[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.131Przespacerowali się po pięknych ogrodach, rozrysowa-nych przez Le Notre'a, orzezwianych wodą ujętą w baseny,wodotryski, groty i fontanny dzięki Franciniemu.Wreszciecały dwór mógł oklaskiwać, pośród zieleni, jedną z najbardziej dowcipnych komedii: Natręci młodego autora zwanegoMolierem.Następnie, po zgaszeniu ostatnich pochodni, wszyscyudali się do Nantes w Bretanii.Tam pewnego ranka nieznany muszkieter stanął przed Fouquetem, kiedy ten zamierzał wsiąść do swojej karety. Nie tu należy wsiadać, panie rzekł oficer lecz dotego powozu z zakratowanymi oknami, cztery kroki stąd. Co znowu? Co to ma znaczyć? W imieniu króla aresztuję pana! Król jest oczywiście moim panem zamruczał pobladły superintendent. Ale wolałbym, dla jego chwały,by działał bardziej otwarcie.Rozkaz nosił pieczęć królewskiego wychowanka Maza-riniego.Sprawa ta powiązana była z wcześniejszym aresztowaniem potężnego tuluskiego wasala, hrabiego de Peyrac,który uznany za czarodzieja został spalony na stosie naplacu Greve.Jednak w tym poruszeniu i trwodze, w jakie niełaskasuperintendenta pogrążyła dwór, nikt nie pomyślał, by w tejsytuacji ponownie zastosować taką samą taktykę.Wielcy nie pomyśleli o tym.A przecież wiedzieli, że w rachunkach Fouqueta mogliby znalezć nie tylko ślad malwersacji, lecz także nazwiska tych wszystkich, za którychżyczliwość zapłacił.Mówiono też o pewnych niezwyklekompromitujących dokumentach, świadczących o tym, żewielcy panowie, a nawet książęta krwi, sprzedali się podczasFrondy sprytnemu finansiście.Nie, nikt jeszcze nie wiedział podczas tego drugiego aresztowania, bardziej widowiskowego i szokującego od pierwszego, że macza w tym palce ta sama władcza dłoń.Jedynie Ludwik XIV, zrywając pieczęć depeszy, oznajmiającej mu o niepokojach w Langwedocji, wywołanychprzez gaskońskiego szlachcica o imieniu Andijos, westchnął: Najwyższy czas!"132Był już najwyższy czas: Bretania nie zbuntuje się dlaFouqueta, tak jak zbuntowała się Langwedocja dla tegodziwnego człowieka, którego trzeba było spalić żywcem naplacu Greve.Szlachta, której marnotrawstwa Fouquet nieraz opijał,nie będzie go bronić ze strachu, że spotka ją podobneniepowodzenie.Ogromne bogactwa superintendenta wróciłydo kasy państwa, co było największą sprawiedliwością.LeVau, Le Brun, Francini, Le Nótre, aż po Moliera i Vatela,wszyscy artyści, których Fouquet wybrał i utrzymywał wrazz ich ekipami rysowników, malarzy, rzemieślników, ogrodników, komediantów i kucharzy, mieli odtąd pracować dlajednego pana.Zobaczymy ich w Wersalu, tym małymzamku z kart", położonym wśród bagien i lasów, gdzieLudwik XIV po raz pierwszy wziął w swe ramiona słodkąLa Valliere.W hołdzie dla tej gorącej miłości zbuduje siętam najwspanialsze świadectwo chwały Króla-Słońce.Jeśli chodzi o Fouqueta, należałoby otworzyć długi proces,po którym zaknięto by go w twierdzy i zapomniano o nim.Angelika nie miała czasu, by rozmyślać o tych nowychwydarzeniach.Los chciał, że upadek tego, z którym Joffreyde Peyrac był sekretnie związany, pociągał za sobą jegozwycięstwo.Ale dla Angeliki było już za pózno.Nie starałasię zrozumieć, przypomnieć sobie.Wielcy mijali, spiskowali,zdradzali, wracali do łask, znikali.Młody król, autorytatywnyi niewzruszony, równał głowy niczym kosa.Maleńki kuferekz trucizną leżał schowany w wieży pałacu Plessis-Belliere.Angelika była jedynie kobietą bez nazwiska, matką, któraprzytulała do serca swoje dzieci i z przerażeniem myślałao zimie.O ile dwór przypominał mrowisko, zniszczone ludzkąstopą, o tyle wśród żebraków, oczekujących straszliwejbatalii, wrzało jak w ulu.W chwili, kiedy królowa i kwiaciarki z Pont-Neuf oczekiwały delfina, Cyganie wchodzili doParyża.Bitwa na targu Saint-Germain, plamiąca krwią ten słynnyrynek już w dzień otwarcia, zbiła z tropu tych, którzydopatrywali się tu jakieś racji.133Lokaje tłukli studentów, panowie cięli szpadą przewozników, kobiety gwałcono bezpośrednio na bruku, podpalano karety.W gruncie rzeczy nikt nie wiedział, gdzie byłozarzewie walk.Jeden tylko człowiek się nie mylił.Był nim Desgrez,mężczyzna o burzliwej przeszłości, który posiadał nakazyaresztowania.Desgrez właśnie otrzymał stanowisko kapi-tana-oflcera policji w Chatelet.Bali się go wszyscy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.131Przespacerowali się po pięknych ogrodach, rozrysowa-nych przez Le Notre'a, orzezwianych wodą ujętą w baseny,wodotryski, groty i fontanny dzięki Franciniemu.Wreszciecały dwór mógł oklaskiwać, pośród zieleni, jedną z najbardziej dowcipnych komedii: Natręci młodego autora zwanegoMolierem.Następnie, po zgaszeniu ostatnich pochodni, wszyscyudali się do Nantes w Bretanii.Tam pewnego ranka nieznany muszkieter stanął przed Fouquetem, kiedy ten zamierzał wsiąść do swojej karety. Nie tu należy wsiadać, panie rzekł oficer lecz dotego powozu z zakratowanymi oknami, cztery kroki stąd. Co znowu? Co to ma znaczyć? W imieniu króla aresztuję pana! Król jest oczywiście moim panem zamruczał pobladły superintendent. Ale wolałbym, dla jego chwały,by działał bardziej otwarcie.Rozkaz nosił pieczęć królewskiego wychowanka Maza-riniego.Sprawa ta powiązana była z wcześniejszym aresztowaniem potężnego tuluskiego wasala, hrabiego de Peyrac,który uznany za czarodzieja został spalony na stosie naplacu Greve.Jednak w tym poruszeniu i trwodze, w jakie niełaskasuperintendenta pogrążyła dwór, nikt nie pomyślał, by w tejsytuacji ponownie zastosować taką samą taktykę.Wielcy nie pomyśleli o tym.A przecież wiedzieli, że w rachunkach Fouqueta mogliby znalezć nie tylko ślad malwersacji, lecz także nazwiska tych wszystkich, za którychżyczliwość zapłacił.Mówiono też o pewnych niezwyklekompromitujących dokumentach, świadczących o tym, żewielcy panowie, a nawet książęta krwi, sprzedali się podczasFrondy sprytnemu finansiście.Nie, nikt jeszcze nie wiedział podczas tego drugiego aresztowania, bardziej widowiskowego i szokującego od pierwszego, że macza w tym palce ta sama władcza dłoń.Jedynie Ludwik XIV, zrywając pieczęć depeszy, oznajmiającej mu o niepokojach w Langwedocji, wywołanychprzez gaskońskiego szlachcica o imieniu Andijos, westchnął: Najwyższy czas!"132Był już najwyższy czas: Bretania nie zbuntuje się dlaFouqueta, tak jak zbuntowała się Langwedocja dla tegodziwnego człowieka, którego trzeba było spalić żywcem naplacu Greve.Szlachta, której marnotrawstwa Fouquet nieraz opijał,nie będzie go bronić ze strachu, że spotka ją podobneniepowodzenie.Ogromne bogactwa superintendenta wróciłydo kasy państwa, co było największą sprawiedliwością.LeVau, Le Brun, Francini, Le Nótre, aż po Moliera i Vatela,wszyscy artyści, których Fouquet wybrał i utrzymywał wrazz ich ekipami rysowników, malarzy, rzemieślników, ogrodników, komediantów i kucharzy, mieli odtąd pracować dlajednego pana.Zobaczymy ich w Wersalu, tym małymzamku z kart", położonym wśród bagien i lasów, gdzieLudwik XIV po raz pierwszy wziął w swe ramiona słodkąLa Valliere.W hołdzie dla tej gorącej miłości zbuduje siętam najwspanialsze świadectwo chwały Króla-Słońce.Jeśli chodzi o Fouqueta, należałoby otworzyć długi proces,po którym zaknięto by go w twierdzy i zapomniano o nim.Angelika nie miała czasu, by rozmyślać o tych nowychwydarzeniach.Los chciał, że upadek tego, z którym Joffreyde Peyrac był sekretnie związany, pociągał za sobą jegozwycięstwo.Ale dla Angeliki było już za pózno.Nie starałasię zrozumieć, przypomnieć sobie.Wielcy mijali, spiskowali,zdradzali, wracali do łask, znikali.Młody król, autorytatywnyi niewzruszony, równał głowy niczym kosa.Maleńki kuferekz trucizną leżał schowany w wieży pałacu Plessis-Belliere.Angelika była jedynie kobietą bez nazwiska, matką, któraprzytulała do serca swoje dzieci i z przerażeniem myślałao zimie.O ile dwór przypominał mrowisko, zniszczone ludzkąstopą, o tyle wśród żebraków, oczekujących straszliwejbatalii, wrzało jak w ulu.W chwili, kiedy królowa i kwiaciarki z Pont-Neuf oczekiwały delfina, Cyganie wchodzili doParyża.Bitwa na targu Saint-Germain, plamiąca krwią ten słynnyrynek już w dzień otwarcia, zbiła z tropu tych, którzydopatrywali się tu jakieś racji.133Lokaje tłukli studentów, panowie cięli szpadą przewozników, kobiety gwałcono bezpośrednio na bruku, podpalano karety.W gruncie rzeczy nikt nie wiedział, gdzie byłozarzewie walk.Jeden tylko człowiek się nie mylił.Był nim Desgrez,mężczyzna o burzliwej przeszłości, który posiadał nakazyaresztowania.Desgrez właśnie otrzymał stanowisko kapi-tana-oflcera policji w Chatelet.Bali się go wszyscy [ Pobierz całość w formacie PDF ]