[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Precz - wyszeptała.-I zamknij za sobą drzwi.Kiedy została już sama, niebyła w stanie zmrużyć oka.Rozmyślała o młodym mężczyznie, tuż za ścianą.Słyszała, jak chodzi popokoju, a potem się rozbiera.Słyszała, jak skrzypią sprężyny, kiedy położyłsię na łóżku.Mogłabym teraz być tam, a nie tu.Mogłabym mieć teraz to, czego chcę.Wystarczyłoby zapukać.Nikt by się nigdy nie dowiedział, myślała, leżąc wciemnościach w swoim łóżku.Nie wstała i nie poszła zapukać.Dlaczego? Nie była w stanie powiedzieć.Hamburg , Hotel Royal Meridien, piątek, 7 marca 2008Samolot wylądował w Londynie zgodnie z planem.Trzy godziny pózniejMalloy znów był w chmurach, lecąc już prosto do Hamburga.Przed dwunastą wpołudnie przeszedł przez kontrolę celną i ujrzał postawnego blondyna, Amery-kanina, trzymającego tabliczkę z napisem Mr.Thomas".Mężczyzna musiałzbliżać się do czterdziestki.Miał przyjazną twarz, szerokie ramiona i wyspor-towaną sylwetkę.Na jego palcu błyszczała obrączka.- Chyba czeka pan na mnie - powiedział Malloy.- Miło mi, panie Thomas.Nazywam się Josh Sutter.- Mężczyzna wręczył muswoją wizytówkę.Malloy nie dał mu własnej.- Proszę mówić do mnie T.K.Mnie również miło pana poznać.- Uścisnęlisobie ręce.Przed lotniskiem czekało auto.Jasnoczerwony, wypożyczony dzień wcześniejs u v.Partnerem Suttera był agent specjalny Jim Randal.Facet był miły iuprzejmy, ale bardziej podejrzliwy niż jego kolega.Poprosił Malloya o okazaniedowodu tożsamości.Malloy wyłowił sfatygowaną legitymację DepartamentuStanu, na której widniało stanowisko biegłego rewidenta księgowego.Sutter iRandal błysnęli dwiema odznakami.Randal był prawdopodobnie w wieku Suttera, ale wyglądał na starszego.Napewno był bardziej zblazowany.Lekko łysiał i nosił kilka dodatkowych kilogra-mów.Po krótkiej wymianie zdań na temat pogody oraz podróży Malloy mógł sięzałożyć o wszystko, że Randal urodził się i wychował w Nowym Jorku.AkcentSuttera był częściowo nowojorski, ale mężczyzna pochodził raczej gdzieś zMidwestu, na północ od Chicago.Może z Wisconsin.Jego sposób bycia sugero-wał, że jest uczciwym, pracowitym chłopakiem z prowincji, który przeprowadziłsię do miasta.Choć obaj agenci tak bardzo się od siebie różnili, widać było, żeoprócz pracy łączy ich także przyjazń.- Royal Meridien.Pasuje ci? - rzucił Josh Sutter.- Tam się zatrzymaliście? - zdziwił się Malloy.- Niemiecki detektyw, który z nami współpracuje, załatwił nam zniżkę - odparłSutter, uśmiechając się przy tym szeroko.Kto by nie chciał pokoju w pię-ciogwiazdkowym hotelu?- Aadne mają pokoje?- Bombowe!- Brzmi niezle.David Carlisle założył podsłuch w wypożyczonym aucie agentów FBI kilkagodzin po tym, jak wylądowali w Hamburgu.Wiedział więc, że jakiś pan Tho-mas" z Departamentu Stanu został przysłany tu z Nowego Jorku.Carlisle od razuzałożył, że pan Thomas to w rzeczywistości Thomas Malloy.Pojechał więc nalotnisko, aby rzucić na niego okiem.Trzymał bezpieczny dystans, kiedy Malloy iSutter wyszli z hali przylotów i wsiedli do wozu, w którym czekał na nich agentRandal.Chwilę po tym, jak odjechali, pojawiła się taksówka i Carlisle wskoczyłdo środka.Za kierownicą siedziała Helena Chernoff.- Jesteś pewna, że to Malloy? - zapytał ją.- Nie obrażaj mnie.Carlisle się uśmiechnął.Automatyczny, kobiecy głos, z brytyjskim akcentem, nawigował jazdę sa-mochodem z lotniska do centrum miasta.- W Barcelonie nie mogliśmy znalezć żadnego odbiornika GPS - oświadczyłagent Randal - i połowę pobytu spędziliśmy nad cholerną mapą.Przyjechaliśmytutaj i kupiliśmy sobie taką oto panienkę w pudełku.Mówi takim tonem, że ażmnie ciarki przechodzą.Czasami, kiedy zle skręcę, potrafi mnie dosłowniezbesztać!Josh Sutter był nieco zmieszany paplaniną partnera.Powiedział, że dziękiciągłemu gubieniu się w Barcelonie przynajmniej udało im się zwiedzić miasto.- Szprechasz trochę po niemiecku, T.K.? - zapytał Jim Randal.Rodzice Malloya przenieśli się do Zurychu, kiedy miał siedem lat.Zanimukończył czternasty rok życia, mówił już płynnie w dialekcie Schweizerdeutsch ipowoli uczył się rozumieć niuanse Hochdeutsch.Dzięki dwudziestoletniej pracy wEuropie, Malloy był niemalże Europejczykiem.Oczywiście FBI nie musiało o tymwiedzieć.- Dam radę zamówić piwo albo kawę - powiedział.Sutter przez chwilę główkował.- To jest.tak samo jak po angielsku, co?Malloy odpowiedział na to rozbrajającym uśmiechem.Przynajmniej miał na-dzieję, że był rozbrajający.- Tyle to my już wczoraj się nauczyliśmy.Znaczy, podstawy.Nie? - rzuciłRandal.- Toaleta to Toilette.Piwo to Bier.Kawa to Kaffe.Dowiem się jeszcze,jak po niemiecku zamawia się stek i będę mógł tu normalnie zamieszkać.- Posłuchaj tego.Myślałem, że znam co nieco hiszpańskiego - oświadczył JoshSutter - ale kiedy dolecieliśmy do Barcelony, nie rozumiałem nawet ichangielskiego!- Jak was traktują tutejsi gliniarze? - zapytał Malloy.- Są w porządku!- Prawdziwi profesjonaliści - potwierdził Randal.- Szczególnie Niemicy.- Szczerze mówiąc, to mnie bardzo zaskoczyło.No wiesz, na starych filmachwojennych wszyscy Niemcy podnoszą ręce i krzyczą HeilHitler, nie? No więc.przylecieliśmy tu i szykowaliśmy się na swastyki co krok i ludzi maszerujących poulicy jak żołnierze, ale oni się uśmiechają i są przyjacielscy.- Wydajni! - przytaknął Randal.- Pierwsze co się rzuca w oczy.ich biura sączyste.Więcej: one lśnią czystością.Na biurkach nie walają się papiery i teczki.Nie ma śladów po kubkach z kawą.Czysto jak na sali operacyjnej! Wiesz, jak tojest, kiedy się trafi na posterunek w Nowym Jorku.Wszędzie się.- Wczoraj przyjechaliśmy - Sutter przerwał koledze opisy nowojorskiegobałaganu - a oni nam od razu dają raporty, które są już przetłumaczone! Przy-dzielili nam takiego gościa.Jak mu tam.- Hans! - zawołał Randal zza kierownicy.Widać było, że lubi Hansa.- O, właśnie, Hans - potwierdził Sutter.- W życiu bym sobie nie przypomniał,nawet gdyby mi ktoś przyłożył spluwę do skroni! Chodzi o to, że Hans chodził doszkoły w Karolinie Południowej, więc jest takim pół Niemcem, półAmerykaninem, ale po angielsku nawija lepiej niż ja!- I o wiele lepiej niż ja! - dodał Randal.- Niemcom jest głupio - obwieścił Malloy rzeczowym tonem.Tak jak się spodziewał, obaj agenci zamilkli.Wreszcie odezwał się Sutter:- Jest im głupio, że pozwoli uciec Farrellowi?- Niemcy obserwują, co my robimy, a potem nas naśladują.Tylko że chcielibyto robić lepiej - zawyrokował Malloy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Precz - wyszeptała.-I zamknij za sobą drzwi.Kiedy została już sama, niebyła w stanie zmrużyć oka.Rozmyślała o młodym mężczyznie, tuż za ścianą.Słyszała, jak chodzi popokoju, a potem się rozbiera.Słyszała, jak skrzypią sprężyny, kiedy położyłsię na łóżku.Mogłabym teraz być tam, a nie tu.Mogłabym mieć teraz to, czego chcę.Wystarczyłoby zapukać.Nikt by się nigdy nie dowiedział, myślała, leżąc wciemnościach w swoim łóżku.Nie wstała i nie poszła zapukać.Dlaczego? Nie była w stanie powiedzieć.Hamburg , Hotel Royal Meridien, piątek, 7 marca 2008Samolot wylądował w Londynie zgodnie z planem.Trzy godziny pózniejMalloy znów był w chmurach, lecąc już prosto do Hamburga.Przed dwunastą wpołudnie przeszedł przez kontrolę celną i ujrzał postawnego blondyna, Amery-kanina, trzymającego tabliczkę z napisem Mr.Thomas".Mężczyzna musiałzbliżać się do czterdziestki.Miał przyjazną twarz, szerokie ramiona i wyspor-towaną sylwetkę.Na jego palcu błyszczała obrączka.- Chyba czeka pan na mnie - powiedział Malloy.- Miło mi, panie Thomas.Nazywam się Josh Sutter.- Mężczyzna wręczył muswoją wizytówkę.Malloy nie dał mu własnej.- Proszę mówić do mnie T.K.Mnie również miło pana poznać.- Uścisnęlisobie ręce.Przed lotniskiem czekało auto.Jasnoczerwony, wypożyczony dzień wcześniejs u v.Partnerem Suttera był agent specjalny Jim Randal.Facet był miły iuprzejmy, ale bardziej podejrzliwy niż jego kolega.Poprosił Malloya o okazaniedowodu tożsamości.Malloy wyłowił sfatygowaną legitymację DepartamentuStanu, na której widniało stanowisko biegłego rewidenta księgowego.Sutter iRandal błysnęli dwiema odznakami.Randal był prawdopodobnie w wieku Suttera, ale wyglądał na starszego.Napewno był bardziej zblazowany.Lekko łysiał i nosił kilka dodatkowych kilogra-mów.Po krótkiej wymianie zdań na temat pogody oraz podróży Malloy mógł sięzałożyć o wszystko, że Randal urodził się i wychował w Nowym Jorku.AkcentSuttera był częściowo nowojorski, ale mężczyzna pochodził raczej gdzieś zMidwestu, na północ od Chicago.Może z Wisconsin.Jego sposób bycia sugero-wał, że jest uczciwym, pracowitym chłopakiem z prowincji, który przeprowadziłsię do miasta.Choć obaj agenci tak bardzo się od siebie różnili, widać było, żeoprócz pracy łączy ich także przyjazń.- Royal Meridien.Pasuje ci? - rzucił Josh Sutter.- Tam się zatrzymaliście? - zdziwił się Malloy.- Niemiecki detektyw, który z nami współpracuje, załatwił nam zniżkę - odparłSutter, uśmiechając się przy tym szeroko.Kto by nie chciał pokoju w pię-ciogwiazdkowym hotelu?- Aadne mają pokoje?- Bombowe!- Brzmi niezle.David Carlisle założył podsłuch w wypożyczonym aucie agentów FBI kilkagodzin po tym, jak wylądowali w Hamburgu.Wiedział więc, że jakiś pan Tho-mas" z Departamentu Stanu został przysłany tu z Nowego Jorku.Carlisle od razuzałożył, że pan Thomas to w rzeczywistości Thomas Malloy.Pojechał więc nalotnisko, aby rzucić na niego okiem.Trzymał bezpieczny dystans, kiedy Malloy iSutter wyszli z hali przylotów i wsiedli do wozu, w którym czekał na nich agentRandal.Chwilę po tym, jak odjechali, pojawiła się taksówka i Carlisle wskoczyłdo środka.Za kierownicą siedziała Helena Chernoff.- Jesteś pewna, że to Malloy? - zapytał ją.- Nie obrażaj mnie.Carlisle się uśmiechnął.Automatyczny, kobiecy głos, z brytyjskim akcentem, nawigował jazdę sa-mochodem z lotniska do centrum miasta.- W Barcelonie nie mogliśmy znalezć żadnego odbiornika GPS - oświadczyłagent Randal - i połowę pobytu spędziliśmy nad cholerną mapą.Przyjechaliśmytutaj i kupiliśmy sobie taką oto panienkę w pudełku.Mówi takim tonem, że ażmnie ciarki przechodzą.Czasami, kiedy zle skręcę, potrafi mnie dosłowniezbesztać!Josh Sutter był nieco zmieszany paplaniną partnera.Powiedział, że dziękiciągłemu gubieniu się w Barcelonie przynajmniej udało im się zwiedzić miasto.- Szprechasz trochę po niemiecku, T.K.? - zapytał Jim Randal.Rodzice Malloya przenieśli się do Zurychu, kiedy miał siedem lat.Zanimukończył czternasty rok życia, mówił już płynnie w dialekcie Schweizerdeutsch ipowoli uczył się rozumieć niuanse Hochdeutsch.Dzięki dwudziestoletniej pracy wEuropie, Malloy był niemalże Europejczykiem.Oczywiście FBI nie musiało o tymwiedzieć.- Dam radę zamówić piwo albo kawę - powiedział.Sutter przez chwilę główkował.- To jest.tak samo jak po angielsku, co?Malloy odpowiedział na to rozbrajającym uśmiechem.Przynajmniej miał na-dzieję, że był rozbrajający.- Tyle to my już wczoraj się nauczyliśmy.Znaczy, podstawy.Nie? - rzuciłRandal.- Toaleta to Toilette.Piwo to Bier.Kawa to Kaffe.Dowiem się jeszcze,jak po niemiecku zamawia się stek i będę mógł tu normalnie zamieszkać.- Posłuchaj tego.Myślałem, że znam co nieco hiszpańskiego - oświadczył JoshSutter - ale kiedy dolecieliśmy do Barcelony, nie rozumiałem nawet ichangielskiego!- Jak was traktują tutejsi gliniarze? - zapytał Malloy.- Są w porządku!- Prawdziwi profesjonaliści - potwierdził Randal.- Szczególnie Niemicy.- Szczerze mówiąc, to mnie bardzo zaskoczyło.No wiesz, na starych filmachwojennych wszyscy Niemcy podnoszą ręce i krzyczą HeilHitler, nie? No więc.przylecieliśmy tu i szykowaliśmy się na swastyki co krok i ludzi maszerujących poulicy jak żołnierze, ale oni się uśmiechają i są przyjacielscy.- Wydajni! - przytaknął Randal.- Pierwsze co się rzuca w oczy.ich biura sączyste.Więcej: one lśnią czystością.Na biurkach nie walają się papiery i teczki.Nie ma śladów po kubkach z kawą.Czysto jak na sali operacyjnej! Wiesz, jak tojest, kiedy się trafi na posterunek w Nowym Jorku.Wszędzie się.- Wczoraj przyjechaliśmy - Sutter przerwał koledze opisy nowojorskiegobałaganu - a oni nam od razu dają raporty, które są już przetłumaczone! Przy-dzielili nam takiego gościa.Jak mu tam.- Hans! - zawołał Randal zza kierownicy.Widać było, że lubi Hansa.- O, właśnie, Hans - potwierdził Sutter.- W życiu bym sobie nie przypomniał,nawet gdyby mi ktoś przyłożył spluwę do skroni! Chodzi o to, że Hans chodził doszkoły w Karolinie Południowej, więc jest takim pół Niemcem, półAmerykaninem, ale po angielsku nawija lepiej niż ja!- I o wiele lepiej niż ja! - dodał Randal.- Niemcom jest głupio - obwieścił Malloy rzeczowym tonem.Tak jak się spodziewał, obaj agenci zamilkli.Wreszcie odezwał się Sutter:- Jest im głupio, że pozwoli uciec Farrellowi?- Niemcy obserwują, co my robimy, a potem nas naśladują.Tylko że chcielibyto robić lepiej - zawyrokował Malloy [ Pobierz całość w formacie PDF ]