[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nogi szybko się męczą.Nie powinnam chyba podejmować takich wypraw, ale to wielka pokusa móc zobaczyć piękne budowie, wspaniałe umeblowanie wnętrza oraz znakomite obrazy.- I ogrody - uzupełniła Anthea.- Lubi pani ogrody, prawda?- Tak.Ogrody lubię najbardziej.Przeczytawszy opis trasy w folderze, z niecierpliwością czekam na wspaniałe ogrody przy zabytkowych dworach, które mamy jeszcze zobaczyć - panna Marple rozpromieniła się.Atmosfera była na pozór miła i swobodna.Panna Marple zastanawiała się jednak, dlaczego wyczuwała jakieś napięcie, jakby sztuczność w zachowaniu.Ale co właściwie rozumiała przez ”sztuczność”? Rozmowa przebiegała stosownie do okoliczności i dotyczyła spraw banalnych.Wszystkie rozmówczynie ograniczały się do konwencjonalnych, uprzejmych uwag.Trzy siostry.Panna Marple powróciła do swoich literackich skojarzeń.Dlaczego trójki mają w sobie coś tajemniczego i złowieszczego? Trzy siostry jak trzy wiedźmy z Makbeta.Właściwie to bardzo dalekie i zupełnie nieuzasadnione skojarzenie, ale.Panna Marple zawsze uważała, że reżyserzy teatralni w niewłaściwy sposób przedstawiają te Szekspirowskie postaci.Pewna inscenizacja wydała jej się całkowicie absurdalna.Wiedźmy wyglądały jak dziwaczne kreatury - miały śmieszne, wielkie kapelusze, machały przez cały czas skrzydłami, tańczyły i pląsały po scenie.Pamiętała, co powiedziała wtedy do siostrzeńca, który zaprosił ją na przedstawienie:- Wiesz Raymondzie, gdybym kiedykolwiek reżyserowała tę świetną sztukę, przedstawiłabym trzy wiedźmy zupełnie inaczej.Byłyby zwyczajnymi kobietami, starymi Szkotkami.Nie tańczyłyby i nie pląsały, tylko spoglądały na siebie chytrze.Pod pozorem zwyczajności skrywałaby się cała groza sytuacji.Panna Marple zjadła ostatni kęs śliwkowego ciasta i spojrzała przez stół na Antheę.Przeciętna, trochę zaniedbana i roztrzepana kobieta o dosyć nieokreślonej urodzie.Dlaczego więc - wyczuwała w niej coś groźnego?- To efekt mojej wybujałej fantazji - powiedziała do siebie.- Nie powinnam tak myśleć.Po lunchu Anthea oprowadziła ją po ogrodzie.Oczom panny Marple przedstawił się dosyć żałosny widok.Kiedyś był to zwyczajny, wiktoriański ogród - dobrze utrzymany, choć może nienadzwyczajnie ładny, z licznymi krzewami, alejami wawrzynu, zadbanymi trawnikami i ścieżkami.Ogródek warzywny wielkości półtora akra wydawał się stanowczo zbyt duży na dzisiejsze potrzeby trzech sióstr, dlatego jego nie uprawiana część była zarośnięta chwastami.Większość kwietników porastał niskopienny czarny bez.Panna Marple ledwie się powstrzymała, aby nie powyrywać rosnących wszędzie pędów powoju.Długie włosy Anthei trzepotały na wietrze, który od czasu do czasu wyrywał z nich szpilkę i rzucał na ścieżkę lub trawę.Jej głos lekko drżał, gdy mówiła:- Przypuszczam, że pani ma bardzo ładny ogród.- Och, raczej niewielki - odrzekła panna Marple.Szły ścieżką porośniętą trawą i zatrzymały się na jej końcu, naprzeciw małego pagórka usypanego przy? murze.- Nasza szklarnia - powiedziała Anthea ponuro.- Ach, to tam rosła ta wspaniała winorośl.- Trzy odmiany: Black Hamburg, piękny muszkatel i jeszcze taka winorośl o bardzo małych i słodkich owocach.- I heliotrop - podpowiedziała panna Marple.- Heliotrop liliowy - uściśliła Anthea.- Oczywiście, liliowy.Pięknie pachnie.Czy w szklarnię uderzyła może jakaś bomba?- Ależ nie, w tej okolicy było całkiem spokojnie.Niestety, szklarnia rozpadła się ze starości.Nie zajmowałyśmy się nią przez wiele lat, brakowało pieniędzy na naprawy i odbudowę.Zresztą i tak nie stać by nas było na jej utrzymanie.Po prostu pozwoliłyśmy, żeby zniszczała.Nic nie dało się zrobić.A teraz, jak pani widzi, wszystko całkowicie zarosło.- Rzeczywiście.A właściwie co za roślina tu rośnie?- Ach, nic nadzwyczajnego.Nie pamiętam nawet nazwy.- Anthea zastanowiła się.- Zaczyna się na ”p”.Chyba Poły, Poły coś-tam.- Zdaje się, że ja pamiętam.Polygonum baldscliuanicum.Wyjątkowo szybko rośnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl