[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak dzisiejsze wydarzenia sprawiły, że zmieniła zdanie.Stefan zebrał ludzi i natychmiast wrócił do lasu.Anna została w swoim pokoju,lecz nie mogła usiedzieć w miejscu, krążyła niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce.Wreszcie dobiegające z dziedzińca odgłosy uświadomiły jej, że zbrojni wrócili.Podbie-gła do okna i zobaczyła co najmniej dwunastu jezdzców zsiadających z koni.Zauważyłaciało przewieszone przez siodło jednego z wierzchowców.Gdy zostało zdjęte, Annarozpoznała w zabitym mężczyznę, który towarzyszył im dzisiaj w Cherbourgu.Kilkuinnych było rannych.RLTNigdzie nie dostrzegła lorda de Montforta.Serce jej się ścisnęło w najgorszymprzeczuciu.Wypadła z pokoju i pędem zbiegła na dół po szerokich kamiennych scho-dach.Stefana nie było wśród jego ludzi.Przecież gdyby zginął lub został ranny, to przy-wiezliby go do zamku.W wielkiej sali spotkała Alego.Lekarz przechodził od jednegorannego do drugiego, badając ich obrażenia.Odwrócił się i zagadnął Annę stojącą u stópschodów.- Boisz się widoku krwi, pani?- Nie - odparła.- Chętnie pomogę w miarę swoich możliwości.- Posłałem Sulinę po wodę, maści i prześcieradła, które trzeba będzie podrzeć wpasy.Rany tych trzech ludzi wystarczy oczyścić i zabandażować.W pierwszej kolejnościpowinienem zająć się ciężej rannymi, więc tamci będą musieli poczekać, chyba że ty,pani, ulżysz ich cierpieniu.Rany od miecza łatwo się goją, ale strzały z kuszy bywająśmiertelne.Niektórzy mogą mieć poparzenia od wystrzałów, choć broń palna jest nie-celna i rzadko zabija.- Zajmę się tym, oczywiście - zapewniła Anna.- Nie pierwszy raz opatruję rozcię-cia i stłuczenia.- Była zbyt skoncentrowana na rannych, by zauważyć spojrzenie, jakimobrzucił ją lekarz.Sulina wraz z inną służącą przyniosły cynowe misy i dzbany z wodą, a także mięk-kie płótno i maści.Anna nalała wody do misy i zaczęła obmywać zakrwawioną głowęjednego z lżej rannych.Cięcie nie było zbyt głębokie, posmarowała leczniczą maścią ra-nę i ją zabandażowała.Starała się robić to bardzo delikatnie.- Powinno być dobrze - stwierdziła.- Przepraszam, jeśli sprawiłam ci ból.- Nie sprawiłaś, pani.Anna przeszła do następnego, który został ranny w rękę, i do kolejnego, z cięciemprzez twarz.Każdego z nich pytała, czy nie widział lorda de Montforta, ale kręcili gło-wami i robili wrażenie zaskoczonych, że nie ma go wśród nich.Skończyła pracę, gdy przy wtórze radosnych wiwatów do wielkiej sali wszedł Ste-fan.Słaniał się na nogach z wyczerpania, bo niósł w ramionach rannego mężczyznę.Na-tychmiast kilka osób podbiegło i pomogło mu delikatnie złożyć brzemię na kocu.AnnaRLTrozpoznała Erica.Zrozumiała, że musiał Odłączyć się od innych, gdy próbowali odcią-gnąć nieprzyjaciół.W jego piersi tkwiła strzała z kuszy.Ali pośpiesznie dokończył ban-dażowanie rannego, którym akurat się zajmował, i podszedł do Erica.Zbadał go szybko ipopatrzył na Stefana.- %7łyje - stwierdził - ale muszę wyciąć żelazny grot z jego ciała, co spowoduje po-tężne krwawienie.Będę potrzebował ekstraktu z opium, żeby zniósł ból.- Rób, co konieczne - powiedział Stefan.- Gdzie go zanieść?- Połóżcie go na tamtym stole.Zdejmijcie wszystko, co na nim stoi, i porządniewyszorujcie blat.Potrzebny mi wrzątek do wyparzenia narzędzi.Zdołam usunąć ten grot,milordzie, ale uprzedzam, że Eric może nie przeżyć wstrząsu.- Postaraj się - poprosił Stefan.- On zasługuje na życie.Dobrze mi służył, nie mo-głem dopuścić, by skonał samotnie w lesie.- Stefan rozejrzał się dokoła i spochmurniałna widok Anny.Miała krew na rękach i na policzku.- Nie powinno cię tu być, pani.Tonie jest widok dla szlachetnie urodzonych dam.- Nie boję się odrobiny krwi - odparła Anna i dumnie uniosła głowę.- Mogę po-móc Alemu, jeśli będzie sobie życzył.- Idz do swojej komnaty.Jeśli będziemy potrzebowali twojej pomocy, to damy ciznać - polecił rozgniewany Stefan.Anna się zarumieniła.Dlaczego potraktował ją tak surowo? Przecież chciała po-móc! Może obwiniał ją o to, że jego ludzie zostali ranni? Zdawała sobie sprawę, że Eric ipozostali zbrojni osłaniali ich odwrót, i czuła się winna, że jeden z nich zginął, a drugibył bliski śmierci.Nie dała nic po sobie poznać i odeszła z wysoko uniesioną głową.Jeszcze tego ranka wydawało jej się, że Stefanowi na niej zależy, ale pózniejsze zacho-wanie wskazywało niezbicie na to, że była dla niego jedynie ciężarem, którego najchęt-niej by się pozbył.Wstrzymywała łzy dopóty, dopóki nie znalazła się sama w pokoju.Przysiadła nabrzegu łóżka i rozpłakała się żałośnie.Czuła się osamotniona.Lord de Montfort ocalił jąprzed śmiercią, lecz nic dla niego nie znaczyła.Pewnie będzie szczęśliwy, gdy onaprzypomni sobie, kim jest, i z radością odeśle ją do domu.Z całego serca pragnęła mócmu podać swoje nazwisko.Jeśli miała jeszcze rodzinę, to wolała być z nią, niż mieszkaćRLTw zamku, gdzie była niepożądanym gościem, z człowiekiem, który w jednej chwili byłtroskliwy i dobry, a w następnej mściwy i zły.Gdyby tylko mogła przypomnieć sobie,kim jest.Opuściłaby wreszcie ten dom i nigdy więcej nie musiałaby patrzeć na jegopana.Stefan czuł, że powinien przeprosić Annę.Ali nic nie mówił dopóty, dopóki niezostali sami, ale potem wystąpił w obronie dziewczyny, która przybiegła natychmiast, byzaoferować mu pomoc.- Nie wiem, co cię ugryzło, milordzie - powiedział.- Dlaczego potraktowałeś takniegrzecznie młodą damę, która wydatnie mi pomogła? Obserwowałem jej pracę, jestwymarzoną asystentką lekarza.Sulina zgodziła się tylko trzymać misę, a i to pod przy-musem, lecz nie potrafiła się przełamać, by dotknąć zakrwawionej kończyny.Lady Annazasłużyła na twoje podziękowania, milordzie, a nie obelgi.- Nie zelżyłem jej!- Odprawiłeś ją stąd z miną tak surową, jak to tylko możliwe.Czym ci się naraziła?Stefan nie odpowiedział.Musiał przyznać, że Anna nie zasłużyła na takie trakto-wanie, jakie musiała znosić po powrocie z Cherbourga.Wina leżała wyłącznie po jegostronie.Zmagał się z samym sobą i jego surowy stosunek do Anny wynikał z obawy, żerozsądna część jego natury przegrywa tę batalię.Z każdą chwilą pragnął jej coraz bar-dziej, a czuł, że nie powinien uczynić z niej kochanki.Anna nie pamiętała swojego na-zwiska, ale niewątpliwie była damą.Jeśli pragnął z nią żyć, to powinien ją poślubić, jakna człowieka honoru przystało.Myśli wirowały w głowie Stefana jak szczeniak goniący za własnym ogonkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Jednak dzisiejsze wydarzenia sprawiły, że zmieniła zdanie.Stefan zebrał ludzi i natychmiast wrócił do lasu.Anna została w swoim pokoju,lecz nie mogła usiedzieć w miejscu, krążyła niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce.Wreszcie dobiegające z dziedzińca odgłosy uświadomiły jej, że zbrojni wrócili.Podbie-gła do okna i zobaczyła co najmniej dwunastu jezdzców zsiadających z koni.Zauważyłaciało przewieszone przez siodło jednego z wierzchowców.Gdy zostało zdjęte, Annarozpoznała w zabitym mężczyznę, który towarzyszył im dzisiaj w Cherbourgu.Kilkuinnych było rannych.RLTNigdzie nie dostrzegła lorda de Montforta.Serce jej się ścisnęło w najgorszymprzeczuciu.Wypadła z pokoju i pędem zbiegła na dół po szerokich kamiennych scho-dach.Stefana nie było wśród jego ludzi.Przecież gdyby zginął lub został ranny, to przy-wiezliby go do zamku.W wielkiej sali spotkała Alego.Lekarz przechodził od jednegorannego do drugiego, badając ich obrażenia.Odwrócił się i zagadnął Annę stojącą u stópschodów.- Boisz się widoku krwi, pani?- Nie - odparła.- Chętnie pomogę w miarę swoich możliwości.- Posłałem Sulinę po wodę, maści i prześcieradła, które trzeba będzie podrzeć wpasy.Rany tych trzech ludzi wystarczy oczyścić i zabandażować.W pierwszej kolejnościpowinienem zająć się ciężej rannymi, więc tamci będą musieli poczekać, chyba że ty,pani, ulżysz ich cierpieniu.Rany od miecza łatwo się goją, ale strzały z kuszy bywająśmiertelne.Niektórzy mogą mieć poparzenia od wystrzałów, choć broń palna jest nie-celna i rzadko zabija.- Zajmę się tym, oczywiście - zapewniła Anna.- Nie pierwszy raz opatruję rozcię-cia i stłuczenia.- Była zbyt skoncentrowana na rannych, by zauważyć spojrzenie, jakimobrzucił ją lekarz.Sulina wraz z inną służącą przyniosły cynowe misy i dzbany z wodą, a także mięk-kie płótno i maści.Anna nalała wody do misy i zaczęła obmywać zakrwawioną głowęjednego z lżej rannych.Cięcie nie było zbyt głębokie, posmarowała leczniczą maścią ra-nę i ją zabandażowała.Starała się robić to bardzo delikatnie.- Powinno być dobrze - stwierdziła.- Przepraszam, jeśli sprawiłam ci ból.- Nie sprawiłaś, pani.Anna przeszła do następnego, który został ranny w rękę, i do kolejnego, z cięciemprzez twarz.Każdego z nich pytała, czy nie widział lorda de Montforta, ale kręcili gło-wami i robili wrażenie zaskoczonych, że nie ma go wśród nich.Skończyła pracę, gdy przy wtórze radosnych wiwatów do wielkiej sali wszedł Ste-fan.Słaniał się na nogach z wyczerpania, bo niósł w ramionach rannego mężczyznę.Na-tychmiast kilka osób podbiegło i pomogło mu delikatnie złożyć brzemię na kocu.AnnaRLTrozpoznała Erica.Zrozumiała, że musiał Odłączyć się od innych, gdy próbowali odcią-gnąć nieprzyjaciół.W jego piersi tkwiła strzała z kuszy.Ali pośpiesznie dokończył ban-dażowanie rannego, którym akurat się zajmował, i podszedł do Erica.Zbadał go szybko ipopatrzył na Stefana.- %7łyje - stwierdził - ale muszę wyciąć żelazny grot z jego ciała, co spowoduje po-tężne krwawienie.Będę potrzebował ekstraktu z opium, żeby zniósł ból.- Rób, co konieczne - powiedział Stefan.- Gdzie go zanieść?- Połóżcie go na tamtym stole.Zdejmijcie wszystko, co na nim stoi, i porządniewyszorujcie blat.Potrzebny mi wrzątek do wyparzenia narzędzi.Zdołam usunąć ten grot,milordzie, ale uprzedzam, że Eric może nie przeżyć wstrząsu.- Postaraj się - poprosił Stefan.- On zasługuje na życie.Dobrze mi służył, nie mo-głem dopuścić, by skonał samotnie w lesie.- Stefan rozejrzał się dokoła i spochmurniałna widok Anny.Miała krew na rękach i na policzku.- Nie powinno cię tu być, pani.Tonie jest widok dla szlachetnie urodzonych dam.- Nie boję się odrobiny krwi - odparła Anna i dumnie uniosła głowę.- Mogę po-móc Alemu, jeśli będzie sobie życzył.- Idz do swojej komnaty.Jeśli będziemy potrzebowali twojej pomocy, to damy ciznać - polecił rozgniewany Stefan.Anna się zarumieniła.Dlaczego potraktował ją tak surowo? Przecież chciała po-móc! Może obwiniał ją o to, że jego ludzie zostali ranni? Zdawała sobie sprawę, że Eric ipozostali zbrojni osłaniali ich odwrót, i czuła się winna, że jeden z nich zginął, a drugibył bliski śmierci.Nie dała nic po sobie poznać i odeszła z wysoko uniesioną głową.Jeszcze tego ranka wydawało jej się, że Stefanowi na niej zależy, ale pózniejsze zacho-wanie wskazywało niezbicie na to, że była dla niego jedynie ciężarem, którego najchęt-niej by się pozbył.Wstrzymywała łzy dopóty, dopóki nie znalazła się sama w pokoju.Przysiadła nabrzegu łóżka i rozpłakała się żałośnie.Czuła się osamotniona.Lord de Montfort ocalił jąprzed śmiercią, lecz nic dla niego nie znaczyła.Pewnie będzie szczęśliwy, gdy onaprzypomni sobie, kim jest, i z radością odeśle ją do domu.Z całego serca pragnęła mócmu podać swoje nazwisko.Jeśli miała jeszcze rodzinę, to wolała być z nią, niż mieszkaćRLTw zamku, gdzie była niepożądanym gościem, z człowiekiem, który w jednej chwili byłtroskliwy i dobry, a w następnej mściwy i zły.Gdyby tylko mogła przypomnieć sobie,kim jest.Opuściłaby wreszcie ten dom i nigdy więcej nie musiałaby patrzeć na jegopana.Stefan czuł, że powinien przeprosić Annę.Ali nic nie mówił dopóty, dopóki niezostali sami, ale potem wystąpił w obronie dziewczyny, która przybiegła natychmiast, byzaoferować mu pomoc.- Nie wiem, co cię ugryzło, milordzie - powiedział.- Dlaczego potraktowałeś takniegrzecznie młodą damę, która wydatnie mi pomogła? Obserwowałem jej pracę, jestwymarzoną asystentką lekarza.Sulina zgodziła się tylko trzymać misę, a i to pod przy-musem, lecz nie potrafiła się przełamać, by dotknąć zakrwawionej kończyny.Lady Annazasłużyła na twoje podziękowania, milordzie, a nie obelgi.- Nie zelżyłem jej!- Odprawiłeś ją stąd z miną tak surową, jak to tylko możliwe.Czym ci się naraziła?Stefan nie odpowiedział.Musiał przyznać, że Anna nie zasłużyła na takie trakto-wanie, jakie musiała znosić po powrocie z Cherbourga.Wina leżała wyłącznie po jegostronie.Zmagał się z samym sobą i jego surowy stosunek do Anny wynikał z obawy, żerozsądna część jego natury przegrywa tę batalię.Z każdą chwilą pragnął jej coraz bar-dziej, a czuł, że nie powinien uczynić z niej kochanki.Anna nie pamiętała swojego na-zwiska, ale niewątpliwie była damą.Jeśli pragnął z nią żyć, to powinien ją poślubić, jakna człowieka honoru przystało.Myśli wirowały w głowie Stefana jak szczeniak goniący za własnym ogonkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]