[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drugi raz byli świadkami podobnej, bolesnej sceny - tyle że obeszło się bez użalania się nad sobą.Kevin wściekał się i klął, a jego dziewczyna siedziała na kanapie i zalewała się łzami.To do niego niepodobne,mówiła.Zwykle jest taki łagodny.Wrócili na komendę.-Jezu, co za dzień… - mruknął umęczony Insch.Szurając nogami, szedłdo windy.Kciukiem wcisnął przycisk i drzwi, o dziwo, od razu sięotworzyły.Wsiadł, zostawiając Logana i Watson na korytarzu.- Mam propozycję.Przebierzcie się i spotkajmy się tu o piątej.Mam dwa formularze do wypełnienia.Potem pójdziemy na drinka.Watson przeniosła wzrok na Logana i z powrotem na inspektora.Możnabyło pomyśleć, że szuka wymówki, ale zanim zdążyła coś powiedzieć,drzwi windy zamknęły się za Inschem.Logan odetchnął z ulgą.- Jeżeli nie chce pani iść, nie ma sprawy - powiedział.- Powiem inspektorowi, że była pani wcześniej umówiona.- Aż tak bardzo chce się pan mnie pozbyć?Logan uniósł brwi.- Nie.Wcale nie.Pomyślałem tylko… Po tym, co napisali w gaze tach… No… - Wskazał na siebie.- Zdrajca.Watson się uśmiechnęła.Z całym szacunkiem, panie sierżancie, aleczasem niezły z pana dupek.Przecież znam Millera.Wiem, co z niego za palant.- Spoważniała.- Nie wiedziałam, czy pan chce, żebym poszła.Wie pan, nawrzucałamtemu gościowi w samochodzie…Logan aż się rozpromienił.- Ależ skąd! Nic się nie stało.Poważnie.To znaczy, samo nawrzucanie nie było w porządku… - Widząc, że uśmiech Watson blednie, brnął dalej, modląc się, żeby znów wszystkiego nie schrzanić.- Ale to nie ma nic do rzeczy.Chcę, żeby pani z nami poszła.Zwłaszcza jeśli inspektor stawia.- Zawahał się.- To znaczy, nie chodzi o to, że nie chciałbym, gdybym to ja stawiał… Po prostu…Umilkł, zanim zdążył wybełkotać coś głupiego.Watsonspojrzała na niego badawczo.- W porządku - stwierdziła w końcu.- Pójdę się przebrać.Spotkamy się przy wejściu.Poszła sobie.Logan został sam na środku korytarza, święcie przekonany, że Jackie Watson się z niego śmieje.Poczerwieniał jak piwonia.W recepcji Duży Gary szykował się do kolejnej nocnej zmiany.Uśmiechnął się i pomachał Loganowi.- Witam, Łazarzu.Cieszę się, że wreszcie cię doceniają.Logan zmarszczył pytająco brwi, a Gary wyciągnął spod biurka „Evening Express”, popołudniówkę wydawaną przez tych samych ludzi, co „Press and Journal”.Pierwszą stronę zdobiło zdjęcie ludzi w niebieskich gumowych kombinezonach, grzebiących w stercie martwych zwierząt.„Dom grozy: dzielni policjanci w poszukiwaniu dowodów”.•Niech zgadnę… - westchnął Logan.- Colin Miller w akcji? Garypostukał się palcem w nos.•Strzał w dziesiątkę, panie bohaterze.- Wiesz co, Gary? Kiedy tylko przeskoczę cię rangą, wywalę cię stąd na zbity pysk i wrócisz do patrolowania ulic.Gary mrugnął porozumiewawczo.-A do tego czasu będziesz mnie musiał znosić.Ciasteczko?Podsunął paczkę kit katów Loganowi, który mimo woli się uśmiechnął.I wziął jednego herbatnika.- Co jeszcze pisze Miller?Gary wypiął pierś, przerzucił stronę w gazecie i zaczął czytać na głos swoim najlepszym szekspirowskim głosem:•Pitu, pitu, śnieg i lód, pitu, pitu… Kwieciste bzdury o tym, jacy to nasi policjanci są dzielni, że tak rozgrzebują tę „makabryczną kopalnię śmierci”.Dalej pitu, pitu, poszukiwania „dowodów rzeczowych, które pozwolą ocalić nasze dzieci przed potworem”.O, to ci się spodoba: „Policjant bohater, Logan »Łazarz« McRae, razem ze swoimi ludźmi sortowałtrupy”.Poza tym uratowałeś życie Steve’owi Jacobsowi, kiedy szczur się na niego rzucił.Niech pana Bóg błogosławi, panie sierżancie! - Gary zasalutował z emfazą.•Posterunkowy Rennie zajął się Steve’em.Ja tylko kazałem go zawieźćdo szpitala.•Ba! Inni by o tym nie pomyśleli! - Gary otarł wyimaginowaną łzę zkącika oka.- Jesteś dla nas wszystkich natchnieniem.