[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc znowu się spotykamy! - wykrzyknął, jak gdybyśmy regularnie na siebie wpadali, ale w istocie spotkałem godotąd tylko raz.Po przejściu na emeryturę z biskupstwa w roku 1937 przyjechał do Grantchester, by poradzić się codo swej przyszłości kogoś, kto przypadkowo wiedział o Jardinie więcej niż większość ludzi.Ponieważ jednaknależał do rodzaju ludzi, którzy szukają rad, ale rzadko je przyjmują, nasze spotkanie okazało się mało owocne.Podczas tamtej rozmowy robiłem wszystko, by ukryć antypatię na tyle, by potraktować go serdecznie.Ponieważ natym nasze kontakty się urwały, uznałem że moja serdeczność nie zabrzmiała szcze-jfze; usłyszana tego rankawiadomość o wstawiennictwie Jardine'a za mną niemało mnie zdziwiła.- Cóż! - mówił Jardine, podczas gdy ja zastanawiałem się nad przypomnieniem doktora Ottershawa, że ścieżki Panasą czasem nieprzeniknione.- Czy podamy sobie ręce?- Nie mam pojęcia, czemu nie moglibyśmy tego zrobić."- Nie? Wtedy, w trzydziestym siódmym odniosłem silne wrażenie, że mnie pan nie aprobuje.Zrozumiałem, że moja dezabrobata dręczyła go, a obecne wstawiennictwo miało na celu udowodnienie mi, że mimowszystka nie jest takim złym gościem.Uznałem to za przejaw zaburzonej psychiki.Nie powinniśmy poświęcać zbytwiele czasu na obsesyjne zamartwianie się tym, co mogą myśleć o nas inni; jest to przejaw niezdrowego zaab-sorbowania własną osobą.438- Jeśli odniósł pan wrażenie, że pana nie aprobuję, wobec tego ponoszę winę za niezadowalający charakter naszegospotkania - powiedziałem.- Cieszę się, że dobrze się panu wiedzie, Jardine, i jestem zobowiązany za oświeceniedoktora Ottershawa w kwestii mojej kariery w Ruydale.- Co za stary roztrzepaniec! Zapewniam pana, że gdybym nadal zajmował pałac, nie pozwolono by panu gnićmiesiącami w jakiejś zapadłej wsi.Aysgarth, który zauważył jak się skrzywiłem na tę pyszałkowatą, obrazliwą dla doktora Ottershawa uwagę,powiedział pospiesznie pragnąc zmienić temat:- Czy słyszał pan, że doktor Jardine pisze pamiętniki?- Tak - odparłem.- Rozumiem, że to jest powód jego wizyty w Starbridge.- Zwróciłem się do Jardine'a: - A możepamiętniki są tylko pretekstem do odwiedzenia starych przyjaciół?- Dlaczego słuchając pana odnoszę wrażenie, że nawet odwiedzanie dawnych przyjaciół jest grzechem? Cóż zastraszny z pana człowiek, kiedy emanuje pan tą zimną surowością! - powiedział lekko Jardine i dodał zrozbawieniem: - Powinien się pan trochę ogrzać pisząc własne pamiętniki.Jestem pewien, żejjyłaby to fascynującalektura!- Wprost przeciwnie - odparłem.- Wie pan równie dobrze jak ja, że kiedy jest się kapłanem, najlepszych historii niemożna opowiedzieć.- Odwróciłem się, żeby odejść, ale Jardine za wszelką cenę usiłował mnie Wciągnąć wrozmowę i nagle, pod tą maską lekkomyślności, wyczułem złożoną, niespokojną osobowość kapłana, który czuł sięna tyle osamotniony, że mój brak ciepła sprawił mu przykrość.Z uczuciem rozpaczy zrozumiałem, że muszę siępostarać okazać serdeczność.Przypomniałem sobie o niedawnej ingerencji Jardine'a w moje życie i zacząłem sięzastanawiać, czy Bóg nie zetknął mnie z nim w jakimś szczególnym celu.Ze swej strony uważałem, że po prostuprzyszedłem na plebanię z własnej woli, chcąc się grzecznie zachować.- Zanim pan ucieknie, proszę pozwolić, że złożę panu spóznione gratulacje z okazji małżeństwa! - mówił Jardine.-%7łona, która, jak słyszałem, jest urocza, inteligentna, dobra i oddana, stanowi jedną z najwyższych nagród.Neville,czy rozmawiałaś kiedyś z ojcem Darrow o twej pogoni za najwyższymi trofeami?- Nie - odparł natychmiast Aysgarth z niespokojną miną, ale jego mentor zignorował ten sygnał, żeby niekontynuować tematu.- Neville dorastał w niepomyślnych warunkach - wyjaśnił Jardine.- Chcąc dodać sobie sił na przezwyciężenie ich,zaczął patrzec429na życie jako na pogoń za trofeami, nie tylko zwykłymi nagrodami dostępnymi dla ludzi lepszego pochodzenia, aleza najwyższymi trofeami.W sensie praktycznym oznacza to, rzecz jasna, że Neville zawsze dąży do doskonałości.Aysgarth odchrząknął.- Zanim pan Darrow przypomni mi, że doskonałość jest na tym świecie niemożliwa, chciałbym powiedzieć jasno, żenie jestem potworem światowej ambicji.Moim jedynym pragnieniem jest jak najlepiej służyć Bogu.- A co jest złego w światowej ambicji, jeśli pomaga ci osiągnąć ten jakże chwalebny cel? Na przykład nie wstydziszsię chyba stypendium Balliola, które wprowadziło cię w świat, gdzie mogłeś wreszcie podejść do chrześcijaństwa wsposób intelektualny!- Cóż, zgadzam się oczywiście, że najwyższe trofeum w postaci miejsca w Oksfordzie stanowi przykład światowejambicji w formie najbardziej możliwej do przyjęcia, ale pan Darrow myśli z pewnością.- Darrow ma doskonałą żonę, doskonały dom i doskonałą karierę, same najwyższe trofea, więc niech ci się niewydaje, że jest zbyt święty, by wiedzieć, co oznacza ambicja! Założę się, że w tej chwili myśli z zadowoleniem owidokach, jakie otwierają się przed nim w Kolegium Teologicznym i ocenia szansę zostania pryncypałem!Aysgarth sprawiał wrażenie tak zażenowanego, że uznałem, iż czas pospieszyć mu na pomoc:- Daj pan spokój, Jardine! - powiedziałem tonem opata zwracającego się do hałaśliwego mnicha, który nie może sięoprzeć chęci popisywania się.Zachowuje się pan prowokująco, ponieważ chce pan wytknąć to, ee uznał pan zahipokryzję u Aysgartha, a kołtuństwo u mnie.W istocie Aysgarth bardzo Właściwie temperuje pański swobodnystosunek do światowej ambicji, natomiast mój wyraz zdumienia nie wynikał z kołtuń-stwa lecz z troski.Kapłanpańskiego pokroju powinien chyba twierdzić, że prawdziwa doskonałość znajduje się tylko w wartościachabsolutnych, a najwyższą nagrodą może być tylko zjednoczenie z BogiemSądziłem że w ten sposób usadzę biskupa, ale myliłem się:- Mój drogi Darrow - powiedział ze zniecierpliwieniem.- Czyżby doszczętnie stracił pan poczucie humoru? Mamnadzieję, że nie odłożył go pan razem z habitem opuszczając klasztor!- Nie straciłem poczucia humoru, po prostu zachowałem dobry smak.%7łyczę panom miłego dnia i niech was Bógbłogosławi - powiedziałem tonem, który uciszyłby nawet najbardziej krnąbrnego mnicha, po czym wyszedłem nieoglądając się za siebie.440XIIW drodze powrotnej pociągiem do Starrington doszedłem do wniosku, że zbyt surowo zareagowałem na uwagiJardinea i żałowałem, że nie okazałem większej cierpliwości człowiekowi, który był najwyrazniej nieszczęśliwy.Jego gorzkie komentarze na temat mojej żony, domu i nowej kariery wskazywały na zazdrość; szyderstwo z mojejambicji by kierować Kolegium Teologicznym sugerowało, że Jardine pragnął mojej aprobaty i pragnienie tozdegenerowało się do zawistnej antypatii, kiedy owej aprobaty nie uzyskał.Nigdy nie uważałem, by Jardine posiadałuzdolnienia duchowe.Teraz, kiedy jego kariera została przerwana, poświęcał czas wątpliwej sztuce autobiografii,formie pisarstwa, w której zarówno szczerość, jak i skromność są zauważalne przez swoją nieobecność.Wyglądałona to, że znosiło go w duchową ślepą uliczkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- A więc znowu się spotykamy! - wykrzyknął, jak gdybyśmy regularnie na siebie wpadali, ale w istocie spotkałem godotąd tylko raz.Po przejściu na emeryturę z biskupstwa w roku 1937 przyjechał do Grantchester, by poradzić się codo swej przyszłości kogoś, kto przypadkowo wiedział o Jardinie więcej niż większość ludzi.Ponieważ jednaknależał do rodzaju ludzi, którzy szukają rad, ale rzadko je przyjmują, nasze spotkanie okazało się mało owocne.Podczas tamtej rozmowy robiłem wszystko, by ukryć antypatię na tyle, by potraktować go serdecznie.Ponieważ natym nasze kontakty się urwały, uznałem że moja serdeczność nie zabrzmiała szcze-jfze; usłyszana tego rankawiadomość o wstawiennictwie Jardine'a za mną niemało mnie zdziwiła.- Cóż! - mówił Jardine, podczas gdy ja zastanawiałem się nad przypomnieniem doktora Ottershawa, że ścieżki Panasą czasem nieprzeniknione.- Czy podamy sobie ręce?- Nie mam pojęcia, czemu nie moglibyśmy tego zrobić."- Nie? Wtedy, w trzydziestym siódmym odniosłem silne wrażenie, że mnie pan nie aprobuje.Zrozumiałem, że moja dezabrobata dręczyła go, a obecne wstawiennictwo miało na celu udowodnienie mi, że mimowszystka nie jest takim złym gościem.Uznałem to za przejaw zaburzonej psychiki.Nie powinniśmy poświęcać zbytwiele czasu na obsesyjne zamartwianie się tym, co mogą myśleć o nas inni; jest to przejaw niezdrowego zaab-sorbowania własną osobą.438- Jeśli odniósł pan wrażenie, że pana nie aprobuję, wobec tego ponoszę winę za niezadowalający charakter naszegospotkania - powiedziałem.- Cieszę się, że dobrze się panu wiedzie, Jardine, i jestem zobowiązany za oświeceniedoktora Ottershawa w kwestii mojej kariery w Ruydale.- Co za stary roztrzepaniec! Zapewniam pana, że gdybym nadal zajmował pałac, nie pozwolono by panu gnićmiesiącami w jakiejś zapadłej wsi.Aysgarth, który zauważył jak się skrzywiłem na tę pyszałkowatą, obrazliwą dla doktora Ottershawa uwagę,powiedział pospiesznie pragnąc zmienić temat:- Czy słyszał pan, że doktor Jardine pisze pamiętniki?- Tak - odparłem.- Rozumiem, że to jest powód jego wizyty w Starbridge.- Zwróciłem się do Jardine'a: - A możepamiętniki są tylko pretekstem do odwiedzenia starych przyjaciół?- Dlaczego słuchając pana odnoszę wrażenie, że nawet odwiedzanie dawnych przyjaciół jest grzechem? Cóż zastraszny z pana człowiek, kiedy emanuje pan tą zimną surowością! - powiedział lekko Jardine i dodał zrozbawieniem: - Powinien się pan trochę ogrzać pisząc własne pamiętniki.Jestem pewien, żejjyłaby to fascynującalektura!- Wprost przeciwnie - odparłem.- Wie pan równie dobrze jak ja, że kiedy jest się kapłanem, najlepszych historii niemożna opowiedzieć.- Odwróciłem się, żeby odejść, ale Jardine za wszelką cenę usiłował mnie Wciągnąć wrozmowę i nagle, pod tą maską lekkomyślności, wyczułem złożoną, niespokojną osobowość kapłana, który czuł sięna tyle osamotniony, że mój brak ciepła sprawił mu przykrość.Z uczuciem rozpaczy zrozumiałem, że muszę siępostarać okazać serdeczność.Przypomniałem sobie o niedawnej ingerencji Jardine'a w moje życie i zacząłem sięzastanawiać, czy Bóg nie zetknął mnie z nim w jakimś szczególnym celu.Ze swej strony uważałem, że po prostuprzyszedłem na plebanię z własnej woli, chcąc się grzecznie zachować.- Zanim pan ucieknie, proszę pozwolić, że złożę panu spóznione gratulacje z okazji małżeństwa! - mówił Jardine.-%7łona, która, jak słyszałem, jest urocza, inteligentna, dobra i oddana, stanowi jedną z najwyższych nagród.Neville,czy rozmawiałaś kiedyś z ojcem Darrow o twej pogoni za najwyższymi trofeami?