[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanąć, złapać grammabook, roztrzaskać go na marmurowych płytach, cisnąćkrzesłem w lustra.Splunąć im w twarz swoim cierpieniem, wyrzucić je z siebie niczymdokuczliwy śluz.Ulżyć sobie.Banda hien.O mało tak nie zrobiłam.Jestem jednak inteligentna - znacznie powyżej przeciętnej, jak wiesz - i trzeźwa.Doskonale rozumiałam, że gdybym dała upust emocjom, mogłoby to posłużyć jako pretekstdo zatrzymania mnie w Centrum.Bez trudu wyobrażałam sobie, co by napisali w raporcie:„Wstrząs emocjonalny jako konsekwencja zapoznania się z aktami.Skłonności depresyjne.Słabość psychiczna”.Zaczynałam poznawać ich żargon i rozumieć, jak to się odbywa.Opóźnienie mojego wyjścia z Centrum nie wchodziło w grę.Dlatego zapanowałam nad sobą.Skrzyżowałam ręce na brzuchu, zamknęłam oczy, zacisnęłam zęby i wstrzymałamoddech - ciało zamknięte na trzy spusty.Żeby tylko nic nie wylazło na wierzch.Utrzymaćwszystko ściśnięte w środku.Zobaczą jedynie beznamiętną twarz zastygłą w stoickimwyrazie.Ani krzty strachu.Ani krzty bólu.Nie będzie widowiska.Kiedy się koncentrowałam, doszedł mnie głos Fernanda, który rzekł bardzo łagodnie:- Jeśli chcesz, wezwę pielęgniarkę, żeby ci zrobiła zastrzyk.Jest tuż obok.Ściągniętoją na wypadek.Pokręciłam głową.- Wiesz, zastrzyk by ci pomógł przejść przez to.Znowu pokręciłam głową.Więcej nie nalegał.Długo tak siedziałam, zmagając się z tą potwornością.Musiałam ją zaakceptować,spojrzeć jej w twarz.Stawić czoło.Aby zrozumiała, że ja tu rządzę.Że nie będzie górą.Kiedy otworzyłam oczy, Fernand zapytał:- Jak się trzymasz?- Dobrze.Oniemiała patrzyłam na zdjęcie widoczne na wyświetlaczu, ostatnie: kawałek chybauda albo ramienia, sama nie wiem, pokryty wybroczynami.Siniak na siniaku.- Czemu nikt mi nic nie powiedział?- Parę razy zamierzaliśmy ci powiedzieć, Lilu, ale.ty wszystko zapomniałaś.Wszystko.Dlatego w końcu uznaliśmy, że lepiej nie ryzykować i nie konfrontować cię z tymprzedwcześnie.- I co ja mam teraz zrobić?- Teraz masz dalej robić swoje, jakby tamto nigdy nie istniało.Nadal wpatrywałam się w wyświetlacz, w posiniaczone białe ciało.Moje ciało.Terazistniało tamto wszystko.Miałam to przed oczami.- Niczego nie pamiętasz, Lilu.Niczego.Te zdjęcia i wszystkie dokumenty, którezobaczyłaś dzisiaj, są jak zamknięty raz na zawsze koszmar.To już nie twoje życie.To jużnie ty.Nic lepszego nie mogło cię spotkać.Teraz pozostaje ci tylko żyć.Jeśli chodzi o Zonę,nie martw się.Mamy procedury.W twoim dossier nigdzie nie będzie o tym mowy.Nawet wdowodzie tożsamości.Nikt się nie dowie.Dlatego jeśli postarasz się zapomnieć, będzie tak,jakby dzisiejsze spotkanie w ogóle nie miało miejsca.Spojrzałam na niego trochę nieprzytomnie.Z trudem za nim nadążałam.- Wiem.wiemy, że to nie będzie łatwe.Ale musisz wiedzieć, że dużo osób tutaj chceci pomóc.W Centrum takie sytuacje bywają na porządku dziennym.Jeśli potrzebujeszwsparcia, przewidzieliśmy wszystko co trzeba.- Można by pomyśleć, że zawsze wszystko przewidujecie.- Po to tutaj jesteśmy.- Chyba dam sobie radę.- Mam nadzieję.pewność.Jesteś taka silna, Lilu.Taka uparta.- Jeszcze coś chciałam powiedzieć.o mojej matce.Nie ona mi to zrobiła.Jestempewna.Gdyby to była jej sprawka, przecież bym pamiętała, prawda?Noc spędziłam pod łóżkiem.Od dawna tam nie wchodziłam, lecz po tym, coprzeżyłam, czułam taką potrzebę.Nie spałam: musiałam się zastanowić - nie da się robićwszystkiego równocześnie.- Pokazali mi dzisiaj moje akta.- Wiem, dziewczynko.- Ciężko było, mówię panu.Nie przypuszczałam.Zona, te zdjęcia.- Domyślam się, dziecino.- Nie wiem, czy uda mi się to udźwignąć.