[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała też, że nie jest to tylko sen, był bowiem zbytwyrazny.Czuła ból, chłód i ogień, gdy skórę przypiekano żelazem.Budziła się od krzyku, który niemal ją dusił, i czuła, że to ona samachciała krzyczeć.Krzyk jednak wciąż tkwił w jej gardle.Niewypowiedziany.Wydobywający się z jakiegoś innego czasu, z czasu, gdy czarownicepalono na stosach.To musiała być rzeczywistość i Roza wiedziała, która z nich to przeżyła.Była o tym mowa w historiach opowiadanych przez babkę Leę, leczbabka nigdy nie malowała tego takimi barwami.zapachami.Rozie zebrało się na wymioty, lecz dalej siedziała nieruchomo, wmilczeniu.Nie chciała budzić Mattiasa.Potrzebował snu, żeby rany musię goiły.Zwięta przejdą w końcu w niekończący się szereg zwykłychroboczych dni.Nie chciała też budzić ojca ani brata tak wcześnie.Dlaczego jej to pokazały?Czy po to, by pragnęła umieć jeszcze więcej? Czy dlatego, że zaczęła siędomyślać, jakie dary jej przekazały i do czego mogła ich użyć?Chyba jednak nie, przecież ten sen był niczym wykrzyczane ostrzeżenie.Pokazywał, co się może stać, jeśli człowiek zaplącze się w tę siećzdolności, niezwykłych talentów i wyuczonych sztuczek, jeśli człowiekzaplącze się w to i przestanie nad tym panować.Roza zadrżała, zdjęta chłodem, jak gdyby padł na nią prawdziwy cieńczarownicy.Mogła teraz chodzić między ludzmi, wśród których żyła, ipozwalać, by tak ją nazywali, teraz jednak nie przypaliliby jej żelazem aninie grozili, że spłonie żywcem.Odpychali ją od siebie inaczej.a mimo to została naznaczona ogniem.Nie wiedziała, czy ten sen utkwił w niej tak mocno, po-nieważ rozpoznała ból, jaki zadaje rozpalone żelazo.Roza wcale niemusiała go sobie wyobrażać.On w niej tkwił naprawdę.W każdej chwilimogła wydobyć go z pamięci.Piec w piekarni był równie gorący jakżelazo, którym tamci zli ludzie dotykali obnażonego ciała kobiety ze snu.Policzek Rozy płonął i piekł, jak gdyby jej oparzenie było świeże.Zacisnęła oczy, lecz poczuła, że nie jest w stanie powstrzymać strumieniałez.Przygryzanie dolnej wargi w niczym nie pomagało.Nie było sposobuna powstrzymanie płaczu.Mogła jedynie starać się, by szlochać jaknajciszej.Azy potoczyły jej się po policzkach.Nie przeszkadzała im.Wytarłapotem twarz szorstkim, wełnianym kocem i była gotowa na spotkanienowego dnia.W pewnym sensie.Wspomnienie tego snu miało jednak utkwić w niej jeszcze na jakiś czas.Nie był to sen z rodzaju tych, od których się po prostu ucieka, którespycha się w niepamięć i przywołuje dopiero znacznie pózniej.Ten sen przypominał ranę.Przede wszystkim dlatego, że był czymświęcej niż snem.I dlatego, że Roza nie wiedziała, czy może się nimpodzielić z kimś jeszcze.Nawet Mattias trzymał się na odległość, kiedy się zamykała.Nie napierał,gdy wyznaczała swoje granice.A Roza nie wiedziała, czy chciałaby, abybył bardziej natarczywy.Tak bardzo pragnęła uwierzyć, że on jej potrze-buje.Bardzo chciałaby wiedzieć z całą pewnością, dlaczego został.Roza siedziała w pogrążonej w ciszy izbie i wiedziała, że drugimpowodem, dla którego tak mocno tkwiła w tym śnie, w tym wspomnieniu,w tym lustrzanym odbiciu zdarzeń i człowieka, przekazanym jej poprzezpokolenia, w sposób, którego Roza nie pragnęła poznać, jest niezwyklesilna miłość.Wśród bólu, wśród zimna i strachu, i wszystkiego tego, co straszne -rozpalonego żelaza, sznurów ocierają-cych skórę aż do krwi na nadgarstkach i kostkach, tej potwornej ławy,batów, kijów, gradu uderzeń, głosów, śmiechu, spojrzeń i wszystkiego, codało się wyczuć wśród wilgoci, zimna i gorąca, wśród tego wszystkiegoistniała miłość tak silna, że Rozie wprost odbierało dech w piersiach.Miłość jako siła.Jak więzy.Jak światło.Nieskończone poczucie ciepła.Bezpieczna świadomość, że nic nie możezaszkodzić, ponieważ ktoś kocha bezgranicznie.Bez stawiania żadnychwarunków.Roza wiedziała, że nigdy nikogo tak nie kochała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Wiedziała też, że nie jest to tylko sen, był bowiem zbytwyrazny.Czuła ból, chłód i ogień, gdy skórę przypiekano żelazem.Budziła się od krzyku, który niemal ją dusił, i czuła, że to ona samachciała krzyczeć.Krzyk jednak wciąż tkwił w jej gardle.Niewypowiedziany.Wydobywający się z jakiegoś innego czasu, z czasu, gdy czarownicepalono na stosach.To musiała być rzeczywistość i Roza wiedziała, która z nich to przeżyła.Była o tym mowa w historiach opowiadanych przez babkę Leę, leczbabka nigdy nie malowała tego takimi barwami.zapachami.Rozie zebrało się na wymioty, lecz dalej siedziała nieruchomo, wmilczeniu.Nie chciała budzić Mattiasa.Potrzebował snu, żeby rany musię goiły.Zwięta przejdą w końcu w niekończący się szereg zwykłychroboczych dni.Nie chciała też budzić ojca ani brata tak wcześnie.Dlaczego jej to pokazały?Czy po to, by pragnęła umieć jeszcze więcej? Czy dlatego, że zaczęła siędomyślać, jakie dary jej przekazały i do czego mogła ich użyć?Chyba jednak nie, przecież ten sen był niczym wykrzyczane ostrzeżenie.Pokazywał, co się może stać, jeśli człowiek zaplącze się w tę siećzdolności, niezwykłych talentów i wyuczonych sztuczek, jeśli człowiekzaplącze się w to i przestanie nad tym panować.Roza zadrżała, zdjęta chłodem, jak gdyby padł na nią prawdziwy cieńczarownicy.Mogła teraz chodzić między ludzmi, wśród których żyła, ipozwalać, by tak ją nazywali, teraz jednak nie przypaliliby jej żelazem aninie grozili, że spłonie żywcem.Odpychali ją od siebie inaczej.a mimo to została naznaczona ogniem.Nie wiedziała, czy ten sen utkwił w niej tak mocno, po-nieważ rozpoznała ból, jaki zadaje rozpalone żelazo.Roza wcale niemusiała go sobie wyobrażać.On w niej tkwił naprawdę.W każdej chwilimogła wydobyć go z pamięci.Piec w piekarni był równie gorący jakżelazo, którym tamci zli ludzie dotykali obnażonego ciała kobiety ze snu.Policzek Rozy płonął i piekł, jak gdyby jej oparzenie było świeże.Zacisnęła oczy, lecz poczuła, że nie jest w stanie powstrzymać strumieniałez.Przygryzanie dolnej wargi w niczym nie pomagało.Nie było sposobuna powstrzymanie płaczu.Mogła jedynie starać się, by szlochać jaknajciszej.Azy potoczyły jej się po policzkach.Nie przeszkadzała im.Wytarłapotem twarz szorstkim, wełnianym kocem i była gotowa na spotkanienowego dnia.W pewnym sensie.Wspomnienie tego snu miało jednak utkwić w niej jeszcze na jakiś czas.Nie był to sen z rodzaju tych, od których się po prostu ucieka, którespycha się w niepamięć i przywołuje dopiero znacznie pózniej.Ten sen przypominał ranę.Przede wszystkim dlatego, że był czymświęcej niż snem.I dlatego, że Roza nie wiedziała, czy może się nimpodzielić z kimś jeszcze.Nawet Mattias trzymał się na odległość, kiedy się zamykała.Nie napierał,gdy wyznaczała swoje granice.A Roza nie wiedziała, czy chciałaby, abybył bardziej natarczywy.Tak bardzo pragnęła uwierzyć, że on jej potrze-buje.Bardzo chciałaby wiedzieć z całą pewnością, dlaczego został.Roza siedziała w pogrążonej w ciszy izbie i wiedziała, że drugimpowodem, dla którego tak mocno tkwiła w tym śnie, w tym wspomnieniu,w tym lustrzanym odbiciu zdarzeń i człowieka, przekazanym jej poprzezpokolenia, w sposób, którego Roza nie pragnęła poznać, jest niezwyklesilna miłość.Wśród bólu, wśród zimna i strachu, i wszystkiego tego, co straszne -rozpalonego żelaza, sznurów ocierają-cych skórę aż do krwi na nadgarstkach i kostkach, tej potwornej ławy,batów, kijów, gradu uderzeń, głosów, śmiechu, spojrzeń i wszystkiego, codało się wyczuć wśród wilgoci, zimna i gorąca, wśród tego wszystkiegoistniała miłość tak silna, że Rozie wprost odbierało dech w piersiach.Miłość jako siła.Jak więzy.Jak światło.Nieskończone poczucie ciepła.Bezpieczna świadomość, że nic nie możezaszkodzić, ponieważ ktoś kocha bezgranicznie.Bez stawiania żadnychwarunków.Roza wiedziała, że nigdy nikogo tak nie kochała [ Pobierz całość w formacie PDF ]