[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten człowiek miał swoje zalety.Na przykład wspaniale całował.Instynkt podpowiadał jej, że jest czułym i namiętnym kochankiem.Rozsądek zaś mówił jej, że nie powinna fascynować się nim bardziejniż teraz.Sean McCabe był samotnikiem, który czułby się w mieściejak w klatce, a ona nie mogła się już doczekać, kiedy opuści teniebezpieczne góry.Sean nie był mężczyzną dla niej.Nie mieli nawet wspólnychzainteresowań.Dla niego rozrywka oznaczała trzydziestokilometrowymarsz przez pokryte lodem góry.Dla niej był to dzień leżenia iopalania się na piaszczystej plaży.Lubiła kina, restauracje i niewyobrażała sobie życia bez telefonu.Ani bez rodziny.A także bez czekolady.Sean zaś tak niewielewymagał, zadowalał się sobą i tymi górami.A jednak nie mogła zaprzeczyć, że bardzo jej się podobało, jakna nią patrzył, gdy myślał, że ona tego nie widzi.Jak gdyby uczył sięna pamięć każdego jej ruchu.Lubiła zapach cedru emanujący z jego165RSskóry, blask w jego oczach, gdy ją całował, to, że podczas pocałunkuuginały się pod nią kolana.Nie lubiła jednak, kiedy zamykał się przed nią, udzielającjedynie zdawkowych odpowiedzi na pytania, które uważał za zbytintymne.Zastanawiała się, czy po powrocie na Florydę będzieżałowała, że się nie kochali.- Hej, Carlie! - Sean pomachał do niej, dając jej do zrozumienia,żeby za nim poszła.- Wszystko w porządku.Najwyrazniej ten, kogo znalazł w domku, nie stanowiłzagrożenia.Carlie odsunęła na bok swoje marzenia i pośpieszyła jegośladem, zadowolona, że kiedy dotrze do Seana, zdąży zapomnieć otym, co by było gdyby.Poczekał, aż Carlie się do niego przyłączy i wprowadził ją przezdrzwi wejściowe.Domek był splądrowany.Ktoś pootwierał wszystkieszuflady.Ubrania, zapasy i dokumenty walały się po podłodze.Naczynia, filiżanki i sprzęt kuchenny leżały w kuchni, podobnie jakpatelnia z zaczynem na chleb.Kły morsa i kość słoniowa leżały wrazz kolekcją kamieni i krzemieni w rozbitej gablotce.Zwierzęce głowy,wypchane i przymocowane do ściany, wpatrywały się w Carlie, którazadrżała z przerażeniem.Słysząc kaszlnięcie, podskoczyła do góry.- Kto tu jest? - zawołała.- To ja.- Z pokoju na tyłach wyszedł Marvin ze zmarszczonymibrwiami.Obecność starego hazardzisty w splądrowanym domku wydałajej się dziwna.Po pierwsze, był dzień, a przecież niedawno Marvin166RSwyjaśniał, że za dnia głównie sypia.Po drugie, podobnie jak bankier,Ian Finley, Marvin rzadko wyjeżdżał z miasta.Mimo gorąca panującego wewnątrz domku, jakoś nie mogła sięrozgrzać.Co prawda, Sean nie uważał, że Marvin stanowijakiekolwiek zagrożenie, i choć Carlie starała się uszanować jegozdanie, miała swoje podejrzenia.Oczekując podświadomie, że starygracz zaraz wyciągnie broni każe im podnieść ręce do góry, uwolniłasię od mokrej kurtki.Pomyślała, że to dziwne, iż wszystkie okna sąszeroko otwarte i wpada przez nie zimne powietrze, oraz od czasu doczasu śnieg.Sean się nie odprężył, ale także nie wydawał się szczególniespięty, zupełnie jakby wcześniej wiedział, że jest tu Marvin.Marvinbłysnął złotym zębem i wskazał im otwarte okno.- Opary benzyny już prawie wywietrzały - powiedział.-Możemy zamknąć okna.- Czy drewno było mokre? - spytał Sean.- Nalałeś benzyny,żeby rozpalić ogień?Marvin splunął śliną zmieszaną z tytoniem, po czym potrząsnąłgłową.