[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eva skoncentrowała się na Heathu.- Wiem, że zle postąpiłam.Wykończyło mnie to opętanieTorrance'ów.Też byś zbzikował na moim miejscu.Ale na początkumiałam dobre intencje.Nie chodziło mi o pieniądze.No, może trochę.Było mi ich zwyczajnie żal.Są po czterdziestce, ona nie mogła donosićciąży.Bali się, że nie zdążą.Heath wstał.Przepełniała go wściekłość.Eva mogła oszczędzić mutego bólu.- Cassie, daj mi telefon, z łaski swojej.- Co robisz? - zapytała Eva nerwowo.- Do kogo dzwonisz?- Podaj mi numer komórki Brada.Jego ton ostrzegł ją, że nie warto dyskutować.Podyktowała munumer.- Brad, tu Heath.Twój syn jest u mnie.Zdrowy i w dobrej formie.Heath usłyszał, jak Brad przekazuje wiadomość żonie.- Gdzie jesteś? - zapytał Heatha.- A ty jesteś u mnie?- Tak, właśnie przyjechaliśmy.- Zaczekajcie tam.Będę w ciągu godziny.Muszę tylko wiedzieć, czychcesz wnieść oskarżenie przeciwko Evie.Na twarzy Evy odbiło się przerażenie.Odczuła na własnej skórzenikłą cząstkę cierpień, jakich przysporzyła Heathowi i Torrance'om.Zadrżała, a jej oczy wypełniły się łzami.W tym momencie rozpłakał sięDanny.- Czy to mój syn? - zapytał Brad.121R SNie, to mój syn, chciał odpowiedzieć Heath.Kiedy odparł: Tak, totwój syn", serce ścisnęło mu się boleśnie.- Przywiez go.Zapomnij o Evie.Chcemy tylko odzyskać naszedziecko.- Jesteś pewien?- Za wszystkie cierpienia, jakich nam przysporzyła, powinna sięsmażyć w piekle, ale nie chcemy rozgłosu.Zostaw ją i przyjeżdżaj.- Dobrze.- Heath zakończył rozmowę i podał telefon Cassie.- Masz cholerne szczęście.Na razie.Brad nie chce wnosićoskarżenia, ale ja mogę.Ewa sięgnęła do torby i podała mu kopertę.- Realizowałam twoje czeki, żebyś nie nabrał podejrzeń, alezachowałam pieniądze, żeby ci zwrócić.Tu jest wszystko.Znajomość ztobą to najlepsze, co mi się w życiu przydarzyło.Dziękuję ci za twojądobroć.Większość facetów nie byłaby taka.Złość powoli wyparowała z niego.- yle wybierałaś.- Pewno masz rację.Wiedział już, co zrobi, ale nie chciał darować Evie zbyt łatwo.Spojrzał na Cassie.- Porozmawiamy na zewnątrz?Otworzyła drzwi.Heath wyszedł za nią, zabierając Danny'ego, któryprzestał płakać.- Pozwalasz jej się wymigać - stwierdziła chłodno.Nie potrafił odczytać wyrazu jej twarzy, ale w tej chwili to się nieliczyło.On już podjął decyzję.- To nie tak.Będzie musiała z tym żyć do końca swoich dni.122R S- Ty też.- Nie myśl, że nie jestem wściekły.Ale w gruncie rzeczypowinienem jej być wdzięczny.Pomogła mi zrozumieć, że muszę znówzacząć żyć.Uczucie do Danny'ego dało mi do tego siłę.Zmieniło mojeżycie.Danny dał mi ciebie, dodał w duchu.Ta myśl zadomowiła się w jegoumyśle, ale to nie był czas ani miejsce, żeby ją wypowiadać głośno.- Jasne, to twoja decyzja - odparła Cassie.Heath objął ją, przyciągnął do siebie i pocałował.Potem otworzyłdrzwi do mieszkania Darcy.- Ponieważ Brad chce o wszystkim zapomnieć, zrobię to samo -powiedział do Evy.Skuliła się i rozpłakała.- Dziękuję ci, Heath.Dziękuję i przepraszam.Tak bardzo miprzykro.Patrzył na nią przez chwilę, potem przykucnął przed fotelikiemDanny'ego i wyjął go.Eva wyciągnęła do malca ręce, ale zaraz opuściła jebezradnie.- Chcesz go potrzymać? - zapytał.Jej twarz, całą w czerwonych plamach, znaczyły strugi łez, oczyrozszerzyło niedowierzanie.Sięgnęła po Danny'ego i przytuliła go mocno.- Witaj - szepnęła.- Jestem Eva.Mieszkałeś we mnie przez jakiśczas.Darcy zerwała się z krzesła i, zalewając się łzami, otoczyłaramionami Evę i Danny'ego.Heath spojrzał na Cassie, ale ona wyglądała przez okno.Zcisnęło gow gardle.123R SPo chwili Eva podała Heathowi malca.- Powinnaś przeprosić Brada i jego żonę - powiedział.- Wiem.- Najlepiej listownie.- Dobrze.Musiał jechać.Czekała go teraz znacznie trudniejsza część zadania.Umieścił Danny'ego w foteliku.Kiedy szli po schodach, Cassie nieodezwała się ani słowem.Gdy wyszli na zewnątrz, powiedziała:- Pojadę za tobą.- Dobrze.- Nawet nie spojrzała na Danny'ego.Nie zagadała do niegoani się nie uśmiechnęła.Już zerwała tę więz.Kiedy wjechali na podjazd, Cassie zobaczyła biegnących ku nimTorrance'ów.Zanim zdążyła wysiąść, para biedziła się już nadwyciągnięciem Danny'ego z fotelika.- Ja to zrobię - zaproponował Heath grzecznie.Pani Torrance, zapłakana, przyciskała dłonie do ust.Heath podał jejchłopca, co jeszcze nasiliło jej łkania.Danny też wybuchnął płaczem.Bradotoczył ramionami ich oboje.Heath zbliżył się do Cassie, ale ona nie chciała na niego spojrzeć.Przepełniła ją ogromna pustka, a jednocześnie serce jej się krajało.- Mam jego ubranka i inne rzeczy - powiedział Heath.- Mamy wszystko, co potrzeba - burknęła pani Torrance.- Anno - odezwał się Brad miękko.- Heath nie zrobił nic złego.Przepraszam cię, ale jesteśmy tacy przejęci.Straciliśmy już nadzieję, że gokiedykolwiek zobaczymy.Heath skinął głową.Mógł sobie tylko wyobrazić ich przerażenie.124R S- Mleko, które znajdziesz w torbie z pieluchami, dobrze mu służy.Jeżeli chcecie znać jego plan dnia.- Dzięki, ale sami się tym zajmiemy - powiedział Brad.Jego żonatylko potrząsnęła głową.- Chcę jechać do domu - rzuciła.- Dam wam fotelik.- Heath ruszył do wozu.- Mamy swój.Zadzwonię do ciebie pózniej - odpowiedział Brad.Zaczęli się oddalać.Cassie poczuła się jak ogłuszona.- Tak bez pożegnania? - zapytała przepełnionym paniką głosem.Para zatrzymała się, patrząc na nią nieufnie.Anna mocniej przytuliłaDanny'ego.- Cassie.- Heath położył jej dłoń na ramieniu.Strząsnęła ją.- Po tym wszystkim, co zrobiliśmy, nawet jednego słowa? Pustka wniej zamieniła się w wielkie, bijące serce, pokryte krwawiącymi ranami.- Danny!Heath otoczył ją ramionami.- Muszą go zabrać do domu.Para oddaliła się.%7łwir chrzęścił pod ich stopami.Cassie wcisnęłapięści do oczu.Chrzęst ustał nagle, a potem zaczął się przybliżać.Anna Torrancestanęła przed Cassie i podała jej malca.- Pożegnajcie się - powiedziała, wciąż ze łzami w oczach.Cassie bez wahania przytuliła go mocno.Nie płacz.Nie płacz.Niepłacz.Chciała go dobrze zapamiętać.- Kocham cię - szepnęła mu do uszka i ucałowała go.- Bądz dobrymchłopcem.125R SChciała go podać Heathowi, ale potrząsnął głową.On już się z nimpożegnał.- Dziękuję - powiedziała do Anny.