- Nie - odparł natychmiast Aysgarth z niespokojną miną, ale jego mentor zignorował ten sygnał, żeby niekontynuować tematu.- Neville dorastał w niepomyślnych warunkach - wyjaśnił Jardine.- Chcąc dodać sobie sił na przezwyciężenie ich,zaczął patrzec429na życie jako na pogoń za trofeami, nie tylko zwykłymi nagrodami dostępnymi dla ludzi lepszego pochodzenia, aleza najwyższymi trofeami.W sensie praktycznym oznacza to, rzecz jasna, że Neville zawsze dąży do doskonałości.Aysgarth odchrząknął.- Zanim pan Darrow przypomni mi, że doskonałość jest na tym świecie niemożliwa, chciałbym powiedzieć jasno, żenie jestem potworem światowej ambicji.Moim jedynym pragnieniem jest jak najlepiej służyć Bogu.- A co jest złego w światowej ambicji, jeśli pomaga ci osiągnąć ten jakże chwalebny cel? Na przykład nie wstydziszsię chyba stypendium Balliola, które wprowadziło cię w świat, gdzie mogłeś wreszcie podejść do chrześcijaństwa wsposób intelektualny!- Cóż, zgadzam się oczywiście, że najwyższe trofeum w postaci miejsca w Oksfordzie stanowi przykład światowejambicji w formie najbardziej możliwej do przyjęcia, ale pan Darrow myśli z pewnością.- Darrow ma doskonałą żonę, doskonały dom i doskonałą karierę, same najwyższe trofea, więc niech ci się niewydaje, że jest zbyt święty, by wiedzieć, co oznacza ambicja! Założę się, że w tej chwili myśli z zadowoleniem owidokach, jakie otwierają się przed nim w Kolegium Teologicznym i ocenia szansę zostania pryncypałem!Aysgarth sprawiał wrażenie tak zażenowanego, że uznałem, iż czas pospieszyć mu na pomoc:- Daj pan spokój, Jardine! - powiedziałem tonem opata zwracającego się do hałaśliwego mnicha, który nie może sięoprzeć chęci popisywania się.Zachowuje się pan prowokująco, ponieważ chce pan wytknąć to, ee uznał pan zahipokryzję u Aysgartha, a kołtuństwo u mnie.W istocie Aysgarth bardzo Właściwie temperuje pański swobodnystosunek do światowej ambicji, natomiast mój wyraz zdumienia nie wynikał z kołtuń-stwa lecz z troski.Kapłanpańskiego pokroju powinien chyba twierdzić, że prawdziwa doskonałość znajduje się tylko w wartościachabsolutnych, a najwyższą nagrodą może być tylko zjednoczenie z BogiemSądziłem że w ten sposób usadzę biskupa, ale myliłem się:- Mój drogi Darrow - powiedział ze zniecierpliwieniem.- Czyżby doszczętnie stracił pan poczucie humoru? Mamnadzieję, że nie odłożył go pan razem z habitem opuszczając klasztor!- Nie straciłem poczucia humoru, po prostu zachowałem dobry smak.%7łyczę panom miłego dnia i niech was Bógbłogosławi - powiedziałem tonem, który uciszyłby nawet najbardziej krnąbrnego mnicha, po czym wyszedłem nieoglądając się za siebie.440XIIW drodze powrotnej pociągiem do Starrington doszedłem do wniosku, że zbyt surowo zareagowałem na uwagiJardinea i żałowałem, że nie okazałem większej cierpliwości człowiekowi, który był najwyrazniej nieszczęśliwy.Jego gorzkie komentarze na temat mojej żony, domu i nowej kariery wskazywały na zazdrość; szyderstwo z mojejambicji by kierować Kolegium Teologicznym sugerowało, że Jardine pragnął mojej aprobaty i pragnienie tozdegenerowało się do zawistnej antypatii, kiedy owej aprobaty nie uzyskał.Nigdy nie uważałem, by Jardine posiadałuzdolnienia duchowe.Teraz, kiedy jego kariera została przerwana, poświęcał czas wątpliwej sztuce autobiografii,formie pisarstwa, w której zarówno szczerość, jak i skromność są zauważalne przez swoją nieobecność.Wyglądałona to, że znosiło go w duchową ślepą uliczkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]