[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co by to dało? Zresztą, tak naprawdę nicsię nie wydarzyło.- Jezu! On po prostu tak sobie przyszedł i.i.!- David, uspokój się.- Uspokój się? - Odsunąłem się na krześle, nie potrafiąc już usiedzieć spokojnie.- To, coo mnie powiedział.To nieprawda.Kara wstała i podeszła.Dotknęła mojej twarzy.- Wiem.Terry po prostu myśli, że wszyscy są tacy jak on.- O co ci chodzi?- Na pewno wiesz, jaki jest.O tych jego romansach.- Romansach? - powtórzyłem ogłupiały.Uśmiechnęła się do mnie żartobliwie.- Naprawdę? Nie wiedziałeś? Nie mam pojęcia, dlaczego Deborah tak długo z nim jest.Powiedziała mi, że już lata temu straciła nadzieję, że będzie jej wierny, i teraz po prostu chce,żeby był dyskretny.Chyba się domyślam, że to właśnie dlatego Terry musiał wyjechać zLondynu.Miał romans z kimś z pracy i zrobiło się zamieszanie.To była dla mnie nowość, jednak wyjaśniała napięcie podczas naszego ostatniegowspólnego wyjścia we czwórkę.Byłem aż tak ślepy?- Dlaczego nic mi wcześniej nie mówiłaś? - zapytałem, obejmując Karę.- Bo to nie była nasza sprawa, a ja nie chciałam, żeby zrobiło się jakoś niezręcznie.Nie,kiedy musiałeś z nim pracować.- Teraz już nie muszę.Kara odchyliła się, aby spojrzeć mi w twarz.- Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego.- Jak co, na przykład?- Jak cokolwiek.Po prostu daj spokój.Dobrze? On nie jest tego wart, żeby tracić na niegoczas.- Przesunęła dłonie w dół pleców.- I naprawdę, nie chcę spędzić reszty pierwszegowieczoru po twoim powrocie na rozmowach o Terrym Connorsie.Ani ja.Więc go tak nie spędziliśmy.Jednak nie potrafiłem zapomnieć.Terry przyszedł do mojego domu, żeby uwieść mojążonę, a jakby tego było mało, usiłował przekonać Karę, że ją zdradzam.Już ta sama myśl sprawiała, że aż kręciło mi się w głowie z wściekłości.Jednak powiedziałem sobie, że przezkilka dni niczego nie będę robił, tak żeby dać sobie ochłonąć.Wytrzymałem do następnego wieczoru.Po powrocie z Bałkanów powoli wracałem do normalnego rytmu pracy.Tamtego dniazaplanowałem, że tak czy siak skończę wcześniej.Chciałem odebrać Alice ze szkoły, jednakprzez noc moja wściekłość na Terry ego urosła.Dusiłem ją w sobie kilka godzin, aż wreszciezadzwoniłem do Kary, do szpitala.- Bardzo cię przepraszam, ale czy mogłabyś pózniej jeszcze odebrać Alice? - zapytałem.- Chyba tak.Cos ci wypadło?Zdążyłem już pożałować, że zadzwoniłem.Kara pracowała na część etatu, miała ruchomyczas pracy, często zamieniała się z kolegami, gdy ją o to prosili.Ale tu przecież chodziło onaszą córkę, a ja dopiero co wróciłem z delegacji.Powinienem skupić się na ważnychsprawach, a nie szarżować na takiego typa jak Terry Connors.- Słuchaj, nieważne.Zapomnij.- Ależ nie, w porządku.I tak zostałam tylko na zebranie personelu, więc się cieszę, zemam jakąś wymówkę.- Ton jej głosu stał się ostrożny.- A co się stało?- Nic.Niech już zostanie.Miałem dodać  tak jak jest", jednak w tle usłyszałem jakieś zamieszanie.Podniesionegłosy i trzask ciężkich drzwi.- Przepraszam, Potrzebują mnie - powiedziała pospiesznie.- Odbiorę Alice, a potem miwyjaśnisz, o co chodzi.Pa!Rozłączyła się, zanim zdążyłem się pożegnać.Odłożyłem słuchawkę, czując się jakośnieswojo.Postanowiłem, ze zadzwonię do niej pózniej i oznajmię, że zmieniłem zdanie i samodbiorę Alice.Odczekałem pół godziny, ale kiedy spróbowałem ponownie, linia była zajęta.A ja zacząłem już rozmyślać o tym, co zrobił Terry, wzbierał we mnie coraz większy gniew.Nie było sensu znowu przeszkadzać Karze w pracy, zresztą pewnie zdążyła już sobiewszystko poprzestawiać.Zatelefonowałem do Terry'ego.Nawet nie wiedziałem, czy odbierze, widząc, że to ja dzwonię, jednak odebrał.Tak jakzwykłe mówił z tonem pewnego siebie cwaniaka.- David! Co tam u ciebie?- Chcę się z tobą spotkać.Wahał się tylko chwilę. - Słuchaj, chętnie bym się z tobą zobaczył, ale teraz mamy trochę zamieszania.Zadzwonię, jak.- To może poczekać u ciebie w domu?Nie miałem zamiaru mieszać w to jego rodziny, ale nie zamierzałem dać się zbyć.Tymrazem pauza była dłuższa.- Chcesz mi coś powiedzieć?Tak, jednak zamierzałem zrobić to osobiście.- Mogę być w Exeter za mniej więcej cztery godziny.Powiedz gdzie.- Mogę ci oszczędzić podroży.Jestem jeszcze w Londynie.Nawet postawię ci piwo -mówił protekcjonalnym tonem.- Jak za dawnych czasów.Idąc na spotkanie, postanowiłem, że nie stracę panowania nad sobą.Zaproponował jakiśpub w Soho, a kiedy tam dotarłem, wiedziałem już dlaczego.Lokal udekorowano na BożeNarodzenie, wieszając najwyrazniej te same wyblakłe serpentyny i świecidełka, które kurzyłysię tu od lat.Bez wątpienia była to knajpa policjantów.Większość klienteli chodziła tymtrudnym do opisania sprężystym krokiem, charakterystycznym dla funkcjonariuszy posłużbie.Terry był przy barze, śmiejąc się wśród grupki mężczyzn.Kiedy wszedłem, przeprosił ich i podszedł jak zwykle się uśmiechał, ale jego oczyspoglądały czujnie.- Napijesz się?- Nie, dzięki.- Jak chcesz.- Ze szklanką w ręku wygodnie oparł się o blat.- No dobra [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl