[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Znalazłem je poddębem.Na górze miało dziurkę, wcześniej wyssałem żółtko.Nie wiem, dlaczego jetrzymałem.pewnie dla ciebie.- Patrzyłam, jak malujesz jajo na kolor piaskowca.- Rudzikito ostre ptaki - stwierdziłeś.- Będą bronić swojego domu aż do śmierci.Czułam, że serce bije mi jak szalone.Znałam to wspomnienie.Oczywiście, że tak.Aleskąd znałeś je ty?- Tam w krzakach to był włóczęga - powiedziałam.- Ktoś chudy, stary i zarośnięty,pewnie nienormalny.To nie byłeś ty.Uśmiechnąłeś się.- Powiedziałaś, że mój sufit z różowych kwiatów jest najpiękniejszy, jaki w życiuwidziałaś.- Nie! To był tylko włóczęga, na którego wpadłam.Nie ty.Pokręciło ci się.Gryzłeś brzeg kciuka.- Niesamowite, co robi z człowieka ciężkie życie w mieście.- Odgryzłeś kawałekpaznokcia i wyplułeś go na bok.- Zresztą wtedy byłaś dzieckiem.Wydawałbym ci się starytak czy inaczej, ale sam byłem ledwo dorosły.Wytarłam wilgotne dłonie o koszulkę.Cała byłam spocona.Zauważyłeś to, aleciągnąłeś dalej.Podobało ci się moje zmieszanie.- Powiedziałaś, że to najlepsze jajko wielkanocne, jakie kiedykolwiek znalazłaś.Niosłaś je w ręku jak skarb.Przypomniało mi to, jaki byłem kiedyś, kiedy żyłem tutaj.Przypomniało mi się, jak to jest znalezć coś dzikiego i zrozumieć, że to jest ważne.-Narysowałeś na kolanie następne kółko i wypełniłeś je ciapkami.- Uświadomiłem sobie,gdzie jest moje miejsce.nie w miejskim parku, z tanim alkoholem, ale tutaj, na ziemi, którąznam, z prawdziwymi duchami.- Pokryłeś kolano kolejnymi kółkami, nadal na mnie niepatrząc.- Następnego dnia znalazłem gniazdo, z którego wypadło jajko rudzika.Byłoporzucone i obszarpane, ale wiedziałem, że chciałabyś je mieć.Znalezienie gniazdka,znalezienie ciebie.to był prawdziwy znak.- Jaki znak? - Gardło ścisnęło mi się tak mocno, że trudno było wydobyć słowa.Bopamiętałam gniazdo rudzika.Znalazłam je na swoim parapecie pewnego wczesnego ranka.Nigdy się nie dowiedziałam, skąd się wzięło.Usiłowałam przełknąć ślinę.Obserwowałeśmnie, lekko kiwnąłeś głową, kiedy zobaczyłeś to coś, zrozumienie, w moim wyrazie twarzy.- Znak, że człowiek może robić coś innego.Ze może go wciągnąć narkotyk dzikszyod alkoholu.Zacząłem wtedy myśleć, czego naprawdę chcę od życia.Właśnie tego.malować ziemię, żyć tutaj, być wolnym.- Zrobiłeś gest ogarniający całe pomieszczenie.Kropla koloru skapnęła z twojego pędzla i gdzieś spadła.- Tak więc spotkanie ciebie.to byłchyba pierwszy krok prowadzący do tego wszystkiego.Znalazłem pracę, nauczyłem siębudować, zebrałem informacje.Wydałam z siebie cichy, zduszony dzwięk, przerywając ci w pół zdania.Zacisnęłampięść na podłodze, wbijając kostki w drewno.- Jesteś chory - syknęłam.- Dostałeś obsesji na punkcie dziesięcioletniej dziewczynkii porwałeś ją sześć lat pózniej? Co za pojebany.- Nie.- Zacisnąłeś usta.- To nie było tak.Nie miałem obsesji.- Twoja twarz byłanapięta i twarda, twarz mordercy.- Nie znasz całej historii.-1 nie chcę.Pozwoliłeś, żeby twój pędzel spadł na ziemię i trzema krokami pokonałeś cały pokój.Ja czołgałam się tyłem po podłodze, w stronę drzwi.Ale ty się pochyliłeś i złapałeś mnie zanogę.- Puść mnie!Przyciągnąłeś mnie do siebie.- Nie puszczę cię i dowiesz się czegoś o mnie.- Twój głos był całkiem spokojny, aleszczęka napięta.Czułam kwaśny, ziemisty zapach twojego oddechu, twoje zaciskające siępalce.- Nie jestem potworem - warknąłeś.- Byłaś wtedy dzieckiem.Ta chwila, kiedyzrozumiałem, że cię chcę, przyszła pózniej.- Zamrugałeś i odwróciłeś wzrok, nagle pełenwahania.Znowu próbowałam się uwolnić.Kopnęłam cię w kolano.Ale ty, powstrzymując mnieod ucieczki, przycisnąłeś mi ramiona do boków, jakbym była jakimś ptakiem.- Patrzyłem, jak dorastasz - powiedziałeś.Poruszyłam ramionami.Ale ty byłeś tak silny, że ledwo mogłam drgnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Znalazłem je poddębem.Na górze miało dziurkę, wcześniej wyssałem żółtko.Nie wiem, dlaczego jetrzymałem.pewnie dla ciebie.- Patrzyłam, jak malujesz jajo na kolor piaskowca.- Rudzikito ostre ptaki - stwierdziłeś.- Będą bronić swojego domu aż do śmierci.Czułam, że serce bije mi jak szalone.Znałam to wspomnienie.Oczywiście, że tak.Aleskąd znałeś je ty?- Tam w krzakach to był włóczęga - powiedziałam.- Ktoś chudy, stary i zarośnięty,pewnie nienormalny.To nie byłeś ty.Uśmiechnąłeś się.- Powiedziałaś, że mój sufit z różowych kwiatów jest najpiękniejszy, jaki w życiuwidziałaś.- Nie! To był tylko włóczęga, na którego wpadłam.Nie ty.Pokręciło ci się.Gryzłeś brzeg kciuka.- Niesamowite, co robi z człowieka ciężkie życie w mieście.- Odgryzłeś kawałekpaznokcia i wyplułeś go na bok.- Zresztą wtedy byłaś dzieckiem.Wydawałbym ci się starytak czy inaczej, ale sam byłem ledwo dorosły.Wytarłam wilgotne dłonie o koszulkę.Cała byłam spocona.Zauważyłeś to, aleciągnąłeś dalej.Podobało ci się moje zmieszanie.- Powiedziałaś, że to najlepsze jajko wielkanocne, jakie kiedykolwiek znalazłaś.Niosłaś je w ręku jak skarb.Przypomniało mi to, jaki byłem kiedyś, kiedy żyłem tutaj.Przypomniało mi się, jak to jest znalezć coś dzikiego i zrozumieć, że to jest ważne.-Narysowałeś na kolanie następne kółko i wypełniłeś je ciapkami.- Uświadomiłem sobie,gdzie jest moje miejsce.nie w miejskim parku, z tanim alkoholem, ale tutaj, na ziemi, którąznam, z prawdziwymi duchami.- Pokryłeś kolano kolejnymi kółkami, nadal na mnie niepatrząc.- Następnego dnia znalazłem gniazdo, z którego wypadło jajko rudzika.Byłoporzucone i obszarpane, ale wiedziałem, że chciałabyś je mieć.Znalezienie gniazdka,znalezienie ciebie.to był prawdziwy znak.- Jaki znak? - Gardło ścisnęło mi się tak mocno, że trudno było wydobyć słowa.Bopamiętałam gniazdo rudzika.Znalazłam je na swoim parapecie pewnego wczesnego ranka.Nigdy się nie dowiedziałam, skąd się wzięło.Usiłowałam przełknąć ślinę.Obserwowałeśmnie, lekko kiwnąłeś głową, kiedy zobaczyłeś to coś, zrozumienie, w moim wyrazie twarzy.- Znak, że człowiek może robić coś innego.Ze może go wciągnąć narkotyk dzikszyod alkoholu.Zacząłem wtedy myśleć, czego naprawdę chcę od życia.Właśnie tego.malować ziemię, żyć tutaj, być wolnym.- Zrobiłeś gest ogarniający całe pomieszczenie.Kropla koloru skapnęła z twojego pędzla i gdzieś spadła.- Tak więc spotkanie ciebie.to byłchyba pierwszy krok prowadzący do tego wszystkiego.Znalazłem pracę, nauczyłem siębudować, zebrałem informacje.Wydałam z siebie cichy, zduszony dzwięk, przerywając ci w pół zdania.Zacisnęłampięść na podłodze, wbijając kostki w drewno.- Jesteś chory - syknęłam.- Dostałeś obsesji na punkcie dziesięcioletniej dziewczynkii porwałeś ją sześć lat pózniej? Co za pojebany.- Nie.- Zacisnąłeś usta.- To nie było tak.Nie miałem obsesji.- Twoja twarz byłanapięta i twarda, twarz mordercy.- Nie znasz całej historii.-1 nie chcę.Pozwoliłeś, żeby twój pędzel spadł na ziemię i trzema krokami pokonałeś cały pokój.Ja czołgałam się tyłem po podłodze, w stronę drzwi.Ale ty się pochyliłeś i złapałeś mnie zanogę.- Puść mnie!Przyciągnąłeś mnie do siebie.- Nie puszczę cię i dowiesz się czegoś o mnie.- Twój głos był całkiem spokojny, aleszczęka napięta.Czułam kwaśny, ziemisty zapach twojego oddechu, twoje zaciskające siępalce.- Nie jestem potworem - warknąłeś.- Byłaś wtedy dzieckiem.Ta chwila, kiedyzrozumiałem, że cię chcę, przyszła pózniej.- Zamrugałeś i odwróciłeś wzrok, nagle pełenwahania.Znowu próbowałam się uwolnić.Kopnęłam cię w kolano.Ale ty, powstrzymując mnieod ucieczki, przycisnąłeś mi ramiona do boków, jakbym była jakimś ptakiem.- Patrzyłem, jak dorastasz - powiedziałeś.Poruszyłam ramionami.Ale ty byłeś tak silny, że ledwo mogłam drgnąć [ Pobierz całość w formacie PDF ]