- Nawet nie wiem, kim jesteś - odparła kobieta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Eva skoncentrowała się na Heathu.- Wiem, że zle postąpiłam.Wykończyło mnie to opętanieTorrance'ów.Też byś zbzikował na moim miejscu.Ale na początkumiałam dobre intencje.Nie chodziło mi o pieniądze.No, może trochę.Było mi ich zwyczajnie żal.Są po czterdziestce, ona nie mogła donosićciąży.Bali się, że nie zdążą.Heath wstał.Przepełniała go wściekłość.Eva mogła oszczędzić mutego bólu.- Cassie, daj mi telefon, z łaski swojej.- Co robisz? - zapytała Eva nerwowo.- Do kogo dzwonisz?- Podaj mi numer komórki Brada.Jego ton ostrzegł ją, że nie warto dyskutować.Podyktowała munumer.- Brad, tu Heath.Twój syn jest u mnie.Zdrowy i w dobrej formie.Heath usłyszał, jak Brad przekazuje wiadomość żonie.- Gdzie jesteś? - zapytał Heatha.- A ty jesteś u mnie?- Tak, właśnie przyjechaliśmy.- Zaczekajcie tam.Będę w ciągu godziny.Muszę tylko wiedzieć, czychcesz wnieść oskarżenie przeciwko Evie.Na twarzy Evy odbiło się przerażenie.Odczuła na własnej skórzenikłą cząstkę cierpień, jakich przysporzyła Heathowi i Torrance'om.Zadrżała, a jej oczy wypełniły się łzami.W tym momencie rozpłakał sięDanny.- Czy to mój syn? - zapytał Brad.121R SNie, to mój syn, chciał odpowiedzieć Heath.Kiedy odparł: Tak, totwój syn", serce ścisnęło mu się boleśnie.- Przywiez go.Zapomnij o Evie.Chcemy tylko odzyskać naszedziecko.- Jesteś pewien?- Za wszystkie cierpienia, jakich nam przysporzyła, powinna sięsmażyć w piekle, ale nie chcemy rozgłosu.Zostaw ją i przyjeżdżaj.- Dobrze.- Heath zakończył rozmowę i podał telefon Cassie.- Masz cholerne szczęście.Na razie.Brad nie chce wnosićoskarżenia, ale ja mogę.Ewa sięgnęła do torby i podała mu kopertę.- Realizowałam twoje czeki, żebyś nie nabrał podejrzeń, alezachowałam pieniądze, żeby ci zwrócić.Tu jest wszystko.Znajomość ztobą to najlepsze, co mi się w życiu przydarzyło.Dziękuję ci za twojądobroć.Większość facetów nie byłaby taka.Złość powoli wyparowała z niego.- yle wybierałaś.- Pewno masz rację.Wiedział już, co zrobi, ale nie chciał darować Evie zbyt łatwo.Spojrzał na Cassie.- Porozmawiamy na zewnątrz?Otworzyła drzwi.Heath wyszedł za nią, zabierając Danny'ego, któryprzestał płakać.- Pozwalasz jej się wymigać - stwierdziła chłodno.Nie potrafił odczytać wyrazu jej twarzy, ale w tej chwili to się nieliczyło.On już podjął decyzję.- To nie tak.Będzie musiała z tym żyć do końca swoich dni.122R S- Ty też.- Nie myśl, że nie jestem wściekły.Ale w gruncie rzeczypowinienem jej być wdzięczny.Pomogła mi zrozumieć, że muszę znówzacząć żyć.Uczucie do Danny'ego dało mi do tego siłę.Zmieniło mojeżycie.Danny dał mi ciebie, dodał w duchu.Ta myśl zadomowiła się w jegoumyśle, ale to nie był czas ani miejsce, żeby ją wypowiadać głośno.- Jasne, to twoja decyzja - odparła Cassie.Heath objął ją, przyciągnął do siebie i pocałował.Potem otworzyłdrzwi do mieszkania Darcy.- Ponieważ Brad chce o wszystkim zapomnieć, zrobię to samo -powiedział do Evy.Skuliła się i rozpłakała.- Dziękuję ci, Heath.Dziękuję i przepraszam.Tak bardzo miprzykro.Patrzył na nią przez chwilę, potem przykucnął przed fotelikiemDanny'ego i wyjął go.Eva wyciągnęła do malca ręce, ale zaraz opuściła jebezradnie.