[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stałam więcw drzwiach do pralni i nasłuchiwałam, nagle otworzyły się drzwido rowerowni i Clare, nie uwierzysz, stanął w nich zupełnie nagifacet, który był łudząco podobny do Henry'ego.Wybuchłam śmiechem, który nawet dla mnie brzmi fałszywie.- Och, daj spokój.Alicia uśmiecha się szeroko.- Widzisz? Miałam rację, że wezmiesz mnie za wariatkę.Aleprzysięgam, to się wydarzyło naprawdę.Ten facet był trochę zaskoczony, stałam tam jak wryta z rozdziawioną gębą, zastanawiając się,czy mnie zgwałci, czy zabije, a on tylko spojrzał na mnie i powiedział:  Cześć, Alicia", po czym wszedł do Czytelni i zamknął drzwi.182 -Co?- Wbiegłam jak szalona po schodach, zaczęłam walić do drzwiMarka, ale on kazał mi spadać.Kiedy w końcu otworzył, był taknaćpany, że dopiero po dłuższej chwili zajarzył, co do niego mówię.Oczywiście nie uwierzył w ani jedno moje słowo, ale jakośudało mi się go zmusić, żeby zszedł na dół.Zapukał do drzwi Czytelni.Byliśmy oboje przerażeni, zupełnie jak Nancy Drew, no,wiesz, kiedy myślisz:  Te dziewczyny są naprawdę głupie, powinny przecież wezwać policję", ale nic się nie wydarzyło.Mark otworzył drzwi, a w środku nie było nikogo.Nawrzeszczał na mnie, żewszystko zmyśliłam, ale potem oboje doszliśmy do wniosku, że tenmężczyzna mógł wejść na górę, poszliśmy więc do kuchni i usiedliśmy przy telefonie, z wielkim nożem Nell pod ręką.- Dlaczego nigdy mi o tym nie opowiadałaś?- Kiedy wszyscy wróciliście do domu, było mi głupio.Wiedziałam, że tato się zdenerwuje, a przecież nic wielkiego się nie stało.ale to nie było też zabawne i nie miałam ochoty o tym rozmawiać.- Alicia wybucha śmiechem.- Zapytałam kiedyś babcię, czy w domu są duchy, ale odparła, że o żadnych nie słyszała.- A ten facet czy duch wyglądał jak Henry?- Tak! Przysięgam, Clare, o mało co nie padłam trupem, kiedy tuprzyjechaliście i go zobaczyłam.To był on! Nawet jego głosbrzmiał tak samo.Ten, którego widziałam w piwnicy miał co prawda krótsze włosy i był starszy.chyba koło czterdziestki.- Ale jeśli ten facet miał czterdzieści lat, a to było pięć lat temu.Henry ma dopiero dwadzieścia osiem lat, więc wtedy musiałbymieć dwadzieścia trzy, Alicio.- No tak.Ale, Clare, to było takie dziwne.Czy on ma brata?- Nie.I nawet nie jest podobny do ojca.- Może to była jakaś astralna projekcja albo coś w tym stylu.- Podróż w czasie - rzucam z uśmiechem.- Może.Wielkie nieba, to przecież niesamowite.Ekran telewizora na moment ciemnieje, po czym wracamy doDonny ukrytej za krzewem hortensji i Jimmy'ego Stewarta krążącego wokół niej ze szlafrokiem przerzuconym przez ramię.%7łartuje, mówiąc, że zacznie sprzedawać bilety, by ludzie mogli ją oglądać.Drań, myślę, choć rumieniąc się ze wstydu, przypominamsobie gorsze rzeczy, które mówiłam do Henry'ego na temat ubrań183 i nagości.W tej chwili podjeżdża jednak samochód i Jimmy rzucaDonnie szlafrok. Twój ojciec miał wylew!", mówi ktoś w samochodzie i Jimmy znika, nie oglądając się za siebie, pozostawiającukrytą w liściach Donnę.Czuję, że do oczu napływają mi łzy.- Jezu, Clare, wszystko będzie dobrze.On wróci - przypominami Alicia.Uśmiecham się i oglądamy dalej.Pan Potter namawia Jim-my'ego, żeby zrezygnował ze studiów w college'u i zajął się prowadzeniem rodzinnej firmy budowlanej.- Drań - mówi Alicia.- Drań - zgadzam się z opinią siostry.HENRY: Kiedy wchodzimy do ciepłego, jasno oświetlonego kościoła, czuję okropny ucisk w żołądku.Nigdy w życiu nie byłem nakatolickiej mszy.Ostatnim nabożeństwem, w jakim uczestniczyłem,był pogrzeb mojej matki.Trzymam Clare pod ramię jak ślepiec,a ona prowadzi mnie główną nawą.Siadamy w pustej ławce.Clarei członkowie jej rodziny klękają na wyłożonych poduszkami klęcz-nikach, a ja siedzę, jak przykazała mi Clare.Przyjechaliśmy bardzowcześnie.Alicia zniknęła, a Nell siedzi za nami z mężem i synem,który dostał na święta przepustkę z marynarki.Dulcie siedzi z jakąśswoją rówieśnicą.Clare, Mark, Sharon i Philip klęczą obok siebie:Clare niczego nieświadoma, Mark roztargniony, Sharon spokojnai pogrążona w modlitwie, Philip zmęczony.Kościół udekorowanokwiatami poinsencji.Pachną woskiem i mokrymi ubraniami.Poprawej stronie ołtarza stoi duża szopka z Maryją, Józefem i całymtowarzystwem.Kościół powoli się zapełnia.Ludzie wybierają miejsca, pozdrawiają się.Clare siada obok mnie, Mark i Philip idą w jejślady; Sharon klęczy jeszcze przez parę minut.Po chwili na scenę -ołtarz - wychodzi mężczyzna w garniturze i sprawdza mikrofonyprzyczepione do małych pulpitów, po czym znika.W kościele jestjuż tłum wiernych.Z lewej strony wychodzi Alicia z dwoma kobietami i mężczyzną; wszyscy niosą swoje instrumenty.Jasnowłosakobieta gra na skrzypcach, a druga na altówce; mocno zaawansowany wiekiem mężczyzna, który idąc, głośno szura nogami, jest drugim skrzypkiem.Wszyscy są ubrani na czarno.Siadają na rozkładanych krzesłach, zapalają światełka nad pulpitami, szeleszcząnutami, uderzają w struny i spoglądają na siebie, by sprawdzić, czy184 wszystko jest jak należy.W kościele zapada cisza, którą nagle przerywa jedna długa nuta, niezwiązana z żadnym znanym utworem.Wzbija się w powietrze i trwa.Alicia pochyla się nad instrumentem,tak nisko jak tylko może pochylić się człowiek.Grany przez niądzwięk pojawia się jakby znikąd i odbija się w mojej czaszce, mamwrażenie, że ktoś gładzi mnie palcami po mózgu.Dzwięk cichnie.W kościele na krótko zapada absolutna cisza.Po chwili czwórkamuzyków zaczyna grać.Po prostocie tej jednej, zawieszonej wysoko nuty muzyka przypomina kakofonię.Bartok? Wsłuchuję sięuważniej i uświadamiam sobie, że grają Cichą noc.Nie mam pojęcia, dlaczego brzmi tak dziwnie.Widzę jednak, jak jasnowłosaskrzypaczka kopie w krzesło Alicii i już od następnego taktuwszystko brzmi jak należy.Clare odwraca się do mnie z uśmiechem.Zgromadzeni w kościele wierni spoglądają do tyłu.Główną nawąpodąża dostojnie ksiądz w otoczeniu stadka ministrantów i kilkumężczyzn w garniturach.Podchodzą do ołtarza i zajmują miejsca.Muzyka gwałtownie cichnie.Och nie, myślę, co teraz? Clare ujmuje moją dłoń i stoimy razem w tłumie.Boże, jeśli istniejesz naprawdę, pozwól mi tu stać spokojnie, tutaj i teraz, tutaj i teraz.CLARE: Henry wygląda tak, jakby zaraz miał stracić przytomność.Wielki Boże, nie pozwól mu teraz zniknąć.Ojciec Compton witanas swoim głosem spikera radiowego.Sięgam do kieszeni płaszczaHenry'ego, znajduję dziurę w materiale i mocno ściskam go za penisa.Podskakuje, jakbym potraktowała go prądem elektrycznym.- Pan z wami - zaczyna ksiądz.- I z duchem twoim - odpowiadamy.Wszystko jest tak samo jakzawsze.A jednak teraz jesteśmy tutaj razem i wszyscy mogą nas zobaczyć.Czuję na swoich plecach wzrok Helen.Ruth siedzi pięć ławek za nami z bratem i rodzicami.Nancy, Laura, Mary Christina,Patty, Dave, Chris, nawet Jason Everleigh; zjawili się tu chybawszyscy, z którymi chodziłam do szkoły.Spoglądam na Henry'ego,który nie zwraca na nic uwagi.Mocno się poci.Patrzy na mnie, unosząc jedną brew.Msza trwa.Czytania, Kyrie,  Pan z wami, I z duchem twoim" [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl