[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Większość była dorosła", seksowna,nadająca się dla femme fatale.- Dziś rano zrobiłam dla ciebie zakupy, kochanie.-Marcella zaprowadziła Sonię do salonu i pokazała jej ubrania nasofie.W porównaniu z zawartością walizek wyglądały jak ubranka dziecięce.- Mam nadzieję, że ci się spodobają.WNowym Jorku dzieci muszą wkładać coś cieplejszego wychodząc na ulicę.Przekonasz się, że będzie ci wygodniej,jeśli zaczniesz się tu ubierać niezobowiązująco.Sonia dotknęła lekko kombinezonów, powstrzymując się od śmiechu.- Przepraszam, mamo, kochanie, ale nigdy nie słyszałam o tych firmach.Poza tym, to nie mój styl!- Myślałam, że szalałaś za liliowym? - spytała zawiedziona Marcella.- Kiedy miałam dziesięć lat! - zaśmiała się Sonia.- Teraz moim kolorem jest czerń.Nie widzisz?Wskazała na czarne, obcisłe dżinsy i koszulkę z krótkimi rękawami.- O! - Marcella poczuła ukłucie bólu.- Przepraszam.Zjedzmy po kanapce i chodzmy to wymienić.Wyjście na ulicę z córką było wydarzeniem.Obciśle odziane ciało Soni wywoływało uważne spojrzenia i gwizdyrobotników pracujących na budowie; mijający je mężczyzni oglądali się nieustannie.Prowokujący chód Soni, piersipodane do przodu, długie sprężyste kroki, półotwarte usta, upodabniały ją do modelki pozującej do fotografii.WBlo-omingdale's udało jej się znalezć bardzo drogą czarną sukienkę, kosztującą więcej niż wszystkie zwróconeubrania razem wzięte.Przyłożyła cienki materiał do ciała, mrucząc:- Chcę ją! - Przechadzała się przed lustrem, przymierzając sukienkę.- Jest ostra!Marcella rozejrzała się po innych klientach, przyglądających się przedstawieniu Soni.- Gdzie byś to nosiła? - spytała.- W wielu miejscach! - Sonia wzruszyła ramionami.-W knajpach.Marcella westchnęła.- Zobacz, może znajdziesz coś bardziej odpowiedniego, kochanie.%7łebyś wyglądała młodziej.Sonia rzuciła jej zmęczone spojrzenie, odwieszając sukienkę.- Nie ma mowy! Wrócę i kupię ją sama innym razem.W powrotnej drodze taksówką nie opuszczał jej posępnynastrój.Lato spędzili na wylegiwaniu się w weekendy u Amy w Southampton, pławieniu się w basenie, przyglądaniu się jakpisarze odwiedzający Amy pożerają wzrokiem ciało Som odziane w bikini.Amy była zafascynowana Sonią.- Jest piękniejsza i bardziej niesforna niż którakolwiek z moich bohaterek! - oznajmiała.Sadzała Sonię podczas swych sobotnich kolacji obok najstarszych, najbardziej lubieżnych mężczyzn, jakich znała, icieszyła oczy rozgrywającym się dramatem.We wrześniu Marcella zapisała Sonię do prywatnej szkoły, gdzie głównym językiem był francuski i kładziononacisk na sztukę.Sonia domagała się lekcji śpiewu, tańca i gimnastyki, zapisała się na rozmaite kursy w centrum i wokolicy Broadwayu.Z początkiem roku szkolnego przestała praktycznie bywać w domu.Jej alibi stanowiły zajęcia,kursy i, niekiedy, przesłuchania.W niektóre ranki była tak zmęczona, że spała jeszcze, kiedy sprzątaczkaprzychodziła o jedenastej.W weekendy znikała, albo jadła bez przerwy w kuchni, jak gdyby nic nie mogło zaspokoićjej głodu.Zakłóciła spokój ich domu jak głaz wrzucony do cichego stawu.W nocy krzyczała we śnie, ale kiedyMarcella biegła do jej sypialni, twierdziła, że nic jej nie jest.Spojrzenie tych liliowych oczu, które mogły wyglądaćtak pięknie, jeśli czegoś pragnęła, twardniało, gdy patrzyła na matkę.Nie łączyły ich chwile intymności.MarzenieMarcelU o robieniu wspólnie z córką różnych rzeczy - o chodzeniu na zakupy, o spacerach po parku - blakło zakażdym razem, kiedy ta cudna, zimna, obca osoba wchodziła do pokoju.- Mój numer z opiekuńczym starszym bratem nie wychodzi - wyznał Mark.Najwyrazniej Sonia doznała szokujących przeżyć.Wybuchy jej gniewu były przerażające.Przypadkowa uwaga zestrony Marka mogła doprowadzić do tego, że Sonia rzucała mu się do twarzy z paznokciami.Przepraszała gopózniej:- Po prostu miałam ochotę cię zranić.Nie odzywała się do brata przez wiele dni, a potem wchodziła nagle do jego pokoju, żeby pogawędzić.OpowiadałaMarkowi o ojcu pewnej koleżanki, w którym się kochała.- Gdybym była starsza, już jutro zostawiłby dla mnie żonę.- Jesteś nienormalna, wiesz o tym? - odpowiadał.Sonia się uśmiechała.- Przynajmniej nie sypiam ze swoją mamusią! Ja to nazywam nienormalnością! Wiesz, czasem zrywam się zeszkoły, żeby szukać pracy jako modelka.W tym interesie aż kłębi się od takich milutkich facetów jak ty, Mark.Wszyscy oni za mną szaleją; ubóstwiają moją twarz, cycki, włosy, wszystko, ale są dla mnie jak bracia.Znam wielusłodkich gości, którzy chcieliby cię poznać.Co ty na to, Mark? Chodz ze mną kiedyś, przedstawię cię.Wychodziła z pokoju, uśmiechając się do siebie tajemniczo.Zostawiała Marka dziwnie niezadowolonego, jakbywejrzała w tę część jego natury, do której się nigdy me przyznawał, nawet przed sobą.Kiedy przyszedł do niej list, przesłany przez adwokata Harry'ego, Sonia spojrzała na kopertę podejrzliwie.- Skąd on wiedział, że tu jestem? - chciała wiedzieć.Marcella, która parzyła w kuchni kawę, odwróciła głowęi spojrzała na córkę.- Uznano cię oficjalnie za osobę zaginioną, kochanie.Kiedy się pokazałaś, oczywiście wszyscy zostali powiado-mieni, także policja i adwokat twego ojca.Widziała w oczach córki sprzeczne uczucia.Sonia obracała w dłoniach kopertę.- Kochanie - Marcella dotknęła jej ramienia.- Nie bądz stale taka drażhwa!Sonia wzruszyła ramionami i wyszła do szkoły.Podczas kolacji MarceUa zapytała:- Jak się miewa tata?- Chryste! - Sonia rzuciła widelec.- Jak ty wymawiasz to słowo! Jak gdyby był wrogiem publicznym numer jeden!Dlaczego za niego wyszłaś, skoro go nienawidziłaś?Marcella upiła łyk wina, zmuszając się, żeby nie patrzeć na Marka.Wiedziała, że, kiedy wymieniali spojrzenia,Sonia dostawała białej gorączki.- Soniu - zaczęła spokojnie.- Wiem, że masz się za bardzo dorosłą osobę, ale nie zapominaj, że jestem twoją matką inie chcę, żebyś odzywała się do mnie w ten sposób.Nigdy! Nie czuję do twojego ojca nienawiści i nie zapominaj,że to on mnie zostawił! Zabierając was ze sobą! Teraz został aresztowany pod poważnym zarzutem i grozi muwyrok do piętnastu łat więzienia.Może wyjść za kaucją wysokości pół miliona dolarów, których nie udało mu sięzgromadzić.To wszystko, co wiem.Może ty wiesz więcej?Sonia wpatrywała się w ostatnie krople coca coli, którymi wirowała w szklance.Podniosła liliowe oczy na matkę.- A ty nie mogłabyś wpłacić za niego kaucji? Marcella wytrzymała wzrok córki.- Nie - odparła krótko.Sonia bawiła się paczką po papierosach.- A ranczo, stajnie, mój koń?- Nic o tym nie wiem, ale przypuszczam, że wszystko zajął stan, żeby opłacić koszta procesu.- Masz szczęście, że ty też nie siedzisz w więzieniu - wtrącił Mark.- Za współudział.- Zamknij się, do kurwy! - wrzasnęła Sonia.- Nie boję się więzienia.- Soniu! - krzyknęła Marcella [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Większość była dorosła", seksowna,nadająca się dla femme fatale.- Dziś rano zrobiłam dla ciebie zakupy, kochanie.-Marcella zaprowadziła Sonię do salonu i pokazała jej ubrania nasofie.W porównaniu z zawartością walizek wyglądały jak ubranka dziecięce.- Mam nadzieję, że ci się spodobają.WNowym Jorku dzieci muszą wkładać coś cieplejszego wychodząc na ulicę.Przekonasz się, że będzie ci wygodniej,jeśli zaczniesz się tu ubierać niezobowiązująco.Sonia dotknęła lekko kombinezonów, powstrzymując się od śmiechu.- Przepraszam, mamo, kochanie, ale nigdy nie słyszałam o tych firmach.Poza tym, to nie mój styl!- Myślałam, że szalałaś za liliowym? - spytała zawiedziona Marcella.- Kiedy miałam dziesięć lat! - zaśmiała się Sonia.- Teraz moim kolorem jest czerń.Nie widzisz?Wskazała na czarne, obcisłe dżinsy i koszulkę z krótkimi rękawami.- O! - Marcella poczuła ukłucie bólu.- Przepraszam.Zjedzmy po kanapce i chodzmy to wymienić.Wyjście na ulicę z córką było wydarzeniem.Obciśle odziane ciało Soni wywoływało uważne spojrzenia i gwizdyrobotników pracujących na budowie; mijający je mężczyzni oglądali się nieustannie.Prowokujący chód Soni, piersipodane do przodu, długie sprężyste kroki, półotwarte usta, upodabniały ją do modelki pozującej do fotografii.WBlo-omingdale's udało jej się znalezć bardzo drogą czarną sukienkę, kosztującą więcej niż wszystkie zwróconeubrania razem wzięte.Przyłożyła cienki materiał do ciała, mrucząc:- Chcę ją! - Przechadzała się przed lustrem, przymierzając sukienkę.- Jest ostra!Marcella rozejrzała się po innych klientach, przyglądających się przedstawieniu Soni.- Gdzie byś to nosiła? - spytała.- W wielu miejscach! - Sonia wzruszyła ramionami.-W knajpach.Marcella westchnęła.- Zobacz, może znajdziesz coś bardziej odpowiedniego, kochanie.%7łebyś wyglądała młodziej.Sonia rzuciła jej zmęczone spojrzenie, odwieszając sukienkę.- Nie ma mowy! Wrócę i kupię ją sama innym razem.W powrotnej drodze taksówką nie opuszczał jej posępnynastrój.Lato spędzili na wylegiwaniu się w weekendy u Amy w Southampton, pławieniu się w basenie, przyglądaniu się jakpisarze odwiedzający Amy pożerają wzrokiem ciało Som odziane w bikini.Amy była zafascynowana Sonią.- Jest piękniejsza i bardziej niesforna niż którakolwiek z moich bohaterek! - oznajmiała.Sadzała Sonię podczas swych sobotnich kolacji obok najstarszych, najbardziej lubieżnych mężczyzn, jakich znała, icieszyła oczy rozgrywającym się dramatem.We wrześniu Marcella zapisała Sonię do prywatnej szkoły, gdzie głównym językiem był francuski i kładziononacisk na sztukę.Sonia domagała się lekcji śpiewu, tańca i gimnastyki, zapisała się na rozmaite kursy w centrum i wokolicy Broadwayu.Z początkiem roku szkolnego przestała praktycznie bywać w domu.Jej alibi stanowiły zajęcia,kursy i, niekiedy, przesłuchania.W niektóre ranki była tak zmęczona, że spała jeszcze, kiedy sprzątaczkaprzychodziła o jedenastej.W weekendy znikała, albo jadła bez przerwy w kuchni, jak gdyby nic nie mogło zaspokoićjej głodu.Zakłóciła spokój ich domu jak głaz wrzucony do cichego stawu.W nocy krzyczała we śnie, ale kiedyMarcella biegła do jej sypialni, twierdziła, że nic jej nie jest.Spojrzenie tych liliowych oczu, które mogły wyglądaćtak pięknie, jeśli czegoś pragnęła, twardniało, gdy patrzyła na matkę.Nie łączyły ich chwile intymności.MarzenieMarcelU o robieniu wspólnie z córką różnych rzeczy - o chodzeniu na zakupy, o spacerach po parku - blakło zakażdym razem, kiedy ta cudna, zimna, obca osoba wchodziła do pokoju.