- Chcesz go potrzymać? - zapytał.Jej twarz, całą w czerwonych plamach, znaczyły strugi łez, oczyrozszerzyło niedowierzanie.Sięgnęła po Danny'ego i przytuliła go mocno.- Witaj - szepnęła.- Jestem Eva.Mieszkałeś we mnie przez jakiśczas.Darcy zerwała się z krzesła i, zalewając się łzami, otoczyłaramionami Evę i Danny'ego.Heath spojrzał na Cassie, ale ona wyglądała przez okno.Zcisnęło gow gardle.123R SPo chwili Eva podała Heathowi malca.- Powinnaś przeprosić Brada i jego żonę - powiedział.- Wiem.- Najlepiej listownie.- Dobrze.Musiał jechać.Czekała go teraz znacznie trudniejsza część zadania.Umieścił Danny'ego w foteliku.Kiedy szli po schodach, Cassie nieodezwała się ani słowem.Gdy wyszli na zewnątrz, powiedziała:- Pojadę za tobą.- Dobrze.- Nawet nie spojrzała na Danny'ego.Nie zagadała do niegoani się nie uśmiechnęła.Już zerwała tę więz.Kiedy wjechali na podjazd, Cassie zobaczyła biegnących ku nimTorrance'ów.Zanim zdążyła wysiąść, para biedziła się już nadwyciągnięciem Danny'ego z fotelika.- Ja to zrobię - zaproponował Heath grzecznie.Pani Torrance, zapłakana, przyciskała dłonie do ust.Heath podał jejchłopca, co jeszcze nasiliło jej łkania.Danny też wybuchnął płaczem.Bradotoczył ramionami ich oboje.Heath zbliżył się do Cassie, ale ona nie chciała na niego spojrzeć.Przepełniła ją ogromna pustka, a jednocześnie serce jej się krajało.- Mam jego ubranka i inne rzeczy - powiedział Heath.- Mamy wszystko, co potrzeba - burknęła pani Torrance.- Anno - odezwał się Brad miękko.- Heath nie zrobił nic złego.Przepraszam cię, ale jesteśmy tacy przejęci.Straciliśmy już nadzieję, że gokiedykolwiek zobaczymy.Heath skinął głową.Mógł sobie tylko wyobrazić ich przerażenie.124R S- Mleko, które znajdziesz w torbie z pieluchami, dobrze mu służy.Jeżeli chcecie znać jego plan dnia.- Dzięki, ale sami się tym zajmiemy - powiedział Brad.Jego żonatylko potrząsnęła głową.- Chcę jechać do domu - rzuciła.- Dam wam fotelik.- Heath ruszył do wozu.- Mamy swój.Zadzwonię do ciebie pózniej - odpowiedział Brad.Zaczęli się oddalać.Cassie poczuła się jak ogłuszona.- Tak bez pożegnania? - zapytała przepełnionym paniką głosem.Para zatrzymała się, patrząc na nią nieufnie.Anna mocniej przytuliłaDanny'ego.- Cassie.- Heath położył jej dłoń na ramieniu.Strząsnęła ją.- Po tym wszystkim, co zrobiliśmy, nawet jednego słowa? Pustka wniej zamieniła się w wielkie, bijące serce, pokryte krwawiącymi ranami.- Danny!Heath otoczył ją ramionami.- Muszą go zabrać do domu.Para oddaliła się.%7łwir chrzęścił pod ich stopami.Cassie wcisnęłapięści do oczu.Chrzęst ustał nagle, a potem zaczął się przybliżać.Anna Torrancestanęła przed Cassie i podała jej malca.- Pożegnajcie się - powiedziała, wciąż ze łzami w oczach.Cassie bez wahania przytuliła go mocno.Nie płacz.Nie płacz.Niepłacz.Chciała go dobrze zapamiętać.- Kocham cię - szepnęła mu do uszka i ucałowała go.- Bądz dobrymchłopcem.125R SChciała go podać Heathowi, ale potrząsnął głową.On już się z nimpożegnał.- Dziękuję - powiedziała do Anny.- Nawet nie wiem, kim jesteś - odparła kobieta [ Pobierz całość w formacie PDF ]