- Ależ na pewno ci się uda!- Gdybym chociaż dzięki temu znalazła jakiś trop, żeby odszukać mamę!.Ale tamnic nie ma.Zupełnie nic.- Nie jestem taki pewien.- Co pan chce powiedzieć?- Zastanów się.- Proszę mi pomóc!Jednakże odszedł już.Nie opuściłam rąk.Szukałam dalej.Jeszcze kilka razy przeczytałam początek moichakt: metrykę urodzenia i wszystkie raporty medyczne.„Wspaniałe dziecko.Mówi płynnie”.Od tych słów ciepło mi się robiło na sercu - chociaż tyle dlaprzeciwwagi wobec potworności zdjęć.Stale je przeglądałam, próbując się z nimi oswoić.Ostatecznie stały się jakby abstrakcyjnymi obrazkami, kawałkami okaleczonego ciała.Jegobiałymi, brązowymi, różowymi fragmentami.Jak się nad tym zastanawiam, było to w sumienajlepsze wyjście: długo wypierana ponura historia stała się dziełem sztuki.Pan KaufFmann miał słuszność: akta wcale nie były tak pozbawione informacji, jakmi się początkowo zdawało.Już wiedziałam, jak się do tego zabrać.Pod koniec września w budynku, w którym mieszkał Fernand, zwolniła się kawalerka.Natychmiast podjął stosowne kroki, żeby mi ją przydzielono.Przepełniał go entuzjazm:„Ostatnie piętro, pięćdziesiąte siódme.Wspaniały widok.A gdybyś mnie potrzebowała, będęzawsze w pobliżu.Mam nadzieję, że jesteś zadowolona?”.Naturalnie przytaknęłam, chociażw gruncie rzeczy wcale nie byłam tego taka pewna.W następną niedzielę Fernand zabrał mnie na oględziny mieszkania.Czekała na nasstrażniczka - miała nam pokazać lokal.Była jeszcze paskudniejsza, niż pamiętałam.Kiedywlokła się ku nam taka pokrzywiona, nie mogłam się pohamować i szepnęłam do Fernanda:- Jak można produkować takie istoty?- Ciszej! - odszepnął.- Ona ma bardzo czuły słuch.I na litość, staraj się tak na nią niegapić!Natychmiast nałożyłam okulary słoneczne.- Możesz się nie martwić.Potrafię się opanować.Z bliska strażniczka wyglądała jeszcze gorzej.Kiedy jechaliśmy windą na ostatniepiętro, stałam przyklejona do ścianki w głębi, by nie dotykał mnie jej wielki tyłek.Ze środkadobiegało takie chlup, chlup.0mało się nie porzygałam.Mieszkanko nie było duże, lecz o bardzo dobrym układzie: pokój z całą ścianąprzeszkloną i balkonem, wnęka kuchenna, malutka łazienka, ubikacja.- Toaleta została wyposażona w nowe obowiązkowe urządzenie do analizy moczu -poinformowała strażniczka.- Widzą państwo, wszystko jest opisane tutaj, na tej tablicy:badanie na posiew, betahCG1test na narkotyki, alkohol, nikotynę, metadon, kokainę i tak dalej.Wyniki sąprzekazywane bezpośrednio do właściwego lekarza.Wydawała się dumna z pomysłowości urządzenia, jakby osobiście się przyczyniła doopracowania go.Następnie dodała:- Kamery wymieniono na najnowsze modele, znacznie lepszej jakości.Będzie panijeszcze lepiej chroniona.Jeszcze lepiej nadzorowana, pomyślałam, lecz chwila nie była odpowiednia na głupiedowcipy.Strażniczka pokazała mi, jak włączać alarm, ogrzewanie, zmieniać natężenie światła,zaciągać story.Słuchałam uważnie, obserwując jej palce przebiegające po klawiszachwbudowanych w ścianę.- Żeby otworzyć garderobę, naciskamy tu.Płyta zaczęła się przesuwać, odsłaniając wielką garderobę podobną do tej, którą takpodziwiałam kiedyś w pokoju dziecinnym u Lucienne i Fernanda.- Wspaniała!Strażniczka uniosła jedną brew.- O, widzę, że robi na pani wrażenie.Pewnie lubi pani porządek, co?- Tak.tak.Lubię, żeby wszystko było na swoim miejscu.Pokiwała głową.- To dobrze.Nie cierpię bałaganiarzy.No to przejdźmy do wystroju.Ma pani dowyboru opcje: „dżungla”, „laguna”, „dolina” i „tysiąc kwiatów”.Reszta jest w wyposażeniudodatkowym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl