[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypuszczam, że popielniczkapozostała na miejscu i korzystano z niej wielokrotnie, zanim parazajmująca apartament udała się na spoczynek.Popielniczka musiała siępózniej zsunąć i jeden z żarzących się jeszcze niedopałków podpaliłkanapę.Można przypuszczać, że kopciła się przez ładnych parę godzin,aż wreszcie zajęła się ogniem.Dwoje ludzi, którzy zajmowali tenapartament, zmarło niemal natychmiast po przebudzeniu. Skąd pan to wie? spytał Shane cicho. Dwóch moich ludzi znalazło ich skulonych w sypialni.Nie spłonęli,zadusili się dymem wydzielanym przez gąbkę, którą wypchana byłakanapa.Tworzywo to jest tak łatwopalne, że w okamgnieniu potrafirozprzestrzenić taki pożar, jaki miał pan okazję wczoraj oglądać, panieO'Neill.Płomienie mają tak wysoką temperaturę, że z łatwością wypalajądziurę w betonowej ścianie czy rozsadzają szkło.W procesie spalaniagąbki wydzielają się śmiertelnie trujące gazy: głównie cyjan i tlenekwęgla.Shane słuchał z osłupieniem i zgrozą.Przewiercił wzrokiem LewisaBingleya i wykrzyknął: Przepisy brytyjskie od 1981 roku nie zezwalają na stosowaniegąbkowych obić i materaców.Już rok temu kazałem usunąć to tworzywoz moich hoteli.Skąd zatem wzięło się tutaj?Lewis Bingley bezradnie rozłożył ręce. Pana instrukcje zostały wykonane, panie O'Neill.W naszym hotelu niema gąbki.Jak pan wie, wymieniliśmy wszystkie meble. Słyszał pan, co powiedział komendant Arnold! Kanapa wapartamencie była obita gąbką!Zarządzający hotelem nerwowo przygryzł wargi. Nie rozumiem, jak to się stało.Musiało jakimś cudem ujść naszejuwagi.Widzi pan, prezes Jatty Corporationzatrudnił własnych dekoratorów, to oni umeblowali mu apartament. Czy poinformowano ich o przepisach obowiązujących w naszymhotelu? spytał Shane podniesionym głosem. O, tak.Najwidoczniej jednak zlekceważyli zalecenia.wymamrotał Bingley. Skandal! wybuchnął Shane. A zresztą, waszym obowiązkiembyło sprawdzić, czy wyposażenie odpowiada obowiązującyminstrukcjom. Z trudem hamując wzburzenie, zwrócił się dokomendanta straży pożarnej: Kim byli ludzie, którzy udusili się wtamtym apartamencie? Czy już ich zidentyfikowano? Syn i synowa prezesa Jatty Corporation.Shane chmurnie pokiwałgłową. Słyszeliśmy pana opinię na temat zródła pożaru.A co działo się potem,komendancie? Sądzę, że kolejność wydarzeń była następująca podjął Arnold.Kanapa zajęła się od niedopałka.Gąbka tliła się, a po upływie pewnegoczasu stanęła w płomieniach.Według mojej oceny stało się to okołodziesiątej czterdzieści pięć, ewentualnie dziesiątej pięćdziesiąt.Siła ogniabyła tak wielka, że szyby w oknach popękały w ciągu paru sekund.Niespodziewany dopływ powietrza wzniecił istną falę ognia.Drzwiapartamentu spłonęły w jednej chwili i podsycany tlenem pożarrozprzestrzenił się z huraganową prędkością.Całe piętro stanęło w ogniuw ciągu niespełna piętnastu minut.Shane skinął głową.Był tak wstrząśnięty, że przez chwilę nie mógłwydobyć głosu.Niedbalstwo, myślał.Karygodne, niewybaczalneniedbalstwo.Zawinili zarówno dekoratorzy, jak i zarząd hotelu.Gdybymoi ludzie skontrolowali świeżo urządzony apartament, nie doszłoby dotej całej tragedii.Westchnął niedosłyszalnie.Będzie musiał pociągnąćBingleya do odpowiedzialności. Jedno nie ulega kwestii, panie O'Neill dorzucił Arnold. Panazabezpieczenia przeciwpożarowe są najwyż-szej próby.Detektory dymu, zraszacze i wyjścia awaryjne dziaiaiybezbłędnie.Gdyby nie zainstalował pan tak dobrych urządzeń, miałbypan tu teraz jedną wielką trupiarnię. Ciarki mnie przechodzą w tym pokoju powiedział Jason.Shane podniósł na niego zdziwione spojrzenie. Przygnębia mnie jakoś.Tak tu ponuro, pusto.%7łaluzje pozaciągane,oświetlenie jakieś ciemne. Jason krytycznym okiem zlustrował dopołowy opróżnioną butelkę po whisky widoczną na stoliku. Pić wbiały dzień, to niepodobne do ciebie, Shane. Jestem trzezwy jak świnia.Ale jeśli już chcesz znać prawdę, mamcholerną ochotę zalać się w trupa.Jason zacmokał z dezaprobatą. Dostałeś niezle po głowie, bracie.Nie ma co gadać.Ale przecież niejesteś szczeniakiem.Wiesz, że takie rzeczy się zdarzają. Nie mogę uwierzyć, że wszystko się spaliło zaczął Shane i urwał wpół słowa.Poderwał się i zaczął niespokojnie przebiegać pokój tam i z powrotem,jak ostatnio miał w zwyczaju. Niedbalstwo! Zwykłe, cholerne niedbalstwo! parsknął zwściekłością. Jeśłi nie stoję im nad głową cały dzień, zaczynająnawalać. Nie powinieneś zajmować się biznesem, jeśli jesteś taki miękki.Stresy, ciągłe stresy na tym polega ten fach, bracie.Ale nie myśl, że cięnie rozumiem.Ten pożar to piekielna tragedia.Wcale się nie dziwię, żejesteś wściekły. Płacę im najwyższe stawki, dostają premie, darmowe wakacje dla całejrodziny i Bóg wie co jeszcze, a ci idioci nie mogą sprawdzić mebli wjednym cholernym pokoju.To zbrodnia, Jason.Zbrodnia! krzyczałShane. Wiesz równie dobrze jak ja, że nigdy nie doszłoby do pożaru,gdyby te matoły pilnowały tego, co do nich należy.Ci biedni ludzieżyliby, gdyby nie beztroska mojego zarządzającego.Ta myśl doprowadzamnie do szału.Tyle cierpień i bólu, zupełnie niepotrzebnie.A ja rzeczjasna, będę mieć na karku pozwy sądowe, prawników i agentówtowarzystw ubezpieczeniowych.Teraz ci znowu mają zamiar zacząćwłasne dochodzenie. No cóż, tego należało się spodziewać zauważył Jason. Wiesz otym.I tak dojdą do tego samego wniosku co Arnold.Słuchaj, nie widzępowodu, czemu nie miałbyś się od razu zabrać za odbudowę.Architekcimogliby już przygotować wstępne szkice. Nie wiem, czy go odbuduję.Jason spojrzał z osłupieniem._Nie wiesz, czy.Przecież musisz odbudować hotel,Shane! Jesteś to winien swojemu dziadkowi.A przede wszystkimsamemu sobie.Shane nie odpowiedział.Opadł ciężko na kanapę i ścisnął czoło gestempełnym znużenia i rozpaczy.Jason przyjrzał mu się z nagłym zaniepokojeniem.Nigdy jeszcze niewidział Shane'a w takim stanie: nieogolonego, rozczochranego,paradującego w piżamie i szlafroku w samo południe.Co się dzieje z tymichłopakami? Najpierw Philip rozsypuje się kompletnie po śmierciMaddy, a teraz znowu ten histeryzuje jak baba.Czyżby młode pokoleniew ogóle nie miało jaj?Jason odchrząknął głośno. Daisy nie mogła się z tobą dogadać przez telefon.Odpowiadałeś jej takburkliwie, że kazała mi sprawdzić, co się z tobą dzieje.Zaprasza cię donas na kolację.Shane uniósł głowę i potrząsnął nią przecząco._Mam robotę ze złością szurnął plikiem teczek leżących na stoliku.Muszę się uporać z tymi papierzyskami.Wszystko w sprawie pożaru. Dzisiaj sobota.Przecież musisz kiedyś zrobić sobie przerwę.Ale, ale.Gdzie się właściwie podziewa Philip? Nie mam pojęcia, Jasonie.Wybacz, ale naprawdę nie mam teraz głowyuganiać się za nim.Mam dość własnych problemów. Tak, rozumiem to.Dlatego właśnie chcemy, żebyś przyjechał do nasna kolację.Dobrze ci zrobi, jeśli się na chwilę oderwiesz. Nie, wolę być sam.Tak będzie naprawdę najlepiej, mam huk roboty.Poza tym muszę sobie wszystko przemyślec. Wiesz, że możesz przyjechać, jeśli zmienisz zdanie Tak.Dzięki, Jasonie.Shane sięgnął po butelkę i nalał sobie kolejną szklankę szkockiej.Smętnie kiwając głową, Jason wyszedł do hallu i cicho opuściłapartament [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Przypuszczam, że popielniczkapozostała na miejscu i korzystano z niej wielokrotnie, zanim parazajmująca apartament udała się na spoczynek.Popielniczka musiała siępózniej zsunąć i jeden z żarzących się jeszcze niedopałków podpaliłkanapę.Można przypuszczać, że kopciła się przez ładnych parę godzin,aż wreszcie zajęła się ogniem.Dwoje ludzi, którzy zajmowali tenapartament, zmarło niemal natychmiast po przebudzeniu. Skąd pan to wie? spytał Shane cicho. Dwóch moich ludzi znalazło ich skulonych w sypialni.Nie spłonęli,zadusili się dymem wydzielanym przez gąbkę, którą wypchana byłakanapa.Tworzywo to jest tak łatwopalne, że w okamgnieniu potrafirozprzestrzenić taki pożar, jaki miał pan okazję wczoraj oglądać, panieO'Neill.Płomienie mają tak wysoką temperaturę, że z łatwością wypalajądziurę w betonowej ścianie czy rozsadzają szkło.W procesie spalaniagąbki wydzielają się śmiertelnie trujące gazy: głównie cyjan i tlenekwęgla.Shane słuchał z osłupieniem i zgrozą.Przewiercił wzrokiem LewisaBingleya i wykrzyknął: Przepisy brytyjskie od 1981 roku nie zezwalają na stosowaniegąbkowych obić i materaców.Już rok temu kazałem usunąć to tworzywoz moich hoteli.Skąd zatem wzięło się tutaj?Lewis Bingley bezradnie rozłożył ręce. Pana instrukcje zostały wykonane, panie O'Neill.W naszym hotelu niema gąbki.Jak pan wie, wymieniliśmy wszystkie meble. Słyszał pan, co powiedział komendant Arnold! Kanapa wapartamencie była obita gąbką!Zarządzający hotelem nerwowo przygryzł wargi. Nie rozumiem, jak to się stało.Musiało jakimś cudem ujść naszejuwagi.Widzi pan, prezes Jatty Corporationzatrudnił własnych dekoratorów, to oni umeblowali mu apartament. Czy poinformowano ich o przepisach obowiązujących w naszymhotelu? spytał Shane podniesionym głosem. O, tak.Najwidoczniej jednak zlekceważyli zalecenia.wymamrotał Bingley. Skandal! wybuchnął Shane. A zresztą, waszym obowiązkiembyło sprawdzić, czy wyposażenie odpowiada obowiązującyminstrukcjom. Z trudem hamując wzburzenie, zwrócił się dokomendanta straży pożarnej: Kim byli ludzie, którzy udusili się wtamtym apartamencie? Czy już ich zidentyfikowano? Syn i synowa prezesa Jatty Corporation.Shane chmurnie pokiwałgłową. Słyszeliśmy pana opinię na temat zródła pożaru.A co działo się potem,komendancie? Sądzę, że kolejność wydarzeń była następująca podjął Arnold.Kanapa zajęła się od niedopałka.Gąbka tliła się, a po upływie pewnegoczasu stanęła w płomieniach.Według mojej oceny stało się to okołodziesiątej czterdzieści pięć, ewentualnie dziesiątej pięćdziesiąt.Siła ogniabyła tak wielka, że szyby w oknach popękały w ciągu paru sekund.Niespodziewany dopływ powietrza wzniecił istną falę ognia.Drzwiapartamentu spłonęły w jednej chwili i podsycany tlenem pożarrozprzestrzenił się z huraganową prędkością.Całe piętro stanęło w ogniuw ciągu niespełna piętnastu minut.Shane skinął głową.Był tak wstrząśnięty, że przez chwilę nie mógłwydobyć głosu.Niedbalstwo, myślał.Karygodne, niewybaczalneniedbalstwo.Zawinili zarówno dekoratorzy, jak i zarząd hotelu.Gdybymoi ludzie skontrolowali świeżo urządzony apartament, nie doszłoby dotej całej tragedii.Westchnął niedosłyszalnie.Będzie musiał pociągnąćBingleya do odpowiedzialności. Jedno nie ulega kwestii, panie O'Neill dorzucił Arnold. Panazabezpieczenia przeciwpożarowe są najwyż-szej próby.Detektory dymu, zraszacze i wyjścia awaryjne dziaiaiybezbłędnie.Gdyby nie zainstalował pan tak dobrych urządzeń, miałbypan tu teraz jedną wielką trupiarnię. Ciarki mnie przechodzą w tym pokoju powiedział Jason.Shane podniósł na niego zdziwione spojrzenie. Przygnębia mnie jakoś.Tak tu ponuro, pusto.%7łaluzje pozaciągane,oświetlenie jakieś ciemne. Jason krytycznym okiem zlustrował dopołowy opróżnioną butelkę po whisky widoczną na stoliku. Pić wbiały dzień, to niepodobne do ciebie, Shane. Jestem trzezwy jak świnia.Ale jeśli już chcesz znać prawdę, mamcholerną ochotę zalać się w trupa.Jason zacmokał z dezaprobatą. Dostałeś niezle po głowie, bracie.Nie ma co gadać.Ale przecież niejesteś szczeniakiem.Wiesz, że takie rzeczy się zdarzają. Nie mogę uwierzyć, że wszystko się spaliło zaczął Shane i urwał wpół słowa.Poderwał się i zaczął niespokojnie przebiegać pokój tam i z powrotem,jak ostatnio miał w zwyczaju. Niedbalstwo! Zwykłe, cholerne niedbalstwo! parsknął zwściekłością. Jeśłi nie stoję im nad głową cały dzień, zaczynająnawalać. Nie powinieneś zajmować się biznesem, jeśli jesteś taki miękki.Stresy, ciągłe stresy na tym polega ten fach, bracie.Ale nie myśl, że cięnie rozumiem.Ten pożar to piekielna tragedia.Wcale się nie dziwię, żejesteś wściekły. Płacę im najwyższe stawki, dostają premie, darmowe wakacje dla całejrodziny i Bóg wie co jeszcze, a ci idioci nie mogą sprawdzić mebli wjednym cholernym pokoju.To zbrodnia, Jason.Zbrodnia! krzyczałShane. Wiesz równie dobrze jak ja, że nigdy nie doszłoby do pożaru,gdyby te matoły pilnowały tego, co do nich należy.Ci biedni ludzieżyliby, gdyby nie beztroska mojego zarządzającego.Ta myśl doprowadzamnie do szału.Tyle cierpień i bólu, zupełnie niepotrzebnie.A ja rzeczjasna, będę mieć na karku pozwy sądowe, prawników i agentówtowarzystw ubezpieczeniowych.Teraz ci znowu mają zamiar zacząćwłasne dochodzenie. No cóż, tego należało się spodziewać zauważył Jason. Wiesz otym.I tak dojdą do tego samego wniosku co Arnold.Słuchaj, nie widzępowodu, czemu nie miałbyś się od razu zabrać za odbudowę.Architekcimogliby już przygotować wstępne szkice. Nie wiem, czy go odbuduję.Jason spojrzał z osłupieniem._Nie wiesz, czy.Przecież musisz odbudować hotel,Shane! Jesteś to winien swojemu dziadkowi.A przede wszystkimsamemu sobie.Shane nie odpowiedział.Opadł ciężko na kanapę i ścisnął czoło gestempełnym znużenia i rozpaczy.Jason przyjrzał mu się z nagłym zaniepokojeniem.Nigdy jeszcze niewidział Shane'a w takim stanie: nieogolonego, rozczochranego,paradującego w piżamie i szlafroku w samo południe.Co się dzieje z tymichłopakami? Najpierw Philip rozsypuje się kompletnie po śmierciMaddy, a teraz znowu ten histeryzuje jak baba.Czyżby młode pokoleniew ogóle nie miało jaj?Jason odchrząknął głośno. Daisy nie mogła się z tobą dogadać przez telefon.Odpowiadałeś jej takburkliwie, że kazała mi sprawdzić, co się z tobą dzieje.Zaprasza cię donas na kolację.Shane uniósł głowę i potrząsnął nią przecząco._Mam robotę ze złością szurnął plikiem teczek leżących na stoliku.Muszę się uporać z tymi papierzyskami.Wszystko w sprawie pożaru. Dzisiaj sobota.Przecież musisz kiedyś zrobić sobie przerwę.Ale, ale.Gdzie się właściwie podziewa Philip? Nie mam pojęcia, Jasonie.Wybacz, ale naprawdę nie mam teraz głowyuganiać się za nim.Mam dość własnych problemów. Tak, rozumiem to.Dlatego właśnie chcemy, żebyś przyjechał do nasna kolację.Dobrze ci zrobi, jeśli się na chwilę oderwiesz. Nie, wolę być sam.Tak będzie naprawdę najlepiej, mam huk roboty.Poza tym muszę sobie wszystko przemyślec. Wiesz, że możesz przyjechać, jeśli zmienisz zdanie Tak.Dzięki, Jasonie.Shane sięgnął po butelkę i nalał sobie kolejną szklankę szkockiej.Smętnie kiwając głową, Jason wyszedł do hallu i cicho opuściłapartament [ Pobierz całość w formacie PDF ]