[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy skończyła, poprosiła do siebie Lisę.Zamknęła drzwi.W biurze nie było nikogo, wolała jednak się zabezpieczyć się na wypadek,gdyby któryś ze współpracowników wrócił wcześniej z obiadu.- Czytałaś to już? - spytała. Lisa potrząsnęła głową.- - Nie miałam kiedy.Ward nie robi niczego w odpowiedniej kolejności.Korekty są zawszepomieszane, nie jestem w stanie odcyfrować jego gryzmołów, a jeśli już nie odbiorę telefonu, to nikttego nie zrobi.- To się zmieni.Uwierz mi.Niedługo powinniśmy zacząć działać nieco inaczej.Oczy Lisy zrobiły się ogromne.- Jak?- Po pierwsze, powiem Jenny, żeby przychodziła we wtorek rano po zajęciach.Będzieodbierać telefony, przyjmować subskrypcje i zamówienia dla drukarni, a także odrzucaćzamówienia, które przyszły po terminie.To ci pozwoli zrobić opisy i korektę, nie przerywającprzygotowania kopii.Tim musi się nauczyć prawidłowo obsługiwać kopiarkę, żebyśmy mogliodzyskać część tych klientów, którzy odeszli od nas do San Antonio.- Pan Johnson o tym wie?- Dowie się w swoim czasie.Poza tym chciałabym, żebyś dzień albo dwa w tygodniupoświęciła na zdobywa nie nowych klientów dla drukarni.- Nigdy się na to nie zgodzi!- Zgodzi się.Uwierz mi.Jeśli go przekonam - pomożesz mi?Twarz Lisy zmieniła się.- Zawsze o tym marzyłam! Reprezentowanie firmy! Sprzedaż! Mam za sobą kilka kursówmarketingu, uwielbiam poznawać ludzi.Nie piszę najlepiej na maszynie - wyznała, choć Amandataktownie pominęła ten temat - ale pan Johnson pozwala mi robić tylko to.Tim też ma już dośćdrukarni i chce zrezygnować.- Nie może tego zrobić! Pomyślałam też o nim.- Amanda rozmarzyła się.- Jeśli tylko uda misię znalezć paru ochotników, którzy zgodziliby się pracować ze mną po godzinach, zmienilibyśmy tuwszystko.- Ja się zgadzam.Jak mogę pomóc?- Na razie nie rób nic - rzekła Amanda w zamyśleniu.- To wymaga jeszcze starań, ale chybaznalazłam już sposób.Tego samego popołudnia Amanda dopadła Tima.Ward właśnie pojechał do San Antoniowydrukować gazetę.Firma  Gazette , nastawiona na drobne zlecenia drukarskie, nie miała sprzętu,na którym mogłaby wydrukować własną gazetę, zawsze musiała to komuś zlecać.Amandaopowiedziała, jak chciałaby unowocześnić drukarnię.Tim stukał uważnie.Jego oczy robiły się corazwiększe.I - Daj mi trochę czasu, żebym mogła przygotować plan bitwy - prosiła.- Nie odchodz.Jesteśnaprawdę dobry.Nie chciałabym cię stracić. - Johnson mówi, że zamierzają zamknąć drukarnię.- Ale Josh Lawson nie powiedział niczego takiego - odparła.- A dopóki on tego niepowiedział, jest szansa.Podobno drukuje się darmowa wkładka.Drukarnia to chyba nasza ostatnianadzieja na utrzymanie klientów.- Zgadzam się, ale pan Johnson na to nie pójdzie, to do niegonależy ostatnie słowo.Próbowałem mu kiedyś sugerować wyższe ceny i podniesienie jakości, alejego interesują tylko dzienniki.Próbował pozbyć się drukarni pięć lat temu, kiedy przyszedłem dopracy.- Nie zrobi tego - powiedziała Amanda, uśmiechając się.- Na wszystko jest sposób.Jeśli mipomożesz, przyszłym tygodniu zagramy va banque.- No i jak mam odmówić? - zachichotał.-Właśnie się zastanawiałem, czy nie cisnąć tej roboty i nie zacząć sprzedawać słomianych kapeluszyw El Mercado.Nie im nic do stracenia.- Zwietnie - powiedziała.- Zobaczymy, może uda m się cośzrobić, zanim pan Johnson nas złapie.- Spróbujmy.Zjeść nas nie zje, najwyżej pozabija.Amanda myślała podobnie.Liczyła, że uda jej się wprowadzić plan w życie, kiedy panJohnson będzie zaprzątnięty osobistymi sprawami.Jeśli wkroczyłby zbyt wcześnie, nawet Josh nieuchroniłby jej przed utratą pracy. ROZDZIAA XIGłośne pukanie do drzwi zaskoczyło Amandę.Nie była to chyba Mirri, a nikt inny jej nieodwiedzał.Szła do drzwi, nie czując się zbyt dobrze w wyplamionych starych dżinsach, które zakładałado sprzątania, i bluzce z krótkimi rękawami, sznurowanej z przodu.Kto to mógł być - sprzedawca?- Tak? - zapytała, otwierając drzwi, ale słowa utknęły jej w gardle.Serce również.Josh wyglądał na zmęczonego.Miał głębokie bruzdy na twarzy i worki pod oczami.Ubranybył w szary garnitur i nienagannie białą koszulę z czerwonym krawatem.Wyglądał zbyt eleganckojak na zwykłą wizytę.- Cześć - powiedział niespokojnym głosem.Mając w pamięci pożegnanie na Opal Cay, niesądziła, że mogliby zostać przyjaciółmi.Jedną rękę trzymał w kieszeni.W drugiej tkwiło cygaro.Upuścił je na chodnik, tuż kołoswojego buta.- Wpuścisz mnie do środka, czy będziemy rozmawiać tutaj? - spytał cicho.Mogła się nie zgodzić na rozmowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl