[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwipozostawały cały czas uchylone, co pozwalało im obojgu przebywać bezprzyzwoitki i co radowało przede wszystkim May, której nie interesowałytematy poruszane przez nich w rozmowach, nie rozumiała też języków, wjakich rozmawiali.Ambrose nie przeprosił Eliszy za tamten wieczór, wyraził jednakubolewanie z powodu tak nieprzyjemnej dla niej sytuacji.W końcuprzecież nie on ponosił winę za to, że matka nie przygotowała jejnależycie do zaręczyn, nie widział więc powodu, dla którego miałbyprosić Eliszę o wybaczenie.- Przyniosłem ci coś - rzekł, wchodząc, i podał jej książkę w skórzanejoprawie, sfatygowanej już i nieco wyświechtanej, z wyblakłą złotąryciną.- Kaligrafia arabska! - wykrzyknęła z zachwytem Elisza.Otworzyłaksiążkę i przerzuciła kilka pożółkłych stronic.- Skąd ją masz?- Pytanie niezbyt taktowne, gdy chodzi o prezent zganił jążartobliwie Ambrose.- Odkryłem ją u bukinisty na bazarze.Elisza zamknęła książkę.- Bardzo dziękuję.-Wyciągnęła z szuflady arkusz papieru i podbacznym okiem Ambrose'a zaczęła pisać.- Te litery wychodzą ci coraz lepiej - powiedział Ambrose z uznaniem.Ujął jej dłoń, aby pomóc zakreślić łuk jednej z liter, ale Eliszamomentalnie poderwała się z krzesła.Spojrzał na nią zaskoczony, a ona,niezadowolona z własnej reakcji, wymamrotała jakieś słowa przeprosin iusiadła z powrotem.- Można by pomyśleć, że lękasz się nadmiernej natarczywości z mojejstrony - rzekł kpiącym tonem Ambrose.- A jeśli nawet? - Czuła, jakim żarem pałają jej policzki.- Bez obaw, moja droga, nie zamierzam cię dotykać, póki nie będzieszna to gotowa.-Ja.wybacz, proszę, chyba zachowuję się niemądrze.- Nie przejmuj się, mam dużą słabość do tak wyraznie okazywanejpanieńskiej wstydliwości.Była pewna, że bawi się jej kosztem, choć jego mina nie zdradzałanawet cienia kpiny.- Moje zachowanie nie ma z tym nic wspólnego - zaprzeczyłagwałtownie.- W takim razie, moja droga, nie wiem doprawdy, jak należy torozumieć - odparł Ambrose, unosząc brwi.Ogarnęła ją głęboka konsternacja.Chyba Ambrose nie pojął jej słóww ten sposób, że nie jest już niewinna!? No, ale przecież nie będzie go o topytała! Lepiej już zachować milczenie.Jednak Ambrose, zamiast okazywać irytację lub nieufność, wydawałsię rozbawiony; tak przynajmniej sugerował uśmiech, który błąkał się wkącikach jego ust.- Wygląda na to, że jesteś dziś w dość posępnym nastroju - zauważył.Elisza spojrzała na lorda, zastanawiając się, dlaczego nie wzbudzaw niej głębszego uczucia.Przecież jest zawsze bardzo miły.Dlaczegozamiast niego nie siedzi tu obok niej Damien? Jemu z chęcią dałabywszelkie dowody przychylności.- Nie czuję się dziś zbyt dobrze.Wybacz.- Skoro jesteś chora, nie będę cię dłużej męczył swoją obecnością.- Ależ nie, nie jestem chora - zaprzeczyła Elisza.- Ach tak.- Teraz najwidoczniej był już do reszty zbity z tropu, co doniej zaś, to uzmysłowiła sobie z lękiem, jakież to rzeczy może o niej sobiepomyśleć.A przecież nie jest w stanie tego wyjaśnić ani sprostować, gdyżo tego rodzaju sprawach nie rozmawia się nawet z własnym mężem.- Odwiedzę cię za kilka dni - oświadczył taktownie Ambrose i wstał.Elisza również wstała pośpiesznie i zadzwoniła na służącego, abyodprowadził gościa do drzwi.- Jeszcze raz dziękuję za książkę - powiedziała.Po jego wyjściu długo wpatrywała się w kartkę z wykaligrafowanymiliterami.Pióro, które niebacznie wypuściła z ręki, zrywając się przedtemtak raptownie z krzesła, pozostawiło na papierze duży kleks.Niewiedziała, dlaczego, ale ten widok napełnił ją smutkiem.Zmarnowanyarkusz papieru, zmarnowany czas, zmarnowane życie.Wróciła do pokoju, przebrała się i położyła do łóżka.Byłaniezadowolona z własnego zachowania, przede wszystkim dlatego, żeAmbrose nie dał jej ku temu najmniejszego powodu.Wręcz przeciwnie:miał dla niej zawsze atencję i uprzejme słowo.Cóż z tego, skoro uznałaplany ojca za niemożliwe do przyjęcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Drzwipozostawały cały czas uchylone, co pozwalało im obojgu przebywać bezprzyzwoitki i co radowało przede wszystkim May, której nie interesowałytematy poruszane przez nich w rozmowach, nie rozumiała też języków, wjakich rozmawiali.Ambrose nie przeprosił Eliszy za tamten wieczór, wyraził jednakubolewanie z powodu tak nieprzyjemnej dla niej sytuacji.W końcuprzecież nie on ponosił winę za to, że matka nie przygotowała jejnależycie do zaręczyn, nie widział więc powodu, dla którego miałbyprosić Eliszę o wybaczenie.