•Nie cierpię cię - odparł z uśmiechem Logan.Myślenie o posterunkowej Watson jako Jackie przychodziło muznacznie łatwiej, kiedy ubierała się po cywilnemu.Surową czerń munduru 189zastąpiły dżinsy i czerwona bluza; kręcone kasztanowe włosy opadałyswobodnie na ramiona.Wkładając ocieplaną kurtkę, przeklinała długie, plączące się loki.Przynajmniej jedno z nich ubierało się zimowo - Logan został w roboczym garniturze.Nigdy nie przebierał się w pracy: skoro do domu miał dwie minuty piechotą, nie widział w tym wielkiego sensu.Jackie dołączyła do nich w recepcji, wyprosiła u Gary’ego kit kata izajadała go ze smakiem.Logan odczekał, aż przełknie i spytał:- Jak się dziś spisał więzień?Gryzła, żuła, przełykała, aż w końcu wykrztusiła, że został -jak zwykle - skazany na czterdzieści dwie godziny prac społecznych na rzecz miej skiego wydziału parków i wpisany do rejestru przestępców seksualnych.- Jak zwykle?Watson wzruszyła ramionami.- Zawsze trafia do parków - odparła, parskając okruchami czekolady.- Sadzi, piele, naprawia sprzęt.No wiesz.- Przełknęła.- Sędzia się nad nim zlitował, zwłaszcza po zeznaniach w sprawie Cleavera.Jeszcze raz to przerobili, tylko bez Sandy’ego-Węża, który próbowałby udowodnić, że to wytwór pokręconej wyobraźni chłopaka.Muszę przyznać, że i mnie jestgo żal.Wyobrażacie sobie taki dom? Ojciec was molestuje, matka chleje, a kiedy trafiacie do szpitala, pieprzony Gerald Cleaver obmacuje was pod kocem.Logan i Gary w milczeniu wspomnieli zniewieściałego pielęgniarza, który lubił małych chłopców.-Wiecie co? - odezwał się w końcu Gary.- Gdyby nie Sprzątacz,założyłbym się, że to Cleaver mordował dzieciaki.•Jakim cudem? Siedział już w areszcie, kiedy zniknął Peter Lumley.Gary się zmieszał.•Mógł mieć wspólnika.•Poza tym Cleaver obmacywał, ale nie zabijał - wtrąciła Watson.- Wolał żywych.Logan się skrzywił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Drugi raz byli świadkami podobnej, bolesnej sceny - tyle że obeszło się bez użalania się nad sobą.Kevin wściekał się i klął, a jego dziewczyna siedziała na kanapie i zalewała się łzami.To do niego niepodobne,mówiła.Zwykle jest taki łagodny.Wrócili na komendę.-Jezu, co za dzień… - mruknął umęczony Insch.Szurając nogami, szedłdo windy.Kciukiem wcisnął przycisk i drzwi, o dziwo, od razu sięotworzyły.Wsiadł, zostawiając Logana i Watson na korytarzu.- Mam propozycję.Przebierzcie się i spotkajmy się tu o piątej.Mam dwa formularze do wypełnienia.Potem pójdziemy na drinka.Watson przeniosła wzrok na Logana i z powrotem na inspektora.Możnabyło pomyśleć, że szuka wymówki, ale zanim zdążyła coś powiedzieć,drzwi windy zamknęły się za Inschem.Logan odetchnął z ulgą.- Jeżeli nie chce pani iść, nie ma sprawy - powiedział.- Powiem inspektorowi, że była pani wcześniej umówiona.- Aż tak bardzo chce się pan mnie pozbyć?Logan uniósł brwi.- Nie.Wcale nie.Pomyślałem tylko… Po tym, co napisali w gaze tach… No… - Wskazał na siebie.- Zdrajca.Watson się uśmiechnęła.Z całym szacunkiem, panie sierżancie, aleczasem niezły z pana dupek.Przecież znam Millera.Wiem, co z niego za palant.- Spoważniała.- Nie wiedziałam, czy pan chce, żebym poszła.Wie pan, nawrzucałamtemu gościowi w samochodzie…Logan aż się rozpromienił.- Ależ skąd! Nic się nie stało.Poważnie.To znaczy, samo nawrzucanie nie było w porządku… - Widząc, że uśmiech Watson blednie, brnął dalej, modląc się, żeby znów wszystkiego nie schrzanić.- Ale to nie ma nic do rzeczy.Chcę, żeby pani z nami poszła.Zwłaszcza jeśli inspektor stawia.- Zawahał się.- To znaczy, nie chodzi o to, że nie chciałbym, gdybym to ja stawiał… Po prostu…Umilkł, zanim zdążył wybełkotać coś głupiego.Watsonspojrzała na niego badawczo.- W porządku - stwierdziła w końcu.