[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z uznaniem poklepał ją po głowie.- Wyrabiasz się, dziecinko.- Staram się, jak mogę.Zanieś swoje rzeczy do pokojugościnnego.Gdy parę chwil pózniej zszedł na dół, zauważył:- Masz tam masę różnych pudeł.Co w nich jest?Westchnęła.Rzeczy, które powinnam wreszcie przebrać.Część zabrałam zdomu rodziców po śmierci mamy.Nie miałam wtedy głowy doprzeglądania każdego papierka.Większość to śmieci, ale nie mogęwszystkiego wyrzucić hurtem, tam może być coś ważnego lubpamiątkowego.- Zakrzątnęła się, by zaparzyć kawę.- Część tomoje notatki ze studiów.Właściwie nie są mi już potrzebne, alemam do nich sentyment, więc je trzymam.To głupie, wiem.- Aż tak lubiłaś studia?- Nie o to chodzi.Gdy skończyłam szkołę średnią, rodzice byliprzeciwni mojej dalszej nauce, dla nich to była strata czasu.Zaczęłam pracować jako kasjerka w banku.Udało mi się przenieśćz filii w naszym miasteczku do oddziału centralnego.Wynajęłamklitkę do spółki z koleżanką, dostałam się na studia, biegałam zbanku na zajęcia i z powrotem.Zrobienie dyplomu zajęło mi sześćlat.Chcesz kawy?Sam zrozumiał, że ma nie drążyć tematu.Widać dla Delaineyte wspomnienia były wciąż żywe i bolesne.- Chętnie.Słuchaj, muszę na czymś spać, ale jeśli mam dopokoju gościnnego wstawić jakieś łóżko, to trzeba przestawić częśćpudeł.A może zaprosisz mnie do swojej sypialni?A nie lepszy materac przed kominkiem? odpaliłanatychmiast. Bardzo przytulnie jest zasypiać przy trzaskającymogniu.- Ale twoje łoże jest wygodniejsze i z łatwością nas pomieści.- Podobno spanie ze mną nie byłoby wystarczającą zapłatą zatwoje wysiłki.- Uśmiechnęła się zjadliwie.- Bo to nie byłaby żadna splata długu, tylko czystaprzyjemność, wierz mi.Po południu Sam skończył malowanie parteru, lecz dzieło nadkominkiem pozostawił nietknięte.- Słuchaj, czy nie musisz się zbierać? zaniepokoiła się.-Samolot Liz ma wylądować o trzeciej.- Zdążę.Nie ma sensu być za wcześnie.A może pojechałabyśze mną?Zrobiło jej się bardzo przyjemnie.- Naprawdę chcesz?- Pewnie.Jak Liz cię zobaczy, będzie wolała zwierzyć się zeswoich kłopotów kobiecie, a ja zyskam święty spokój i chociaż raznie będę musiał potakiwać, udając, że słucham.Natychmiast przestało jej być miło.- Ale cynik z ciebie!- No dobra, powiem prawdę.Właściwie to potrzebuję twojegosamochodu.Babcia pojechała gdzieś swoim, bo jak zwykleprowadzi ożywione życie towarzyskie, a na motocykl nie zapakujęsterty walizek Liz.- A gdybym miała jakieś inne plany na dzisiaj? - spytała zprzekąsem.Wzruszył ramionami.-Zostają taksówki.Liz pokryje koszty, ja i tak mam byćskrzyżowaniem powiernika z tragarzem.Może faktycznie lepiej,żebyś nie jechała ze mną, tylko w tym czasie wyniosła te pudła zpokoju gościnnego.Pomaluję go, gdy wrócę do domu.Powiedział to tak, jakby tu mieszkał! Wyraznie zaczynał sięszarogęsić.Niedoczekanie jego!- Jednak pojadę z tobą.Mam wielką ochotę poznać Liz.Liz wyglądała zupełnie inaczej, niż Delainey sobie wyobrażała.Po ruchomym schodach zbiegła ku nim szczupła blondynka wdżinsach, ze słuchawkami na uszach, z włosami związanymi wkoński ogon.Zapytana o bagaż, ściągnęła dyndający na ramieniuplecaczek i wręczyła go Samowi.- Reszta została na statku, niech Jack się martwi, jak towszystko przywiezć z powrotem.-A jeśli wyrzuci twoje rzeczy za burtę?Machnęła ręką, a na jej dłoni zalśnił pierścionek z brylantem.- Nie ma na to dość fantazji.Właśnie dlatego tu jestem.Niewytrzymam dłużej z takim.- A może najpierw przywitasz się z Delainey?- Co? A tak, oczywiście.Cześć! Przepraszam, ale samarozumiesz.- Rozumiem - powiedziała szczerze Delainey.- Naprawdę miło mi cię poznać.Podobno jesteście częściowozaręczeni? Nic nie rozumiem.To tak, jakby być częściowo wciąży.Aha, Sam powiedział też, że mi głowę ukręci, jak coś palnęo twoim pierścionku.Ale dlaczego?- Nasza słodka Liz ma takt hipopotama mruknął zgryzliwieSam.- Wcale nie - zaoponowała Delainey.- I nie widzę powodu, dlaktórego miałabym bać się komentarzy na temat pierścionka.Wkońcu to nie ja go kupiłam w jakimś butiku z tanią biżuterią.