- Przyniosłem ci coś - rzekł, wchodząc, i podał jej książkę w skórzanejoprawie, sfatygowanej już i nieco wyświechtanej, z wyblakłą złotąryciną.- Kaligrafia arabska! - wykrzyknęła z zachwytem Elisza.Otworzyłaksiążkę i przerzuciła kilka pożółkłych stronic.- Skąd ją masz?- Pytanie niezbyt taktowne, gdy chodzi o prezent zganił jążartobliwie Ambrose.- Odkryłem ją u bukinisty na bazarze.Elisza zamknęła książkę.- Bardzo dziękuję.-Wyciągnęła z szuflady arkusz papieru i podbacznym okiem Ambrose'a zaczęła pisać.- Te litery wychodzą ci coraz lepiej - powiedział Ambrose z uznaniem.Ujął jej dłoń, aby pomóc zakreślić łuk jednej z liter, ale Eliszamomentalnie poderwała się z krzesła.Spojrzał na nią zaskoczony, a ona,niezadowolona z własnej reakcji, wymamrotała jakieś słowa przeprosin iusiadła z powrotem.- Można by pomyśleć, że lękasz się nadmiernej natarczywości z mojejstrony - rzekł kpiącym tonem Ambrose.- A jeśli nawet? - Czuła, jakim żarem pałają jej policzki.- Bez obaw, moja droga, nie zamierzam cię dotykać, póki nie będzieszna to gotowa.-Ja.wybacz, proszę, chyba zachowuję się niemądrze.- Nie przejmuj się, mam dużą słabość do tak wyraznie okazywanejpanieńskiej wstydliwości.Była pewna, że bawi się jej kosztem, choć jego mina nie zdradzałanawet cienia kpiny.- Moje zachowanie nie ma z tym nic wspólnego - zaprzeczyłagwałtownie.- W takim razie, moja droga, nie wiem doprawdy, jak należy torozumieć - odparł Ambrose, unosząc brwi.Ogarnęła ją głęboka konsternacja.Chyba Ambrose nie pojął jej słóww ten sposób, że nie jest już niewinna!? No, ale przecież nie będzie go o topytała! Lepiej już zachować milczenie.Jednak Ambrose, zamiast okazywać irytację lub nieufność, wydawałsię rozbawiony; tak przynajmniej sugerował uśmiech, który błąkał się wkącikach jego ust.- Wygląda na to, że jesteś dziś w dość posępnym nastroju - zauważył.Elisza spojrzała na lorda, zastanawiając się, dlaczego nie wzbudzaw niej głębszego uczucia.Przecież jest zawsze bardzo miły.Dlaczegozamiast niego nie siedzi tu obok niej Damien? Jemu z chęcią dałabywszelkie dowody przychylności.- Nie czuję się dziś zbyt dobrze.Wybacz.- Skoro jesteś chora, nie będę cię dłużej męczył swoją obecnością.- Ależ nie, nie jestem chora - zaprzeczyła Elisza.- Ach tak.- Teraz najwidoczniej był już do reszty zbity z tropu, co doniej zaś, to uzmysłowiła sobie z lękiem, jakież to rzeczy może o niej sobiepomyśleć.A przecież nie jest w stanie tego wyjaśnić ani sprostować, gdyżo tego rodzaju sprawach nie rozmawia się nawet z własnym mężem.- Odwiedzę cię za kilka dni - oświadczył taktownie Ambrose i wstał.Elisza również wstała pośpiesznie i zadzwoniła na służącego, abyodprowadził gościa do drzwi.- Jeszcze raz dziękuję za książkę - powiedziała.Po jego wyjściu długo wpatrywała się w kartkę z wykaligrafowanymiliterami.Pióro, które niebacznie wypuściła z ręki, zrywając się przedtemtak raptownie z krzesła, pozostawiło na papierze duży kleks.Niewiedziała, dlaczego, ale ten widok napełnił ją smutkiem.Zmarnowanyarkusz papieru, zmarnowany czas, zmarnowane życie.Wróciła do pokoju, przebrała się i położyła do łóżka.Byłaniezadowolona z własnego zachowania, przede wszystkim dlatego, żeAmbrose nie dał jej ku temu najmniejszego powodu.Wręcz przeciwnie:miał dla niej zawsze atencję i uprzejme słowo.Cóż z tego, skoro uznałaplany ojca za niemożliwe do przyjęcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]