[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znajdowały się one w wyso-kiej wieży, skąd rozciągał się widok na szkołę i miasto, szczególnie zaś dobrze widoczna były droga i brama prowadzące do fortecy.Kero prawdopodobnie nierozpoznałaby tego miejsca: plac ćwiczeń zamieniono w ogród, posadzono wie-le drzew, a fasady budynków otynkowano.W barakach zrobiono dormitorium,z jego okien zwieszały się sznury do suszenia bielizny i torby zjedzeniem, a z dachu puszczano latawce.W głównej stajni była teraz pracownia, gdzie ekspery-mentowano z tymi rzeczami, które mogły wysadzić połowę miasta w powietrze,a konie trzymano w mniejszej, Bolthaven nie potrzebowało ich zresztą wiele.Pa-lisada została, głównie po to, aby uczniowie znali granice, poza które nie mogą się wypuszczać bez zezwolenia, ale miejsce w ogóle przestało przypominać fortecę,nabrało nowego charakteru bardziej odpowiedniego dla szkoły.To nie była jakaśtam szkoła, lecz największa szkoła Białych Wiatrów w Rethwellanie.Spora byłarównież ta, do której kiedyś uczęszczała Kethry — w Jkatha.Jendar, syn Keth-ry i nauczyciel Quentena, założył swoją własną placówkę oświatową niedalekoPetras, stolicy kraju, ale nie dorównywała wielkością tej w Bolthaven.„Jasne, ale szkoły magów mogą być niebezpieczne dla zwykłych mieszczan,szczególnie kiedy sprawy wymykają się z rąk.Mieszczanie nie przepadają za sza-leństwami przy myciu naczyń.Nie wiem, dlaczego.”Na szczęście dla Quentena mieszkańcy Bolthaven przez lata przywykli doutrzymywania się z obsady fortecy i teraz większość po prostu przekwalifikowała się, aby służyć młodym magom, a nie młodym najemnikom.A poza tym okreso-we szaleństwa przy myciu naczyń robiły znacznie mniej szkody niż pijany żołdakna przepustce.Jedyny incydent, jaki się zdarzył, to stonowany w formie i treści rachunek za szkody wyrządzone przez pewnego nauczyciela.Biurko Quentena stało tuż przy oknie, a on spędzał większość czasu na ob-serwowaniu uczniów i zajęć.Od papierkowej roboty miał urzędników.Przewagą,jaką miał mag nad kapitanem najemników, było to, że nie musiał się ruszać zzabiurka, by doglądać podkomendnych.Wystarczyło użyć trochę mocy.Teraz obserwował drogę, rozważał proponowane przez czterech przyszłychczeladników tematy prac końcowych i oczekiwał przybycia osobistości.Nie, żebysię niecierpliwił — parający się magią szybko pojmuje bezsensowność niecierpli-wości — ale był bardzo ciekawy.86Nie wiedział dokładnie, czego oczekiwać: kiedy ponownie przeczytał list, zauważył, że Kero chce, aby uczył tę dziewczynę, a to samo w sobie wzbudzałozainteresowanie, bowiem Kerowyn potrafiła w jakiś dziwny sposób wykrywaćzdolności magiczne tkwiące w ludziach.Czyżby dostrzegła coś w tej dziewczy-nie? Czy też to ona sama chciała być uczona? Tak jej zawróciły w głowie opo-wieści Piorunów Nieba, że zapragnęła zostać czarodziejką? To oczywiście byłomożliwe, ale musiała mieć w sobie choć odrobinę talentu, by widzieć i posługi-wać się energiami.Bez tego do niczego nie dojdzie, a tylko zje ją frustracja.Nawet ci, którzy wybrali krwawą ścieżkę, mieli w sobie odrobinę talentów,a możliwości magów różniły się w zależności od siły i rodzaju ich mocy.Niektó-rzy byli tylko podrzędnymi czarodziejami, tym energia służyła do komunikacji ze światem zewnętrznym lub uzdrawiania.Oczywiście, nie znaczyło to, że byli gorsi, potrafili osiągnąć wiele wytężoną pracą, a czasami nawet najdrobniejsza zmianapola energetycznego potrafiła zniszczyć armię.albo króla.Wątpił jednak, czy taki status zadowoli upartą księżniczkę, a jeśli w ogóle się do tego nie nadaje.Był przygotowany prawie na wszystko: rozpuszczonego bachora, który myśli,że biały strój i korona upoważniają do wszystkiego, naiwne dziecko bez żadnychzdolności, kogoś podobnego do jego uczniów.To ostatnie wyjście byłoby naj-lepsze, wtedy dałoby się ją kształcić: talent istniejący, ale nieużywany, nie bywałspaczony.Używana przez heroldów magia umysłu i wymagana przy niej dyscy-plina pozwoliłaby jej wyprzedzić wielu utalentowanych młodzików.Coś błysnęło biało na drodze i natychmiast dostroił swój magiczny wzrok:jeśli ta mała ma w sobie choć odrobinę daru, dostrzeże to ze swej wieży i będzie wiedział, jak ustosunkować się do jej prośby o szkolenie.Dwoje odzianych na biało jeźdźców na białych koniach przekroczyło głów-ną bramę i zatrzymało się, aby zsiąść.Wtedy Quenten przeżył największy szokw życiu: spodziewał się bowiem wszystkiego, ale nie tego, co zobaczył.Zwykła młoda kobieta na pięknym koniu była — cóż, absolutnie niezwykła.Miała w sobie wielki dar magii, tak potężny, iż spowijająca ją aura lśniła i promieniowała na wszystkich wokół, czego ona najwyraźniej nie była świadoma.Quentena zdumiewało, że nie miała z tym przedtem żadnych problemów.Mu-siała widzieć przepływy energii, jej poziomy i węzły i zastanawiać się, czym są.Nie kusiło jej, by ich użyć? Wszyscy heroldowie — przypomniał sobie — zostaliwyszkoleni w używaniu magii umysłu i jeśli nie wiedzieli, czym jest dar magii,mogli go łatwo pomylić z Widzeniem.Być może więc dziewczyna sądziła, że poprostu postrzega rzeczy inaczej.„Bogowie, że też nigdy jej nie skusiło dotknięcie czegoś.”Na tym niespodzianki się nie kończyły: nosiła przy boku coś, czego moc nie-omal ją przyćmiewała i tylko pewna znajomość tego przedmiotu pozwoliła murozpoznać Potrzebę.Miecz się zmienił: przebudzony w jakiś sposób, różnił sięcałkowicie od tego zwykłego ostrza, które nosiła Kero.Potęga artefaktu przyćmie-87wała niektórych znanych mu adeptów.„Dobrze, że nigdy nie wszedłem w drogę temu mieczowi, rozpłatałby mnie na pół”.Zastanawiał się, jak, u licha, mogli to przeoczyć magowie Farama, kiedy uzyskał odpowiedź: Potrzeba nagle stała sięna powrót zwykłym ostrzem.Magicznym, o tak, ale nie na pierwszy rzut oka.„A to przedstawienie było na moją cześć?”, zastanowił się i pomysł wydałsię mu niepokojący, bo magicznego wzroku nie potrafił wykryć nikt, kogo znał.Oczywiście nie było to niemożliwe, a Potrzeba była stara i znała takie zaklęcia, o których nigdy się nikomu nie śniło.Stworzenie, którego dosiadała dziewczyna, nie było koniem i doskonale do-trzymywało pola i jej, i mieczowi.Jego aura lśniła przez skórę, co znaczyło, że.Niewielu magów wiedziało, jakie to ma znaczenie: to był Duch Opiekuńczy.Pokolorze aury wnioskując, potężniejszy nawet od Duchów Eterycznych, które kie-dyś przybyły do Bolthaven z Shin’a’in.Wuj Kerowyn nazywał je„Kal’enedral”,a Kra’heera „zakwefionymi”.Przy tym „koniu” były jak zapałka przy błyskawicy.Dla Quentena starczyłoby wrażeń na miesiąc.Poczuł się tak, jakby znów byłuczniem, twarzą w twarz z mistrzem, który po latach pracy i wyrzeczeń opanowałswój talent do perfekcji.Ona miała w sobie potencjał, aby stać się takim mistrzem, a on nie miał zielonego pojęcia, co robić.Nie potrafił logicznie myśleć.„Nie mogę jej przyjąć! Jeden błąd i mogłaby — mogłaby — i ten Opiekun —i miecz — i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Znajdowały się one w wyso-kiej wieży, skąd rozciągał się widok na szkołę i miasto, szczególnie zaś dobrze widoczna były droga i brama prowadzące do fortecy.Kero prawdopodobnie nierozpoznałaby tego miejsca: plac ćwiczeń zamieniono w ogród, posadzono wie-le drzew, a fasady budynków otynkowano.W barakach zrobiono dormitorium,z jego okien zwieszały się sznury do suszenia bielizny i torby zjedzeniem, a z dachu puszczano latawce.W głównej stajni była teraz pracownia, gdzie ekspery-mentowano z tymi rzeczami, które mogły wysadzić połowę miasta w powietrze,a konie trzymano w mniejszej, Bolthaven nie potrzebowało ich zresztą wiele.Pa-lisada została, głównie po to, aby uczniowie znali granice, poza które nie mogą się wypuszczać bez zezwolenia, ale miejsce w ogóle przestało przypominać fortecę,nabrało nowego charakteru bardziej odpowiedniego dla szkoły.To nie była jakaśtam szkoła, lecz największa szkoła Białych Wiatrów w Rethwellanie.Spora byłarównież ta, do której kiedyś uczęszczała Kethry — w Jkatha.Jendar, syn Keth-ry i nauczyciel Quentena, założył swoją własną placówkę oświatową niedalekoPetras, stolicy kraju, ale nie dorównywała wielkością tej w Bolthaven.„Jasne, ale szkoły magów mogą być niebezpieczne dla zwykłych mieszczan,szczególnie kiedy sprawy wymykają się z rąk.Mieszczanie nie przepadają za sza-leństwami przy myciu naczyń.Nie wiem, dlaczego.”Na szczęście dla Quentena mieszkańcy Bolthaven przez lata przywykli doutrzymywania się z obsady fortecy i teraz większość po prostu przekwalifikowała się, aby służyć młodym magom, a nie młodym najemnikom.A poza tym okreso-we szaleństwa przy myciu naczyń robiły znacznie mniej szkody niż pijany żołdakna przepustce.Jedyny incydent, jaki się zdarzył, to stonowany w formie i treści rachunek za szkody wyrządzone przez pewnego nauczyciela.Biurko Quentena stało tuż przy oknie, a on spędzał większość czasu na ob-serwowaniu uczniów i zajęć.Od papierkowej roboty miał urzędników.Przewagą,jaką miał mag nad kapitanem najemników, było to, że nie musiał się ruszać zzabiurka, by doglądać podkomendnych.Wystarczyło użyć trochę mocy.Teraz obserwował drogę, rozważał proponowane przez czterech przyszłychczeladników tematy prac końcowych i oczekiwał przybycia osobistości.Nie, żebysię niecierpliwił — parający się magią szybko pojmuje bezsensowność niecierpli-wości — ale był bardzo ciekawy.86Nie wiedział dokładnie, czego oczekiwać: kiedy ponownie przeczytał list, zauważył, że Kero chce, aby uczył tę dziewczynę, a to samo w sobie wzbudzałozainteresowanie, bowiem Kerowyn potrafiła w jakiś dziwny sposób wykrywaćzdolności magiczne tkwiące w ludziach.Czyżby dostrzegła coś w tej dziewczy-nie? Czy też to ona sama chciała być uczona? Tak jej zawróciły w głowie opo-wieści Piorunów Nieba, że zapragnęła zostać czarodziejką? To oczywiście byłomożliwe, ale musiała mieć w sobie choć odrobinę talentu, by widzieć i posługi-wać się energiami.Bez tego do niczego nie dojdzie, a tylko zje ją frustracja.Nawet ci, którzy wybrali krwawą ścieżkę, mieli w sobie odrobinę talentów,a możliwości magów różniły się w zależności od siły i rodzaju ich mocy.Niektó-rzy byli tylko podrzędnymi czarodziejami, tym energia służyła do komunikacji ze światem zewnętrznym lub uzdrawiania.Oczywiście, nie znaczyło to, że byli gorsi, potrafili osiągnąć wiele wytężoną pracą, a czasami nawet najdrobniejsza zmianapola energetycznego potrafiła zniszczyć armię.albo