[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kochałaby ją, nie bacząc na ciężkie ciało, nieładną twarz i coraz szczelniejszezamykanie się w sobie.Matka ustawiałaby jej powieści na półce w salonie, a może nawet zbierałaby wteczce wycinki prasowe.Wtedy zabrakło jej sił na dalsze szukanie.Wencke Bencke nie wiedziała nic okobiecie, która umarła dwadzieścia minutpo urodzeniu córki.Zamiast tego zaczęła zbierać informacje na temat innych ludzi.Stawała się coraz lepszą pisarką.I coraz bardziej niewidzialną.Zwiat jej nie obchodził, tak jak i ona najwyrazniej nie obchodziła świata.Ale tak było wtedy.Nie teraz.Makijaż jej nie wyszedł.Dłonie wydawały się za wielkie, nienawykłe do maleńkiegopędzelka w pudełeczku z cieniami do oczu.A poza tym szminka okazała się zbytogniście czerwona.Pamiętała ostry zapach asfaltu tamtego wieczoru w Ville*franche.Mokrej i lepkiejsmoły zmieszanej ze słonym zapachem morza i nocnego deszczu.Nad ranem siępołożyła, ale nie mogła zasnąć.Gdzieś krążyła myśl, która nie pozwalała sięuchwycić.Minęło osiem dni, nim wreszcie ją zrozumiała.Tyle lat, myślała.Tyle latharówki, a zyskała jedynie pieniądze, natomiast żadnej przyjemności.Teraz pojawiłasię przed nią zachwycająca nowa możliwość.Wszystkie przygotowania zostałypoczynione.Wystarczyło jedynie zacząć.Fionie Helle obcięto język i starannie gozapakowano.Wencke Bencke uśmiechała się zimno, gdy o tym czytała.Zmiała się zwściekłością, przypominając sobie inną sprawę, z innego świata, sprzed sześciu lat.Przypomniała sobie mężczyznę o intensywnym spojrzeniu i niesamowitej energii,opowiadającego fascynujące historie.Pamiętała, jak z wykładu na wykład przesiadałasię coraz bliżej, zadawala pytania i wygłaszała mądre refleksje.On tylko przelotniesię uśmiechał i nachylał nad przystojną brunetką, cytując Longfellowa i mrugającznacząco.Wencke Bencke podarowała mu książkę z dedykacją wyrażającą ogromnyszacunek.Zapomniał ją zabrać z katedry.Wieczorami chodziła za nim.Szedł dopubu, gdzie snuł hałaśliwe opowieści otoczony kobietami, które na zmianę zabierałygo do domu.Już wtedy była za stara.Niewidzialna.A on wychwalał Inger Johanne Vik.Przypomniała sobie to wszystko i wreszcie zrozumiała, co ma zrobić.Nie chciaładłużej czekać na to, co się nigdy nie zdarza.Chciała być tą, za której sprawą wydarzysię wszystko.Udało się.A teraz musi nauczyć się malować, pokazać nową twarz.Nie wolno jej cofać sięmyślą w przeszłość, wykazywać zbyt duże wzburzenie.Musi zapomnieć o Fionie Helle!Zamknęła szufladę w łazience i weszła do sypialni.Po drodze zbierała ubrania.W jejgarderobie stale przybywało rzeczy.Często coś kupowała, prawie co tydzień, iprzestała się bać prosić ekspedientki o radę.W jej archiwum pod ścianą w głębi mieszkania zgromadziło się ponad sto ludzkichlosów.Pogładziła dłonią lodowaty uchwyt drzwiczek.Położyła palce na zamku.Oparła się całym ciałem o solidną stal.Złe i dobre nawyki, rutynowe czynności, żądze i potrzeby zostały zaobserwowane,przeanalizowane i skatalogowane.Znała tych ludzi lepiej, niż oni sami się znali.Byłaklinicystą, zimnym obserwatorem.O ponad setce osób wiedziała dostatecznie dużo,by przy lekkim kamuflażu uśmiercić ich za pomocą pióra i papieru.Znała ich życiena pamięć.Gdy obudziła się w słoneczny styczniowy poranek w Villefranche,postanawiając urzeczywistnić fikcję, mogła wybierać do woli.I wtedy, i teraz wiedziała, że powinna zdać się na przypadek.Przypadkowe ofiary sąnajbezpieczniejsze.Ale pokusa stała się zbyt duża.Vibeke Heinerback zawsze jąirytowała, chociaż sama nie do końca rozumiała dlaczego.Najważniejsze, że dało sięją uznać za rasistkę.Wszystko musiało się zgadzać.Inger Johanne powinna móc tozrozumieć.Jeśli nie po pierwszym zabójstwie, to po następnym.A poza tym Rudolf Fjord by nie wytrzymał.Był żałosny.Wencke Bencke otworzyła stalową szafę.Znalazła, w niej teczkę.Przeczytała.Uśmiechnęła się, gdy stwierdziła, że świetnie wszystko zapamiętała, że z łatwościąprzywołała w pamięci swoje zanotowane obserwacje.Rudolf Fjord był wstrętny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Kochałaby ją, nie bacząc na ciężkie ciało, nieładną twarz i coraz szczelniejszezamykanie się w sobie.Matka ustawiałaby jej powieści na półce w salonie, a może nawet zbierałaby wteczce wycinki prasowe.Wtedy zabrakło jej sił na dalsze szukanie.Wencke Bencke nie wiedziała nic okobiecie, która umarła dwadzieścia minutpo urodzeniu córki.Zamiast tego zaczęła zbierać informacje na temat innych ludzi.Stawała się coraz lepszą pisarką.I coraz bardziej niewidzialną.Zwiat jej nie obchodził, tak jak i ona najwyrazniej nie obchodziła świata.Ale tak było wtedy.Nie teraz.Makijaż jej nie wyszedł.Dłonie wydawały się za wielkie, nienawykłe do maleńkiegopędzelka w pudełeczku z cieniami do oczu.A poza tym szminka okazała się zbytogniście czerwona.Pamiętała ostry zapach asfaltu tamtego wieczoru w Ville*franche.Mokrej i lepkiejsmoły zmieszanej ze słonym zapachem morza i nocnego deszczu.Nad ranem siępołożyła, ale nie mogła zasnąć.Gdzieś krążyła myśl, która nie pozwalała sięuchwycić.Minęło osiem dni, nim wreszcie ją zrozumiała.Tyle lat, myślała.Tyle latharówki, a zyskała jedynie pieniądze, natomiast żadnej przyjemności.Teraz pojawiłasię przed nią zachwycająca nowa możliwość.Wszystkie przygotowania zostałypoczynione.Wystarczyło jedynie zacząć.Fionie Helle obcięto język i starannie gozapakowano.Wencke Bencke uśmiechała się zimno, gdy o tym czytała.Zmiała się zwściekłością, przypominając sobie inną sprawę, z innego świata, sprzed sześciu lat.Przypomniała sobie mężczyznę o intensywnym spojrzeniu i niesamowitej energii,opowiadającego fascynujące historie.Pamiętała, jak z wykładu na wykład przesiadałasię coraz bliżej, zadawala pytania i wygłaszała mądre refleksje.On tylko przelotniesię uśmiechał i nachylał nad przystojną brunetką, cytując Longfellowa i mrugającznacząco.Wencke Bencke podarowała mu książkę z dedykacją wyrażającą ogromnyszacunek.Zapomniał ją zabrać z katedry.Wieczorami chodziła za nim.Szedł dopubu, gdzie snuł hałaśliwe opowieści otoczony kobietami, które na zmianę zabierałygo do domu.Już wtedy była za stara.Niewidzialna.A on wychwalał Inger Johanne Vik.Przypomniała sobie to wszystko i wreszcie zrozumiała, co ma zrobić.Nie chciaładłużej czekać na to, co się nigdy nie zdarza.Chciała być tą, za której sprawą wydarzysię wszystko.Udało się.A teraz musi nauczyć się malować, pokazać nową twarz.Nie wolno jej cofać sięmyślą w przeszłość, wykazywać zbyt duże wzburzenie.Musi zapomnieć o Fionie Helle!Zamknęła szufladę w łazience i weszła do sypialni.Po drodze zbierała ubrania.W jejgarderobie stale przybywało rzeczy.Często coś kupowała, prawie co tydzień, iprzestała się bać prosić ekspedientki o radę.W jej archiwum pod ścianą w głębi mieszkania zgromadziło się ponad sto ludzkichlosów.Pogładziła dłonią lodowaty uchwyt drzwiczek.Położyła palce na zamku.Oparła się całym ciałem o solidną stal.Złe i dobre nawyki, rutynowe czynności, żądze i potrzeby zostały zaobserwowane,przeanalizowane i skatalogowane.Znała tych ludzi lepiej, niż oni sami się znali.Byłaklinicystą, zimnym obserwatorem.O ponad setce osób wiedziała dostatecznie dużo,by przy lekkim kamuflażu uśmiercić ich za pomocą pióra i papieru.Znała ich życiena pamięć.Gdy obudziła się w słoneczny styczniowy poranek w Villefranche,postanawiając urzeczywistnić fikcję, mogła wybierać do woli.I wtedy, i teraz wiedziała, że powinna zdać się na przypadek.Przypadkowe ofiary sąnajbezpieczniejsze.Ale pokusa stała się zbyt duża.Vibeke Heinerback zawsze jąirytowała, chociaż sama nie do końca rozumiała dlaczego.Najważniejsze, że dało sięją uznać za rasistkę.Wszystko musiało się zgadzać.Inger Johanne powinna móc tozrozumieć.Jeśli nie po pierwszym zabójstwie, to po następnym.A poza tym Rudolf Fjord by nie wytrzymał.Był żałosny.Wencke Bencke otworzyła stalową szafę.Znalazła, w niej teczkę.Przeczytała.Uśmiechnęła się, gdy stwierdziła, że świetnie wszystko zapamiętała, że z łatwościąprzywołała w pamięci swoje zanotowane obserwacje.Rudolf Fjord był wstrętny [ Pobierz całość w formacie PDF ]