-Wyciągnęła lewą dłoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Z uznaniem poklepał ją po głowie.- Wyrabiasz się, dziecinko.- Staram się, jak mogę.Zanieś swoje rzeczy do pokojugościnnego.Gdy parę chwil pózniej zszedł na dół, zauważył:- Masz tam masę różnych pudeł.Co w nich jest?Westchnęła.Rzeczy, które powinnam wreszcie przebrać.Część zabrałam zdomu rodziców po śmierci mamy.Nie miałam wtedy głowy doprzeglądania każdego papierka.Większość to śmieci, ale nie mogęwszystkiego wyrzucić hurtem, tam może być coś ważnego lubpamiątkowego.- Zakrzątnęła się, by zaparzyć kawę.- Część tomoje notatki ze studiów.Właściwie nie są mi już potrzebne, alemam do nich sentyment, więc je trzymam.To głupie, wiem.- Aż tak lubiłaś studia?- Nie o to chodzi.Gdy skończyłam szkołę średnią, rodzice byliprzeciwni mojej dalszej nauce, dla nich to była strata czasu.Zaczęłam pracować jako kasjerka w banku.Udało mi się przenieśćz filii w naszym miasteczku do oddziału centralnego.Wynajęłamklitkę do spółki z koleżanką, dostałam się na studia, biegałam zbanku na zajęcia i z powrotem.Zrobienie dyplomu zajęło mi sześćlat.Chcesz kawy?Sam zrozumiał, że ma nie drążyć tematu.Widać dla Delaineyte wspomnienia były wciąż żywe i bolesne.- Chętnie.Słuchaj, muszę na czymś spać, ale jeśli mam dopokoju gościnnego wstawić jakieś łóżko, to trzeba przestawić częśćpudeł.A może zaprosisz mnie do swojej sypialni?A nie lepszy materac przed kominkiem? odpaliłanatychmiast. Bardzo przytulnie jest zasypiać przy trzaskającymogniu.- Ale twoje łoże jest wygodniejsze i z łatwością nas pomieści.- Podobno spanie ze mną nie byłoby wystarczającą zapłatą zatwoje wysiłki.- Uśmiechnęła się zjadliwie.- Bo to nie byłaby żadna splata długu, tylko czystaprzyjemność, wierz mi.Po południu Sam skończył malowanie parteru, lecz dzieło nadkominkiem pozostawił nietknięte.- Słuchaj, czy nie musisz się zbierać? zaniepokoiła się.-Samolot Liz ma wylądować o trzeciej.- Zdążę.Nie ma sensu być za wcześnie.A może pojechałabyśze mną?Zrobiło jej się bardzo przyjemnie.- Naprawdę chcesz?- Pewnie.Jak Liz cię zobaczy, będzie wolała zwierzyć się zeswoich kłopotów kobiecie, a ja zyskam święty spokój i chociaż raznie będę musiał potakiwać, udając, że słucham.Natychmiast przestało jej być miło.- Ale cynik z ciebie!- No dobra, powiem prawdę.Właściwie to potrzebuję twojegosamochodu.Babcia pojechała gdzieś swoim, bo jak zwykleprowadzi ożywione życie towarzyskie, a na motocykl nie zapakujęsterty walizek Liz.- A gdybym miała jakieś inne plany na dzisiaj? - spytała zprzekąsem.Wzruszył ramionami.-Zostają taksówki.Liz pokryje koszty, ja i tak mam byćskrzyżowaniem powiernika z tragarzem.Może faktycznie lepiej,żebyś nie jechała ze mną, tylko w tym czasie wyniosła te pudła zpokoju gościnnego.Pomaluję go, gdy wrócę do domu.Powiedział to tak, jakby tu mieszkał! Wyraznie zaczynał sięszarogęsić.Niedoczekanie jego!- Jednak pojadę z tobą.Mam wielką ochotę poznać Liz.Liz wyglądała zupełnie inaczej, niż Delainey sobie wyobrażała.Po ruchomym schodach zbiegła ku nim szczupła blondynka wdżinsach, ze słuchawkami na uszach, z włosami związanymi wkoński ogon.Zapytana o bagaż, ściągnęła dyndający na ramieniuplecaczek i wręczyła go Samowi.- Reszta została na statku, niech Jack się martwi, jak towszystko przywiezć z powrotem.-A jeśli wyrzuci twoje rzeczy za burtę?Machnęła ręką, a na jej dłoni zalśnił pierścionek z brylantem.- Nie ma na to dość fantazji.Właśnie dlatego tu jestem.Niewytrzymam dłużej z takim.- A może najpierw przywitasz się z Delainey?- Co? A tak, oczywiście.Cześć! Przepraszam, ale samarozumiesz.- Rozumiem - powiedziała szczerze Delainey.- Naprawdę miło mi cię poznać.Podobno jesteście częściowozaręczeni? Nic nie rozumiem.To tak, jakby być częściowo wciąży.Aha, Sam powiedział też, że mi głowę ukręci, jak coś palnęo twoim pierścionku.Ale dlaczego?- Nasza słodka Liz ma takt hipopotama mruknął zgryzliwieSam.- Wcale nie - zaoponowała Delainey.- I nie widzę powodu, dlaktórego miałabym bać się komentarzy na temat pierścionka.Wkońcu to nie ja go kupiłam w jakimś butiku z tanią biżuterią.-Wyciągnęła lewą dłoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]