[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O to więc proszę, abyście waszmościowie na niego na ochotnika ruszyli, a ja do króla jegomości pisać będę, iż to się stało beze mnie i dla koniecznej obrony naszej przed jego, Wiśniowieckiego, nieżyczliwością i napaścią.Głuche milczenie panowało w zgromadzeniu.Chmielnicki mówił dalej:- Który tedy z waszmościów na ów przemysł wojenny wyjdzie, temu ja wojska dosyć dam, dobrych mołojców, i armatę dam, i ludu ognistego, aby z pomocą bożą niedruga naszego mógł znieść i wiktorię nad nim otrzymać.Ani jeden z pułkowników nie wysunął się naprzód.- Sześćdziesiąt tysięcy wybranego komunika dam! - rzekł Chmielnicki.Cisza.A przecież byli to wszystko nieustraszeni wojownicy, których okrzyki wojenne odbijały się nieraz o mury Carogrodu.I może właśnie dlatego każdy z nich obawiał się utracić zdobytej sławy w spotkaniu ze straszliwym Jeremim.Chmielnicki wodził oczyma po pułkownikach, którzy pod wpływem tego spojrzenia wzrok spuszczali ku ziemi.Twarz Wyhowskiego przybrała wyraz szatańskiej złośliwości.- Znam ja mołojca - rzekł posępnie Chmielnicki - któren by przemówił w tej chwili i od tej wyprawy się nie wybiegał, ale go nie masz między nami.- Bohun! - rzekł jakiś głos.- Tak jest.Zniósł on już regiment Jaremy w Wasiłówce, jeno go poszczerbili w tej potrzebie i leży teraz w Czerkasach, ze śmiercią-matką walczy.A gdy jego nie masz, nikogo nie masz, jak widzę! Gdzie sława kozacka? gdzie Pawluki, Nalewajki, Łobody i Ostranice?Wtem niski, gruby człowiek, z twarzą siną, ponurą, rudym jak ogień wąsem nad skrzywionymi ustami i zielonymi oczyma, powstał z ławy, wysunął się ku Chmielnickiemu i rzekł:- Ja pójdę.Był to Maksym Krzywonos.Okrzyki zabrzmiały: „Na sławu!”, on zaś wsparł się piernaczem w bok i tak mówił chrapliwym, urywanym głosem:- Nie myśl, hetmanie, żeby ja się bał.Ja by od razu się podjął - ale myślał: są lepsi! Ale kiedy tak, to pójdę.Wy co? wy głowy i ręce, a u mnie nie ma głowy, tylko ręce a szabla.Raz maty rodyła! Wojna mnie mać i siostra.Wiśniowiecki reżet i ja budu; on wiszajet i ja budu.A ty mnie, hetmanie, mołojców dobrych daj, bo czernią nie z Wiśniowieckim to poczynać.Tak i pójdę - zamkiw dobuwaty, byty, rizaty, wiszaty! Na pohybel im, biłoruczkym!Drugi ataman wysunął się naprzód- Ja z toboju, Maksym!Był to Pułjan.- I Czarnota hadziacki, i Hładki mirhorodzki, i Nosacz ostręski pójdą z tobą! - rzekł Chmielnicki.- Pójdziemy! - ozwali się jednogłośnie, bo już ich przykład Krzywonosa zachęcił i duch w nich wstąpił.- Na Jaremu! na Jaremu! - zagrzmiały okrzyki w zgromadzeniu.- Koli! koli! - powtórzyło „towarzystwo”, i po pewnym czasie narada zmieniła się w pijatykę.Pułki wyznaczone z Krzywonosem piły na śmierć- bo też i szły na śmierć.Mołojcy sami dobrze o tym wiedzieli, ale już w ich sercach nie było strachu.„Raz maty rodyła” - powtarzali za swym wodzem i dlatego też sobie już nic nie żałowali, jako zwyczajnie przed śmiercią.Chmielnicki pozwalał i zachęcał - czerń szła za ich przykładem.Tłumy zaczęły śpiewać pieśni w sto tysięcy głosów.Rozproszono konie powodowe, które szalejąc po obozie i wzbijając tumany kurzawy wszczęły nieopisany nieład.Goniono je z krzykiem, zgiełkiem i śmiechami; znaczne watahy włóczyły się nad rzeką, strzelały z samopałów, parły się i cisnęły do kwatery samego hetmana, który kazał je wreszcie Jakubowiczowi rozpędzać.Wszczęły się bójki i zamęt, dopóki deszcz ulewny nie zapędził wszystkich pod szałasy i wozy.Wieczorem burza rozhulała się na niebie.Grzmoty przewalały się z jednego końca chmur w drugi, błyskania oświecały całą okolicę to białym, to czerwonym światłem.Przy blaskach ich wyruszał z obozu Krzywonos na czele sześćdziesięciu tysięcy co przedniejszych, wybranych wojowników i czerni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.O to więc proszę, abyście waszmościowie na niego na ochotnika ruszyli, a ja do króla jegomości pisać będę, iż to się stało beze mnie i dla koniecznej obrony naszej przed jego, Wiśniowieckiego, nieżyczliwością i napaścią.Głuche milczenie panowało w zgromadzeniu.Chmielnicki mówił dalej:- Który tedy z waszmościów na ów przemysł wojenny wyjdzie, temu ja wojska dosyć dam, dobrych mołojców, i armatę dam, i ludu ognistego, aby z pomocą bożą niedruga naszego mógł znieść i wiktorię nad nim otrzymać.Ani jeden z pułkowników nie wysunął się naprzód.- Sześćdziesiąt tysięcy wybranego komunika dam! - rzekł Chmielnicki.Cisza.A przecież byli to wszystko nieustraszeni wojownicy, których okrzyki wojenne odbijały się nieraz o mury Carogrodu.I może właśnie dlatego każdy z nich obawiał się utracić zdobytej sławy w spotkaniu ze straszliwym Jeremim.Chmielnicki wodził oczyma po pułkownikach, którzy pod wpływem tego spojrzenia wzrok spuszczali ku ziemi.Twarz Wyhowskiego przybrała wyraz szatańskiej złośliwości.- Znam ja mołojca - rzekł posępnie Chmielnicki - któren by przemówił w tej chwili i od tej wyprawy się nie wybiegał, ale go nie masz między nami.- Bohun! - rzekł jakiś głos.- Tak jest.Zniósł on już regiment Jaremy w Wasiłówce, jeno go poszczerbili w tej potrzebie i leży teraz w Czerkasach, ze śmiercią-matką walczy.A gdy jego nie masz, nikogo nie masz, jak widzę! Gdzie sława kozacka? gdzie Pawluki, Nalewajki, Łobody i Ostranice?Wtem niski, gruby człowiek, z twarzą siną, ponurą, rudym jak ogień wąsem nad skrzywionymi ustami i zielonymi oczyma, powstał z ławy, wysunął się ku Chmielnickiemu i rzekł:- Ja pójdę.Był to Maksym Krzywonos.Okrzyki zabrzmiały: „Na sławu!”, on zaś wsparł się piernaczem w bok i tak mówił chrapliwym, urywanym głosem:- Nie myśl, hetmanie, żeby ja się bał.Ja by od razu się podjął - ale myślał: są lepsi! Ale kiedy tak, to pójdę.Wy co? wy głowy i ręce, a u mnie nie ma głowy, tylko ręce a szabla.Raz maty rodyła! Wojna mnie mać i siostra.Wiśniowiecki reżet i ja budu; on wiszajet i ja budu.A ty mnie, hetmanie, mołojców dobrych daj, bo czernią nie z Wiśniowieckim to poczynać.Tak i pójdę - zamkiw dobuwaty, byty, rizaty, wiszaty! Na pohybel im, biłoruczkym!Drugi ataman wysunął się naprzód- Ja z toboju, Maksym!Był to Pułjan.- I Czarnota hadziacki, i Hładki mirhorodzki, i Nosacz ostręski pójdą z tobą! - rzekł Chmielnicki.- Pójdziemy! - ozwali się jednogłośnie, bo już ich przykład Krzywonosa zachęcił i duch w nich wstąpił.- Na Jaremu! na Jaremu! - zagrzmiały okrzyki w zgromadzeniu.- Koli! koli! - powtórzyło „towarzystwo”, i po pewnym czasie narada zmieniła się w pijatykę.Pułki wyznaczone z Krzywonosem piły na śmierć- bo też i szły na śmierć.Mołojcy sami dobrze o tym wiedzieli, ale już w ich sercach nie było strachu.„Raz maty rodyła” - powtarzali za swym wodzem i dlatego też sobie już nic nie żałowali, jako zwyczajnie przed śmiercią.Chmielnicki pozwalał i zachęcał - czerń szła za ich przykładem.Tłumy zaczęły śpiewać pieśni w sto tysięcy głosów.Rozproszono konie powodowe, które szalejąc po obozie i wzbijając tumany kurzawy wszczęły nieopisany nieład.Goniono je z krzykiem, zgiełkiem i śmiechami; znaczne watahy włóczyły się nad rzeką, strzelały z samopałów, parły się i cisnęły do kwatery samego hetmana, który kazał je wreszcie Jakubowiczowi rozpędzać.Wszczęły się bójki i zamęt, dopóki deszcz ulewny nie zapędził wszystkich pod szałasy i wozy.Wieczorem burza rozhulała się na niebie.Grzmoty przewalały się z jednego końca chmur w drugi, błyskania oświecały całą okolicę to białym, to czerwonym światłem.Przy blaskach ich wyruszał z obozu Krzywonos na czele sześćdziesięciu tysięcy co przedniejszych, wybranych wojowników i czerni [ Pobierz całość w formacie PDF ]