króla.Wątpił jednak, czy taki status zadowoli upartą księżniczkę, a jeśli w ogóle się do tego nie nadaje.Był przygotowany prawie na wszystko: rozpuszczonego bachora, który myśli,że biały strój i korona upoważniają do wszystkiego, naiwne dziecko bez żadnychzdolności, kogoś podobnego do jego uczniów.To ostatnie wyjście byłoby naj-lepsze, wtedy dałoby się ją kształcić: talent istniejący, ale nieużywany, nie bywałspaczony.Używana przez heroldów magia umysłu i wymagana przy niej dyscy-plina pozwoliłaby jej wyprzedzić wielu utalentowanych młodzików.Coś błysnęło biało na drodze i natychmiast dostroił swój magiczny wzrok:jeśli ta mała ma w sobie choć odrobinę daru, dostrzeże to ze swej wieży i będzie wiedział, jak ustosunkować się do jej prośby o szkolenie.Dwoje odzianych na biało jeźdźców na białych koniach przekroczyło głów-ną bramę i zatrzymało się, aby zsiąść.Wtedy Quenten przeżył największy szokw życiu: spodziewał się bowiem wszystkiego, ale nie tego, co zobaczył.Zwykła młoda kobieta na pięknym koniu była — cóż, absolutnie niezwykła.Miała w sobie wielki dar magii, tak potężny, iż spowijająca ją aura lśniła i promieniowała na wszystkich wokół, czego ona najwyraźniej nie była świadoma.Quentena zdumiewało, że nie miała z tym przedtem żadnych problemów.Mu-siała widzieć przepływy energii, jej poziomy i węzły i zastanawiać się, czym są.Nie kusiło jej, by ich użyć? Wszyscy heroldowie — przypomniał sobie — zostaliwyszkoleni w używaniu magii umysłu i jeśli nie wiedzieli, czym jest dar magii,mogli go łatwo pomylić z Widzeniem.Być może więc dziewczyna sądziła, że poprostu postrzega rzeczy inaczej.„Bogowie, że też nigdy jej nie skusiło dotknięcie czegoś.”Na tym niespodzianki się nie kończyły: nosiła przy boku coś, czego moc nie-omal ją przyćmiewała i tylko pewna znajomość tego przedmiotu pozwoliła murozpoznać Potrzebę.Miecz się zmienił: przebudzony w jakiś sposób, różnił sięcałkowicie od tego zwykłego ostrza, które nosiła Kero.Potęga artefaktu przyćmie-87wała niektórych znanych mu adeptów.„Dobrze, że nigdy nie wszedłem w drogę temu mieczowi, rozpłatałby mnie na pół”.Zastanawiał się, jak, u licha, mogli to przeoczyć magowie Farama, kiedy uzyskał odpowiedź: Potrzeba nagle stała sięna powrót zwykłym ostrzem.Magicznym, o tak, ale nie na pierwszy rzut oka.„A to przedstawienie było na moją cześć?”, zastanowił się i pomysł wydałsię mu niepokojący, bo magicznego wzroku nie potrafił wykryć nikt, kogo znał.Oczywiście nie było to niemożliwe, a Potrzeba była stara i znała takie zaklęcia, o których nigdy się nikomu nie śniło.Stworzenie, którego dosiadała dziewczyna, nie było koniem i doskonale do-trzymywało pola i jej, i mieczowi.Jego aura lśniła przez skórę, co znaczyło, że.Niewielu magów wiedziało, jakie to ma znaczenie: to był Duch Opiekuńczy.Pokolorze aury wnioskując, potężniejszy nawet od Duchów Eterycznych, które kie-dyś przybyły do Bolthaven z Shin’a’in.Wuj Kerowyn nazywał je„Kal’enedral”,a Kra’heera „zakwefionymi”.Przy tym „koniu” były jak zapałka przy błyskawicy.Dla Quentena starczyłoby wrażeń na miesiąc.Poczuł się tak, jakby znów byłuczniem, twarzą w twarz z mistrzem, który po latach pracy i wyrzeczeń opanowałswój talent do perfekcji.Ona miała w sobie potencjał, aby stać się takim mistrzem, a on nie miał zielonego pojęcia, co robić.Nie potrafił logicznie myśleć.„Nie mogę jej przyjąć! Jeden błąd i mogłaby — mogłaby — i ten Opiekun —i miecz — i [ Pobierz całość w formacie PDF ]