- Jedyne, czego tu dotknąłem, to okna - odparł.Kiedy mężczyzni zamknęli okna, Carlie zdjęła mokry szalik irękawiczki, po czym podeszła do ognia i wystawiła dłonie, żeby sięrozgrzać.- Co pana tu sprowadza? - spytała Marvina.167RSHazardzista wyciągnął ręce w jej kierunku, z dala od siebie, jakgdyby wiedział, że dziewczyna wciąż go podejrzewa o zamordowanieJacksona czy też posiadanie broni.- Mam złe wieści - powiedział.Sean zamknął ostatnie okno i rzucił Marvinowi przeciągłespojrzenie.- Carlie miała okropną przygodę.Musi się rozgrzać.-Ruszył dodrzwi, które, jak uznała, prowadziły do sypialni.- Zobaczę, co można tam znalezć.- Nie wchodz tam - odezwał się Marvin.Zabrzmiało to raczej jakostrzeżenie niż grozba.Znieg rozpuszczał się we włosach Carlie i spływał jej po szyi.Choć marzyła o suchym ubraniu albo ręczniku, obawiała się, że jeśliSean przejdzie przez próg, znajdzie się w niebezpieczeństwie.Seanzatrzymał się i spojrzał na Marvina.- Wygląda pani tak, jakby robiła pani w orły na śniegu -zauważył Marvin, zerkając na Carlie.Sean zajrzał do pomieszczenia na tyłach domu, po czympopatrzył na Marvina.- Jesteś uzbrojony? - zapytał.Marvin zmarszczył brwi, a jego spojrzenie powędrowało odSeana do Carlie.- A powinienem być?Sean zamilkł, po czym przerwał pełną napięcia ciszę.- Strzały wywołały lawinę - wyjaśnił.- Ta lawina porwała zesobą Carlie.168RSTo krótkie streszczenie, tak typowe dla niego, nie opisywałotego, że ją uratował, nie zawierało ani jednej informacji poza tym, coabsolutnie niezbędne.Carlie pomyślała, że byłby z niego niezłypolicjant.Niezły partner.Marvin skrzyżował ręce na piersi i wyjrzał przez okno.- Pani przynajmniej przeżyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ten człowiek miał swoje zalety.Na przykład wspaniale całował.Instynkt podpowiadał jej, że jest czułym i namiętnym kochankiem.Rozsądek zaś mówił jej, że nie powinna fascynować się nim bardziejniż teraz.Sean McCabe był samotnikiem, który czułby się w mieściejak w klatce, a ona nie mogła się już doczekać, kiedy opuści teniebezpieczne góry.Sean nie był mężczyzną dla niej.Nie mieli nawet wspólnychzainteresowań.Dla niego rozrywka oznaczała trzydziestokilometrowymarsz przez pokryte lodem góry.Dla niej był to dzień leżenia iopalania się na piaszczystej plaży.Lubiła kina, restauracje i niewyobrażała sobie życia bez telefonu.Ani bez rodziny.A także bez czekolady.Sean zaś tak niewielewymagał, zadowalał się sobą i tymi górami.A jednak nie mogła zaprzeczyć, że bardzo jej się podobało, jakna nią patrzył, gdy myślał, że ona tego nie widzi.Jak gdyby uczył sięna pamięć każdego jej ruchu.Lubiła zapach cedru emanujący z jego165RSskóry, blask w jego oczach, gdy ją całował, to, że podczas pocałunkuuginały się pod nią kolana.Nie lubiła jednak, kiedy zamykał się przed nią, udzielającjedynie zdawkowych odpowiedzi na pytania, które uważał za zbytintymne.Zastanawiała się, czy po powrocie na Florydę będzieżałowała, że się nie kochali.- Hej, Carlie! - Sean pomachał do niej, dając jej do zrozumienia,żeby za nim poszła.- Wszystko w porządku.Najwyrazniej ten, kogo znalazł w domku, nie stanowiłzagrożenia.Carlie odsunęła na bok swoje marzenia i pośpieszyła jegośladem, zadowolona, że kiedy dotrze do Seana, zdąży zapomnieć otym, co by było gdyby.Poczekał, aż Carlie się do niego przyłączy i wprowadził ją przezdrzwi wejściowe.Domek był splądrowany.Ktoś pootwierał wszystkieszuflady.Ubrania, zapasy i dokumenty walały się po podłodze.Naczynia, filiżanki i sprzęt kuchenny leżały w kuchni, podobnie jakpatelnia z zaczynem na chleb.Kły morsa i kość słoniowa leżały wrazz kolekcją kamieni i krzemieni w rozbitej gablotce.Zwierzęce głowy,wypchane i przymocowane do ściany, wpatrywały się w Carlie, którazadrżała z przerażeniem.Słysząc kaszlnięcie, podskoczyła do góry.- Kto tu jest? - zawołała.- To ja.- Z pokoju na tyłach wyszedł Marvin ze zmarszczonymibrwiami.Obecność starego hazardzisty w splądrowanym domku wydałajej się dziwna.Po pierwsze, był dzień, a przecież niedawno Marvin166RSwyjaśniał, że za dnia głównie sypia.Po drugie, podobnie jak bankier,Ian Finley, Marvin rzadko wyjeżdżał z miasta.Mimo gorąca panującego wewnątrz domku, jakoś nie mogła sięrozgrzać.Co prawda, Sean nie uważał, że Marvin stanowijakiekolwiek zagrożenie, i choć Carlie starała się uszanować jegozdanie, miała swoje podejrzenia.Oczekując podświadomie, że starygracz zaraz wyciągnie broni każe im podnieść ręce do góry, uwolniłasię od mokrej kurtki.Pomyślała, że to dziwne, iż wszystkie okna sąszeroko otwarte i wpada przez nie zimne powietrze, oraz od czasu doczasu śnieg.Sean się nie odprężył, ale także nie wydawał się szczególniespięty, zupełnie jakby wcześniej wiedział, że jest tu Marvin.Marvinbłysnął złotym zębem i wskazał im otwarte okno.- Opary benzyny już prawie wywietrzały - powiedział.-Możemy zamknąć okna.- Czy drewno było mokre? - spytał Sean.- Nalałeś benzyny,żeby rozpalić ogień?Marvin splunął śliną zmieszaną z tytoniem, po czym potrząsnąłgłową.- Jedyne, czego tu dotknąłem, to okna - odparł.Kiedy mężczyzni zamknęli okna, Carlie zdjęła mokry szalik irękawiczki, po czym podeszła do ognia i wystawiła dłonie, żeby sięrozgrzać.- Co pana tu sprowadza? - spytała Marvina.167RSHazardzista wyciągnął ręce w jej kierunku, z dala od siebie, jakgdyby wiedział, że dziewczyna wciąż go podejrzewa o zamordowanieJacksona czy też posiadanie broni.- Mam złe wieści - powiedział.Sean zamknął ostatnie okno i rzucił Marvinowi przeciągłespojrzenie.- Carlie miała okropną przygodę.Musi się rozgrzać.-Ruszył dodrzwi, które, jak uznała, prowadziły do sypialni.- Zobaczę, co można tam znalezć.- Nie wchodz tam - odezwał się Marvin.Zabrzmiało to raczej jakostrzeżenie niż grozba.Znieg rozpuszczał się we włosach Carlie i spływał jej po szyi.Choć marzyła o suchym ubraniu albo ręczniku, obawiała się, że jeśliSean przejdzie przez próg, znajdzie się w niebezpieczeństwie.Seanzatrzymał się i spojrzał na Marvina.- Wygląda pani tak, jakby robiła pani w orły na śniegu -zauważył Marvin, zerkając na Carlie.Sean zajrzał do pomieszczenia na tyłach domu, po czympopatrzył na Marvina.- Jesteś uzbrojony? - zapytał.Marvin zmarszczył brwi, a jego spojrzenie powędrowało odSeana do Carlie.- A powinienem być?Sean zamilkł, po czym przerwał pełną napięcia ciszę.- Strzały wywołały lawinę - wyjaśnił.- Ta lawina porwała zesobą Carlie.168RSTo krótkie streszczenie, tak typowe dla niego, nie opisywałotego, że ją uratował, nie zawierało ani jednej informacji poza tym, coabsolutnie niezbędne.Carlie pomyślała, że byłby z niego niezłypolicjant.Niezły partner.Marvin skrzyżował ręce na piersi i wyjrzał przez okno.- Pani przynajmniej przeżyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]