[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyglądaszmi się, efendi.Uśmiechasz się.Myślisz może, że ty jąodkryjesz? Chętnie bym spróbował odparłem.Wówczas wtrącił prędko: Właśnie to masz zrobić! Kiedy? Kiedy tylko zechcesz!Tym razem spojrzałem na niego zupełnie inaczej niżpoprzednio. Dżafar! zawołałem. Słyszałem, że zabrałeś ze sobąkonia, który całkowicie był okryty.Czy mam przypuszczać,że&Czułem, iż zbyt ryzykowne jest kończyć rozpoczęte zdanie.Dżafar jednak zaśmiał się radośnie i dokończył je za mnie: %7łe ten koń to Syrr naszego władcy? Tak, to prawda.Tojego zabrałem ze sobą.Nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa.Byłemniemal przestraszony.Dopiero po chwili odzyskałem głos: Cóż za śmiałość z twojej strony! Co jednak zrobiszachinszach, kiedy się o tym dowie? Powierzył Syrra w twojeręce, żeby nikt mu ni dokuczał, a ty ciągniesz go ze sobą wpodróż przez tyle dni, aż tutaj do nas, narażając na wszystkieniebezpieczeństwa, przed którymi miałeś; go ochraniać!Teraz roześmiał się jeszcze serdeczniej niż przedtem iodpowiedział: Karcisz mnie, zamiast chwalić! Ty naprawdę sięrozzłościłeś, efendi! Biorę to jednak za dobry znak i uspokojęcię.Wiedz, że Syrr był całkowicie bezpieczny.Byliśmy, toznaczy Syrr i ja, eskortowani aż do Kalhuranów przez oddziałgwardii, a stamtąd wasi przyjaciele prowadzili nas prawie ażdotąd.Nic nie mogło więc nam się stać po drodze& %7łeby nienadwerężać zbyt mocno konia, nie czekałem na Ustada, alewolno zmierzałem dalej.A skoro mówię o gwardii, to znaczy,że na moją wyprawę otrzymałem specjalne pozwolenie odwładcy.Tak, to od niego wyszedł pomysł, żebym zabrał tutajSyrra! No to już zupełnie osłupiałem! Osłupiałeś? Zaraz cię ożywię.Nie przywiozłem Syrra dlanikogo innego, tylko dla ciebie. Dla mnie? Bądz poważny! Tak, tak; dla ciebie! Powiedziałem szachowi, że jesteśdobrym jezdzcem, ale przecież wielu dobrych jezdzców,którzy uważali się za wirtuozów, nadaremnie próbowałoujezdzić jego konia.Wszakże mówiłem również władcy otwojej zmyślności, o twoim baczeniu na wszystko co głębsze io twojej miłości do zwierząt.Lindsay tyle opowiadał o tobie itwoim Rihu, najwspanialszym koniu Haddedihnów.Szachdowiedział się, jaki jest twój stosunek do koni i w ogóle dowszelkich stworzeń.Opowiedziano mu także o twoim skokuponad przepaścią zdrajców* i o strasznie zuchwałym czynie,gdy mając z przodu i po lewej stronie przepaść, z prawejskalną ścianę, z tyłu wrogów, a pod sobą kamień zaledwie nacztery stopy szeroki, zmusiłeś kilkoma łagodnymi słowami*patrz Karol May, Szutswojego drżącego ze strachu konia do skoku w górę,przeniesienia cię ponad urwiskiem i wolnego odwrócenia siędo tyłu*& Wówczas szach wykrzyknął, że może ty będzieszdrugim, któremu Syrr okaże posłuszeństwo, bo przecież twojełaskawe słowo wystarczyło, żeby śmiertelny lęk koniaprzemienić w pełne spokoju zaufanie.Kiedy usłyszał, żezamierzam cię szukać, naradził się sam ze sobą, czypowierzyć mi Syrra, czy też nie.Ja odradzałem mu, bo niesądziłem, że podołam takiej odpowiedzialności.Jednak mójopór zdawał się dawać mu gwarancję, że koń jest w dobrychrękach nie tylko w mojej stajni, ale także w czasie mejpodróży, i rozkazał mi zabrać go ze sobą.Mówię: rozkazał;nie mogłem więc dłużej zwlekać. Dżafar mirza& najpierw wszakże, jak mam ciętytułować? Nazywaj mnie po prostu Dżafar; tak właśnie chcę.Inniniech sobie mówią mirza! Dziękuję ci! Muszę jednak wrócić do konia.Trudno misobie wyobrazić, że szach powierzył ci Syrra z czystejciekawości, żeby tylko dowiedzieć się, czy będzie miposłuszny.Musi być jeszcze jakiś inny, ważniejszy, głębszypowód. No i jest! Możesz określić go, jak chcesz; ja w każdymrazie uważam, że jest on psychologiczny.Władca nazwał gopewnym problemem, i to w dodatku ważnym problemem.Szach nie tyle jest ciekawy, co wprost z niecierpliwościąoczekuje, jaki będzie wynik! A to jest różnica.Mówił nawet,że nie ma wprawdzie takiej ceny, którą można by zapłacić zaSyrra, to jednak żadna cena nie będzie zbyt wysoka, bypoznać rozwiązanie.Ale woli zaczekać, zanim cokolwiekpowie.Efendi, efendi zauważasz, czego oczekuje władca? Tak.*Patrz Karol May, Przez dziki Kurdystan A więc zadaj sobie trud! Trud? Dżafar, Dżafar! Trud jest tutaj najmniej ważny;gdybym próbował ujezdzić go na siłę, wówczas na pewno nicbym nie wskórał.Jeśli od razu nie spodobam się koniowi, niemam co dalej próbować; byłoby to całkiem daremne.Powiedzmi, co najbardziej lubi jeść? Jego największym smakołykiem jest jabłko. A czy ma jakieś przywary, które trzeba uszanować, jeślinie chce się go rozgniewać? Nie, ani jednej. A jakieś czułe miejsca na ciele, których nie możnadotyku Także nie.Słyszę, że jesteś znawcą, efendi.Zacząłeśprawidłowo, zupełnie inaczej aniżeli ci wirtuozi, którzy wszlachetnym koniu widzą tylko bydło. Tak, to właśnie jest cechą wirtuozerii.Jeszcze wyrazniejjednak takie zapatrywanie uwidacznia się w tresurze! Czy Syrrlubi stajnię? Nie.Na dworze czuje się dużo lepiej, nawet w nocy. Czy ma jakieś szczególne wymagania co do wody czykarmy? Nic mi o tym nie wiadomo. Zatem odważę się podjąć próbę.Ale proszę cię o jedno! O co? Od tej chwili ja jestem panem tego konia.%7ładenczłowiek n może dotykać go bez mojego pozwolenia, dotyczyto również ciebie.W tym momencie spoważniał. Czy zdajesz sobie sprawę, co na siebie bierzesz, efendi? Wszystko! Każdemu innemu bym odmówił, nawet Ustadowi,którego tak dobrze znam, bo koń nie należy do mnie! Tobiejednak zaufam.Od ty chwili Syrr jest twoją własnością,oczywiście tylko na czas mojego pobytu tutaj.Jesteśzadowolony? Tak, dziękuję ci! Zejdz więc do niego, ja tymczasem się tu rozgoszczę.Było to również sygnałem dla Szakary, żeby się oddaliła.Zabrała ze sobą mój uroczysty strój , aby zanieść go do mniena górę.Ubranie dla Halefa Dżafar sam chciał mu zanieść. Znam Halefa z opowiadań Lindsaya powiedział,śmieją się. O wiele bardziej się ucieszy, kiedy będzie mógłosobiście podjąć posłańca szachinszacha [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Przyglądaszmi się, efendi.Uśmiechasz się.Myślisz może, że ty jąodkryjesz? Chętnie bym spróbował odparłem.Wówczas wtrącił prędko: Właśnie to masz zrobić! Kiedy? Kiedy tylko zechcesz!Tym razem spojrzałem na niego zupełnie inaczej niżpoprzednio. Dżafar! zawołałem. Słyszałem, że zabrałeś ze sobąkonia, który całkowicie był okryty.Czy mam przypuszczać,że&Czułem, iż zbyt ryzykowne jest kończyć rozpoczęte zdanie.Dżafar jednak zaśmiał się radośnie i dokończył je za mnie: %7łe ten koń to Syrr naszego władcy? Tak, to prawda.Tojego zabrałem ze sobą.Nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa.Byłemniemal przestraszony.Dopiero po chwili odzyskałem głos: Cóż za śmiałość z twojej strony! Co jednak zrobiszachinszach, kiedy się o tym dowie? Powierzył Syrra w twojeręce, żeby nikt mu ni dokuczał, a ty ciągniesz go ze sobą wpodróż przez tyle dni, aż tutaj do nas, narażając na wszystkieniebezpieczeństwa, przed którymi miałeś; go ochraniać!Teraz roześmiał się jeszcze serdeczniej niż przedtem iodpowiedział: Karcisz mnie, zamiast chwalić! Ty naprawdę sięrozzłościłeś, efendi! Biorę to jednak za dobry znak i uspokojęcię.Wiedz, że Syrr był całkowicie bezpieczny.Byliśmy, toznaczy Syrr i ja, eskortowani aż do Kalhuranów przez oddziałgwardii, a stamtąd wasi przyjaciele prowadzili nas prawie ażdotąd.Nic nie mogło więc nam się stać po drodze& %7łeby nienadwerężać zbyt mocno konia, nie czekałem na Ustada, alewolno zmierzałem dalej.A skoro mówię o gwardii, to znaczy,że na moją wyprawę otrzymałem specjalne pozwolenie odwładcy.Tak, to od niego wyszedł pomysł, żebym zabrał tutajSyrra! No to już zupełnie osłupiałem! Osłupiałeś? Zaraz cię ożywię.Nie przywiozłem Syrra dlanikogo innego, tylko dla ciebie. Dla mnie? Bądz poważny! Tak, tak; dla ciebie! Powiedziałem szachowi, że jesteśdobrym jezdzcem, ale przecież wielu dobrych jezdzców,którzy uważali się za wirtuozów, nadaremnie próbowałoujezdzić jego konia.Wszakże mówiłem również władcy otwojej zmyślności, o twoim baczeniu na wszystko co głębsze io twojej miłości do zwierząt.Lindsay tyle opowiadał o tobie itwoim Rihu, najwspanialszym koniu Haddedihnów.Szachdowiedział się, jaki jest twój stosunek do koni i w ogóle dowszelkich stworzeń.Opowiedziano mu także o twoim skokuponad przepaścią zdrajców* i o strasznie zuchwałym czynie,gdy mając z przodu i po lewej stronie przepaść, z prawejskalną ścianę, z tyłu wrogów, a pod sobą kamień zaledwie nacztery stopy szeroki, zmusiłeś kilkoma łagodnymi słowami*patrz Karol May, Szutswojego drżącego ze strachu konia do skoku w górę,przeniesienia cię ponad urwiskiem i wolnego odwrócenia siędo tyłu*& Wówczas szach wykrzyknął, że może ty będzieszdrugim, któremu Syrr okaże posłuszeństwo, bo przecież twojełaskawe słowo wystarczyło, żeby śmiertelny lęk koniaprzemienić w pełne spokoju zaufanie.Kiedy usłyszał, żezamierzam cię szukać, naradził się sam ze sobą, czypowierzyć mi Syrra, czy też nie.Ja odradzałem mu, bo niesądziłem, że podołam takiej odpowiedzialności.Jednak mójopór zdawał się dawać mu gwarancję, że koń jest w dobrychrękach nie tylko w mojej stajni, ale także w czasie mejpodróży, i rozkazał mi zabrać go ze sobą.Mówię: rozkazał;nie mogłem więc dłużej zwlekać. Dżafar mirza& najpierw wszakże, jak mam ciętytułować? Nazywaj mnie po prostu Dżafar; tak właśnie chcę.Inniniech sobie mówią mirza! Dziękuję ci! Muszę jednak wrócić do konia.Trudno misobie wyobrazić, że szach powierzył ci Syrra z czystejciekawości, żeby tylko dowiedzieć się, czy będzie miposłuszny.Musi być jeszcze jakiś inny, ważniejszy, głębszypowód. No i jest! Możesz określić go, jak chcesz; ja w każdymrazie uważam, że jest on psychologiczny.Władca nazwał gopewnym problemem, i to w dodatku ważnym problemem.Szach nie tyle jest ciekawy, co wprost z niecierpliwościąoczekuje, jaki będzie wynik! A to jest różnica.Mówił nawet,że nie ma wprawdzie takiej ceny, którą można by zapłacić zaSyrra, to jednak żadna cena nie będzie zbyt wysoka, bypoznać rozwiązanie.Ale woli zaczekać, zanim cokolwiekpowie.Efendi, efendi zauważasz, czego oczekuje władca? Tak.*Patrz Karol May, Przez dziki Kurdystan A więc zadaj sobie trud! Trud? Dżafar, Dżafar! Trud jest tutaj najmniej ważny;gdybym próbował ujezdzić go na siłę, wówczas na pewno nicbym nie wskórał.Jeśli od razu nie spodobam się koniowi, niemam co dalej próbować; byłoby to całkiem daremne.Powiedzmi, co najbardziej lubi jeść? Jego największym smakołykiem jest jabłko. A czy ma jakieś przywary, które trzeba uszanować, jeślinie chce się go rozgniewać? Nie, ani jednej. A jakieś czułe miejsca na ciele, których nie możnadotyku Także nie.Słyszę, że jesteś znawcą, efendi.Zacząłeśprawidłowo, zupełnie inaczej aniżeli ci wirtuozi, którzy wszlachetnym koniu widzą tylko bydło. Tak, to właśnie jest cechą wirtuozerii.Jeszcze wyrazniejjednak takie zapatrywanie uwidacznia się w tresurze! Czy Syrrlubi stajnię? Nie.Na dworze czuje się dużo lepiej, nawet w nocy. Czy ma jakieś szczególne wymagania co do wody czykarmy? Nic mi o tym nie wiadomo. Zatem odważę się podjąć próbę.Ale proszę cię o jedno! O co? Od tej chwili ja jestem panem tego konia.%7ładenczłowiek n może dotykać go bez mojego pozwolenia, dotyczyto również ciebie.W tym momencie spoważniał. Czy zdajesz sobie sprawę, co na siebie bierzesz, efendi? Wszystko! Każdemu innemu bym odmówił, nawet Ustadowi,którego tak dobrze znam, bo koń nie należy do mnie! Tobiejednak zaufam.Od ty chwili Syrr jest twoją własnością,oczywiście tylko na czas mojego pobytu tutaj.Jesteśzadowolony? Tak, dziękuję ci! Zejdz więc do niego, ja tymczasem się tu rozgoszczę.Było to również sygnałem dla Szakary, żeby się oddaliła.Zabrała ze sobą mój uroczysty strój , aby zanieść go do mniena górę.Ubranie dla Halefa Dżafar sam chciał mu zanieść. Znam Halefa z opowiadań Lindsaya powiedział,śmieją się. O wiele bardziej się ucieszy, kiedy będzie mógłosobiście podjąć posłańca szachinszacha [ Pobierz całość w formacie PDF ]