[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Reszta moich ludzi wciąż przeczesuje okolicę, szukającAdriana i twojej towarzyszki.Jednak obawiam się, że już nie żyją,pozostaje więc przywiezć ciała, aby im wyprawić chrześcijańskipogrzeb.W końcu zginęli podczas pielgrzymki.Może Bóg będziełaskaw nawet dla grzesznicy.- Skąd pewność, że zginęli?- Co do tego nie ma żadnej wątpliwości.Nam wypada jedyniemodlić się za ich dusze.Ale na razie mamy do omówienia dużoważniejsze sprawy.- My? - z niedowierzaniem spytała.- Wasza Wysokość - dodałapospiesznie.- Ten strój zupełnie do ciebie nie pasuje, milady.Nie jesteśstworzona do szarości.Elizabeth spojrzała na prosty habit ozdobiony jedynie znakiemkrzyża.- Zakonnica nie myśli, w co się powinna ubrać, książę -odparła.~ 227 ~RS- W rzeczy samej.A to mi przypomina, że nie jesteś stworzonado życia w klasztorze.Chyba powinnaś nieco lepiej poznać świat,który cię otacza, zanim na dobre go odrzucisz.- Dziękuję.To, co już widziałam, zupełnie mi wystarcza.- Parę dni pielgrzymki w asyście pokutnika? Czy pózniejszawędrówka ze świątobliwym mnichem? Nie, milady.Lepiej jedz zemną do Londynu.Mój ojciec chce ci osobiście podziękować.- Za co? - zapytała wprost.Jeszcze nie całkiem wyleczyła sięze swoich dawnych przywar.- Za to, że pomogłaś mi bezpiecznie dotrzeć do Domu Bożego,w którym dostojny kapłan oczyścił moją duszę.Matka przeoryszajuż dała ci zgodę na wyjazd, choć obwarowaną pewnymiwarunkami.Przytaknęła jednak, kiedy powiedziałem, że wartowypróbować twoje powołanie.Za dwa dni wyruszamy w drogę.To chyba wystarczy, żebyś dostała odpowiednie suknie.W takimstroju nie staniesz przed obliczem króla.A na dworze zobaczysz,czy naprawdę warto uciekać przed światem.Elizabeth nerwowo spojrzała na przeoryszę, lecz starazakonnica z kamiennym wyrazem twarzy jedynie zdawkowopokiwała głową, jakby chciała w ten sposób potwierdzić słowaksięcia.Matka Alison wyglądała na mniej przekonaną, chociaż teżprzytaknęła.Zgadzała się z nieuniknionym.Mnie też nie wypada.nie wolno odmówić, pomyślałaElizabeth.William rzeczywiście jest królewskim synem, chociażpozostaje potomkiem z nieprawego łoża.Tymczasem chodziłysłuchy, że młoda królowa znów zaszła w ciążę.Wszyscy liczyli nato, że dotrwa do końca w błogosławionym stanie i że dzieckonareszcie urodzi się zdrowe.Elizabeth mogła w tym pomóc, gdyby znalazła się w Londynie.Król na pewno okazałby jej wdzięczność.Elizabeth wywodziła się zdobrego rodu, datującego swoje pochodzenie od pierwszychhufców, które przybyły tu z Normandii na okrętach WilhelmaZdobywcy.Wprawdzie była wysoka i ruda, lecz niektórym~ 228 ~RSmężczyznom nawet się podobała.Przynajmniej jednemu.Szybko wychyliła zawartość kielicha i popatrzyła księciu prostow oczy.Trochę górowała nad nim wzrostem; pod tym względemnie różnił się od większości mężczyzn.Gdyby zechciała mężawyższego od siebie, miała do wyboru niewielu kandydatów.Jedyny, którego poznała lepiej, z oczywistych względów niewchodził w rachu-bę.Nie byłaby jednak od tego, żeby wyjść za mąż.Już sięprzekonała, że kontakt z mężczyzną może być.przyjemny.Mogłasię zakochać, tak jak nieopatrznie zakochała się w pewnymoszuście i kłamcy.Och, nie, to nie była miłość.Zwykłe zauroczenie.Wyczuła wnim coś dwuznacznego, i to wywołało chwilową słabość.Więcej nie powtórzę podobnego błędu, pomyślała.Znajdę sobiekogoś, kto sprawi, że zechcę z nim pozostać aż do końca życia.- Z chęcią dołączę do orszaku Waszej Wysokości.William wyciągnął rękę i złożył na jej dłoni długi pocałunek.Zimny dreszcz przebiegł po plecach Elizabeth.Nie było w tymnic przyjemnego.Miała ochotę krzyknąć, że nigdzie nie pojedzie iże woli pozostać tutaj, gdzie jej właściwe miejsce.W tej samejchwili poczuła na sobie czyjeś spojrzenie.Uniosła głowę.Peter stał w drugim końcu wielkiej sali.Popatrzyli na siebie pierwszy raz od czasu, kiedy Elizabethdowiedziała się, kim jest rzeczywiście.Miał pusty wzrok.Ani śladu skruchy, pożądania, gniewu lubmiłości.Wyglądał niczym posąg wykuty z kamienia.Elizabeth odwróciła się w stronę księcia i powiedziała.- Już liczę godziny do odjazdu, panie.- Ani śladu, waszaksiążęca mość - zameldował Rufus.William nieraz był świadkiem, jak ten człowiek zabijałbezbronnych kmieci gołymi rękami, palii, gwałcił, mordował.Ucieleśnienie zła, a jednak drżał przed nim.Williama to bawiło.Rufus nie bał się śmierci.Zmierć jest bardzo łatwa.Bał się~ 229 ~RSumierania.William popatrzył na niego od niechcenia.- Chcesz powiedzieć, że nie znalazłeś śladów, prawda? - spytał,podkreślając słowa nie znalazłeś".- Sir Adrian jest na pewnoranny i ma z sobą tę ladacznicę, która mu utrudnia życie ciągłymutyskiwaniem.Mimo to nie możesz ich odszukać?- Jenkins mówi, że poszli w drugą stronę, nad morze, zamiastwędrować tutaj - z rozpaczą odpowiedział Rufus.- A kimże to jest wspomniany Jenkins? - łagodnie zapytałWilliam.Rufus zbladł jeszcze bardziej.- To jeden z moich ludzi, panie.- I ma dar jasnowidzenia? Przenajświętsza Dziewica zstąpiła doniego z nieba i powiedziała mu, gdzie odnalezć moich wrogów?- Nie, wasza książęca mość.To tylko domysły.- Nie wierzę w domysły, Rufusie.Nie wierzę w przepowiednie.Wrócisz teraz na deszcz i będziesz szukał dalej.Jestem pewien, żetutaj idą.Twój Jenkins może myśleć co innego, ale ja wiem swoje.Muszą zginąć.Zabij ich szybko, bo to nie czas i miejsce na drobneprzyjemności.A potem musisz mi przynieść głowę sir Adriana.Chcę mieć pewność, że mnie nie zdradzi.Rufus cofnął się w stronę drzwi.Niemal się potknął o własnąstopę.- Rufusie?- Tak, Wasza Wysokość?- Tylko mnie nie zawiedz.Przekonałem tutejsze siostry, że porozgrzeszeniu stałem się zupełnie innym człowiekiem.Nie chcę,żeby pomyślały sobie co innego, dopóki stąd nie odjedziemy.- My", panie? - Rufus doskonale wiedział, że książę nigdy niemówił w ten sposób o swoich ludziach.- Zabieram z sobą dziewczynę.Tę dużą, o rudych włosach.- Pokornie błagam o wybaczenie waszą książęcą mość, ale tonie jest ktoś, kto mógłby zaspokoić twoje gusta, panie.Tylkoprzysporzy ci kłopotów.Zakonnice podniosą hałas, jeżeli coś jej~ 230 ~RSsię stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Reszta moich ludzi wciąż przeczesuje okolicę, szukającAdriana i twojej towarzyszki.Jednak obawiam się, że już nie żyją,pozostaje więc przywiezć ciała, aby im wyprawić chrześcijańskipogrzeb.W końcu zginęli podczas pielgrzymki.Może Bóg będziełaskaw nawet dla grzesznicy.- Skąd pewność, że zginęli?- Co do tego nie ma żadnej wątpliwości.Nam wypada jedyniemodlić się za ich dusze.Ale na razie mamy do omówienia dużoważniejsze sprawy.- My? - z niedowierzaniem spytała.- Wasza Wysokość - dodałapospiesznie.- Ten strój zupełnie do ciebie nie pasuje, milady.Nie jesteśstworzona do szarości.Elizabeth spojrzała na prosty habit ozdobiony jedynie znakiemkrzyża.- Zakonnica nie myśli, w co się powinna ubrać, książę -odparła.~ 227 ~RS- W rzeczy samej.A to mi przypomina, że nie jesteś stworzonado życia w klasztorze.Chyba powinnaś nieco lepiej poznać świat,który cię otacza, zanim na dobre go odrzucisz.- Dziękuję.To, co już widziałam, zupełnie mi wystarcza.- Parę dni pielgrzymki w asyście pokutnika? Czy pózniejszawędrówka ze świątobliwym mnichem? Nie, milady.Lepiej jedz zemną do Londynu.Mój ojciec chce ci osobiście podziękować.- Za co? - zapytała wprost.Jeszcze nie całkiem wyleczyła sięze swoich dawnych przywar.- Za to, że pomogłaś mi bezpiecznie dotrzeć do Domu Bożego,w którym dostojny kapłan oczyścił moją duszę.Matka przeoryszajuż dała ci zgodę na wyjazd, choć obwarowaną pewnymiwarunkami.Przytaknęła jednak, kiedy powiedziałem, że wartowypróbować twoje powołanie.Za dwa dni wyruszamy w drogę.To chyba wystarczy, żebyś dostała odpowiednie suknie.W takimstroju nie staniesz przed obliczem króla.A na dworze zobaczysz,czy naprawdę warto uciekać przed światem.Elizabeth nerwowo spojrzała na przeoryszę, lecz starazakonnica z kamiennym wyrazem twarzy jedynie zdawkowopokiwała głową, jakby chciała w ten sposób potwierdzić słowaksięcia.Matka Alison wyglądała na mniej przekonaną, chociaż teżprzytaknęła.Zgadzała się z nieuniknionym.Mnie też nie wypada.nie wolno odmówić, pomyślałaElizabeth.William rzeczywiście jest królewskim synem, chociażpozostaje potomkiem z nieprawego łoża.Tymczasem chodziłysłuchy, że młoda królowa znów zaszła w ciążę.Wszyscy liczyli nato, że dotrwa do końca w błogosławionym stanie i że dzieckonareszcie urodzi się zdrowe.Elizabeth mogła w tym pomóc, gdyby znalazła się w Londynie.Król na pewno okazałby jej wdzięczność.Elizabeth wywodziła się zdobrego rodu, datującego swoje pochodzenie od pierwszychhufców, które przybyły tu z Normandii na okrętach WilhelmaZdobywcy.Wprawdzie była wysoka i ruda, lecz niektórym~ 228 ~RSmężczyznom nawet się podobała.Przynajmniej jednemu.Szybko wychyliła zawartość kielicha i popatrzyła księciu prostow oczy.Trochę górowała nad nim wzrostem; pod tym względemnie różnił się od większości mężczyzn.Gdyby zechciała mężawyższego od siebie, miała do wyboru niewielu kandydatów.Jedyny, którego poznała lepiej, z oczywistych względów niewchodził w rachu-bę.Nie byłaby jednak od tego, żeby wyjść za mąż.Już sięprzekonała, że kontakt z mężczyzną może być.przyjemny.Mogłasię zakochać, tak jak nieopatrznie zakochała się w pewnymoszuście i kłamcy.Och, nie, to nie była miłość.Zwykłe zauroczenie.Wyczuła wnim coś dwuznacznego, i to wywołało chwilową słabość.Więcej nie powtórzę podobnego błędu, pomyślała.Znajdę sobiekogoś, kto sprawi, że zechcę z nim pozostać aż do końca życia.- Z chęcią dołączę do orszaku Waszej Wysokości.William wyciągnął rękę i złożył na jej dłoni długi pocałunek.Zimny dreszcz przebiegł po plecach Elizabeth.Nie było w tymnic przyjemnego.Miała ochotę krzyknąć, że nigdzie nie pojedzie iże woli pozostać tutaj, gdzie jej właściwe miejsce.W tej samejchwili poczuła na sobie czyjeś spojrzenie.Uniosła głowę.Peter stał w drugim końcu wielkiej sali.Popatrzyli na siebie pierwszy raz od czasu, kiedy Elizabethdowiedziała się, kim jest rzeczywiście.Miał pusty wzrok.Ani śladu skruchy, pożądania, gniewu lubmiłości.Wyglądał niczym posąg wykuty z kamienia.Elizabeth odwróciła się w stronę księcia i powiedziała.- Już liczę godziny do odjazdu, panie.- Ani śladu, waszaksiążęca mość - zameldował Rufus.William nieraz był świadkiem, jak ten człowiek zabijałbezbronnych kmieci gołymi rękami, palii, gwałcił, mordował.Ucieleśnienie zła, a jednak drżał przed nim.Williama to bawiło.Rufus nie bał się śmierci.Zmierć jest bardzo łatwa.Bał się~ 229 ~RSumierania.William popatrzył na niego od niechcenia.- Chcesz powiedzieć, że nie znalazłeś śladów, prawda? - spytał,podkreślając słowa nie znalazłeś".- Sir Adrian jest na pewnoranny i ma z sobą tę ladacznicę, która mu utrudnia życie ciągłymutyskiwaniem.Mimo to nie możesz ich odszukać?- Jenkins mówi, że poszli w drugą stronę, nad morze, zamiastwędrować tutaj - z rozpaczą odpowiedział Rufus.- A kimże to jest wspomniany Jenkins? - łagodnie zapytałWilliam.Rufus zbladł jeszcze bardziej.- To jeden z moich ludzi, panie.- I ma dar jasnowidzenia? Przenajświętsza Dziewica zstąpiła doniego z nieba i powiedziała mu, gdzie odnalezć moich wrogów?- Nie, wasza książęca mość.To tylko domysły.- Nie wierzę w domysły, Rufusie.Nie wierzę w przepowiednie.Wrócisz teraz na deszcz i będziesz szukał dalej.Jestem pewien, żetutaj idą.Twój Jenkins może myśleć co innego, ale ja wiem swoje.Muszą zginąć.Zabij ich szybko, bo to nie czas i miejsce na drobneprzyjemności.A potem musisz mi przynieść głowę sir Adriana.Chcę mieć pewność, że mnie nie zdradzi.Rufus cofnął się w stronę drzwi.Niemal się potknął o własnąstopę.- Rufusie?- Tak, Wasza Wysokość?- Tylko mnie nie zawiedz.Przekonałem tutejsze siostry, że porozgrzeszeniu stałem się zupełnie innym człowiekiem.Nie chcę,żeby pomyślały sobie co innego, dopóki stąd nie odjedziemy.- My", panie? - Rufus doskonale wiedział, że książę nigdy niemówił w ten sposób o swoich ludziach.- Zabieram z sobą dziewczynę.Tę dużą, o rudych włosach.- Pokornie błagam o wybaczenie waszą książęcą mość, ale tonie jest ktoś, kto mógłby zaspokoić twoje gusta, panie.Tylkoprzysporzy ci kłopotów.Zakonnice podniosą hałas, jeżeli coś jej~ 230 ~RSsię stanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]