[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Broniła się zażarcie, jednak uległafizycznej przewadze żołdaków, których było znacznie więcej, nie dającjej nawet cienia szansy.Jednak wciąż nie dawała za wygraną i broniła się wściekle.Fukając jakdrapieżny kot, wymierzała dookoła razy małymi piąstkami, drapała i gryzła,co zupełnie nie przystawało szlachetnie urodzonej damie.W końcu zdołałaraz jeszcze uwolnić się.Tym razem wylądowała jednak wprost wramionach Dellarda, który oczekiwał na nią z zuchwałym uśmiechem.- Dokąd się wybierasz, milady? - zapytał i zanim Mary zdołałazareagować, wyciągnął szablę i uderzył ją.Metalowa część rękojeści trafiła Mary w skroń.Poczuła palącyból, pózniej świat wokół niej zaczął mętnieć i wirować.Ostatniąrzeczą, jaką zobaczyła, zanim straciła przytomność, była uśmiechniętazuchwale twarz Charlesa Dellarda.9Gdy minęło pierwsze oszołomienie, opat Andrew rozpoczął relację.Udali się do salonu, gdzie sir Walter, Quentin oraz opat zasiedli wdużych fotelach przed kominkiem.Trzem współbraciom opat polecił,by strzegli drzwi oraz okien.- Te środki ostrożności są zupełnie zbędne - oznajmił sir Walter.-Ten dom jest solidnie zbudowany i posiada mocne okna i drzwi.- A mimo to udało nam się bez trudu wejść do środka - odparłopat ze spokojem.- A to, co jest możliwe dla nas, może również udaćsię wrogowi.- Jakiemu wrogowi?- To pan dobrze wie, sir Walterze.Obiecałem panu prawdę, alechciałbym również prosić, żeby przestał już pan prowadzić z namigrę-- Pytanie brzmi, kto z kim prowadzi grę, mój zacny opacie.Powielekroć zwracałem się do ciebie z prośbą o wyjaśnienie znaczeniarunicznego znaku i za każdym razem otrzymywałem od ciebie jedyniemętne poszlaki.- W pańskim najlepiej pojętym interesie.Gdyby pan w tamtymmomencie porzucił sprawę, nikt by pana nie nagabywał.A terazobawiam się, że nie ma już dla pana odwrotu.- Nie ma już odwrotu? - zapytał Quentin.- Przed czym?- Przed odpowiedzialnością, jaką przydzieliło wam przeznaczenie,paniczu Quentinie.Obawiam się, iż pański wuj oraz pan zostaliścieuwikłani w tę historię w takim samym stopniu, w jakim jesteśmyzaangażowani my.- W jaką historię? - chciał wiedzieć sir Walter, a z jego głosuwyraznie biła niecierpliwość.- Jakiej to tajemnicy strzegą mnisi zKelso, o której nikt inny nie może się dowiedzieć?- Tajemnicy z dawnych, bardzo dawnych czasów - odparł opatzagadkowo.- Zanim jednak odkryję przed panem prawdę, musi panzłożyć przyrzeczenie, iż nikomu nie zdradzicie ani słowa.- Dlaczegóż nie?- Pańskie pytanie, sir Walterze, zyska odpowiedz dopiero wtedy,kiedy dowie się pan, o co w tym wszystkim chodzi.- Czy inspektorowi Dellardowi ojciec również założył kaganiec? -zapytał buńczucznie Scott.- Inspektorowi Dellardowi?- Powiedział mi, iż rozmawiałeś z nim, ojcze.Od niego teżdowiedziałem się kilku rzeczy, o których teraz wiemy.- A zatem inspektor Dellard - opat skinął głową.- Rozumiem.Wten sposób dał nam pan już pierwszą niesłychanie ważną wskazówkę.- Cieszy mnie to - skłamał sir Walter bez zająknięcia.- Wciążjednak mówisz zagadkami, wielebny opacie.- Proszę o wybaczanie.Kiedy przez tak długi czas strzegło sięskrupulatnie tajemnicy, ciężko jest przerwać milczenie.- Dokładnie jak długo? - chciał wiedzieć Quentin.- Bardzo długi czas, paniczu Quentinie.Ponad pięćset lat.- Pięćset lat - powtórzył Quentin nieco zatrwożony.- Od czasów Williama Wallace'a i Roberta Bruce'a.Więcej niż półtysiąca lat.Sir Walter był najwyrazniej mniej poruszony niż jego siostrzeniec.- Czy teraz zbliżamy się do momentu, w którym zamierzasz, ojcze,wmówić nam, iż ty oraz twoi bracia już wtedy byliście przy tymobecni? - zapytał z odrobiną kpiny.- Nie, sir Walterze.Ale wiedza o wydarzeniach tamtychmrocznych dni jest w moim zakonie przekazywana z pokolenia napokolenie.Przede mną tajemnicy tej strzegło nie mniej niż trzydziestudwóch opatów, którzy dopiero na krótko przed śmiercią przekazywaliją swoim następcom.Jestem dziedzicem długiego szeregu poprzedni-kdw i nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby mój czas dobiegłkońca.Jednakże przeznaczenie chciało inaczej.Rozstrzygnięcienastąpi teraz, w tych dniach.Nasze pokolenie jest tym, które dzwiga tobrzemię odpowiedzialności.- Jakiej odpowiedzialności?- Musi pan wiedzieć, sir Walterze, że mnisi z Dryburgha, którychjesteśmy spadkobiercami, złożyli uroczystą przysięgę.Oni złożyli nietylko śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, ale przysięgli równieżzwalczać zło, czyli pogaństwo oraz czarną magię.A powodem tejprzysięgi była haniebna zdrada, której wówczas dopuścił się WilliamWallace.- Musiałbyś mi, ojcze, wytłumaczyć to dokładnie - zażądał sirWalter i ukłonił się.Blask płomieni rzucał migoczące światło na napięte rysy jegotwarzy.- Zna pan historię.William Wallace, który już za swego życiazyskał przydomek Waleczne Serce", zjednoczył skłócone klanyregionu Highlands i poprowadził je do walki przeciw Anglikom.Wroku Pańskim 1297 odniósł decydujące zwycięstwo pod Stirling, którezachęciło go do ruszenia z wyprawą na południe i do zaatakowaniawroga na jego własnej ziemi.Sukcesy Wallace'a pobudziły wszelako dodziałania zawistników.Przywódców klanów, którzy zazdrościli muzdobytej pozycji oraz uwielbienia ludu.Dlatego zaczęli knuć intrygi.Rozsiewali pogłoski, że Wallace sam pragnie sięgnąć po koronę, gdyostatecznie pokona Anglików, co oczywiście było jawnym łgarstwem,jednakże w wielu miejscach wzbudziło nieufność w stosunku doWallace'a.- W bitwie pod Falkirk po raz pierwszy wzeszły ziarna, którezasiali wrogowie Bravehearta".Kilku znaczących przywódcówklanów opuściło Wallace'a na polu bitwy, zostawiając go w potrzasku.Bitwa została przegrana, Wallace przeżył, ciężko raniony.Jednak jegosława doznała poważnego uszczerbku, ponieważ od tej pory wielu byłotakich, którzy w niego zwątpili.Wśród tych, którzy najzacieklejknowali przeciwko Wallace'owi, byli członkowie starych zakazanychbractw tworzonych przez druidów, które przetrwały jeszcze zzamierzchłych ciemnych epok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Broniła się zażarcie, jednak uległafizycznej przewadze żołdaków, których było znacznie więcej, nie dającjej nawet cienia szansy.Jednak wciąż nie dawała za wygraną i broniła się wściekle.Fukając jakdrapieżny kot, wymierzała dookoła razy małymi piąstkami, drapała i gryzła,co zupełnie nie przystawało szlachetnie urodzonej damie.W końcu zdołałaraz jeszcze uwolnić się.Tym razem wylądowała jednak wprost wramionach Dellarda, który oczekiwał na nią z zuchwałym uśmiechem.- Dokąd się wybierasz, milady? - zapytał i zanim Mary zdołałazareagować, wyciągnął szablę i uderzył ją.Metalowa część rękojeści trafiła Mary w skroń.Poczuła palącyból, pózniej świat wokół niej zaczął mętnieć i wirować.Ostatniąrzeczą, jaką zobaczyła, zanim straciła przytomność, była uśmiechniętazuchwale twarz Charlesa Dellarda.9Gdy minęło pierwsze oszołomienie, opat Andrew rozpoczął relację.Udali się do salonu, gdzie sir Walter, Quentin oraz opat zasiedli wdużych fotelach przed kominkiem.Trzem współbraciom opat polecił,by strzegli drzwi oraz okien.- Te środki ostrożności są zupełnie zbędne - oznajmił sir Walter.-Ten dom jest solidnie zbudowany i posiada mocne okna i drzwi.- A mimo to udało nam się bez trudu wejść do środka - odparłopat ze spokojem.- A to, co jest możliwe dla nas, może również udaćsię wrogowi.- Jakiemu wrogowi?- To pan dobrze wie, sir Walterze.Obiecałem panu prawdę, alechciałbym również prosić, żeby przestał już pan prowadzić z namigrę-- Pytanie brzmi, kto z kim prowadzi grę, mój zacny opacie.Powielekroć zwracałem się do ciebie z prośbą o wyjaśnienie znaczeniarunicznego znaku i za każdym razem otrzymywałem od ciebie jedyniemętne poszlaki.- W pańskim najlepiej pojętym interesie.Gdyby pan w tamtymmomencie porzucił sprawę, nikt by pana nie nagabywał.A terazobawiam się, że nie ma już dla pana odwrotu.- Nie ma już odwrotu? - zapytał Quentin.- Przed czym?- Przed odpowiedzialnością, jaką przydzieliło wam przeznaczenie,paniczu Quentinie.Obawiam się, iż pański wuj oraz pan zostaliścieuwikłani w tę historię w takim samym stopniu, w jakim jesteśmyzaangażowani my.- W jaką historię? - chciał wiedzieć sir Walter, a z jego głosuwyraznie biła niecierpliwość.- Jakiej to tajemnicy strzegą mnisi zKelso, o której nikt inny nie może się dowiedzieć?- Tajemnicy z dawnych, bardzo dawnych czasów - odparł opatzagadkowo.- Zanim jednak odkryję przed panem prawdę, musi panzłożyć przyrzeczenie, iż nikomu nie zdradzicie ani słowa.- Dlaczegóż nie?- Pańskie pytanie, sir Walterze, zyska odpowiedz dopiero wtedy,kiedy dowie się pan, o co w tym wszystkim chodzi.- Czy inspektorowi Dellardowi ojciec również założył kaganiec? -zapytał buńczucznie Scott.- Inspektorowi Dellardowi?- Powiedział mi, iż rozmawiałeś z nim, ojcze.Od niego teżdowiedziałem się kilku rzeczy, o których teraz wiemy.- A zatem inspektor Dellard - opat skinął głową.- Rozumiem.Wten sposób dał nam pan już pierwszą niesłychanie ważną wskazówkę.- Cieszy mnie to - skłamał sir Walter bez zająknięcia.- Wciążjednak mówisz zagadkami, wielebny opacie.- Proszę o wybaczanie.Kiedy przez tak długi czas strzegło sięskrupulatnie tajemnicy, ciężko jest przerwać milczenie.- Dokładnie jak długo? - chciał wiedzieć Quentin.- Bardzo długi czas, paniczu Quentinie.Ponad pięćset lat.- Pięćset lat - powtórzył Quentin nieco zatrwożony.- Od czasów Williama Wallace'a i Roberta Bruce'a.Więcej niż półtysiąca lat.Sir Walter był najwyrazniej mniej poruszony niż jego siostrzeniec.- Czy teraz zbliżamy się do momentu, w którym zamierzasz, ojcze,wmówić nam, iż ty oraz twoi bracia już wtedy byliście przy tymobecni? - zapytał z odrobiną kpiny.- Nie, sir Walterze.Ale wiedza o wydarzeniach tamtychmrocznych dni jest w moim zakonie przekazywana z pokolenia napokolenie.Przede mną tajemnicy tej strzegło nie mniej niż trzydziestudwóch opatów, którzy dopiero na krótko przed śmiercią przekazywaliją swoim następcom.Jestem dziedzicem długiego szeregu poprzedni-kdw i nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby mój czas dobiegłkońca.Jednakże przeznaczenie chciało inaczej.Rozstrzygnięcienastąpi teraz, w tych dniach.Nasze pokolenie jest tym, które dzwiga tobrzemię odpowiedzialności.- Jakiej odpowiedzialności?- Musi pan wiedzieć, sir Walterze, że mnisi z Dryburgha, którychjesteśmy spadkobiercami, złożyli uroczystą przysięgę.Oni złożyli nietylko śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, ale przysięgli równieżzwalczać zło, czyli pogaństwo oraz czarną magię.A powodem tejprzysięgi była haniebna zdrada, której wówczas dopuścił się WilliamWallace.- Musiałbyś mi, ojcze, wytłumaczyć to dokładnie - zażądał sirWalter i ukłonił się.Blask płomieni rzucał migoczące światło na napięte rysy jegotwarzy.- Zna pan historię.William Wallace, który już za swego życiazyskał przydomek Waleczne Serce", zjednoczył skłócone klanyregionu Highlands i poprowadził je do walki przeciw Anglikom.Wroku Pańskim 1297 odniósł decydujące zwycięstwo pod Stirling, którezachęciło go do ruszenia z wyprawą na południe i do zaatakowaniawroga na jego własnej ziemi.Sukcesy Wallace'a pobudziły wszelako dodziałania zawistników.Przywódców klanów, którzy zazdrościli muzdobytej pozycji oraz uwielbienia ludu.Dlatego zaczęli knuć intrygi.Rozsiewali pogłoski, że Wallace sam pragnie sięgnąć po koronę, gdyostatecznie pokona Anglików, co oczywiście było jawnym łgarstwem,jednakże w wielu miejscach wzbudziło nieufność w stosunku doWallace'a.- W bitwie pod Falkirk po raz pierwszy wzeszły ziarna, którezasiali wrogowie Bravehearta".Kilku znaczących przywódcówklanów opuściło Wallace'a na polu bitwy, zostawiając go w potrzasku.Bitwa została przegrana, Wallace przeżył, ciężko raniony.Jednak jegosława doznała poważnego uszczerbku, ponieważ od tej pory wielu byłotakich, którzy w niego zwątpili.Wśród tych, którzy najzacieklejknowali przeciwko Wallace'owi, byli członkowie starych zakazanychbractw tworzonych przez druidów, które przetrwały jeszcze zzamierzchłych ciemnych epok [ Pobierz całość w formacie PDF ]