- Pójdę się przebrać.Spotkamy się przy wejściu.Poszła sobie.Logan został sam na środku korytarza, święcie przekonany, że Jackie Watson się z niego śmieje.Poczerwieniał jak piwonia.W recepcji Duży Gary szykował się do kolejnej nocnej zmiany.Uśmiechnął się i pomachał Loganowi.- Witam, Łazarzu.Cieszę się, że wreszcie cię doceniają.Logan zmarszczył pytająco brwi, a Gary wyciągnął spod biurka „Evening Express”, popołudniówkę wydawaną przez tych samych ludzi, co „Press and Journal”.Pierwszą stronę zdobiło zdjęcie ludzi w niebieskich gumowych kombinezonach, grzebiących w stercie martwych zwierząt.„Dom grozy: dzielni policjanci w poszukiwaniu dowodów”.•Niech zgadnę… - westchnął Logan.- Colin Miller w akcji? Garypostukał się palcem w nos.•Strzał w dziesiątkę, panie bohaterze.- Wiesz co, Gary? Kiedy tylko przeskoczę cię rangą, wywalę cię stąd na zbity pysk i wrócisz do patrolowania ulic.Gary mrugnął porozumiewawczo.-A do tego czasu będziesz mnie musiał znosić.Ciasteczko?Podsunął paczkę kit katów Loganowi, który mimo woli się uśmiechnął.I wziął jednego herbatnika.- Co jeszcze pisze Miller?Gary wypiął pierś, przerzucił stronę w gazecie i zaczął czytać na głos swoim najlepszym szekspirowskim głosem:•Pitu, pitu, śnieg i lód, pitu, pitu… Kwieciste bzdury o tym, jacy to nasi policjanci są dzielni, że tak rozgrzebują tę „makabryczną kopalnię śmierci”.Dalej pitu, pitu, poszukiwania „dowodów rzeczowych, które pozwolą ocalić nasze dzieci przed potworem”.O, to ci się spodoba: „Policjant bohater, Logan »Łazarz« McRae, razem ze swoimi ludźmi sortowałtrupy”.Poza tym uratowałeś życie Steve’owi Jacobsowi, kiedy szczur się na niego rzucił.Niech pana Bóg błogosławi, panie sierżancie! - Gary zasalutował z emfazą.•Posterunkowy Rennie zajął się Steve’em.Ja tylko kazałem go zawieźćdo szpitala.•Ba! Inni by o tym nie pomyśleli! - Gary otarł wyimaginowaną łzę zkącika oka.- Jesteś dla nas wszystkich natchnieniem.•Nie cierpię cię - odparł z uśmiechem Logan.Myślenie o posterunkowej Watson jako Jackie przychodziło muznacznie łatwiej, kiedy ubierała się po cywilnemu.Surową czerń munduru 189zastąpiły dżinsy i czerwona bluza; kręcone kasztanowe włosy opadałyswobodnie na ramiona.Wkładając ocieplaną kurtkę, przeklinała długie, plączące się loki.Przynajmniej jedno z nich ubierało się zimowo - Logan został w roboczym garniturze.Nigdy nie przebierał się w pracy: skoro do domu miał dwie minuty piechotą, nie widział w tym wielkiego sensu.Jackie dołączyła do nich w recepcji, wyprosiła u Gary’ego kit kata izajadała go ze smakiem.Logan odczekał, aż przełknie i spytał:- Jak się dziś spisał więzień?Gryzła, żuła, przełykała, aż w końcu wykrztusiła, że został -jak zwykle - skazany na czterdzieści dwie godziny prac społecznych na rzecz miej skiego wydziału parków i wpisany do rejestru przestępców seksualnych.- Jak zwykle?Watson wzruszyła ramionami.- Zawsze trafia do parków - odparła, parskając okruchami czekolady.- Sadzi, piele, naprawia sprzęt.No wiesz.- Przełknęła.- Sędzia się nad nim zlitował, zwłaszcza po zeznaniach w sprawie Cleavera.Jeszcze raz to przerobili, tylko bez Sandy’ego-Węża, który próbowałby udowodnić, że to wytwór pokręconej wyobraźni chłopaka.Muszę przyznać, że i mnie jestgo żal.Wyobrażacie sobie taki dom? Ojciec was molestuje, matka chleje, a kiedy trafiacie do szpitala, pieprzony Gerald Cleaver obmacuje was pod kocem.Logan i Gary w milczeniu wspomnieli zniewieściałego pielęgniarza, który lubił małych chłopców.-Wiecie co? - odezwał się w końcu Gary.- Gdyby nie Sprzątacz,założyłbym się, że to Cleaver mordował dzieciaki.•Jakim cudem? Siedział już w areszcie, kiedy zniknął Peter Lumley.Gary się zmieszał.•Mógł mieć wspólnika.•Poza tym Cleaver obmacywał, ale nie zabijał - wtrąciła Watson.- Wolał żywych.Logan się skrzywił [ Pobierz całość w formacie PDF ]