- Mój numer z opiekuńczym starszym bratem nie wychodzi - wyznał Mark.Najwyrazniej Sonia doznała szokujących przeżyć.Wybuchy jej gniewu były przerażające.Przypadkowa uwaga zestrony Marka mogła doprowadzić do tego, że Sonia rzucała mu się do twarzy z paznokciami.Przepraszała gopózniej:- Po prostu miałam ochotę cię zranić.Nie odzywała się do brata przez wiele dni, a potem wchodziła nagle do jego pokoju, żeby pogawędzić.OpowiadałaMarkowi o ojcu pewnej koleżanki, w którym się kochała.- Gdybym była starsza, już jutro zostawiłby dla mnie żonę.- Jesteś nienormalna, wiesz o tym? - odpowiadał.Sonia się uśmiechała.- Przynajmniej nie sypiam ze swoją mamusią! Ja to nazywam nienormalnością! Wiesz, czasem zrywam się zeszkoły, żeby szukać pracy jako modelka.W tym interesie aż kłębi się od takich milutkich facetów jak ty, Mark.Wszyscy oni za mną szaleją; ubóstwiają moją twarz, cycki, włosy, wszystko, ale są dla mnie jak bracia.Znam wielusłodkich gości, którzy chcieliby cię poznać.Co ty na to, Mark? Chodz ze mną kiedyś, przedstawię cię.Wychodziła z pokoju, uśmiechając się do siebie tajemniczo.Zostawiała Marka dziwnie niezadowolonego, jakbywejrzała w tę część jego natury, do której się nigdy me przyznawał, nawet przed sobą.Kiedy przyszedł do niej list, przesłany przez adwokata Harry'ego, Sonia spojrzała na kopertę podejrzliwie.- Skąd on wiedział, że tu jestem? - chciała wiedzieć.Marcella, która parzyła w kuchni kawę, odwróciła głowęi spojrzała na córkę.- Uznano cię oficjalnie za osobę zaginioną, kochanie.Kiedy się pokazałaś, oczywiście wszyscy zostali powiado-mieni, także policja i adwokat twego ojca.Widziała w oczach córki sprzeczne uczucia.Sonia obracała w dłoniach kopertę.- Kochanie - Marcella dotknęła jej ramienia.- Nie bądz stale taka drażhwa!Sonia wzruszyła ramionami i wyszła do szkoły.Podczas kolacji MarceUa zapytała:- Jak się miewa tata?- Chryste! - Sonia rzuciła widelec.- Jak ty wymawiasz to słowo! Jak gdyby był wrogiem publicznym numer jeden!Dlaczego za niego wyszłaś, skoro go nienawidziłaś?Marcella upiła łyk wina, zmuszając się, żeby nie patrzeć na Marka.Wiedziała, że, kiedy wymieniali spojrzenia,Sonia dostawała białej gorączki.- Soniu - zaczęła spokojnie.- Wiem, że masz się za bardzo dorosłą osobę, ale nie zapominaj, że jestem twoją matką inie chcę, żebyś odzywała się do mnie w ten sposób.Nigdy! Nie czuję do twojego ojca nienawiści i nie zapominaj,że to on mnie zostawił! Zabierając was ze sobą! Teraz został aresztowany pod poważnym zarzutem i grozi muwyrok do piętnastu łat więzienia.Może wyjść za kaucją wysokości pół miliona dolarów, których nie udało mu sięzgromadzić.To wszystko, co wiem.Może ty wiesz więcej?Sonia wpatrywała się w ostatnie krople coca coli, którymi wirowała w szklance.Podniosła liliowe oczy na matkę.- A ty nie mogłabyś wpłacić za niego kaucji? Marcella wytrzymała wzrok córki.- Nie - odparła krótko.Sonia bawiła się paczką po papierosach.- A ranczo, stajnie, mój koń?- Nic o tym nie wiem, ale przypuszczam, że wszystko zajął stan, żeby opłacić koszta procesu.- Masz szczęście, że ty też nie siedzisz w więzieniu - wtrącił Mark.- Za współudział.- Zamknij się, do kurwy! - wrzasnęła Sonia.- Nie boję się więzienia.- Soniu! - krzyknęła Marcella [ Pobierz całość w formacie PDF ]