[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Helen wzięła na siebie lwią część obowiązkówzwiązanych z wychowaniem dzieci, a ja pracowałem długie godziny, co najmniej 6 dni w tygodniu.Poniewa\ sobota była wielkim dniem zakupów w domach towarowych, pracowałem przez cały tendzień i nawet w sobotnią noc.Słuszność naszych zasad potwierdzała się, o ile wiem, w całejrozciągłości.Nasza rodzina mogła się ró\nić od innych rodzin chyba tylko tym, \e wszyscy byliśmyjakoś zajęci ró\nymi pracami w naszych sklepach; Alice ju\ o tym wspominała.ROB WALTON:Zawsze pracowaliśmy w sklepach.Po przyjściu ze szkoły zamiatałem podłogi i nosiłemkartony, a w wakacje robiłem jeszcze wiele innych rzeczy.Pamiętam, \e ledwo zdobyłemprawo jazdy, a ju\ wysłano mnie cię\arówką pełną towaru do Bena Franklina w SaintRobert.Wszyscy uwa\ali, \e to najlepszy Ben Franklin w świecie.Dostawaliśmy odrodziców kieszonkowe mniej ni\ niektórzy z naszych kolegów.Nie wiem, czy czuliśmysię wyjątkowo pokrzywdzeni, ale naprawdę nie mieliśmy du\o pieniędzy.Tata byłzawsze.najlepiej chyba u\yć słowa oszczędny.Zawsze jednak pozwalał naminwestować w sklepy.Miałem swój udział w koncesji Bena Franklina w Saint Robert icałkiem niezle mi się to opłacało.Pokrywało to koszty mego utrzymania i ró\ne jak jetata nazywał ekstrawagancje.Sądzę, \e dzieci uwa\ały się w tamtych czasach za niewolników, ale my wcale nie pędziliśmyich do pracy.Pragnęliśmy tylko nauczyć je przywiązywania wagi do wartości pracy.Nawiasemmówiąc, potrzebowałem te\ pomocy zarówno w sklepie, jak i w domu.Nie miałem czasu nakoszenie trawnika.Dlaczego miałem to robić, skoro w domu było trzech dryblasów i zdrowadziewczyna? Nie sprowadzało się to wszystko tylko do pracy.Zasadą Helen i moją było zabieraniedzieci w podró\e lub na kemping, \eby cała rodzina mogła wspólnie spędzać czas.Dla dziecipodró\e te były niekiedy czymś w rodzaju przymusowych marszów, ale sądzę, \e te chwile razemspędzone miały du\y wpływ na to, \e dziś jesteśmy sobie wszyscy tak bliscy.Z naszych wędrówekpo kraju, a szczególnie z tych odbywanych starym, znakomitym kombi DeSoto , zachowaliśmymnóstwo pięknych wspomnień.47JIM WALTON:Tata zawsze mówił, \e człowiek musi być elastyczny i łatwo się przystosowywać dosytuacji.Nigdy nie odbyliśmy rodzinnej wędrówki ani te\ nigdy nie słyszałem ojakiejkolwiek podró\y słu\bowej, której trasa i termin nie zostałyby w ostatniej chwilizmienione.W pózniejszych latach naśmiewaliśmy się po cichu z niektórych publicystów,którzy uwa\ali tatę za wielkiego stratega.Pisali, \e intuicyjnie tworzy on skomplikowaneprojekty i precyzyjnie je wdra\a.Nie mieli pojęcia, \e najukochańszym zajęciem naszegotaty jest zmienianie wszystkiego i \adna decyzja nie jest dlań święta.HELEN WALTON:Do czasu powstania sieci Wal-Mart Sam nie był tak bardzo zajęty przez cały rok i wokresie prowadzenia koncesji Bena Franklina mogliśmy zrobić sobie ka\dego lata miesiącurlopu.Pamiętam, \e w 1956 r.objechaliśmy cały stan Arkansas.Odwiedzaliśmy parki,mieszkaliśmy na kempingach i wręcz zakochaliśmy się w tym stanie.To był wspaniały,cudowny czas.Innego roku odbyliśmy długą podró\ do Yellowstone, a potem jeszcze doMesa Verde i Wielkiego Kanionu.Byliśmy te\ kiedyś na Wschodnim Wybrze\u.Jezdziliśmy furgonetką pełną dzieciaków i wszelkiego sprzętu kempingowego, a ja touwielbiałam.Kempingi zajmowały wa\ne miejsce w naszym \yciu, choć w czasie podró\ymusieliśmy zawsze zatrzymać się i obejrzeć (nie mogło być przecie\ inaczej) wszelkiegorodzaju sklepy i domy towarowe znajdujące się na trasie.Przeje\d\aliśmy przez jakieśmiasto, a Sam natychmiast oznajmiał, \e słyszał o jakimś sklepie w tej okolicy.Zostawałam więc z dziećmi w samochodzie, a one tylko jęczały: Och, tato, nie, tylko nienastępny dom towarowy. Przyzwyczailiśmy się pózniej do tego.Sam nigdy nieprzeszedłby obok Kmartu, nie wstępując do niego i nie sprawdzając, co jest w środku.ALICE WALTON:To było wspaniałe.Ka\dego lata pakowaliśmy się do kombi (czwórka dzieciaków i pies),na dachu umieszczaliśmy czółno, z tyłu przymocowywaliśmy przyczepę domowej roboty iruszaliśmy w podró\, w ró\ne strony kraju.Jechaliśmy tak długo, a\ tata uznał, \e musimysię zatrzymać, by odwiedzić jakiś dom towarowy.Rozbijaliśmy obóz, mama zostawała znami, a tato jechał.Nauczyliśmy się razem pracować, ka\dy z nas miał swoje obowiązki, awieczorami odmawialiśmy wspólną modlitwę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Helen wzięła na siebie lwią część obowiązkówzwiązanych z wychowaniem dzieci, a ja pracowałem długie godziny, co najmniej 6 dni w tygodniu.Poniewa\ sobota była wielkim dniem zakupów w domach towarowych, pracowałem przez cały tendzień i nawet w sobotnią noc.Słuszność naszych zasad potwierdzała się, o ile wiem, w całejrozciągłości.Nasza rodzina mogła się ró\nić od innych rodzin chyba tylko tym, \e wszyscy byliśmyjakoś zajęci ró\nymi pracami w naszych sklepach; Alice ju\ o tym wspominała.ROB WALTON:Zawsze pracowaliśmy w sklepach.Po przyjściu ze szkoły zamiatałem podłogi i nosiłemkartony, a w wakacje robiłem jeszcze wiele innych rzeczy.Pamiętam, \e ledwo zdobyłemprawo jazdy, a ju\ wysłano mnie cię\arówką pełną towaru do Bena Franklina w SaintRobert.Wszyscy uwa\ali, \e to najlepszy Ben Franklin w świecie.Dostawaliśmy odrodziców kieszonkowe mniej ni\ niektórzy z naszych kolegów.Nie wiem, czy czuliśmysię wyjątkowo pokrzywdzeni, ale naprawdę nie mieliśmy du\o pieniędzy.Tata byłzawsze.najlepiej chyba u\yć słowa oszczędny.Zawsze jednak pozwalał naminwestować w sklepy.Miałem swój udział w koncesji Bena Franklina w Saint Robert icałkiem niezle mi się to opłacało.Pokrywało to koszty mego utrzymania i ró\ne jak jetata nazywał ekstrawagancje.Sądzę, \e dzieci uwa\ały się w tamtych czasach za niewolników, ale my wcale nie pędziliśmyich do pracy.Pragnęliśmy tylko nauczyć je przywiązywania wagi do wartości