[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Możewybierzemy się na spacer albo na zakupy? Może.- Nie.Obowiązki zatrzymują mnie w szkole przez cały dzień.W dodatkuzbliża się świąteczny koncert, będę więc miała jeszcze inne, dodatkowe zajęcia.Nieponaousladanscmogę prosić o następne wolne popołudnie.A ty.ty masz teraz męża i syna.%7łyjeszw innym świecie.Lepiej zostawić wszystko, jak jest.Edith wyglądała na przygnębioną.- Napiszę do ciebie - powiedziała wreszcie.- Będziesz chyba miała tyleczasu, żeby przeczytać list?- Dziękuję.- Susanna uśmiechnęła się z przymusem.- Ucieszyłyśmy się ogromnie z twojej wizyty - dodała lady Markham.- Niemożesz sobie nawet wyobrazić, jak się o ciebie martwiłam.Miło, że do naszawitałaś.Czy odprowadzi ją pan do szkoły, milordzie?- Ależ oczywiście, madame.Spotkanie z lady Markham i Edith niewiele zmieniło.Susanna najwyrazniejnie chciała się dowiedzieć, co się wydarzyło jedenaście lat temu.Może wystarczajej świadomość, że ojciec jednak do niej napisał? On by się tym nie zadowolił, aleprzecież nie w tym rzecz.Obie panie były najwyrazniej bardzo uradowane i udałosię im chyba przekonać Susannę, że wcale nie była brzemieniem.- Jesteś zadowolona? - spytał, ujmując ją pod ramię.- Tak.Gdybym tam nie poszła, bałabym się wyjść poza próg szkoły zobawy, że się gdzieś na nie natknę.Widzę, że nic się nie zmieniły.Edith jest ładna,prawda? Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa z Morleyem.- Mimo że ty nie będziesz szczęśliwa z kim innym?- Przecież nigdy tego nie żądałam.- I się zaśmiała.Dobrze było znowusłyszeć jej śmiech.Wszystko się skończyło.Mogłaby teraz cieszyć się z zaręczyn.Zamiast tegopowiedziała tylko: Do widzenia".Z własnego wyboru.Gdy szli w milczeniu Great Pulteney Street, zdała sobie sprawę, że przezjakiś czas będzie ją nawiedzać wspomnienie tej wizyty i decyzji, by nie roztrząsaćsprawy treści listów.ponaousladanscDziś rano żywiła jeszcze nadzieję, że rozstaną się po przyjacielsku.Nie miałowielkiego znaczenia to, że go kocha.Byłoby dziwne, gdyby się w nim niezakochała.Postanowiła jednak, że wyleczy się z tej miłości.Nie mogli się przecieżpobrać.Było to nierealne z całego mnóstwa powodów.Wolała go utracić na zawszeniż zawrzeć z nim nieszczęśliwe małżeństwo.Teraz jednak trudno jej było myśleć w tak rozsądny sposób.Może będzie tołatwiejsze za godzinę.Albo dzisiejszej nocy.Albo za tydzień.Za miesiąc.Ale niew tej chwili.- Wyjeżdżam do Londynu z samego rana - powiedział Peter, gdy skręcili wSutton Street i z daleka było już widać szkołę.- Nic dziwnego.W Bath o tej porze roku trudno o atrakcje.- Spędziłem tu kilka miłych dni.- Cieszy mnie to.Rozmawiali jak dwoje uprzejmych, ale całkiem sobie obcych ludzi.- Miło mi było znów cię widzieć.- Mnie też.- Może się jeszcze kiedyś spotkamy.- Może.Zwolnili kroku i zatrzymali się obydwoje, nim skręcili w Daniel Street.-Susanno - odezwał się, nakrywając jej dłoń swoją, chociaż nie odwrócił głowy,żeby na nią spojrzeć.- Zanim odejdę, chciałbym, żebyś wiedziała, że mi na tobiezależy.Byliśmy przyjaciółmi i sądzę, że w jakimś sensie nadal nimi pozostajemy.Lecz gdy tamtego popołudnia w Barclay Court staliśmy się dla siebie kimś więcej,to było prawdziwe.Nie jestem typem mężczyzny, który korzysta z tego, że znalazłsię sam na sam z niedoświadczoną kobietą.Zależało mi wtedy na tobie, zależy mi iteraz.Wiem, że mnie nie chcesz, nie potrzebujesz i potrafisz być szczęśliwa bezemnie.Ale nie jestem ci chyba całkiem obojętny? Pragnąłbym, żebyś to sobieuświadomiła.Och, chyba nigdy jeszcze nie wyrażałem się tak niezręcznie, wponaousladanscdodatku wtedy, gdy wolałbym być wyjątkowo elokwentny i powiedzieć cośgodnego zapamiętania.- Ależ ja cię lubię.Oczywiście, że lubię.I, rzecz jasna, wiele sobie w tobiecenię.Jakże mogłoby być inaczej? Zawsze byłeś miły i uprzejmy.Mnie równieżnie jesteś obojętny.- Ale nie na tyle, żebyś chciała za mnie wyjść?- Nie na tyle.- Aatwiej jej było to powiedzieć, niż wyjaśnić.- Niepasowalibyśmy do siebie.- Może istotnie tak jest.A zatem pożegnajmy się.Wysunęła rękę spod jego ramienia, a wtedy on uścisnął obie jej dłonie takmocno, że o mało nie drgnęła z bólu.Potem uniósł obydwie do warg, spojrzał nanią i się uśmiechnął.- Chłodny dzień listopadowy stał się nagle dzięki tobie cieplejszy ipiękniejszy - powiedział, trawestując pierwsze słowa ich znajomości.- Dziękuję,Susanno.- Och, jakież to wszystko niemądre.I w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób zaczęli się nagle oboje śmiać.- Do widzenia - wykrztusiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Możewybierzemy się na spacer albo na zakupy? Może.- Nie.Obowiązki zatrzymują mnie w szkole przez cały dzień.W dodatkuzbliża się świąteczny koncert, będę więc miała jeszcze inne, dodatkowe zajęcia.Nieponaousladanscmogę prosić o następne wolne popołudnie.A ty.ty masz teraz męża i syna.%7łyjeszw innym świecie.Lepiej zostawić wszystko, jak jest.Edith wyglądała na przygnębioną.- Napiszę do ciebie - powiedziała wreszcie.- Będziesz chyba miała tyleczasu, żeby przeczytać list?- Dziękuję.- Susanna uśmiechnęła się z przymusem.- Ucieszyłyśmy się ogromnie z twojej wizyty - dodała lady Markham.- Niemożesz sobie nawet wyobrazić, jak się o ciebie martwiłam.Miło, że do naszawitałaś.Czy odprowadzi ją pan do szkoły, milordzie?- Ależ oczywiście, madame.Spotkanie z lady Markham i Edith niewiele zmieniło.Susanna najwyrazniejnie chciała się dowiedzieć, co się wydarzyło jedenaście lat temu.Może wystarczajej świadomość, że ojciec jednak do niej napisał? On by się tym nie zadowolił, aleprzecież nie w tym rzecz.Obie panie były najwyrazniej bardzo uradowane i udałosię im chyba przekonać Susannę, że wcale nie była brzemieniem.- Jesteś zadowolona? - spytał, ujmując ją pod ramię.- Tak.Gdybym tam nie poszła, bałabym się wyjść poza próg szkoły zobawy, że się gdzieś na nie natknę.Widzę, że nic się nie zmieniły.Edith jest ładna,prawda? Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa z Morleyem.- Mimo że ty nie będziesz szczęśliwa z kim innym?- Przecież nigdy tego nie żądałam.- I się zaśmiała.Dobrze było znowusłyszeć jej śmiech.Wszystko się skończyło.Mogłaby teraz cieszyć się z zaręczyn.Zamiast tegopowiedziała tylko: Do widzenia".Z własnego wyboru.Gdy szli w milczeniu Great Pulteney Street, zdała sobie sprawę, że przezjakiś czas będzie ją nawiedzać wspomnienie tej wizyty i decyzji, by nie roztrząsaćsprawy treści listów.ponaousladanscDziś rano żywiła jeszcze nadzieję, że rozstaną się po przyjacielsku.Nie miałowielkiego znaczenia to, że go kocha.Byłoby dziwne, gdyby się w nim niezakochała.Postanowiła jednak, że wyleczy się z tej miłości.Nie mogli się przecieżpobrać.Było to nierealne z całego mnóstwa powodów.Wolała go utracić na zawszeniż zawrzeć z nim nieszczęśliwe małżeństwo.Teraz jednak trudno jej było myśleć w tak rozsądny sposób.Może będzie tołatwiejsze za godzinę.Albo dzisiejszej nocy.Albo za tydzień.Za miesiąc.Ale niew tej chwili.- Wyjeżdżam do Londynu z samego rana - powiedział Peter, gdy skręcili wSutton Street i z daleka było już widać szkołę.- Nic dziwnego.W Bath o tej porze roku trudno o atrakcje.- Spędziłem tu kilka miłych dni.- Cieszy mnie to.Rozmawiali jak dwoje uprzejmych, ale całkiem sobie obcych ludzi.- Miło mi było znów cię widzieć.- Mnie też.- Może się jeszcze kiedyś spotkamy.- Może.Zwolnili kroku i zatrzymali się obydwoje, nim skręcili w Daniel Street.-Susanno - odezwał się, nakrywając jej dłoń swoją, chociaż nie odwrócił głowy,żeby na nią spojrzeć.- Zanim odejdę, chciałbym, żebyś wiedziała, że mi na tobiezależy.Byliśmy przyjaciółmi i sądzę, że w jakimś sensie nadal nimi pozostajemy.Lecz gdy tamtego popołudnia w Barclay Court staliśmy się dla siebie kimś więcej,to było prawdziwe.Nie jestem typem mężczyzny, który korzysta z tego, że znalazłsię sam na sam z niedoświadczoną kobietą.Zależało mi wtedy na tobie, zależy mi iteraz.Wiem, że mnie nie chcesz, nie potrzebujesz i potrafisz być szczęśliwa bezemnie.Ale nie jestem ci chyba całkiem obojętny? Pragnąłbym, żebyś to sobieuświadomiła.Och, chyba nigdy jeszcze nie wyrażałem się tak niezręcznie, wponaousladanscdodatku wtedy, gdy wolałbym być wyjątkowo elokwentny i powiedzieć cośgodnego zapamiętania.- Ależ ja cię lubię.Oczywiście, że lubię.I, rzecz jasna, wiele sobie w tobiecenię.Jakże mogłoby być inaczej? Zawsze byłeś miły i uprzejmy.Mnie równieżnie jesteś obojętny.- Ale nie na tyle, żebyś chciała za mnie wyjść?- Nie na tyle.- Aatwiej jej było to powiedzieć, niż wyjaśnić.- Niepasowalibyśmy do siebie.- Może istotnie tak jest.A zatem pożegnajmy się.Wysunęła rękę spod jego ramienia, a wtedy on uścisnął obie jej dłonie takmocno, że o mało nie drgnęła z bólu.Potem uniósł obydwie do warg, spojrzał nanią i się uśmiechnął.- Chłodny dzień listopadowy stał się nagle dzięki tobie cieplejszy ipiękniejszy - powiedział, trawestując pierwsze słowa ich znajomości.- Dziękuję,Susanno.- Och, jakież to wszystko niemądre.I w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób zaczęli się nagle oboje śmiać.- Do widzenia - wykrztusiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]