwyżej dwa słowa.- Czuję się świetnie, naprawdę - odparła Abby.W tym stanie ducha mogła się zdobyć jedynie nabezczelne kłamstwo.Wiedziała, że w końcu musi powiedzieć Clarze, co się stało, ale na razie nie byłapewna, na ile sobie może pozwolić.- No, no.- powiedziała Clara, wbijając wzrok w drzwi.- Wraca syn marnotrawny.Serce Abby podskoczyło z radości.Ale to był tylko Nathaniel, który rozmawiał z kapitanemBlakelym.Spencera z nimi nie było.- Przepraszam - mruknęła i ruszyła szybko w ich stronę.Kapitan Blakely podniósł na nią wzrok i pochylił się do Nathaniela, jakby chciał coś powiedzieć.Nathaniel go jednak ubiegł.- Wizyta u Genevieve nie zajmie mu wiele czasu - powiedział.- Zaraz tu będzie.- Zamknij się, głupcze - warknął Blakely, a Abby stanęła jak wryta.Na jej widok Nathaniel zbladł jak ściana.- On.poszedł do kochanki? - wyszeptała.Wielkie nieba! Nie mógł chociaż zaczekać, aż onawyjedzie z Londynu?- Nie! - wykrzyknął Nathaniel.- To nie było tak.Chciał się upewnić.zerknął na kapitana i pociągnąłAbby na bok, poza zasięg słuchu Blakely'ego.-.czy stosowała jakieś środki zapobiegające ciąży.Bomoże.rozumiesz.nie został tak groznie ranny, jak sądził.Wbiła w niego wzrok, niepewna, co powiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]