pracy.Nawiasemmówiąc, potrzebowałem te\ pomocy zarówno w sklepie, jak i w domu.Nie miałem czasu nakoszenie trawnika.Dlaczego miałem to robić, skoro w domu było trzech dryblasów i zdrowadziewczyna? Nie sprowadzało się to wszystko tylko do pracy.Zasadą Helen i moją było zabieraniedzieci w podró\e lub na kemping, \eby cała rodzina mogła wspólnie spędzać czas.Dla dziecipodró\e te były niekiedy czymś w rodzaju przymusowych marszów, ale sądzę, \e te chwile razemspędzone miały du\y wpływ na to, \e dziś jesteśmy sobie wszyscy tak bliscy.Z naszych wędrówekpo kraju, a szczególnie z tych odbywanych starym, znakomitym kombi DeSoto , zachowaliśmymnóstwo pięknych wspomnień.47JIM WALTON:Tata zawsze mówił, \e człowiek musi być elastyczny i łatwo się przystosowywać dosytuacji.Nigdy nie odbyliśmy rodzinnej wędrówki ani te\ nigdy nie słyszałem ojakiejkolwiek podró\y słu\bowej, której trasa i termin nie zostałyby w ostatniej chwilizmienione.W pózniejszych latach naśmiewaliśmy się po cichu z niektórych publicystów,którzy uwa\ali tatę za wielkiego stratega.Pisali, \e intuicyjnie tworzy on skomplikowaneprojekty i precyzyjnie je wdra\a.Nie mieli pojęcia, \e najukochańszym zajęciem naszegotaty jest zmienianie wszystkiego i \adna decyzja nie jest dlań święta.HELEN WALTON:Do czasu powstania sieci Wal-Mart Sam nie był tak bardzo zajęty przez cały rok i wokresie prowadzenia koncesji Bena Franklina mogliśmy zrobić sobie ka\dego lata miesiącurlopu.Pamiętam, \e w 1956 r.objechaliśmy cały stan Arkansas.Odwiedzaliśmy parki,mieszkaliśmy na kempingach i wręcz zakochaliśmy się w tym stanie.To był wspaniały,cudowny czas.Innego roku odbyliśmy długą podró\ do Yellowstone, a potem jeszcze doMesa Verde i Wielkiego Kanionu.Byliśmy te\ kiedyś na Wschodnim Wybrze\u.Jezdziliśmy furgonetką pełną dzieciaków i wszelkiego sprzętu kempingowego, a ja touwielbiałam.Kempingi zajmowały wa\ne miejsce w naszym \yciu, choć w czasie podró\ymusieliśmy zawsze zatrzymać się i obejrzeć (nie mogło być przecie\ inaczej) wszelkiegorodzaju sklepy i domy towarowe znajdujące się na trasie.Przeje\d\aliśmy przez jakieśmiasto, a Sam natychmiast oznajmiał, \e słyszał o jakimś sklepie w tej okolicy.Zostawałam więc z dziećmi w samochodzie, a one tylko jęczały: Och, tato, nie, tylko nienastępny dom towarowy. Przyzwyczailiśmy się pózniej do tego.Sam nigdy nieprzeszedłby obok Kmartu, nie wstępując do niego i nie sprawdzając, co jest w środku.ALICE WALTON:To było wspaniałe.Ka\dego lata pakowaliśmy się do kombi (czwórka dzieciaków i pies),na dachu umieszczaliśmy czółno, z tyłu przymocowywaliśmy przyczepę domowej roboty iruszaliśmy w podró\, w ró\ne strony kraju.Jechaliśmy tak długo, a\ tata uznał, \e musimysię zatrzymać, by odwiedzić jakiś dom towarowy.Rozbijaliśmy obóz, mama zostawała znami, a tato jechał.Nauczyliśmy się razem pracować, ka\dy z nas miał swoje obowiązki, awieczorami odmawialiśmy wspólną modlitwę [ Pobierz całość w formacie PDF ]